Obecne władze w trosce o jakość debaty publicznej chcą uregulować dostęp do zawodu dziennikarza wprowadzając obowiązek uzyskania przez publikujących uprawnień przed specjalną komisją. Koncesjonowanie dostępu do jakiegokolwiek zawodu eliminuje przede wszystkim działanie wolnego rynku, nawet tego szczątkowego. Za ponurych czasów komuny nie można było na przykład nie mając uprawnień artysty plastyka zorganizować prywatnej wystawy obrazów czy rzeźb. A kto był według komunistycznych kryteriów artystą? Przede wszystkim absolwent Akademii Sztuk Pięknych. Wśród studentów Akademii Sztuk Pięknych rejestrowano wówczas zdecydowaną nadreprezentację potomstwa czerwonej burżuazji, a lista przyjęć była podobno ustalana na wiele lat przed egzaminem. Istniał jednak Inny sposób uzyskania uprawnień artystycznych, w tym uprawnień do korzystania z przywilejów przysługujących członkom Związku Artystów Plastyków. Najistotniejszym z nich było prawo do organizowania wystaw, ale liczyły się również stypendia, zapomogi, przydział pracowni oraz ulgowe wczasy w domach pracy twórczej. Aby zostać artystą należało przedstawić swoje prace specjalnej komisji działającej przy Ministerstwie Kultury i Sztuki. Członkami tej komisji byli przede wszystkim urzędnicy a ich rozumienie sztuki pozostawiało niestety wiele do życzenia. Poza tym w pracach tej komisji uczestniczyli wykładowcy Akademii Sztuk Pięknych. Trudno oczekiwać aby beneficjenci niemałych przywilejów artystycznych ochoczo dopuszczali do swego ekskluzywnego grona niepożądanych konkurentów. Osobiście kibicowałam kiedyś rusznikarzowi amatorowi, który wykonywał tak doskonałe repliki średniowiecznych kusz, że zamawiały je wszystkie znane muzea (w tym Wawel) przechowujące oryginały w sejfach. Otóż znajomy stawał wielokrotnie bez powodzenia przed ministerialną komisją i wreszcie zmuszony był postarać się o protekcję. Muzea chciały zamawiać kusze tylko u niego (to działanie wolnego rynku ) ale nie miały do tego prawa. To działanie państwa, które w obłudnej trosce o poziom artystyczny muzeów uniemożliwiało im nabycie najlepszej z możliwych kuszy tylko dlatego, że jej twórca nie posiadał certyfikatu.
Zwolennicy liberalizmu uważają wszelkie regulacje reglamentujące dostęp do poszczególnych zawodów za relikt średniowiecznych praw cechowych które teoretycznie miały gwarantować wysoki poziom usług, a tak naprawdę chroniły rzemieślników przed konkurencją. Konkurencja odgrywa podobną rolę jaką odgrywają zwierzęta drapieżne w środowisku naturalnym . Istnienie na danym terenie drapieżników powoduje selekcję gatunku będącego ich pożywieniem, giną sztuki chore słabe bez szans na pozostawienie zdrowego potomstwa. Brak naturalnego wroga powoduje natomiast nadmierny rozrost i degenerację populacji danego gatunku gdyż naturalny wróg, będący ogniwem w łańcuchu pokarmowym, to ważny element doboru naturalnego. Poza tym ewolucja ( jeżeli w nią w ogóle wierzyć) to ulepszanie, a ulepszanie to nieuchronne zmiany. Poprawić gatunek mogą tylko osobniki odbiegające od średniej czyli posiadające korzystne w walce o byt cechy uzyskane drogą mutacji. Podobnie jest w życiu społecznym- ludzie nie odbiegający od średniej kultywują swój fach czy swoją sztukę na ustalonym spetryfikowanym poziomie. Tak zwany przewrót kopernikański czyli zmiana paradygmatu w nauce też jest prawie zawsze dziełem indywidualisty , który potrafi zobaczyć więcej niż wyuczone formułki. Istnieją jednak zawody do których reglamentowanie dostępu wydaje się być konieczne z punktu widzenia odpowiedzialności. Należy do nich zawód lekarza. Nieuprawniony uzdrowiciel jest karany przez sąd niezależnie od opinii o nim pacjenta i efektów kuracji. Podobnie jest z farmaceutą czy prawnikiem, przewodnikiem górskim czy nawet nauczycielem. System nie może ponosić odpowiedzialności za szkody spowodowane przez samozwańczych uzdrawiaczy i przewodników. Absurdalny jest natomiast przepis ( nie wiem czy nadal aktualny) że właścicielem apteki może być tylko absolwent farmacji. Dla właściciela apteki ważniejsze jest posiadanie kapitału niż wykształcenia kierunkowego, a w swojej aptece może przecież zatrudniać fachowych farmaceutów.
Najmniejszego sensu nie ma również reglamentowanie dostępu do zawodu aktora? Doskonały aktor jakim jest Daniel Olbrychski przez wiele lat nie potrafił czy nie chciał sformalizować swoich aktorskich uprawnień. Do studiów aktorskich czyli do zawodu aktora dopuszczają w trakcie egzaminu młodych ludzi podstarzali amanci i pomarszczone divy, którzy musieli zrezygnować z ról Romea i Julii na rzecz dydaktyki. Zblazowani i znudzeni zabawiają się każąc kandydatowi odgrywać krzesło, kałużę czy jajecznicę ze szczypiorkiem.
Podobnie nie ma sensu reglamentowanie dostępu do zawodu dziennikarza. Na studiach dziennikarskich można nauczyć się stawiania przecinków ale od tego przecież jest w redakcji korekta. Nie można nauczyć się odwagi, prawdomówności, empatii, oraz wyczucia problematyki społecznej. Nadawanie uprawnień dziennikarskich przez specjalną komisję to powrót do wzorców sowieckich gdzie pisarz musiał ukończyć Akademię Literatury. Jak wiadomo pisarstwu sowieckiemu nie bardzo to pomogło.
Nikt nie ośmieli się obecnie podważać sensowności systemu kształcenia wyrobników nauki instytucjonalnej (jakby powiedział Kuhn - normal science) . Rewolucje w nauce rzadko są jednak dziełem tych którzy po mistrzowsku posługują się wyuczonym paradygmatem. Można mnożyć przykłady- wykształcenia formalnego nie posiadał jak wiadomo Stefan Banach, a odkrywca podwójnej spirali Watson wybierał do współpracy zwykłe pielęgniarki zamiast profesorów z wysokim indeksem Hirscha. Nie mam zamiaru nikogo zniechęcać do wspinania się po szczebelkach drabiny naukowej. Każda hierarchia to rodzaj społecznej gry, a każda gra ma swoje reguły i aby w niej uczestniczyć musimy je zaakceptować. Jednak przyznawanie patentów na artystę i dziennikarza czyli patentowanie przez wszechwładne państwo wszystkiego co się rusza zupełnie mija się z celem.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 11236
Bardzo dziękuję za te słowa. Obecnie w zawodzie lekarza te mechanizmy systemu cechowego przejawiają się w reglamentacji zdobywania specjalizacji, w ograniczeniach wykonywania zawodu przez system podspecjalizacji - zwł.onkologicznych.
Do tego dochodzą ograniczenia przez system refundacji przymusowo ubezpieczonych (ale też przez przywileje dla sieci medycznych analogicznie jak dla sklepów wielkopowierzchniowych).
Istotnym a niezauważanym ograniczeniem prawa wykonywania zawodu lekarza jest narzucenie biurokracji, która zajmuje czas na leczenie ale też ogłupia. Zwyczajnie dekoncentruje - jak każda monotonna czynność. Klikanie w komputerkach narzucone przez MZiOS nie jest niczym innym niż nakładanie prezerwatyw przez testerki z zakładach Stomil, które były mi pokazywane w ramach zajęć studenckich z medycyny pracy.
I kolejna sprawa to indoktrynacja pacjentów i lekarzy, i troska o ukształtowanie relacji pacjent-lekarz w kategoriach walki klas.
Jedyne ale to kto obsadzi ostre dyżury, tu system "ratuje" sytuację wsadzając lekarzy podyplomowych i specjalizujących się w kamasze dyżurnych.
Do pediatry zgasza się matka z 3-letnim dzieckiem, którego dotąd nie potrafiono wyleczyć. Pediatra przepisuje lek dla dzieci 5-letnich i starszych (wg procedury). Dziecko zdrowieje. Nie występują żadne objawy uboczne. Matka wytacza sprawę o odszkodowanie za narażenie na ryzyko poniesienia utraty zdrowia (prawnicy mogą mnie tu poprawić). Sprawę wygrywa. Sąd zasądza odszkodowanie w wysokości nie tylko nieadekwatnej do zysku z leczenia pacjenta lub miesięcznych zarobków lekarza ale w kwocie rujnującej go finansowo.
Uzasadnieniem jest doktryna prawna, która opiera się na prawach niezbywalnych. W tym wypadku na prawach niezbywalnych pacjenta, które skutkują ograniczeniem wolności wyboru leczenia. Efektem jest przymus stosowania metod wybranych przez ekspertów i urzędników oraz wyższe koszty leczenia i ubezpieczeń.
Powstaje pytanie czy chorzy chcą się u lekarza leczyć czy z nim sądzić? Czy przerzucać koszty leczenia i ubezpieczenia na innych? Czy może nie chcą się leczyć u lekarza tylko u urzędnika?
Lekarze reagują adekwatnie do sytuacji, która jest organizowana. Nie ma w tej planowanej rzeczywistości miejsca dla doktora Leśkiewicza, bo ma być zastąpiony administratorami systemu zbierającymi dane. Średni wiek specjalistów w Mazowieckiej OIL - o i l pamiętam - jest w przedziale 55-61 i to nie jest wyjątek. W tej sytuacji biurokratyzacja i cyfryzacja marnuje czas pracy lekarzy a zwłaszcza lekarzy starszych, którzy nie mają już elastyczności dostosowania się do kolejnej w życiu reformy. Przyszłością są więc młodzi. Trzeba ich tylko wyprodukować na miarę totalnego systemu.
Nie sądzę aby nie dało się spłacić dyżurami. Ja chyba dawno spłaciłem skoro dodatek za pracę nocną był wyliczany. W procedurach administr. się zgadzało. Wynosił cenę biletu tramwajowego. Może być tylko lepiej.
Raz - skorzystać z zapisu o możliwości odpłatności za niektóre usługi edukacyjne. Przejrzeć co wpada w tę definicję i zaproponować pokrycie ich kosztów przez państwo - pod warunkiem, że student podpisze odpowiednią lojalkę. Dwa - część rzeczy związanych z uzyskaniem zawodu / zdobycia kwalifikacji jest poza zapisem o bezpłatności nauki. Skończyłeś medycynę, teraz pora na LEP (Lekarski Egzamin Państwowy) i specjalizację. I znów - albo płacisz za to sam albo lojalka.
Nie wiem co na to Losek ale ani gadanie przy operacji nie jest wskazane, ani zakaz rozładowywania stresu dowcipkowaniem lub kurwowaniem. Wprowadzenie rygorów ograniczy dostęp. Np. można wprowadzić tachografy a nawet wprowadzono i nie ma kto dyżurować.
Przypomniał mi się z dawnych lat 70-letni ortopeda, który normalizował sobie ciśnienie terroryzując wszystkich na sali operacyjnej. I przepływy mózgowe funkcjonowały, i zespół funkcjonował. Narzekali ale wiedzieli, że to dobra szkoła. Jest zresztą czas kotów i czas kadry. Póki każdy ma alternatywę jest OK. Obecnie tej alternatywy nie ma. Ani dla kotów ani dla kadry.
2.W "tymkraju" już nie ma dziennikarzy!!! Są tylko funkcjonariusze medialni,którzy za pieniądze napisza wszystko...czego zażądają od nich szefowie,a od szefów ...szefowie szefów.
Studia dziennikarskie....robione zaocznie na prywatnych "uczelniach" za szmal...i wynagrodzenie w naturze...i nie ma tu różnicy płeć!
Nawet bracia bliźniacy panowie K. to przykład moralności...zatrudniają "lwicę lewicy",a udają świętoszków...to wyjątkowa gazeta...a juz portal...to śmietnik!
W Krakowie poznałem Hajdarowicza...tego od Grasia pod śmietnikiem...człowieka Sorosa i grupy Bilderberg...wiem na jakich "zasadach" dostał gazetę Lisicki,Karnowscy
i Chrabota...
Wspomniała Pani o Olbrychskim...to żaden aktor...pieszczoch komuny i Wajdy...to samo Łomnicki,Pszoniak etc. jedna klika spod tęczowej flagi.
PS.Wielkim dziennikarzem i publicystą był kiedyś Wiesław Górnicki...autor kilku książek o USA i "wielkim świecie"...okazał sie agentem SB,jeździł z Jaruzelskim
jako tłumacz i oficer przyboczny....awansował z podporucznika rezerwy...do pułkownika w ciągu trzech miesięcy...podobno "popełnił strzał w skroń" na własna
prośbę...we własnym gabinecie...do dziś na ten temat...OMERTA.
PPS.Panie Werner,Pieńkowska,Łaszcz i Walter...to też po studiach...w służbach...naszych,czyli tych zagranicznych.
Tego sie juz nie da naprawić...dzieci,wnuki...Resort DALEJ TRZYMA WŁADZĘ!
Pisali tam wszyscy i ci prawowici i lewactwo -wszyscy którzy mniemali ,że są dziennikarzami alb o tak ich oceniał niemiecki płatnik.pisali o wszystkim a płacił bogato.
Pisali o wszystkim co im w duszy grało bez żadnej cenzury redakcyjnej a mnie zdumienie ogarniało coraz większe no bo jakże to tak pozwala niemiec na bezhołowie !Otóż nie pozwalał bo jeden temat był tabu i o tym tabu pismaki wiedzieli -tym tabu była rura na dnie Bałtyku ,cicho sza ani dobrze ani żle...!
Dolce vita zakończyło się nagle i boleśnie dla najemników gdy ogłoszono na łamach tegoż szmatławca niemiecko -kacapskiego ,że temat rury już nie istnieje bo wszystko zaklepane i oni z od tego dnia zostali odcięci od kasiory a ich miejsce zajęli wcześniej przygotowani pracownicy którzy wiedzieli do czego ich przygotowywano i czego się oczekuje.
Plunąć w ryja to za mało gdy dziś popiskują o drugiej rurze.!
Tej grupy nie poprawi żadne ocenianie przez jakieś komisje ale tylko sprawnie działający wymiar sprawiedliwości ,bowiem tylko wizja zostania nędzarzem czy upadek redakcji zatrzyma przed napisaniem tekstu ,obrazu które podszyte są kłamstwem i mają jedynie na celu wyeliminować przeciwnika z życia publicznego.
Nie tylko lekarze powinni być okresowo sprawdzani ale wiele innych zawodów od wiedzy których zależy bezpieczeństwo zbiorowe a gardzenie mistrzami z popieraniem popaprańców mnie zdumiewa bo wolę aby mój dom budował ten co się na tym zna i ma na to papiery niż taki co ma za sobą kursy nauki zawodu gdy był na bezrobociu,wolę mieć buty uszyte przez mistrza niż chiński chłam ...itd,itd .