Zamiast czekać w areszcie na proces, bryluje w Davos

    Podczas spędu w Davos (jest taka impreza, podczas której szefowie największych korporacji oraz ideolodzy neomarksistowskich utopii społecznych jawnie lub niejawnie uprawiają lobbing wśród przywódców "suwerennych państw") kilku dziennikarzy próbowało uzyskać odpowiedzi na niewygodne pytania (istnieją jeszcze tacy dziennikarze!) od niejakiego Alberta Bourli (filmik na stronie Rebelnews.com).
    Albert Bourla, z zawodu weterynarz (to taka profesja, która wraz z zootechniką posługuje się pojęciami "odporność stadna" czy "wyszczepienie pogłowia trzody"), jest szefem koncernu farmaceutycznego Pfizer.
    Koncern Pfizer znany jest z kolei z płacenia gigantycznych odszkodowań (w związku z oszustwami, korupcją, fałszowaniem dokumentacji medycznej oraz śmiercią i inwalidztwem nigeryjskich dzieci, na których, z naruszeniem prawa, testowano preparaty medyczne) oraz z jeszcze bardziej gigantycznych zysków, związanych w ostatnim czasie z produkcją szczepionki przeciw COVID 19 o śmiesznie niskiej skuteczności i krótkotrwałym działaniu (w dłuższej skali czasowej wręcz przeciwskutecznej) oraz niepokojącej skali skutków ubocznych. Szokujące przede wszystkim okazały się kłamstwa na temat rzekomej ochrony przed transmisją wirusa, jaką miała dawać szczepionka i które zarazem stały się podstawą ograniczania praw osób, które z owego preparatu nie skorzystały.
    Na temat obecności Bourli w Davos oraz pytań zadanych przez dziennikarzy szefowi Pfizera przeczytamy w niewielu polskich mediach (trudno znaleźć cokolwiek w mediach odmieniających przez przypadki "wolny" i "niezależny"). Informację możemy znaleźć w Dorzeczy.pl:
    "(...) szef farmaceutycznego koncernu został zagadnięty na ulicy przez dziennikarzy Rebel News. Bourla został przez nich zapytany m.in. o to kiedy dowiedział się, że szczepionka przeciwko COVID nie zatrzymuje transmisji koronawirusa oraz jak długo ukrywał to przed opinią publiczną.
    Bourla podziękował dziennikarzom i nie udzielił odpowiedzi na żadne z pytań. Przedstawiciel Rebel News próbował pytać dalej. Powiedział, że Pfizer początkowo prezentował swój produkt jako w 100 proc. skuteczny, później liczby te spadały do 90 proc., 80 proc., 70 proc., "ale teraz wiemy, że szczepionki nie zatrzymują transmisji". – Czemu trzymał to pan w tajemnicy? – nie dawał za wygraną. (...)
    Drugi z dziennikarzy zapytał, czy już czas, by przeprosić świat i oddać pieniądze państwom, które zainwestowały w preparaty, które nie działają. Chciał też wiedzieć, czy szef Pfizera nie wstydzi się za to, co robił przez ostatnie lata oraz czy jest dumny, że w ten sposób się dorobił. Kolejne pytania dotyczyły m.in. nagłych zgonów młodych ludzi z powodu zawałów serca, które jak zasugerował, mogą mieć związek ze szczepionkami.
    – Jak pan myśli, ile boosterów potrzeba, żeby był pan wystarczająco zadowolony ze swoich zarobków? – zapytał jeden z dziennikarzy."

    A tak na marginesie... W ostatnich miesiącach przewinął się tu i ówdzie temat kolejnej partii ponad 60 mln dawek owej cudownej szczepionki za ok, 6 mld złotych, która trafić ma do Polski, na podstawie wcześniej zawartych w bardzo dziwnych okolicznościach umów z firmą Pfizer. Ale coś ostatnio znów cicho na ten temat...