|
|
Anonymous To jedna z form, widowiskowa i niebłacha.
Inna to propagandowa. Np. propagowanie w wersji soft, nie wiem czy zaliczyć tu Dni Smoka w Krakowie, ale magie i Harry Potery już tak.
Sami jesteśmy szatanistami jak czynimy zło.
Z oglądu świata wnioskuję jednak o istnieniu szatanistów poważnych - czcicieli diabła u władzy. Możliwe, że mam negatywne nastawienia do stowarzyszeń tajnych i przypisuję im złe intencje, ponieważ władza i pieniądz w rękach elit zawsze będą się kryły przed jawnością. Uderza jednak niewidzialna siła koordynacji tendencji politycznych i gospodarczych, (rewolucja ze smartfonów, która obala władze, eskalacja migracji przez przemytników, "organizacje humanitarne" i władze Niemiec np.), marionetkowość władzy oficjalnej, spektakle propagandowe (premierzy w Izraelu to sami przestępcy albo ofiary sądownictwa, przyznawanie się celebrytów holywoodzkich do tzw. molestowania sprzed ćwierćwieku przypomina procesy w sowieckiej Rosji). Dużo tego. Masoneria to już przeżytek, więc ktoś tym kręci.
|
|
|
jazgdyni Ależ wierzę, wierzę w idiotów. Pełno ich i różnie się lubią nazywać. Po prostu durnie, jak wyznawcy Zielonego Spagetti. |
|
|
Anonymous A nie wierzysz w istnienie szatanistów? |
|
|
jazgdyni Ty tak na serio? |
|
|
Anonymous @OLI Dziękuję za podsumowanie wpływu globalizacji i unijnego zamordyzmu na rolnictwo.
"Zachowała trochę nasion z tych dyń, które wyhodowała i zasadziła je w następnym roku. To coś, co wzeszło, pomimo starannej pielęgnacji nawet nie chciało rosnąć, z trudem wyglądało na dynię. Pokazały się pojedyncze kwiaty i jeszcze mniej liczne karłowate i nieforemne owoce. Na tym właśnie polega szatańska pułapka Monsanto: mutanty roślinne i patenty na materiał genetyczny."
To jest strzał w dziesiątkę. To doświadczenie jest dowodem w sprawie o intencje szataniazmu. Głód poprzez monopol na produkcję żywności.
Gdy nie będzie dostępu nasion, ani do zwierząt zdolnych się reprodukować, będziemy zdani na łaskę i niełaskę. Nie będzie kartek na mięso, bo przydział będzie paperless - na czipa. Oczywiście wszystko darmo, bo cashless.
Nawiasem mówiąc skoro mozna kontrolować rozmnażanie roślin i zwierząt to wystarczy się rozejrzeć by zobaczyć kontrolę populacji ludzkiej - jawną. W kolejnym kroku pojawia się refleksja czy nie ma kontroli niejawnej. Czy spadek płodności młodych wykształconych z wielkich miast jest tylko uboczną konsekwencją jedzenia z worków foliowych i opisanej przez Panią globalizacji rolnictwa, czy jest coś więcej? |
|
|
jazgdyni Droga OLI!
Na przemyśle rolniczym się kompletnie nie znam. W sensie upraw wielkoobszarowych i farm przemysłowych. Nikt też z przodków nie był rolnikiem, więc nie mam tego we krwi. Lecz znam się na żarciu. Właśnie jutro będzie otwarcie kolejnej gastronomii - delikatesów. Osobiście, organoleptycznie i kontrolując surowce i technologie, sprawdzaliśmy oferowane półprodukty. Więc proszę mnie tu nie pouczać płynnymi, czy aerozolowymi ekstraktami wędzonki. Wszystko, czego się dotykam, wędzone jest tradycyjnie, marynaty też, a nawet drewno używane do wędzenia. Bo ma to znaczenie. Jedynym w pewnym sensie substytutem, który sprowadzam ze Stanów, jest hickory salt (sól hikorowa), używana od stuleci w USA (m.in). I jest to produkt kompletnie naturalny, bo sól przez 14 dni wędzi się w dymie z drewna hikorowego (drzewo hikorowe, ma PL nazwę, orzesznik i rzeczywiście jest nieco, jak orzech włoski). Tak samo, jak wędliniarze, również piekarze oferują swoje produkty, niczego nie ukrywając. Przedwczoraj mój wspólnik spędził w nocy trzy godziny, od 3 do 6 by obserwować proces i składniki wytwarzanych bułek. W tych dwóch kategoriach - wędliny i pieczywo, jest już taka konkurencja, że mamy produkty na najwyższym. światowym poziomie. Sery niestety nie nadążają. Kiedyś fantastyczny Koryciński, jak zrobił się popularny, to się zepsuł, z oscypkami nie wiadomo co się dzieje, a reszta dopiero się krystalizuje.
Jako wyśmiewany optymista, jestem przekonany, że jak już na prawdę ludzie zaczną się bogacić, to nie dadzą sobie wciskać kitu na Rundapie i made by Monsanto. Zawsze byliśmy wybredni i lubimy dobrze zjeść.
A, że pod Rzeszowem jest jak jest, to dlatego, że UE najbardziej by chciało, żeby polskie rolnictwo zupełnie padło. Bo mimo głodu na świecie, w Europie jest nadprodukcja żywności, a nasze towary są bardzo konkurencyjne. Co już osiągneliśmy? Najwyższa jakość i pierwsze miejsce w truskawkach, jabłkach,kwiaty gerbery i poinsecja. W ziemniakach chyba też jesteśmy najlepsi, ale tu dużo jest międzynarodowych koncernów.
Z nikim nie będę się sprzeczać, że Europa chce zniszczyć, bądź tylko podporządkować polskie rolnictwo. Ja czekam i patrzę. Jak na jesieni zobaczę, że kopiemy przekop przez Mierzeję, a w 2020, że rozpoczęto Baltic Pipe z Danii do Polski, to będę wiedział, że się nie damy szubrawcom i krwiopijcom.
Pozdrawiam |
|
|
smieciu Dokładnie OLI. Człowiek z miasta wyjrzy za płot zobaczy te parę krów i kur i wydaje mu się że widzi sielską wiejską rzeczywistość. Bo przecież krowy i kury wciąż są...
Ale kto wie czy kiedyś jego dziecko już ich nie zobaczy i nie będzie widzieć w tym nic nadzwyczajnego. Ot polska wieś, taka jaka powinna być. |
|
|
OLI Do @jazgdyni raz jeszcze. Bardzo to optymistyczne, że są jeszcze producenci dobrych wędlin. Na pana miejscu jednak bym się upewniła, czy one są naprawdę wędzone. Bo zgodnie z unijnymi dyrektywami dym truje, w przeciwieństwie do "wędzenia" przy pomocy sprayu oraz kąpieli w "dymowej" miksturze. Osobna rzecz - to żywienie świń. Znajomy hodowca amator (hodujący pod indywidualne zamówienia po kilka - kilkanaście sztuk trzody) - nie karmi ich już tradycyjnym sposobem. Zwierzęta są żywione granulatami, koncentratami polewanymi woda w korycie. Tradycyjne żywienie trzody wykasowało się samo - nie ma możliwości uprawy ziemniaka, od kiedy na uprawnych polach rządzą coraz liczniejsze stada dzików, i nie pomaga na tę plagę nawet grodzenie profesjonalną siatką leśną - kamery zamontowane przez miejscowego bonzę uchwyciły scenkę, jak największy w stadzie dzik podnosi na ryju siatkę, przez powstałą lukę przechodzą mniejsze osobniki, a na końcu sam dowódca.
W sąsiedniej gminie też mieliśmy producenta dobrych, naturalnych wędlin. Tak długo nękano go kontrolami i karami, aż się złamał i dostosował do CE.
A Monsanto i Roundup to jest niestety także już nasza rzeczywistość. Roundupem są "dojrzewane" na komendę takie uprawy, jak : zboża, rzepak, cebula, grochy i fasole, gryka.
Mutantami są: pszenica, proso, większość odmian ziemniaka, kukurydza, dynie (również te dodawane przez Gerbera do żywności dla dzieci), oraz duża część warzyw.
Znajoma uprawiała dynię dla Gerbera, z powierzonego materiału siewnego - plony były niesamowite. Zachowała trochę nasion z tych dyń, które wyhodowała i zasadziła je w następnym roku. To coś, co wzeszło, pomimo starannej pielęgnacji nawet nie chciało rosnąć, z trudem wyglądało na dynię. Pokazały się pojedyncze kwiaty i jeszcze mniej liczne karłowate i nieforemne owoce. Na tym właśnie polega szatańska pułapka Monsanto: mutanty roślinne i patenty na materiał genetyczny. Jeszcze pamiętam czasy, kiedy to każdy zbierał samodzielnie nasiona ogórków, pomidorów, dyń. Sadziło się je w następnym roku, a one owocowały i powtarzały cechy. Podobno na ścianie wschodniej oraz na Ukrainie zachował się ten zwyczaj i tam jeszcze stare dobre odmiany się zachowały.
Dopóki nie wiemy, co jemy, ma prawo nam smakować. |
|
|
OLI Szanowny panie @jazgdyni. Potrafię podać więcej optymistycznych przykładów. Taka np. Karolina Wajda ma ranczo, w którym hoduje z dużymi sukcesami bardzo mądre kury, kozy i inny żywy inwentarz. W miejscowości, gdzie mieszkam dwie emerytowane nauczycielki wciąż hodują po jednej krowie i kilkadziesiąt kur. Na produkty mają zbyt- co dzień rano na kracie ogrodzenia zawisają bańki na mleko i wytłaczanki na jajka, które to produkty nabywają od nich sąsiedzi, a nawet jakieś ekskluzywne cukiernie.
Tylko, że to nie ma żadnego wpływu na nędzny obraz przemysłowej produkcji żywności, tej żywności, która jest spasana przez ludność tubylczą via struktury służące jej masowej dystrybucji. Z moich okien widać coś całkiem innego, niż z pańskich, 15 km od centrum Gdyni, jak pan pisze. Z okolicznych wzgórz wieczorem widać łunę od bijącą od rzęsiście oświetlonego Rzeszowa, stolicy Podkarpacia. Pracowitego Podkarpacia, onegdaj producenta żywności, zagłębia produkcji roślinnej i zwierzęcej. Tam, gdzie rosły zboża, ziemniaki, buraki cukrowe i plantacje warzyw - dziś szumi samosiejka brzozy i olchy, a rolnikom wypłaca się dopłaty za koszenie ugorów i pielęgnację nasadzonych lasów.
Te dwie ocalałe krowy, o których pisałam powyżej - owszem, one jeszcze widzą światłość Bożą, ale już jej praktycznie nie ogląda stado znajomego producenta mleka z sąsiedniej gminy, wszystko zgodnie z narzuconymi przez UE procedurami i przepisami. Żeby było bardziej tragicznie, producent ów odstawia wyprodukowane mleko, ale wara mu od skosztowania smaku mięsa hodowanej przez siebie krowy czy cielęcia. Cielę jest znane systemowi od chwili zapłodnienia i zniknąć z systemu nie może. Chcąc spróbować własnej cielęciny, musiałby 1. zacząć od weterynarza, zapłacić za badanie, opinię i sporządzenie papierów do rzeźni 2. wynająć samochód do przewozu żywca 3. zapłacić za profesjonalny ubój w rzeźni 4. wynająć samochód po przewozu mięsa. Policzył, i wyszło mu, że nie opłaca się tej cielęciny jeść.
W jego farmie produkującej mleko na skalę przemysłową zdarzyło się, że krowa po wycieleniu nie wstała na tylne nogi, co się zdarza, bo do inseminacji często używa się materiału pobranego od mięsnych bydlęcych mutantów. Krowę podwieszono na pasach, bo istniała szansa, że wyzdrowieje. Krowa na tyle przyszła do siebie, że jadła, piła, dawała mleko, ale o chodzeniu należało zapomnieć. Właściciel wymyślił to, co w takiej sytuacji zawsze robili rolnicy: zwierzę oprócz tego, że nie chodziło, było zdrowe, więc należy je zabić i napełnić zamrażarkę. Okazało się, że nie może tego zrobić. Po pierwsze - procedury takie, jak przy cielęciu, punkt 1 i 2 . Dalej było już tylko gorzej - odstawić by to zwierzę musiał jako żywą padlinę do utylizacji, rzeźnia i pozyskanie mięsa nie wchodziło w rachubę. Ostatecznie system został pokonany, Polacy mają wszak duże doświadczenie w oszukiwaniu okupanta, co się sprawdzało i w czasie hitlerowskiej okupacji, i w czasie komunizmu.
|
|
|
jazgdyni Droga Danusiu!!
...mam mały kryzys pt "POCOJATOWŁAŚCIWIEWPUŚCIŁAM".
No właśnie... Też piszę emocjonalnie. Mimo tego, staram się ważyć słowa. Jakieś poczucie odpowiedzialności trzeba mieć, gdy mówi się do tysięcy ludzi.
Wszystko, co napisałaś, to mniej więcej prawda. Nawet więcej. Przekonany jestem, że pytanie, czy z Unią nam po drodze jest nieadekwatne, bo obserwując już 14-letnie poczynania, widzę, że Unia, dosyć świadomie nas niszczy, gospodarkę, rolnictwo, tylko po to, byśmy nie stali się konkurencją dla "starych" krajów Europy.
Lecz to jeszcze nie koniec. Jeszcze mamy szansę walczyć i zatrzymać złe procesy. A twój wpis jest katastroficzny - już po nas panowie. Czytający sobie przemyśli i wywnioskuje, że polskie władze świadomie dają się łupić szubrawcom z Brukseli. Szczególnie jak im się podrzuci hity histeryków - Monsanto i Rundup.
Po poprzedniku, który lubił być odgrodzony od całego piękna kraju, przystrzygłem żywopłot dosyć sporo i jakiż to mam wspaniały widok. Nagle ukazało się gospodarstwo sąsiada, chłopa, a jakże, który jest przemiłym i wesołym człowiekiem, bo życie mu się ułożyło, jak mógł sprzedać nieco swych malowniczych ziem i pozostać na ojcowiźnie i kontynuować tradycję. Tuż za żywopłotem po sadzie chodzą i dziobią kury, a ich szef Kogucki, budzi mnie o świcie, nieco dalej na łące trawę skubie ten nasz, nie arabski, typowy polski konik. Gospodarz czasem go zaprzęga do klasycznej furmanki, jak chce rozrzucić gnój na polu, choć ma nowoczesny traktor i przyczepy. Oprócz koguta, rano słyszę krowę, żądającą obsługi. Wczoraj, jak codzień pasła się na łące, a popijała sobie prosto z rzeczki Kaczej. Nie ma Monsanto i Rundupu. Jest cudnie! 15 km od centrum Gdyni.
To, o czym piszesz, to raczej obraz wielkich farm produkcyjnych, które, na dodatek, nie są w polskich rękach. Gdyby PIS natychmiast w 2015 nie zablokował sprzedaży ziemi, to pewnie te wielkie farmy byłyby już dominujące w polskim rolnictwie.
Lubię polskie wędliny. Są najlepsze na świecie. Ani włoskie, hiszpańskie, czy niemieckie im nie dorównują. Lecz nigdy nie kupuję już wyrobów Morlin, czy Sokołowa, bo to już niepolskie. A jakich cudów dokonują, by szynka była taka różowiutka, to nie wiem. I nie chcę wiedzieć. Rodzinny, niedaleki sklep, który przetrwał, a nawet się rozrósł, mimo trzech Biedronek, Lidla i pięciu Żabek obok, codziennie mi oferuje kolekcję polskich wędlin z małych, lokalnych wędzarni. Co oni potrafią zrobić. Tak, jak piekarze, gdzie jest silna konkurencja.
Czyli... do katastrofy jeszcze daleko, a jak będziemy czujni i waleczni, to wygramy z tym europejskim świństwem.
Serdecznie pozdrawiam |