
Mówi się sporo o Grzegorzu Hajdarowiczu, który przejął 100% akcji spółki Presspublica, do której należy "Uważam Rze" w październiku 2011. Mówi się i pisze o sporo złego, że przejęcie przez niego spółki to walka z pluralizmem w polskich mediach, ale teraz się mówi jeszcze więcej i na pewno będzie się mówić.
30.10.12 "Rzeczpospolita" wydała oświadczenie:
"Pomyliliśmy się, pisząc dziś o trotylu i nitroglicerynie. To mogły być te składniki, ale nie musiały. Aby ostatecznie przekonać się, czy to materiały wybuchowe, okazuje się, że potrzeba aż pół roku badań laboratoryjnych".
Następnie dokonano zmiany na:
"Nie można jednoznacznie stwierdzić obecności trotylu i nitrogliceryny. To mogły być te składniki, ale nie musiały"
W oświadczeniu czytamy również, że dopiero po 3 latach od katastrofy, po przebadaniu próbek z miejsca katastrofy w laboratorium dowiemy się czy były w nich materiały wybuchowe, czy ich nie było.
Próbki jak wiemy z wypowiedzi prokuratury są zaplombowane i zabezpieczone w Moskwie i Rosjanie nie mają do nich dostępu. Dostępu do próbek to nie mamy my Polacy- tak samo jak do czarnych skrzynek, czy wraku Tupolewa, który nie został uznany za podstawowy dowód w sprawie badania przyczyn katastrofy. A co Rosjanie robią\zrobili z materiałem do badań to się dowiemy albo nie.
Spocony i poruszający się jak kot w wannie pełnej wody Szeląg był bardzo przekonujący, gdy mówił, że nic nie wykryto w tym co wykryto, ale się jeszcze zbada.
Jedno jest pewne. Jeżeli w poniedziałkowym „Uważam Rze” publicyści nie poruszą rzetelnie tematu materiałów wybuchowych w Tupolewie, jeżeli nie napiszą o zachowaniu polskiej prokuratury tak jak powinni napisać, czyli że Szeląg i cała prokuratura zwyczajnie mataczy w sprawie trotylu i całego śledztwa, to można ten tygodnik stawiać na równi z Gazetą Wyborczą a nazwę zmienić na „Dlatego, Rze Poniewarz.”
http://www.obiektywnie.com.pl/artykuly/jakie-bedzie-poniedzialkowe-uwazam-rze.html
Wczoraj w Dzień Zaduszny na warszawskim Bemowie mały motoszybowiec typu PW4- Pelikan, zniżając się z nieznanych przyczyn nad obszar zabudowany, zahaczył skrzydłem o betonową latanię, ściął ją i rozbił się. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie kilka szczegółów. Za sterami maszyny siedział doświadczony pilot, członek Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Media nie podają jego nazwiska, ale metodą prostej eliminacji mozna ustalić, że był to płk. Benedict. Podpis pana pułkownika widnieje pod raportem Komisji Millera, który stwierdza, że 80 tonowy tupolew, lecący z szybkością 270 km/h zahaczając o brzozę , utracił skrzydło i sterowność.