Z rosnącym zdumieniem obserwuję rozwijającą się dyskusję o niejakim Rafale L. i jego błyskawicznej (choć, mam nadzieję, krótkotrwałej) karierze medialnej. Komentatorzy, podobnie jak telewizyjni adwersarze pana Rafała, wprawnie ślizgają się po powierzchni tematu i zręcznie unikają, broń Boże, zagłębienia się w jego istotę. Co sprawia, że równie trudno mi uwierzyć w ich oburzenie, zniesmaczenie i inne "uczucia wyższe", co w to, że obywatel Rafał L. jest kobietą.
Jaka jest istota sprawy?
Na wstępie znacząca dygresja -- zwróćmy uwagę na nieprzypadkową chyba zbieżność w czasie powołania przez Tuskopatę niejakiej prof. Fuszery, przepraszam, Fuszary na stanowisko pełnomocnika ds. promocji zboczeń seksualnych w Polsce, czy jak się tam ten stołek nazywa, i telewizyjnego coming-outu pana Rafała. Wygląda to dość klasycznie, jak swego czasu napad na radiostację gliwicką. Czyżby chodziło o pokazanie opinii za przeproszeniem publicznej, że sięgnięcie do skrajnie lewicowych zasobów genderyczno-geriatrycznych ciotek rewolucji jest uzasadnione realnym zagrożeniem praw środowisk wyzyskujących patologie i chorych ludzi do robienia polityki? A może od PO odwracają się już wszyscy posiadający jakikolwiek dorobek wizerunkowy do stracenia i Tuskopat nie ma innego wyjścia, niż brać jedynych, którzy jeszcze chcą?
Istotą sprawy Rafalali nie są żadne tam oburzające zachowania narodowców, prawicowców, moherów, katoli etc. Rafał. L. to efekt spożytkowania doświadczeń zebranych w ramach akcji "Anna G." -- odpowiednio zalegendowany i przygotowany funkcjonariusz, którego zadaniem będzie generowanie emocji multimedialnych, a następnie prowokowanie i kompromitowanie polityków nie skrywających przywiązania do nauki Kościoła, konserwatywnych poglądów społecznych i bezkompromisowego patriotyzmu. Nie, nie -- nie zaliczam do nich pana Artura Zawiszy, który w tym wypadku posłużył za apetizer, albo stosując inną parabolę -- za judascapa, mającego przekonać polityków stanowiących rzeczywisty cel operacji, że miejsce, do którego ich wiedzie, to wcale nie rzeźnia, bynajmniej. Pan Artur wyjdzie z tego bez szwanku, najwyżej z mokrą koszulą, ale nie będzie tak z tymi, których Rafalala weźmie w obroty na serio. A wybory za pasem. Panowie politycy -- nawet najtwardsi z was nic nie wskórają na połączone siły funkcjonariuszy LGBT i mediów, przed nimi będziecie jak najtwardsza wołowina wobec przemysłowej maszynki do mielenia mięsa.
Tak więc od początku mamy do czynienia z ordynarną ustawką, a przecież w przypadku pana Rafała nikt się nie będzie dziwił, jeśli spod kusej kiecki błysną od czasu do czasu jaja i kabura. To nie prototypowy przypadek Bęgowskiego i nikt tu nie wciska głodnych kawałków o operacjach w Tajlandii. Tu mamy do czynienia z brutalnym przymusem semantycznym w orwellowskim stylu. Kto będzie się upierał, że płeć zależy od deklaracji woli, dorozumianej z powodu stroju, makijażu i fryzury, ten dostanie po pysku i jeszcze dopłaci.
A przecież kwestia płci to tylko etap, narzędzie, wytrych emocjonalny. Chodzi nie o pedziów i ich męskie dziwki, ale o to, by państwo mogło bezkarnie podstawiać aktorów w znacznie poważniejszych sytuacjach. Na przykład, by to sutanna czyniła księdza, kitel -- lekarza, a toga -- prawnika. By polski mundur stanowił o tym, że jego nosiciel jest polskim żołnierzem czy policjantem, nawet jeśli po polsku nie rozumie ni słowa. I by wygarniturowany osobnik na mównicy akceptowany był jako polski polityk wyłącznie na podstawie podpisu na ekranowym pasku, niezależnie od dokonań, urody i akcentu... A nie, przepraszam, ten etap akurat mamy już za sobą.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 8029
Służba nie drużba... Jak trzeba, to i babą trzeba się ogłosić.
Chyba czegoś nie rozumiem... Może winno być "nie zależy"? W każdym bądź razie pokrętnie to jakoś opisane, choć spostrzeżenie trafne: babochłop każe się całować w rękę jako "dama", choć za pieniądze daje d... - komu (w sensie płci)? Dlatego Artur Zawisza nazwał "to coś" jakby TOTO. Bo jakiego zaimka miał użyć? On, ona, ono?
A że to podpucha służb - z pewnością Sz. Autor ma rację.
Pozdrawiam.