Rozdział państwa od kościoła stał się standardem cywilizacyjnym świata zachodniego, tego, który swoją kulturę i cywilizację przeniósł niemal na całą planetę. Ten rozdział pozwala uniknąć sytuacji, gdy obie sfery zaczynają współpracować ze sobą i niejako konkurować z obywatelami. Obie sfery istnieją równolegle siebie nawzajem w pewien sposób kontrolują zaś obywatelom tworzą dodatkową przestrzeń wolności.
Oczywiście rozdział państwa od kościoła w wydaniu komunizmu czy innych izmów, był mechanizmem walki z kościołem. Jednak istnienie odrębne owych władz i sfer wpływu było i pozostaje czynnikiem sprzyjającym rozwojowi i wolności ludzi.
Jednak nikt nie formułuje postulatu rozdziału państwa od biznesu. Jest zupełnie odwrotnie, wszelkie plany, programy, koncepcje i wizje, wręcz przeżarte są elementami "partnerstwa" publiczno-prywatnego, współtworzeniem przez agendy publiczne oraz podmioty prywatne rozmaitych wręcz ponadnarodowych organizmów, mających posiadać realną władzę nad ludźmi.
Pomiędzy "biznesem", światem prywatnej własności, chciwych korporacji za dużych, aby upaść, a sferą publiczną wstawione zostały 'obrotowe drzwi'. I tak oto ludzie z biznesu wchodzą do rządu, potem wychodzą i trafiają do biznesu albo dostają od niego strumień zamówień na różne usługi.
"Obrotowe drzwi" sprawiają, że pewna warstwa ludzi po prostu przemieszcza się stale pomiędzy sferą państwa mającego służyć (w teorii) obywatelom oraz nadzorować biznes, a sferą biznesu, która ma tylko jeden cel, zysk, jeśli trzeba to kosztem państwa i kosztem obywateli. Ponieważ więzy i relacje biznesowe są trwalsze, bardziej konkretne i "zyskodajne" dla człowieka, to ci ludzie są lojalnie przede wszystkim wobec sfery biznesu, zaś instytucje państwa stają się ekspozyturami finensjery wobec społeczeństwa.
Jeśli celem jest korzyść i rozwój całego społeczeństwa to państwo i biznes powinny być od siebie rozdzielone, co najmniej tak - jeśli nie ściślej - niż państwo i kościół. Oczywiście, że stanowiska państwowe pochodzące z wyboru powszechnego, muszą pozostać otwarte dla wszystkich, w tym przedstawicieli bizensu, ale już stanowiska z takiego powszechnego wyboru nie pochodzące, powinny podlegać obostrzeniom.
Sytuacja, w której w Brukseli na trzech urzędników przypada dwóch lobbystów nakłaniających ich do działania zgodnie z interesem tego, kto lobbystom płaci, jest patologią. "Wspólne interesy" państwa i biznesu rodzą następne patologie. "Obrotowe drzwi" doprowadziły do utraty przez społeczeństwo kontroli nad publicznymi instytucjami i mechanizmami na rzecz właśnie biznesu. Politycy tańczą przed finansowo-medialnym behemotem, obiecując zwodzenie elektoratu i egzekwowanie w stosunku do niego woli tych, co są najbogatsi i najsilniejsi.
Rozdział państwa od biznesu jest koniecznością cywilizacyjną. Koniecznością, która wcale nie musi zajść, ale która może wiele zmienić na plus. Bez tej zmiany, wszyscy staniemy się niewolnikami korporacji i plutokratów, efektywność społeczeństw będzie stale spadać, przestrzeń wolności się kurczyć, a poziom życia ulegnie stagnacji albo obniżeniu.
Ale nikt nie podnosi hasła "Rozdział państwa od biznesu". Dlaczego? No właśnie...
Więc może my je podnieśmy. Bez krzyku i wrzasku. Bez przesadnych emocji, za to ze spokojnym przekonaniem, że własnie to jest... w naszym interesie, w naszym wspólnym interesie:
Rozdział państwa od biznesu.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1399
I jeszcze pytanie ,czym jest dla autora "kościół" przez małe "k"? Ponieważ to budynek. Wychodzi na to , że autorowi chodzi o rozdział państwa od budynku.
Jeśli chodzi o USA to rząd USA wielokrotnie interweniował w gospodarkę np. likwidując poprzez wymuszenie podziału, podmioty, które odnosiły ogromny sukces na rynku, jak Standard Oil czy AT&T. Co do wolnego handlu, to rząd USA wbrew prawu USA zakazał importu małego Melexa z małej Polski, by chronić amerykańskich przedsiębiorców.
Jeśli chodzi o Japonię, Koreę i Chiny, to interwencja w gospodarkę poszła o wiele dalej i gospodarka podlegała szeregu państwowym stymulacjom itd. Elity polityczne tych państw nie dusiły swoich gospodarek, tylko przeciwnie, stwarzały warunki do ich rozwoju, stymulowały politycznie procesy gospodarcze.
Firma AirBus powstała wyłącznie wskutek interwencji polityków i rządów europejskich i w ten sposób istnieje drugi światowy producent samolotów pasażerskich dalekiego zasięgu.
Czy jest możliwe, że politycy będą poprzez swój wpływ na gospodarkę, tę gospodarkę dusić? Oczywiście, że tak. Powstaje jednak pytanie, dlaczego mieliby to robić. Otóż ogólnie rzecz biorąc odpowiedzi możliwe są dwie: - z głupoty, - dla korzyści.
Element głupoty nie odgrywa tu aż tak dużej roli, bo to nie jest "rocket science" czyli to nie są rzeczy bardzo naukowe. Znacznie większe znacznie ma motywacja "dla korzyści". Tutaj "korzyści" mogą mieć charakter doraźnych korzyści politycznych lub długofalowych korzyści ogólnych. W pierwszym przypadku mamy po prostu festiwal rozdawnictwa dla tłuszczy, dzięki czemu politycy mają stanowiska i kasę, a gospodarka pogrąża się w inflacji i stagnacji. W drugim politycy są pod wpływem tuzów finansów i gospodarki, nawet niekoniecznie z własnego kraju, i dla przyszłych korzyści wprowadzają takie rozwiązania jakie im tamci powiedzą.
Wszystko sprowadza się do etyki w społeczeństwie, etyki w elitach z tego społeczeństwa. Świat pokazuje, że można. UPRowskie utopie o wolności handlu i gospodarki, i nie wtrącaniu się państwa to propaganda silnych dla słabych i głupich.