Jedną z rzeczy niedocenianych przez nas Polaków jest polska żywność. Chleb, wędliny, owoce, warzywa, mięso, sery, mleko, kurze jaja, mamy znakomite. Wiedzą o tym ci, którzy podróżują po świecie. Wysoko przetworzone, „syntetyczne”, „plastikowe” jedzenie oferowane w świecie zachodnim do naszego się nie umywa. Japońskie sushi, koreańskie kimchi, indonezyjskie, chińskie, wietnamskie dania, są warte smakowania, to jednak inna kulturowo bajka. Można te kuchnie lubić lub nie. Ja czasami lubię eksperymenty kulinarne. Spróbujmy jednak nie wychodzić z naszej, zachodniej kuchni. Smak polskich truskawek, zapach naszych pomidorów, soczystość naszych jabłek, słodkość naszych gruszek i śliwek, jakość naszego mięsa i wędlin z lokalnych zakładów, nie mają sobie równych na całym świecie. Szwajcarskie sery, nowozelandzkie ryby, argentyńska wołowina i duńskie masło mogą próbować konkurować z naszymi. Nie zawsze jednak mają szansę wygrać. Niemcy są dumni ze swoich kiełbas, wurstów. Gdzie im tam jednak do naszych wędlin. Krakowska sucha, myśliwska, podwawelska, śląska, wiejska, wędzona kurpiowska, nawet prozaiczna zwyczajna, to są przy tych niemieckich erzacach Himalaje smaku. Ważną sprawą dla naszego zdrowia jest także ekologiczna czystość i naturalność naszej żywności. Polskie normy są w tym zakresie bardzo wyśrubowane. Ponadto mamy bardzo surowe i racjonalne przepisy ograniczające wielkość nawożenia syntetycznego. Dzięki temu nasza żywność nie zawiera zabójczych ilości azotanów, azotynów, antybiotyków i nie jest modyfikowana genetycznie, nie ma w niej hormonów wzrostu jak w tej z zachodnich krajów, Ameryki Południowej i … Ukrainy. Da liegt der Hund begraben,собака похоронена. Czyli tu jest nasz swojski Azorek pogrzebany. Żyjemy bowiem w czasach, kiedy kretyńscy urzędnicy z UE projektują pogrzeb europejskiego rolnictwa organizując umowę z krajami Mercosur, postulując sprowadzanie z Brazylii i innych krajów Ameryki Południowej, śmieciowych produktów rolnych, które nie spełniają standardów zdrowej żywności. Ta żywność jest oczywiście tańsza od naszej, europejskiej, ponieważ produkowana jest na tanich inwazyjnych rosyjskich nawozach i środkach uprawy roślin, które są bardzo niebezpieczne dla zdrowia. Taka konkurencja wykończy rolnicze europejskie gospodarstwa, doprowadzi do bankructwa, zadłużenia i biedy bardzo wielu rolników.
Najtrafniejsze i bardzo merytoryczne, uzasadnione racjonalnie opinie o aferze Mercosur ma nasza młoda, znakomita i bardzo zdolna eurodeputowana, Anna Bryłka. Ona sama prowadzi w Wielkopolsce gospodarstwo rolne na wysokim poziomie i o imponującej kulturze produkcji. Hoduje krowy. Świetna dziewczyna. Od dawna przestrzega przed skutkami sprowadzania z Ameryki Południowej śmieciowej żywności. Ale o co chodzi z tym Mercosurem? Jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze. Forsująca to rozwiązanie pani rządząca Europą, Ursula von der Leyen której nazwisko przekręcane przez złośliwych na von der Liar co czytane Lajer, oznacza (nomen omen) po angielsku „kłamczucha”, dąży do tego, należy podejrzewać, że nie bezinteresownie, żebyśmy byli truci południowoamerykańską żywnością. To może byłoby lepiej dać jej worek, taki plastikowy, czarny, duży na śmieci, pełen euro dolarów, żeby się nasyciła i zaprzestała realizacji swoich planów, które w efekcie zniszczą europejskie rolnictwo, a nas Europejczyków wytrują? Będzie per saldo taniej. Kiedyś taki worek pełen pieniędzy dano jakieś Greczynce, europejskiej urzędniczce. Ona się szybko i zgrabnie wytłumaczyła z tej afery. Policja znalazła ten worek w jej łazience, a ona powiedziała, że nie wie skąd te pieniądze się tam wzięły. Tak jak nasz Nowak powiedziała, że ktoś podrzucił jej ogromne sumy pieniędzy. Wiadomo, to nie pierwszyzna. Lewicowym i liberalnym politykom ich wielbiciele bez przerwy podrzucają takie prezenty, miliony dolarów. Albo do łazienki, jak tej Greczynce, albo do kuchni, jak Nowakowi.
Najwyższa pora abyśmy potrafili dbać o to co posiadamy, co jest nasze, polskie. Także nasza żywność i polskie płody rolne. Abyśmy raz na zawsze, radykalnie zerwali z pedagogiką wstydu i zgody na każde, choćby najgłupsze i najbardziej szkodzące nam dyrektywy Unii Europejskiej. Swego czasu minister MSZ, Władysław Bartoszewski, powiedział, że nie możemy mieć zbyt dużych aspiracji i wymagań, bo Polska jest brzydką panną na wydaniu, bez posagu. Co za bzdura! Jak on mógł tak ocenić nasz kraj!? Niedawno byłam w Gorcach. Przy okazji odwiedziłam piękny Kraków, który po renowacji zabytków wygląda wspaniale. Poszłam do przepięknych krakowskich kościołów. Franciszkańskiego z witrażem Boga Ojca i polichromiami Stanisława Wyspiańskiego. Do dominikanów, kapucynów, paulinów na Skałce i do redemptorystów. W żadnym mieście na świecie nie ma tak wielu przebogatych i cudownych budowli sakralnych świadczących o wspaniałej kulturze chrześcijańskiej, tradycji i historii. Do Krakowa Panie Bartoszewski ( juniorze, bo ojciec już tego nie usłyszy) przyjeżdżają turyści z całego świata żeby podziwiać jego zabytki. A co Pan powie o kościółku w Dębnie który dwukrotnie w latach 1996 i 1998 znalazł się na liście World Monuments Watch jako jeden ze stu najcenniejszych zabytków na świecie. Został zbudowany bez użycia gwoździ podobnie jak słynne chałupy góralskie w Chochołowie. Polichromia świątyni powstała około 1500 r. Jest to najstarsza, w całości zachowana, europejska polichromia wykonana na drewnie. Wzorzyste i bardzo kolorowe malowidła pokrywają prawie całe wnętrze kościoła, wśród których wyróżniono 77 motywów występujących w 12 układach i 33 wariantach kolorystycznych. Polska to nie jest brzydka panna bez posagu. Polska to piękny, wspaniały kraj, dumny ze swojej kultury, ze swoich tradycji oraz ze swego społeczeństwa, które przetrwało zabory, przetrwało okupację niemiecką i okupację sowiecką. Dumny również ze swoich tradycji kulinarnych, a przede wszystkim ze swego chleba, chleba powszedniego.
Przetrzymaliśmy ruska – przetrzymamy i Tuska.
Do młodego Bartoszewskiego z tymi skarbami to ostrożnie " bo jeszcze co zginie ...".
A tak Ad vocem to powtórzyć się może wariant chiński , kiedy na początku byli traktowani jako tani frajerzy a dziś zaczyna się dominacja . Te wszystkie wołowiny na ten przykład z Argentyny czy zboża z innych państw obecne są już dość powszechnie w sklepach zachodu . Problem będzie jak wyprą z produkcji surowce europejskie , bo na metce wursta na przykłąd będzie kraj pochodzenia nie spoza UE . Polityk rolna UE nie jest ideałem , ale to działa . Jak działa tak dzieła ale jest co jeść i bezpieczeństwo żywnościowe wewnętrznie jest . Nokaut finansowy jeżeli chodzi o ruską ropę i gaz już przerobiony . A co można sobie wyobrazić jak Chińczycy odetna swoją produkcję , A może w przyszłości Mercosur żywność .
Aha
Co to za problem przyjąć Ukrainę do Mercosuru ? To byłoby być może niebezpieczniejsze od przyjęcia do UE bo bramka otwarta a norm niet . Podobnie z całą resztą ukraińskiego przemysłu na podstawie umów i dopuszczeń . To takie cichodajki hurtowe za płotem do których wszyscy chodzą bo do burdelu nie można .
I jeszcze coś .
Taniej z Mercosuru to będzie dla importerów i producentów , w sklepach raczej na pewno niekoniecznie . Przy zalewie taniego zboża z upadliny ani chleb ani mąka ani nic z tych rzeczy nie potaniało a rolnicy mają dechy .
No i jeszcze drugie coś
Gebelsy licząc że w tym Mercosurze coś jak swoje samochody w dużych ilościach sprzedadzą znów się z ręką w nocniku obudzą .
A na Ukrainie myszka Zełeński pobiera koperty okolicznościowe od zachodnich korpo za ziemię pod uprawę GMO. Jak tu żyć 😉
Zacznijmy od tego co nam "Unia dała"?
Już zanim wstąpiliśmy do UE Saryusz-Wolski z Trzaskowski załatwili nam kwoty mleczne i inne regulacje byśmy nie popadali w nadprodukcję mleka i inne błędy. Po co nam jednak polskie mleko, które kwaśnieje skoro możemy pić unijne z antybiotykami, a potem zażywać probiotyki z kwaśnym mlekiem w proszku?
Córki i wnuczki tych kobiet, które własnoręcznie krowy hodowały i doiły z chęcią z tego trudu zrezygnowały i po zdobyciu właściwych kwalifikacji kreują rzeczywistość przy komputerach, m.in. kontrolując zgodność z "prawem" unijnym w rolnictwie, w tym monitorując kolczyki w uchu krów.
Rolnictwo nie żyje w próżni więc oprócz systemu dotacji niszczącego to co niedotowane, podlega również kosztom innych dziedzin z cenami energii na czele. Zatem utraciliśmy też pojęcie o rzeczywistej wartości żywności wzorem innych towarów: "mleko prawem nie towarem".
Żyjemy w nibylandii.
"Siadaj , dwa , nie na temat "
A tak bajełej
Niech Pan lepiej napisze o imporcie "wraczów ,żenskich" z Ukrainy albo ginekologów amatorów z ciemnobeżowych krajów . A Muchachos z Mrcosuru też u wrót .
To już ostatni dzwonek by w PE rozstrzygnąć losy kretyńskiego pomysłu pańci von der Leyen.Dwa państwa zdecydowanie się przeciwstawiają zawarciu umowy z Mercosour, wystarczy jeszcze jeden głos . Jest więc szansa. Nasz premier jednak woli rysować pieski choć nie wygląda na to by wyglądały na dzieła ,inne kraje milczą. Dlaczego wolą podporządkować się niekorzystnym decyzjom?
@sake2020 - Cyt: "Dlaczego wolą podporządkować się niekorzystnym decyzjom?"
Bo UE (czyt: rzesza niemiecka) trzyma wszystkich, prawie wszystkich za mordę. Co jest potrzebne, by Polska odrzuciła ten pomysł? Jeśli ustawa lub nie daj Boże uchwała, to mamy pod górkę. Przy ustawie jest jeszcze szansa, że Prezydent Nawrocki tego gniota odrzuci.
Dopisano: A najlepiej POLEXIT
@Mrówka.....Jeśli prezydent nawet gniota odrzuci to przecież marszałek z czerwonym nochalem postawi weto marszałkowskie i zapowie,że będzie z prezydentem w tej sprawie walczył. Dziwne,ale Macron nie przejmuje się zbytem niemieckich towarów w Mercosour i stawia ostry protest.Tuskowi Bachmann zakazał protestów a Polacy jak to Polacy przyjmą niezdrową żywność i jeszcze pańci Leyenowej będą dziękować,że tanie.Jeśli chodzi o forsowanie niemieckich towarów do Ameryki Południowej to wyśrubowane normy unijne jakoś przestają obowiązywać. A przecież UE powinna spytać czy ich krowy mają kafelki do połowy stajni,muzykę i czy w stajniach wytępiono zbrodnicze jaskółki.
Makaronowi to zwisa i powiewa, gra tylko na emocjach swych obywateli. Presja jednak ma swoją moc i może rzeczywiście żabojady nie wejdą w ten układ: https://dakowski.pl/stra…
Może z Mercosur będzie gorsza ta żywność. Może celem jest wykończenie rolników w UE, żeby potem koncern A lub B przejął produkcję takiej, wszelkiej?, żywności. Najlepiej jakby mięso pochodziło z fabryki drogiego naszego lidera Bila, bo na razie, syf, który produkuje i sprzedaje jako mięso, ma słabe powodzenie i akcje producenta runęły na podłogę, ale nadzieja w politykach i mediach.
Czy z tego wynika, że nasze produkty są dobre? Nie wynika. Że nasi rolnicy są dobrzy albo dbają o nas? Nie wynika. Przykład. Wizyta para-rodzinna. Wielka plantacja truskawek w truskawowym zagłębiu w Polsce. - O jakie ładne! Zerwiemy sobie trochę? - Nie... te to na sprzedaż. Do jedzenia są te za domem.
Smacznego.
"Wysoko przetworzone, „syntetyczne”, „plastikowe” jedzenie oferowane w świecie zachodnim do naszego się nie umywa"
W każdym państwie na zachód od Odry można kupić bardzo dobrej jakości jedzenie co najmniej tak samo dobre jak polskie, w cenach podobnie wysokich jak w Polsce.
W przeciętnym sklepie polskim dostępne produkty żywnościowe są tak samo przetworzone i nafaszerowane chemią jak w przeciętnym sklepie na tzw. zachodzie.
"Szwajcarskie sery, nowozelandzkie ryby, argentyńska wołowina i duńskie masło mogą próbować konkurować z naszymi. Nie zawsze jednak mają szansę wygrać. Niemcy są dumni ze swoich kiełbas, wurstów. Gdzie im tam jednak do naszych wędlin."
Droga Pani zagląda w Małopolskie, stąd podpowiem gdzie i co kupić. Kiełbasa i wędlina ma być z Liszek, warzywa przy okazji można... Przyznam jednak w tym roku charsznicko-miechowskie (warzywa i kiszonki) były doskonałej jakości. Sery regionalne (polecam dla wnuczek panierowane niewędzone oscypki) z Jordanowa lub Limanowej, śliwki- susz owocowy też, bo przy okazji. Pienińskie są niedostępne, lecz grzyby tylko ochotnickie. Łąckie wyroby po drodze (dla zdrowotności:) trzeba i tym przechodzę do mitu argentyńskiej wołowiny. Dostępna jest, ale jak to zrobią, by była dwa razy tańsza i mogła konkurować z naszą choćby ceną? Nie wiem. Co najbardziej mnie bawi, to zapewnienie w SM wśród eci peci "po carskiej" panujące o tym, że Mercosur'owa żywność tańsza i lepsza „będzie"? Bazując na dostępnych wielkosąsiedzkich holdingach handlowych, czyli prawie z pierwszej ręki, czekam cierpliwie. Służę chętnie wsparciem gdzie i co po drodze na Święta kupić.
Mała prywata, przepraszam, że u Pani, ale uzupełnię i wyjaśnię;
Błogosławionych Świąt Narodzenia Pańskiego ze specjalną dedykacją dla tej Pani
https://www.youtube.com/…
Tak a'propos
PSS . https://imgbox.com/g/Z5I…
Lisieckie wyroby przeważnie kupuję u tego samego rolnika/sprzedawcy, oraz fasolę Jaśka, drób i orzechy. Wśród wędlin sklepowych wyróżnia się krakowska pieczona z Animex'u, też mi pasi:) Gdy by jednak kto z Państwa omijał Kraków drogą przez Gdów, to jest przy krzyżówce obok kościoła masarnia ze sprawdzonymi wyrobami i do południa można się zaopatrzyć.
Pani Izabelo!
W 2012r wydałem tomik "Pro publico bono".
Wklejam wierszyk o jednym z bohaterów Pani wpisu:
WARTO BYĆ PRZYZWOITYM?
„Warto być przyzwoitym” – rzekł starzec z Warszawy.
„Bravissimo, profesor!” – tłum klakierów zawył.
A wesoły staruszek podniósł dumnie głowę,
I zaraz bydłem nazwał Narodu połowę...
I (zasiadłszy wysoko, na rządowym stołku),
Nawtykał oponentom od dyplomatołków...
Potem poinformował – obcych i rodaków,
Że najbardziej za Niemca to się bał ... Polaków!
Na koniec zacnych ludzi z wdziękiem zmieszał z błotem
(Za co order otrzymał zaraz chwilę potem...)
W zgiełku standing ovation, w jazgocie peanów,
Cichną głosy skrzywdzonych, starych weteranów,
Bo prawdziwi herosi (inaczej niż w mitach)
Przegrywają z kretesem bitwę o zaszczyty...
Tu konkluzję ostatnią wywieść mi wypada:
„Trudniej być przyzwoitym, niźli o tym gadać...”
Niech więc drobna korekta nowy trend wyznacza:
„Warto być przyzwoitym! Lecz się nie opłaca...”
Tyle, że nasze państwo z dykty czuwa, by tej naszej żywności było coraz mniej. Mówimy wszak o państwie, w którym jak poranna mgła rozpłynęło się ponad milion ton ukraińskiego zboża "technicznego", które wg parametrów nie nadawało się nawet na paszę. Gdzież się więc podziało? Ano, zjedliśmy je, i może jeszcze jemy, kupując polski chlebuś i bułeczki, zapewne również w małych lokalnych piekarniach, bo one też gdzieś muszą mąkę kupować.
Drugą kwestią jest to, że polska żywność w zasadzie idzie na eksport, natomiast my w zasadzie odżywiamy się i tak żywnością z importu.
Prześledźmy to na przykładzie wieprzowiny.
W roku 2024 (styczeń - listopad) nasz bantustan sprowadził ok. 882 tys. ton wieprzowiny (łącznie mięso, produkty, tłuszcze i żywe zwierzęta), natomiast na eksport wysłaliśmy ok. 588 tys. ton.
Co ciekawe, importujemy także żywe świnie, głównie prosięta. W 2024 r. sprowadzono do naszego bantustanu około 8,4 mln sztuk żywych świń, z czego ponad 95% pochodziło z Danii, ze świńskich fabryk, czyli gigantycznych ferm liczących i 50 tys. świń. Oczywiście, te świnie są nieco inne, co jak zgodnie twierdzą ich producenci i unijne instytucje, jest wynikiem specjalnej selekcji hodowlanej pod kątem przyrostu masy, specjalnej paszy, itd. a nie modyfikacji genetycznych, no bo to jest w eurokołchozie surowo zakazane. Te "inne" świnie, jak już do nas przyjadą, to żrą specjalną duńską paszę, bo "normalne" świńskie żarcie im szkodzi i nie rosną tak szybko. Czy ta pasza może mieć składniki GMO? Oczywiście, że tak.
To jest rzecz jasna przyczyną zmiany modelu hodowli świń w naszym bantustanie. Coraz więcej jest przemysłowych hodowli, dodatkowo coraz więcej jest "innych" (duńskich) świń, żrących "inną" (duńską) paszę. Efektem tego jest coraz większa na rynku ilość "polskiej" wieprzowiny, która ma parametry takie jak sprowadzane dziadostwo. Gdzie się podziewa nasza wieprzowina z małych hodowli, ze świń nie selekcjonowanych, tuczonych normalnym świńskim żarciem? No jedzie na eksport.
I tak jest także z każdym innym asortymentem.