We wczorajszej „Kropce nad i” posłanka Beata Kępa wyraziła opinię, iż jej zdaniem, w świetle doniesień medialnych, że matka sędziego Igora Tuley’i była funkcjonariuszką SB pan sędzia powinien być przez swoich zwierzchników wyłączany od prowadzenia spraw lustracyjnych.
Opinię pani posłanki ostro skrytykował były minister sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska profesor Zbigniew Ćwiąkalski, który stwierdził, że mówienie o tym, kim była matka pana sędziego jest nieetyczne.
I mogłoby się zdawać, że opinia pana profesora jest generalnie rzecz biorąc słuszna. W żadnej mierze nie powinno się bowiem obwiniać dzieci za postawy życiowe ich rodziców. Jednakże w konkretnym przypadku sprawy sędziego Tuley’i mamy do czynienia z zawodem najwyższego zaufania i określonym kontekstem politycznym, i dlatego muszę przyznać rację posłance Kępie, gdyż wartości, którym w życiu hołdujemy wynosimy z domu. Bo kręgosłup moralno etyczny, bądź jego brak, ma się w genach. Bo to się wysysa z mlekiem matki.
Swoje zdanie opieram na własnym doświadczeniu. Otóż w latach sześćdziesiątych moja śp. Mama zamieniła mieszkanie z milicjantem, który nie powiedział, że się wyprowadza z kamienicy wybudowanej po wojnie dla funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Tak więc przyszło nam zamieszczać między ubekami, którzy po śmierci mamy, już w latach siedemdziesiątych postanowili mnie wysiudać, jak to mieli zwyczaj mawiać: „z ich kamienicy, w której nie potrzebują cywila inteligenta”. Jako metodę pozbycia się intruza z „ich folwarku” wybrali popularną wtenczas ubecką metodę wytaczania ofierze niezliczonych rozpraw przed Kolegium Orzekającym, których mi zdobiono w sumie siedemdziesiąt siedem.
Przytoczę teraz pewien moim zdaniem nad wyraz symboliczny fragment z mojej książki wspomnieniowej pt. „Podaj hasło!”, co traktuję jako komentarz do wczorajszej dyskusji w „Kropce nad i”, cytuję:
„Gdy orzeczenia kolegium zaczęły mi zagrażać wyrzuceniem z uczelni, a ilość odbytych rozpraw stawiała mnie w jednym rzędzie z recydywistami, postanowili mi pomóc miejscowi prawnicy, których w ówczesnym Krakowie znałem prawie wszystkich.
Akcję wziął w swoje ręce prawdziwy tuz tamtych czasów Stanisław Warcholik, ówczesny dziekan Izby Adwokackiej.
Po serii strategicznych narad postanowiono wykonać tak zwane wejście smoka w oparciu o jak się zdawało, niepodważalne zeznania świadków obrony, wyselekcjonowanych starannie z grona najbardziej wówczas szanowanych w Krakowie prawników.
Na kolejnej rozprawie miałem mieć tedy za świadków, oprócz dziekana Izby Adwokackiej, tak wielkich oligarchów ówczesnej palestry jak super mecenas od spraw kryminalnych, śp. profesor Karol Buczyński i znany cywilista, śp. profesor Franciszek Studnicki.
I jeszcze na dobitkę dobrano na świadka ówczesnego pracownika Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych, pana profesora Marka Waldenberga, o którym złośliwi zawistnicy mówili, że był ostatnim kochankiem Róży Luksemburg, gdyż jej poświęcił multum rozpraw naukowych.
Wszyscy, a jakże by inaczej z Jagiellońskiej Wszechnicy. Musicie Państwo przyznać, że jak na sprawę w kolegium mocne uderzenie...
Tu aż się prosi by wspomnieć, iż po latach na moim przyjęciu weselnym balowali szampańsko wychowankowie wspomnianych mistrzów, wtedy terminujący prawnicy, obecnie znaczące postaci Temidy…
Uwaga! Wiadomość z ostatniej chwili!
I kto by proszę Państwa pomyślał, że z grona tych weselników wyrośnie najwyższy rangą prawnik w naszym kraju, zaledwie od kilku godzin, Minister Sprawiedliwości RP. Byleby… Ech, nic. Jedźmy dalej…
Wróćmy, więc do kolegium sprzed czterdziestu laty.
W końcu nadszedł dzień mojej rozprawy mającej się rozpocząć o trzynastej. Moi zacni świadkowie, ludzie nader solidni i obowiązkowi, przybyli punktualnie.
Po godzinie oczekiwania w mrocznym korytarzu, profesor Studnicki senior odważył się spytać jak długo jeszcze mamy tak czekać, co zostało uznane za bezczelny wybryk..
Wreszcie mnie wywołano. Zgodnie z zaplanowanym wcześniej scenariuszem, mój osobisty adwokat śp. mecenas Parzyński poprosił Wysokie Kolegium, żeby przesłuchało zgłoszonych świadków obrony. Na to przewodniczący składu orzekającego, który oczywiście nie wiedział, z kim ma do czynienia, obrzucił moich świadków wzgardliwym spojrzeniem i odpowiedział krótko, że go nie obchodzą kłamliwe zeznania, jak się wyraził: „przygodnych obywateli zebranych z ulicy”.
Tego mecenas Buczyński nie był w stanie zdzierżyć i zgłosił formalny protest, na co przewodniczący kolegium, bez uzasadnienia, nakazał moim świadkom natychmiastowe opuszczenie sali. A gdy się zaczęli sprzeciwiać, poprawił się w siodle i władczym tonem zagroził, że jeśli natychmiast nie wyjdą zawezwie milicję.
I wtenczas nastąpiła rzecz niewiarygodna. Otóż moi świadkowie, profesorowie prawa i mężowie stanu, przywykli do brylowania w najznamienitszych świątyniach krajowej Palestry, zbili się w stadko przestraszonych ludzi, którzy bez szemrania opuścili salę, jak grupa niesfornych uczniów wyrzuconych z lekcji.
W tym dniu, którego nie zapomnę do śmierci, kiedy na moich oczach prostacki ormowiec wyrzucił za drzwi grono profesorów i zacnych prawników, życie mi pokazało, że żyję w komuszej krainie absurdu żywcem z Franza Kafki…”, koniec książkowego cytatu.
Wracam teraz do stanowiska pana profesora Zbigniewa Ćwiąkalskiego, jakie zajął we wczorajszej „Kropce nad i”.
Zbyszku, wciąż jeszcze mam nadzieję, że nie wierzysz w to, co wczoraj mówiłeś u pani Moniki Olejnik. A jeśli rzeczywiście tak uważasz, to wybacz, ale nasuwa się wniosek, że od pamiętnego kolegium w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku w kanonach etycznych polskiego wymiaru sprawiedliwości nic się nie zmieniło.
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
Patrz również:
Uderz w stół
http://salonowcy.salon24.pl/478848,uderz-w-stol
Wildstein dziwnie spuścił z tonu przy Woleńskim
http://salonowcy.salon24.pl/454746,wildstein-dziwnie-spuscil-z-tonu-przy-wolenskim
Ta wstrętna przeszłość
http://salonowcy.salon24.pl/272824,ta-wstretna-przeszlosc
Dwóch etyków z Jagiellońskiej Wszechnicy
http://salonowcy.salon24.pl/477466,dwoch-etykow-z-jagiellonskiej-wszechnicy
Co łączy posła Gowina z profesorem Woleńskim
http://salonowcy.salon24.pl/457919,co-laczy-posla-gowina-z-profesorem-wolenskim
Nabrani przez Redaktora – dedykowane salonowi III RP
http://salonowcy.salon24.pl/271686,nabrani-przez-redaktora
Przytoczony fragment pochodzi z książki:
Krzysztof Pasierbiewicz, Podaj hasło!, Kraków 2008
Agencja Graf, ISBN: 978-83-927038-0-8
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5035
9 lat w PZPR,IPN ma dokumenty na zarejestrowanie Zbynia,jako kandydata na Tajnego Współpracownika...
Członek Komitetu Honorowego Platformy Obywatelskiej.
Opinie w Krakowie o Zbyniu...jednoznaczne,ja bym sie nie chwalił.
Wywalenie Zbynia ze stołka ministerialnego za "samobójstwo pod celą"...to pretekst.
Zbyniu nie pasował nawet PO do obrazka.
Ale moze przesadzam?
Niegdyś moi kumple z obecnego obozu władzy wydawali się wspaniałymi ludźmi. Wielu z nich w stanie wokjennym jeździło do obozów internowanych z paczkami, a ja ich za to podziwiałem.
Dopiero rok 1986 pokazał "who is who", i do czego komu była potrzebna tak zwana "karta niepodległościowa" - vide Frasyniuk, Borusewicz et consortes.
Ale ja, być może naiwnie, wciąż wierzę, że się opamiętają. Jeśli nie to... nie kończę, bo mi jeszcze zwiną notkę.
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
nie powinni zwijac.
Zawsze uwazałem S24,za szczyt bagna i zagłębie komuchostwa i agentury...tam Coryllus pasuje...tylko na portalu niezależna.pl???
pzdr
Pozdrawioam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
"A tak już na marginesie - to miał Pan tych przygod życiowych szeroki wachlarz - od minus do plus.Dobrze ,że te na plus osładzały te pierwsze...".
Odpowiadam:
Zawsze na pierwszych zajęciach pisałem moim studentom na tablicy:
"Nie zapominajcie, że poza uczelnią i wykonywanym zawodem też może być pięknie. Dlatego nigdy się nie zasklepiajcie wyłącznie do jednej sfery zawodowej aktywności, nie otaczajcie się ludźmi tylko jednej opcji politycznej i jednej wiary, bo to spłaszcza optykę racjonalnego pstrzegania rzeczywistości, wyjaławia duszę i kaleczy intelekt! Najważniejszym jest natomiast, by na bazie własnych doświadczeń, nauczyć się ważyć, co dobre, a co złe. Ale żeby to wiedzieć, tzreba się otrzeć o wszystko".
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz