Nie lubiliśmy się. Był, moim zdaniem, złośliwym staruchem. Kiedyś przyciął drzwiami głowę memu psu Fredowi. Fred polował na niego zaciekle i kilka razy go dopadł na klatce schodowej. Musiałam zapłacić za spodnie i odtąd Fred był przywiązywany.
Fred był wspaniałym psem. Przybłęda o niezłomnym charakterze, całkowicie niereformowalny. Bywało u nas wiele osób i Fred korzystał z każdej okazji żeby się wymknąć na wolność. Wracał po kilku dniach, brudny i głodny. Nie miewał najmniejszych problemów topograficznych. Odwiedzał znajomych na Nowym Świecie i Starym Mieście. Trafiał do domu nawet z Puszczy Kampinowskiej.
Ale miało być o sąsiedzie nie o psie.
Pierwszego dnia stanu wojennego sąsiad pojawił się z tryumfalną miną , w mundurze moro i z kaburą. Nie mam pojęcia czy był w niej pistolet. Uznaliśmy go oczywiście za ubeka.
Przez wiele lat jego zachowania służyły nam jako rodzaj systemu wczesnego ostrzegania. Ilekroć wygrywała Solidarność sąsiad spuszczał głowę, gdy ją podnosił- można było oczekiwać sukcesów komuny. Mawialiśmy: „ coś sąsiad w doskonałym humorku, będą kłopoty”.
Gdy szala przechyliła się ostatecznie na solidarnościową stronę, sąsiad przyszedł do mnie z proboszczem, księdzem prałatem Stefanem Kośnikiem. Chciał się- jak twierdził- pojednać. Pomimo nalegania księdza odmówiłam podania sąsiadowi ręki. Nie mogłam mu zapomnieć tego munduru moro w dniu 13 grudnia.
Zostałam za to surowo i – jak uważam - słusznie ukarana przez los. Nie chciałam podać sąsiadowi ręki, a pod koniec jego życia zmieniałam mu pampersy.
Sąsiad po prostu ciężko zaniemógł. Powaliła go źle leczona cukrzyca i demencja. Po wielu niefortunnych próbach wyrzuciłam za drzwi panie z opieki społecznej i odtąd zajmowałam się sąsiadem ( bezinteresownie) sama. Podawałam mu posiłki, robiłam zastrzyki z insuliny, wzywałam lekarzy. Zachowywał się godnie i spokojnie. Niczego nie żądał, za wszystko dziękował, miał bardzo niewielkie potrzeby. Przez cały czas zastanawiałam się nad jego proweniencją. Miał wysoką emeryturę . Wiem, bo ją odbierałam. Było to przeszło 3 tysiące złotych. Nie mógł wypracować takiej emerytury na jednym etacie. Z drugiej strony- gdyby faktycznie w stanie wojennym na nas donosił, mielibyśmy niewątpliwie poważne kłopoty. Nocowało u nas sporo ukrywających się osób , bez przerwy ktoś przyjeżdżał , przychodziły paczki z książkami. A więc raczej nie donosił. Kim zatem był?
Odnalazłam jego ciotecznego brata w innym mieście. Niezwykle miłego i uczciwego człowieka. Wytłumaczył mi, że brat pracował w wojskowym tartaku i zapewne 13 grudnia wszyscy pracownicy tartaku zostali przymusowo umundurowani. Dlaczego jednak sąsiad nosił ten nieszczęsny mundur z taką satysfakcją?
Spotkała mnie jeszcze jedna niespodzianka. Już po śmierci sąsiada uczestniczyłam na Powązkach w uroczystości wmurowywania tablicy pamiątkowej (w obecności kompanii honorowej) poświęconej jego ojcu , oficerowi II Korpusu Polskiego. Ojciec nie wrócił po wojnie do Polski. Pozostał na Zachodzie Zostawił żonę i dzieci. Musieli sobie jakoś poradzić. Do dziś dnia nie wiem jak.
Sąd rodzinny pomimo protestów brata sąsiada ( moja opinia nie liczyła się, ponieważ nie byłam z nim spokrewniona) umieścił go przymusowo w domu opieki. Nasłanej przez szpital pani kurator nie podobały się zakurzone książki w pokoju chorego. Żądała, żeby je wszystkie wyrzucić. Może miała rację- rozdanie tych książek po śmierci sąsiada zajęło mi i jego bratu przeszło rok.
Choć wybraliśmy dom opieki drogi i czysty, chory przeżył tam tylko dwa miesiące. W tych pozornie sterylnych warunkach dostał gangreny.
Tak jak kiedyś nie lubiłam złośliwości sąsiada, doceniłam w końcu jego cięty humor. Dam przykład. Wmaszerował kiedyś do mego mieszkania gdy byłam nie do końca ubrana. Uciekłam z piskiem do łazienki. „ Po co uciekać, kiedy nikt nie goni?” - zapytał ponuro . Poraziła mnie słuszność tej uwagi. Moje wredne bachory płakały ze śmiechu.
Jakie są wnioski z tej prawdziwej historii? To, że losy ludzkie są skomplikowane?
Jedyny praktyczny wniosek, który mi się nasuwa- "warto słuchać swego proboszcza".
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 6324
Chylę czoła... czy to była kara za pojednanie a raczej jego brak... nie wiem...ale Bóg jest miłością i pewnie miał jakiś plan wobec Pani i wobec tego sąsiada także...