
Może jestem nietypowym człowiekiem. Kocham nasze tradycyjne polskie zupy. Czyli nie jestem twardym maczo. Takim, który przede wszystkim musi rzucić się na kawał mięsa. A w obecnej modzie, również w kręgach tych aspirujących do arystokracji elitarnej, najwspanialszą metodą pożerania jest grill. Jak się zastanowiłem (już nasycony dobrą zupą), to wydumałem, ze pewnie to jest atawizm. Powrót w marzeniach do jaskini z rozpalonym ogniskiem, gdzie nad ogniem właśnie grillowało się duże kawały mięsa, a nawet wypatroszonego i odskórzonego solidnego bawoła. Odkrojony kawał takiej pieczeni dla prawdziwego jaskiniowca, co dzisiaj starają się naśladować współcześni, musi być taki, że potrzeba aż obu rąk, by zatopić zęby, jak tygrys szablo zębny, w solidnym kęsie. Często ci współcześni, bo się po latach wydelikacili i stali się wyrafinowani, to kawał pieczeni zamieniają w wielopiętrowe hamburgery. Dla mnie to fuj! Aby jeść coś takiego to trzeba się porządnie uświnić. No i jeszcze zagryzać frytkami. Blee...
Tak więc mamy nasze polskie zupy. Cały świat zjeździłem i wiem, że nasze są najlepsze. Chociaż w niektórych krajach się starają. Chińska Wonton to aromatyczny rosół z pierożkami. A główny aromat, co odkryłem po czasie, to przyprawienie kolendrą, które to zioło jest u nas mało znane,
A Francuzi z południa mają swoje morskie Bouillabaisse (bujabes). Najlepsze w Prowansji, a dla mnie z okolic Marsylii (nastaw się na to, że to 40 – 60 Euro za porcję). To w pewnym sensie arcydzieło gastronomiczne oparte na owocach morza. Czyli po włosku słynne frutti di mare. Tam jest wszystko co daje się złowić, albo wynurkować pod wodą. Oprócz kawałków ryb to muszą być krewetki, małże, ośmiorniczki i co tam jeszcze Bóg da. Mocno przyprawione i pamietajmy, że France to mocne czosnkojady.
Mimo tego, że to francusko – śródziemnomorskiego wyrafinowanie, wyżej jednak cenię starożytny kreolski przysmak Luizjany, na brzegach Zatoki Meksykańskiej, czym jest Gumbo.
Gumbo to kultowa gęsta zupa albo jednogarnkowe danie wywodzące się z Luizjany. Choć dziś kojarzy się głównie z kuchnią kreolską i cajun, jej korzenie sięgają rdzennych plemion Ameryki (np. Choctaw), a także wpływów afrykańskich i francuskich.
Czym jest gumbo?
Baza: gęsty bulion zagęszczany zasmażką (roux) lub sproszkowanymi liśćmi sassafras (filé powder), co jest tradycją indiańską.
Składniki: często mięso (kurczak, kiełbasa andouille) lub owoce morza (krewetki, kraby), dużo warzyw — klasyczna "święta trójca": cebula, seler naciowy, papryka.
Przyprawy: pikantne, aromatyczne, czasem z dodatkiem okry (okra), która również zagęszcza. [ Na końcu daję przepis jak możesz sam to w domu zrobić. Nawet okrę już u nas można zdobyć]
* * *
No i proszę! Sami widzicie, jak to jest, jak fanatyk dorwie się do swojego Idee fixe – obsesyjnych myśli, silnie zakorzenionej na stałe w umyśle.
A z tym Żurkiem wcale nie chodzi o naszą – polską – najlepszą zupą na świecie.
No to dywagacje na innym polu. Taki Donaldinio uważa siebie, bo oni, ci politycy, kochają tematy kynologiczne, za owczarka alzackiego. Rany, to dopiero mania wielkości. Na razie jeszcze nie wymyśliłem odpowiedniego określenia do takiej lokajowości i służebności wobec tego "Ja, ja, nicht versteie" jaśnie pana w Pickelhaube. Choć może Tante Markela, tfu – Angela, utworzyła wielkie związki matczyne...
Także niektórzy wiejscy politycy mają fiksacje łowieckie. Taki jeden, zaraz... Aha, już wiem! To przecież słynny Szogun, niejaki, przyznam – typowo wieśniacki Komorowski, co się przechwalał, że jednym strzałem z dubeltówki potrafi ustrzelić nawet dwie Kaczki naraz. Tak – to ten co radził prezydentowi Ameryki, by lepiej pilnował swoje żony.
To chyba taki zwierzyniec, jak ten epokowy "Folwark Zwierzęcy" Orwella.
Taki właśnie usunięty do konta Władca Więzieni, co to aresztantkom wydobywczym kazali sikać do butelki; będąc w rzeczywistości ratlerkiem, myślał niemal do końca, że jest przynajmniej bulterierem (kurcze może jednak miał racę, bo teraz najmodniejsze są miniaturowe bulterierki). Natomiast ten od tradycyjnej polskiej zupy śni o sobie, że on to dopiero pokaże, jaki strasznym jest anatolian. To podobno rasa nie do okiełznania. Nawet swojego pana, jak coś mu się nie spodoba, zagryzie w minutę. Takie właśnie sny ma większość uroczych kieszonkowych Chihuahua. To jednak niebezpieczne cwaniaki i złoczyńcy pierwszej kategorii. Potrafią nawet niesione na rękach przez prawdziwą damę w sukni balowej na imprezę w pałacu, w najlepszym momencie ją obsikać od góry do dołu. Taki drań.
* * *
Ci nasi wspaniali przywódcy, gdy w snach przyjmują tę psią naturę, czyli teoretycznie "pies przyjaciel człowieka", ukrywają w głębokim lochu swojej niepamięci taką historyczną prawdę: - młodzi kandydaci do służby w SS Hitlera, na początku szkolenia dostawali małe szczeniaki, które mieli karmić, wychowywać i oczywiście – zaprzyjaźniać się. Gdy zbliżał się już końcowy moment, gdy już pod pachą wytatuowali sobie jakże germański symbol, dostawali bagnet ( te najlepsze z wytrawionym w stali napisem Meine Ehre heißt Treue – mój honor to wierność ) i pistolet Walther PPK dostawali prosty rozkaz – zabij tego swojego psa. Na przykład wyobraź sobie, że to Jude. Albo Polacke.
Nie mogę zapomnieć o tej naszej zupie Żurek. Czasami mają taki paskudny koszmar: - nabrany łyżeczką do ust napój, gdzie często zębami trzeba treść jeszcze pogryźć, spada do paskudnego piekła żołądkowych kwasów. Jednak niedługo po tym może sobie ten Żurek odpocząć, spokojnie przesuwając tym jak kroki poloneza, ruchem robaczkowym. A gdy wreszcie nagle zobaczy to legendarne światełko w tunelu, to wpada w nagła panikę, bo uświadamia sobie, że już za chwilę znajdzie się w klopie.
To między innymi dlatego nigdy nie chciałem zostać politykiem.
=======================================================================================================================================================
Kreolskie Gumbo – Przepis Domowy
Składniki (6 porcji):
Mięso i/lub owoce morza
– 2 udka z kurczaka lub pierś (może być też indyk),
– 200–250 g kiełbasy wędzonej (np. dobrej wiejskiej lub chorizo),
– opcjonalnie: 200 g krewetek (może być mrożonych).
Święta trójca warzyw
– 1 duża cebula,
– 1 czerwona papryka,
– 2 łodygi selera naciowego,
– 3 ząbki czosnku.
Zagęszczacz (roux):
– 80 ml oleju lub masła klarowanego,
– 80 g mąki pszennej.
Bulion:
– 1 litr rosołu drobiowego lub warzywnego.
Przyprawy:
– 1 liść laurowy,
– 1 łyżeczka tymianku,
– 1 łyżeczka słodkiej papryki,
– ½ łyżeczki pieprzu cayenne (lub do smaku),
– 1 łyżeczka suszonego oregano,
– sól i świeżo mielony pieprz.
Dodatki:
– 1 puszka krojonych pomidorów (400 g),
– 100 g okry (jeśli dostępna – w Polsce najłatwiej kupić mrożoną; w razie braku można dodać łyżeczkę skrobi kukurydzianej),
– świeża natka pietruszki,
– ryż biały – ugotowany osobno.
Przygotowanie:
Roux – serce gumbo:
W garnku o grubym dnie rozgrzej olej lub masło, wsyp mąkę i mieszaj nieustannie na średnim ogniu przez ok. 15–20 minut, aż masa nabierze koloru ciemnego orzecha (brązowego).
Uważaj, żeby nie przypalić – to ważny etap, który nadaje smak i kolor.
Dodaj warzywa:
Do gorącego roux wrzuć pokrojoną cebulę, paprykę, seler i czosnek. Podsmażaj 5 minut, aż zmiękną i przejdą aromatem.
Mięso:
Pokrój kurczaka i kiełbasę w kostkę/plastry, dodaj do garnka i smaż przez 5–6 minut, aż się zarumienią.
Bulion i przyprawy:
Wlej bulion, dodaj pomidory, liść laurowy i resztę przypraw.
Duś pod przykryciem na małym ogniu ok. 45 minut.
Końcowe dodatki:
Jeśli masz okrę – wrzuć ją teraz (zagęści naturalnie zupę).
Na koniec dodaj krewetki (jeśli używasz), gotuj jeszcze 5 minut.
Dopraw solą, pieprzem i posyp pietruszką.
Najlepiej smakuje po kilku godzinach – kiedy smaki się przegryzą.
Smacznego!
Oryginalne zupy z rejonu Ameryki zagęszcza się zmieloną na pył mąką kukurydzianą.
Mąka pszenna pasuje do zup kreolskich jak przecier pomidorowy do bigosu mającego się nazwać staropolskim.
Tak, tam kukurydzianą, a tu przenną. Wyczuwasz różnicę? Widocznie jesteś koneserem i kulinarnym oberżyświatem. Fachowiec od wszystkiego, jak tylko można zademonstrować swą "lepszą wiedzę - klasyczny szkopski besserwissizm" Co ty tam wiesz Polaczku. To my - mistrzowie sznapsa i kartofel salad.
Ciągnąc ten temat to, i na Azorach, i na Kanarach dodatkiem do zup i sosów jest czy raczej był, "puder kukurydziany".
Wszech obecna w tradycji kulinarnej krajów morskich "zupa śmietnik dla ubogich" w Hiszpanii i Portugalii w/w dodatkiem była zagęszczana.
BTW
Jeśli chodzi o kartofel salad to nie z sznapsem, ale z smażonym śledziem i piwem pszenicznym.
Niektórzy jeszcze nie jedli śniadania,a ty takie frykasy???
Nocna wachta?
Jak dobrze pamiętam, według Lema Ion to miało być w domyśle polski "Jasiu". To bedę do ciebie mówił Jasiu. Bo ja jestem chory na polskość.
Ty już pijesz w czwartek ??!! Rany Jasiu! Ty się wykończysz. I jeszcze bierzesz aspirynę na kaca. Rany julek. Żyłka ci w mózgu pęknie i będzisz jak Tomasz Lis. Bedziesz wtedy pisał półgębkiem. A na ulicy szukał u kobiet borsuka. Wiem, wiem - główka boli, więc nie ma z czego się śmiać.
Współczuję twojemu psu, bo siku mu się chce, a pan leży zdechły.
Dobrą kuchnię tam mają. Na Florydzie też. To zaliczyłbym do grupy naszych zup jak Grochówka, albo też flaczki. Tam byłem parę lat temu, ale wtedy to wszystko było tanie. Chyba nawet tańsze niż tego lata oszukana ( bo np. dorsza zastępuje czerniak, którego norwescy rybacy wyrzucają za burtę) tradycyjna rybka ( podobno dzisiaj z mikrofali) w Krynicy Morskiej, czy w Kątach Rybackich. parszywieje nawet przydrożna gastronomia.
Bodnar to był jak ta końska mucha. Giez, jeśli się nie mylę. Kąsał tu i tam, ale koty i krowy mają ogony po to by je przegnać. Żurek to podobno taki pełny szerszeń. Trzy takie cię napadną i nie żyjesz.
Odbieralem wyslany do Polski samochod i musze powiedziec ze ten kraj jest klebiskiem zla, gdzie jeden drugiego chce okrasc.
Firma AC Taurus Gdynia ktora dostarczala mnie samochod, byla arogancka, pelna buty i jakby chcieli mnie okrasc, stawiali glupie warunki
i za rozladunek wyszarpali prawie tyle co nadanie z New Jersey wraz z transportem poprzez Atlantyk,
To naposalem do pani reprezentujacej moje interesy w USA.
Pani Anito.
Odebralem samochod w Gdyni, ale ta firma AC Taurus zostawila na mnie nieprzyjemne wrazenie,
Chcieli wydrzec jak najwiecej pieniedzy za rozladunek, utrudniali odprawe celna.
Musialem zaplacic dodatkowe 2400 polskich zlotych co wydalo sie mne bardzo niesprawiedliwe I pachnialo przekretem.
Ciekawy jestem jakie sa standartowe oplaty portowe w Polsce?
Z calym szacunkiem Jozek Urbanski/
Gdybym wysylal reszte mienia nie chcialbym miec do czynienia z tymi ludzmi.
Wiem ze Tazeusz tez mieszka w tych okolicach i to takie wlasnie antypolskie charakterki umilaja zycie innym i okradaja umilajac zycie chamstwem, arogancja tworzac Polakom swiat Orwella Model prawdopodobnie gorszy od wszystkiego co znamy.
No ba. To niestety standard w Gdyni od lat. Córka już dawno sprowadzała od teściów z USA samochody, bo to było najlepsze uzyskanie tanio dobrego auta. Oczywiście przywożonego w kontenerze. Zawsze w Gdyni były kłopoty, tylko po to, by cię oskubać. A służby celne? Mnie, byłemu marynarzowi nie musisz tłumaczyć co to za służby. Obawiam się, że teraz, gdy doszliśmy do standardów skorumpowanej Europy i władzy gangu Tuska, musi być jeszcze gorzej.
Ale ciesz się, że w końcu to auto masz.
Parafrazując znane przysłowie:
"Zamienił wujek
Bodnara na Żurek"...
PS I z tomiku "Ja tu zostaję" (2015) - wciąż aktualny wierszyk:
NIEZAWISŁE SĄDY
Zawsze gdy trwa dyskusja o jakimś wyroku
„Sądy są niezawisłe!” – wrzeszczą wszyscy wokół.
Lecz im głębiej się wgryzam w temat osądzania,
Tym częściej mnie nachodzą zasadne pytania...
Czemu nikt nie objaśni (to powód mej troski),
Od czego niezawisły jest osąd sędziowski?
Od zdrowego rozsądku? Od przyzwoitości?
Równego traktowania? Może – rzetelności?
Temida miecz ma w jednej, wagę w drugiej dłoni
(By przewiny wyważyć, ostrzem – prawa bronić),
Ale „swoich” traktuje miarą zgoła inną;
Są więc równi, równiejsi i... zawsze niewinni...
Nie wiem, czy zła opaska, czy może dziurawa,
Bo Temida jest ślepa na łamanie prawa...
Nie można ludzi władzy zwyczajnie ukarać;
Prawo jest dla rządzących... Opozycji – wara!
Wiem jedno: jeśli hucpa potrwa trochę dłużej,
To niezawisłe sądy zawisną na... sznurze...
To Twój pierwszy satyryczny wierszyk, który widzę. I bardzo dobrze. Trzeba dołączyć do tak wspaniałych poprzedników jak Tuwim i Brzechwa. Oczywiście z Januszem Szpotańskim i jakże wymownym "Towarzyszu Szmaciaku". Brakuje nam prześmiewczej poezji. Pisz więcej tak i rozpowszechniaj. Potrzebujemy tego