Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Emeryctwo... marynarz – wieczny tułacz

jazgdyni, 11.02.2021



Sekretem dobrej starości jest nie co innego, tylko szczery pakt z samotnością.
 [ Gabriel García Márquez ]
 
 
 
Nie emerytura tylko właśnie emeryctwo. Jak dzieciństwo, młodość, czy właśnie... starość.
Emerytura to pieniądze. U nas w Polsce, jak i we wielu krajach bezczelnie ukradzione mi pieniądze, które były odkładane od momentu, gdy zacząłem grzecznie pracować.
Jak sobie obliczyłem, gdybym sobie te pieniądze sam odkładał do słoika, oczywiście trochę nimi operując, to dzisiaj, dożywotnio, co miesiąc bym sobie skubnął z kupki, powiedzmy, jakieś 6, a może 7 tysiaków. Ale to ONI położyli łapę na MOICH uciułanych oszczędnościach i wydzielają mi tyle ile im się podoba. Nazywają to solidarność społeczna, albo pokoleniowa. Na kilometr pachnie komunistyczną ściemą. Jak ich słynne: - Dzisiaj musimy wytrwale pracować i zaciskać pasa, by nasze dzieci i wnuki żyły dobrze.
Słyszycie to bolszewicko goebbelsowskie bla, bla, bla?

 
Tak więc emeryctwo, to okres życie, kiedy się jest na emeryturze. Dla jednych gorzkiej, od czego wariują, jak niestety sporo koleżeństwa internautycznego, dla innych mniej gorzkiej, więc idzie przeżyć, a demencja nie jest taka szybka, żyły się nie zatykają, a wątroba ma się nieźle. No i w końcu dla tych, dla których to słodki okres, jak na przykład u Lecha Wałęsy. Tylko że od tego, to dopiero się wariuje. No jasne, któż by nie zwariował, gdy nędza i głód zagląda w oczy, bo Wielki Skoczek przez Płoty – on – wielki noblysta i ho, ho, ho (!), były prezydent, ma TYKO 6 tysięcy emerytury. Kasę za Nobla przejadł, gdzie tam – przeżarł i przepuścił. a przez taką rozpustę nabawiając się tysiąca chorób. To samo z tą forsą, co ukradł Solidarności, za prawa do filmu z Hollywood.
Tak... nie jest łatwo na starość. Bo kto był w życiu głupi, to na starość dopiero jest poważnym idiotą.
 
 
To już pięć lat mojego emeryctwa. Porzuciłem morze, choć mogłem jeszcze dobrych parę lat kontynuować. Ale świat, a w tym los ludzki, zawsze był i jest chaosem. Człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi...
A kochałem mój przedostatni statek, na którym spędziłem pięknych parę lat, znałem każdą śrubkę, wiedziałem gdzie włożyć palec, by coś zadziałało i miałem ekspres, który robił najlepszą kawę na świecie. Czyli – żyć nie umierać.
W pewnym wieku, powiedzmy gdzieś po pięćdziesiątce, przestaje się być żądnym przygód młokosem i nagle najważniejsza staje się stabilizacja. Pewien ustalony porządek. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu. W żadnym wypadku nie rutyna, nie nuda powtarzających się schematów. Lecz pewna przewidywalność i brak stresu powodowany przez nieznane.
 
Ten statek był z najwyższej półki marynarskiej kariery. Szczytem marzeń każdego ambitnego oficera marynarki handlowej, jest przestać być oficerem marynarki handlowej i zostać oficerem na statku specjalistycznym. Czyli takim, co robi coś na morzu, a nie jak morski TIR przewozi cargo od A do B.
Ten mój właśnie statek, o którym teraz mówię, jest naukowo – badawczą krypą. Konkretnie to statek sejsmiczny. Poszukiwał różnorakich złóż na morzu. W tym wypadku ropy i gazu, co jest w przeważającym stopniu głównym celem poszukiwań, choć nie jedynym. Poszukuje się tak też złóż metali rzadkich.
To prosta sprawa te badania – robi się wielkie BUM!!!, fala akustyczna poprzez, jak wiadomo nieściśliwą morską wodę, wnika na parę kilometrów w skorupę ziemską, a sieć czujników odbiera echa od tych naszych bombardowań i – voila! - mamy dokładną mapę 3D, co pod tym morskim dnem siedzi. A są tam gdzieniegdzie jaskinie pełne skarbów.
 
Każdy widzi, gdzie jesteśmy, samoloty, satelity mogą śledzić nasz każdy ruch. Tylko co z tego. To co odkrywamy, to super-hiper tajne dane. Mamy potężną, 3-metrowej średnicy antenę satelitarną, która ma stały link, z naszym prywatnym satelitą i nieustannie transmitujemy niesamowicie zaszyfrowane informacje do naszego biura badawczego, a oni tam oceniają i analizują, co właśnie złowiliśmy. Jakiś poważny depozyt słodkiej ropy na rozsądnej głębokości. Na przykład.
 
Tak właśnie naukowo – żeglarsko bawiliśmy się, w moim przypadku dobrych parę lat, na Morzu Północnym i na północnym Atlantyku aż po wybrzeża Kanady. Żyć, nie umierać.
 
A co ważne i warte wspomnienia – fajni ludzie byli ze mną na statku.
Nawet na tak wyrafinowanych jednostkach, jak shuttle tankery, (takie zbiornikowce, które samodzielnie, automatycznie potrafią odbierać ropę naftową, prosto z platfrom na otwartym morzu), gdzie spędziłem ponad 10 lat, zawsze jest tylko załoga. W dzisiejszych czasach, gdy wartość pracy ludzkiej jest doceniana, to zazwyczaj 14 – 17 osób. Dzień w dzień, te same kilkanaście twarzy i charakterów. Jak to dobrzy ludzie, to świetnie. Lecz jak jest choćby jeden drań, nie daj Boże, na stanowisku, to wszyscy mają przerąbane. Toteż ratujemy się ucieczką w prace, nawet niepotrzebne i w samotność.
Tymczasem na statkach badawczych jest zawsze od 50, nawet do 100 ludzi. Załoga jak zawsze niewielka – 15 osób góra. Lecz wszyscy to specjaliści w swoim fachu. Na przykład nawigatorzy, kapitan i oficerowie wachtowi, to operatorzy DP. Chief mechanik i ja to techniczni DP. Wówczas taki pełen certyfikat to około 20 tyś. dolarów.
Efekt taki, że załoga jest zgrana, profesjonalna i bezkonfliktowa.
 
Lecz my to nieduży element. Statek roi się od naukowców, programistów, inżynierów i fachowców od roboty. Oraz oczywiście paru grubych ryb, szefów projektu, dla których wykonujemy zadanie. To, jak powiedziałem, w sumie wraz z załogą może być nawet 100 osób na doprawdy małym terytorium. Fajnie było... A już badania zachodnich wybrzeży Grenlandii, całe 100 dni, to korona moich 40 lat na morzu.
 
Ale było i się zmyło. Kontrakty i projekty w północnej części naszych mórz i oceanów chwilowo wyschły. Pewną nadzieję mieliśmy na badania wschodniej części Morza Śródziemnego, bo tam, między Turcją, poprzez Cypr, aż do Libanu i Izraela są wiarygodnie udokumentowane złoża. Więc trzeba je zbadać i precyzyjnie określić – gdzie, ile tego jest i do kogo to prawnie należy. Turcy już prawem kaduka roszczą sobie prawa do pewnych obszarów, które zgodnie z prawem morskim są greckie, albo cypryjskie. Nie tak, jak na Bałtyku polskie złoże eksploatowane przez Petrobaltic, choć Duńczycy chętnie by się tym zaopiekowali z powodu bliskości Bornholmu.
Nic z tych marzeń o Śródziemnym nie wyszło, bo akurat tamtejsi nie chcieli sie dzielić z tymi, co na prawdę mają grubą forsę - goście z Teksasu i Kanady, a sami nie mają tyle, by przeprowadzić solidny rekonesans.
 
No i nadeszła wreszcie, dla mnie paskudna, wiadomość – będziemy orać Atlantyk u wybrzeży Angoli. Złoża tam rzeczywiście potężne, a biedniutka Angola pewnie zawarła diabelski pakt, albo z Chinami, albo z USA. Innej możliwości nie ma.
 
Całe życie unikałem Afryki Zachodniej. To niedobre miejsce. Tak bogate, że faktycznie rządzą tam złoczyńcy z całego świata. Bałagan, korupcja i ludowa bieda. Stąd desperacja, piractwo, porywanie ludzi i całych statków. Oraz mnóstwo nieprzyjemnych chorób tropikalnych.
 
Nie, nie, nie – mówiłem sobie, lecz jednak poleciałem do Las Palmas, by na Kanarach dołączyć do mojej łajby, która właśnie majestatycznie pokonywała Biskaje. Gdybym wiedział, jaką głupotę robię, sprzeciwiając się instynktom, które mnie raczej nigdy nie zdradziły, to bym nawet nie rozpakował walizek, tylko natychmiast powrócił do Europy.
 
Ledwo rzuciliśmy kotwicę daleko na redzie Pointe-Noire, niesłychanie geopolitycznie pokręconym miejscu.
Więc tak – Pointe-Noire to port na niewielkim skrawku wybrzeża, należącym do Konga Brazzaville. Bardzo pokręcony kraj. Niedawno nawet był komunistyczny, stojąc twardo u boku Rosji i Chin.
Spoglądając na południe, mamy niedużą enklawę należącą do Angoli, słynną Kabindę, która jednak nie chce do tej Angoli należeć. A dalej znowu skromny kawałek wybrzeża, tym razem należący do tej dużej Demokratycznej Republiki Konga, ze stolicą Kinszasa. Wreszcie po tych skrawkach dostępu do Atlantyku jest wreszcie Angola, mająca dobre 1300 kilometrów brzegu, co powoduje, że morska strefa ekonomiczna, łącznie z tym, co jest pod dnem oceanu, jest na prawdę bogata.
 
No i tak, czekając na pozwolenia, biurokrację i tego typu duperele, do końca mego kontraktu przestaliśmy na kotwicy. Paskudne miejsce... powietrze jest żółte i zamglone, przez co słońce jest pomarańczowe. Gorąco i wilgotno. Codziennie lekarstwo na malarię, które, jak jest napisane w ulotce, po dwóch tygodniach zaczyna niszczyć wątrobę. Dosłownie prawdziwe Kongo.
 
Nie takie parszywe warunki znosiłem, więc pewnie bym się przyzwyczaił, gdyby nie dzień wymustrowania i podróż do domu.
Zdezolowana motorówka zabrała nas na ląd. Tam rutynowa odprawa po biurach – straż graniczna, celnicy, agent i wreszcie lotnisko. Wybitnie powiatowe, tylko, że kręciło się tam z tysiąc ludzi.
A przy odprawie, gdy pozostali koledzy, głównie Amerykanie już się odprawili, okazało się, że mój bilet do Gdańska jest tylko częściowo dobry, ale pierwszy lot – Pointe-Noire do Brazzaville, muszę niestety sam sobie wykupić. I to szybko. Bilet kosztował 100 dolarów, w kieszeni miałem 50, a na lotnisku nie ma bankomatów. Telefon też nie łączy z Norwegią, z biurem. Nieważne... po dwóch godzinach, spocony jak w saunie, płacąc bakszysze taksówkarzom i cwaniakowi – przewodnikowi, wróciłem na lotnisko na czas i poleciałem do domu.
 
Wtedy właśnie powiedziałem sobie: - Mam tego dosyć. Koniec. Jestem marynarzem, ale tułaczem już nie chcę być dalej. Bo podobne nieprzyjemne przygody spotykały mnie już wcześniej – w Bombaju-Mumbaju w Indiach, w Santosie w Brazylii, w Kuwejcie, na lotnisku Narita w Tokio. Tylko dlatego, że jakaś biurwa, albo pinda w biurze się pomyliła, nie sprawdziła, albo po prostu się nie chciało.
 
 
Przejście w tym zawodzie na emeryturę, to spora trauma. Klasyczny PTSD; trwa typowo, dwa, trzy lata. W Orłowie, gdzie się urodziłem i wychowałem, mieszkało dużo marynarskich rodzin. Mój tata opiekował się ich zdrowiem i z wieloma się przyjaźnił. Zaobserwował, że kapitanowie i starsi mechanicy, najstarsi rangą, a w rzeczywistości niekwestionowani władcy statku, średnio na emeryturze przeżywali 3 – 4 lata. Zerwanie z morzem wywoływało u nich potężny szok. Na statku rządzili niepodzielnie, mieli władzę (mogli nawet udzielać śluby), a do tego pełną obsługę. Decydowali nawet, co będzie na obiad. Powrót na stałe do domu wszystko drastycznie odmienił. - Wynieś śmieci! Idź do sklepu! A tata to mi głupoty opowiada!
Samemu trzeba umyć samochód – nie ma już stewarda. Coś też trzeba samemu w domu naprawić, bo ani mechanika, majstra, czy elektryka nie ma pod ręką i za darmo. I najgorsze – brakuje tej aury szacunku, władzy i nieomylności.
Stąd depresje, nerwice, zawały, czy wylewy.
Bo spoglądając wstecz – dwudziestoparolatek zostawia młodziutką żonę, może też zostawia dziecko... albo tyko rodziców; wyjeżdża i tuła się po świecie przez czterdzieści lat. Raz do roku, zagląda na krótko do domu. Dawniej rejsy trwały nawet 8 miesięcy, albo rok. Mój najdłuższy pobyt na statku bez powrotu do domu to 17 miesięcy. Teraz jest nieco lepiej, bo skrócono angaże do 4 – 6 miesięcy.
Na morzu ma się inne przyzwyczajenia, inne rutyny i inne problemy. A z tyłu mózgu jest stała tęsknota i liczenie, ile jeszcze dni zostało do powrotu.
 
No dobrze... jesteś w końcu emerytem. I... czujesz się dziwnie.
Co ciekawe, to, że nie musisz już wyjeżdżać, rozmyślać tydzień o wyjeździe i się przygotowywać, a czego nienawidziłeś z całego serca, nie spowodowało jakiejś niesłychanej radości i poczucia ulgi. Wprost przeciwnie, jesteś długo niespokojny. Budzisz się rano, zrywasz się z łóżka i panikujesz: - Rany! Zaspałem. Siadasz o uświęconej na statku godzinie 10:00, by odbyć rytuał porannej przerwy na kawę i słyszysz: - Może byś wyszedł z psami?
Jak tu teraz żyć? Gdzie jest statkowy patriarchat i niemalże wojskowa hierarchia? Będąc w domu, na emeryturze, spada się z piedestału. Już nie jest się WAŻNYM OJCEM RODZINY. Karmicielem, łowcą i wojownikiem.
Nie przynosi się jak kiedyś ustrzelonej zwierzyny na plecach, czego ekwiwalentem dzisiaj jest wypchany portfel w kieszeni. Już się nie zarabia... A emeryturka? Przestańmy żartować. Już ZUS zadba, by była jak najmniejsza.
 
Z takich powodów, jak i wielu innych, po przejściu na emeryturę, większość "seniorów" wpada w depresję. Nie w taką kliniczną, że tylko sobie strzelić w łeb, o czym marzą miłośnicy eutanazji, tylko taką, że nigdy już nie można być beztroskim. Jak w dzieciństwie, lub w młodości. Tak na moje oko, traci się to około czterdziestki.
Zdecydowana większość starych ludzi ma depresję. Tylko o tym zazwyczaj nie wiedzą. A ci co nie mają tego, to albo wariaci, zazwyczaj zafiksowani na czymś, czyli obsesyjni paranoicy, albo po prostu alkoholicy.
Jest, jest dobre i błogosławione lekarstwo na depresję. K*****a (antagonista receptorów NDMA), kiedyś pospolity anestetyk. Ale ze względu na najważniejszy warunek czegokolwiek na świecie, czyli kasę, jakoś te lekarstwo nie może się przebić przez barierę Biznesu. Nie sprawdzałem ile ten przereklamowany, lecz bądź, co bądź, tłusty miliarder, Pfizer Inc. zarobił na Prozacu (fluoksetyna). Lecz zapewniam – wiele miliardów dolarów, choć dzisiaj już dobrze wiemy, że działa tylko na 40% pacjentów.
 
Emeryci nie zdają sobie sprawy z depresji, która odbiera im całą radość życia, bo myślą, że na starość już tak musi być.
Budzą się smutni i zaniepokojeni. Stracili radość i przyjemność z porannej kawy i śniadania. Brak energii i generalnie chęci do czegoś, tłumaczą starczym osłabieniem i wypaleniem. Po prostu tłumaczą to... starością.
A wcale nie musi tak być. Nie zostali skazani i tylko czekają na egzekucję.
No właśnie – wielu, przejście na emeryturę może sobie wyobrazić, jako wejście do poczekalni gabinetu dentystycznego. Gdzie samo oczekiwanie może być gorsze od prostego zabiegu, założenia plomby, czy wyrwania starego próchna z ust. Chyba każdy zna te uczucia z wizyty u stomatologa.
 
Jak już wspomniałem, dla ludzi morza, przejście na emeryturę często wywołuje post traumatyczny stres. Jest tak wielka zmiana stylu i warunków życia, przyzwyczajeń, obowiązków codziennych, poczucia własnej godności i własnej śmiertelności, że automatycznie stają się kandydatami do poważnych przypadków depresji.
A na dodatek pogłębia to przerażenie, bo czuje się podstępnie i powoli pogłębiającą się demencję. Bez przerwy czegoś się szuka. Kluczy... , okularów... , telefonu. Z koncentracją i refleksem też już nie jest tak dobrze. Starsi ludzie z tych tylko powodów, powodują sporo wypadków drogowych.
Istnieje wprawdzie dział medycyny – geriatria – zajmujący się schorzeniami osób starszych. Lecz wywodzi się ona z interny, więc koncentruje się głównie na typowych przewlekłych chorobach, typu miażdżyca, cukrzyca, niewydolność sercowa, czy oddechowa.
A jest to poważny błąd – zajmuje się geriatria typowymi chorobami, a nie seniorami w całości. Choćby taka cukrzyca typu drugiego może być tylko wymuszona depresją, bo stary człowiek objada się słodyczami, które dają chwilową przyjemność, a na dodatek niewiele się porusza. A gros lekarzy, bez większego namysłu zapisuje metforminę i tylko bąknie, by przestrzegać diety i więcej się ruszać. A niestety nie poradzi, bo tego nie uczą na studiach, a potem sie nie chciało, jak seniorowi zbudować motywację do tych przecież słusznych zaleceń.
 
Więcej niż trzy lata potrzebowałem, by osiągnąć jako taką normalność. Zejść z morza na ziemię. Z łap Neptuna, pod ochronę, tego, który jest twórcą wszystkich rzeczy, w tym ziemi. A rzymski Neptun, bardziej popularny niż grecki Posejdon, władający morzami, w kwestii lądu stałego ma odpowiednika płci żeńskiej, Gaję i tak się składa, że starożytni Grecy ją właśnie uważali za matkę wszystkiego. Tak, jak nasz Bóg Ojciec.
 
Pandemia spowodowała, że już na wiosnę, gdy tylko ruszyła ponownie służba zdrowia, kompletnie się przebadałem. Ile się dało, choć bez przesady. Same markery na różne postacie raka to około 2 tysiące zł. Dalej gastroskopia, kolonoskopia, prześwietlenie i jeszcze parę testów, z dmuchaniem w rurkę włącznie.
Usłyszałem: - Nieźle, jak na pański wiek.
Zacząłem studiować całe dostępne naukowe doniesienia w temacie COVID19. Co za bałagan. A i tak tutaj też okazało się, że tak po cichu, to pieprzyć chorych i umierających – kasa jest najważniejsza. Moja medyczna rodzina już zakończyła podwójne szczepienie. Ale ja, uparty osioł, tylko by nie znaleźć się w towarzystwie aktorki Jandy i speca od loda, potulnie zarejestrowałem się jak trzeba, a parę dni temu, moja przemiła i mądra pani doktor powiedziała, że są przygotowani w swoim małym osrodku na 150 szczepień tygodniowo, potem obiecano im 60 szczepionek, co wystarczało na dwa dni w tygodniu, a w rezultacie teraz dostają 30 porcji. A na dodatek, gdy ja, wieloletni pacjent przychodni grzecznie zarejestrowałem się, jak szybko się dało, telefonicznie o 8 rano, to już przede mną zarejestrowało się kilkaset osób z całego Trójmiasta, bo mieli tajemną wiedzę, że idioci, albo kombinatorzy z Ministerstwa Zdrowia uruchomią rejestrację dla seniorów już o północy i każdy może sobie dowolnie wybrać, gdzie chce się zaszczepić Typowe polskie układy i cwaniactwo. Jak za komuny kolejka do mięsnego, lecz także drzwi przez podwórko dla swoich.
 
Czy tęsknię za morzem? Jasne!
Gdy ponad 10 lat pracowałem na norweskich shuttle-tankerach, wspominam z przyjemnością, jak zaprzyjaźniłem się z pełnym moim szacunkiem, a nawet podziwem, ze starszym mechanikiem, który przyjeżdżał na miesięczne zastępstwo, gdy któryś z naszych dwóch starszych mechaników (nas, senior oficerów – kapitanów, starszych mechaników, starszych oficerów, 2-gich mechaników i ETO, było po dwóch na statek – jeden na urlopie w domu, drugi w pracy) brał ekstra urlop. Ten zastępca miał 74 lata. I świetnie sobie przez ten miesiąc radził.
Myślałem sobie, że fajnie by było, gdybym ja też tak się załapał. Niestety, moja norweska agencja HR miała oddział w Gdyni, zatrudniając oczywiście Polaków. A ci, pod koniec mojej długiej współpracy z jednym armatorem zdążyli mnie znienawidzić, bo Norwegia prosiła o Kamińskiego, a nie jakiegokolwiek ETO, powiedzmy, przypadkiem kuzyna męża siostry agenta w biurze. Wszyscy znamy te układy. A agencje, początkowo za komuny tylko Polservice i MAG, które po transformacji sprywatyzowały się i rozdrobniły, zarabiają krocie na handlu marynarzami. Jakże typowa polska tradycja.
Tak więc sobie tylko morze wspominam. A jeżeli chodzi o plusy i minusy takiej decyzji w młodości, to dla mnie jest dokładnie fifty – fifty.
 
Jaka jest najgorsza postawa na emeryturze? Siedzieć i czekać. Niby na nie wiadomo co, a tak na prawdę na koniec.
 
 
.





.


 
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 9379
paparazzi

paparazzi

12.02.2021 16:04

Dodane przez jazgdyni w odpowiedzi na Sportowo to ja zaczynałem na

Ja  zaczynałem szlify na Omce /Omega/ Niegocin. Lata sześćdziesiąte. Później w USA Thunderbird dobry w regatach przybrzeżnych. Co do oceanicznych smoków to katamarany są passe w/w wyścigu. Owszem są szybkie ale w wyścigu dookoła świata są niezastąpione IMOCA Class 60. Moj bohater 61 letni Jean Le Cam https://www.imoca.org/en…
proszę zwrócić uwagę ze nie ma foils a ten jacht "starego typu" https://www.imoca.org/en…
Koszt średni 6 do 10 milionów $ plus utrzymanie ;-).
Jak kochasz morze a mieszkasz w dobrym miejscu masz szanse popływać na swoim:-). Pozdrawiam.
wielkopolskizdzichu

wielkopolskizdzichu

12.02.2021 16:42

Dodane przez paparazzi w odpowiedzi na Ja  zaczynałem szlify na Omce

Proszę się zaznajomić z listą rekordowych przejść non stop solo dookoła globu.
I kto posiada najlepszy czas i na czym.
Sporo pływałem na francuski Catanach, jedną z najlepszych jest 47 Carbo Infusion, mają one płetwy mieczowe ustawione pod kątem umożliwiającym ostre chodzenie, a po podniesieniu stabilną jazdę w warunkach sztormowych. Obecne katy różnią się od tych sprzed 20 lat.
rolnik z mazur

rolnik z mazur Waldek Bargłowski

11.02.2021 20:17

@ autor, 
Emeryctwo emeryctwem a wyszczepic się trzeba! Gdyby zabrakło szczepionki to ja chętnie odstąpię. Tu nie ma co się szczypać. Pzdr
Ryszard Surmacz

Ryszard Surmacz

11.02.2021 20:43

@jazgdyni
Ale Cie dopadło. Wpis brzmi, jak testament. To co, mierzymy... ile od stóp do głowy. I marsz... 
A może jednak, jeszcze po kropelce... 
A może pomorsujesz - modne. Zimna woda zdowia doda, a jaka frajdaaaaa.
A może w jakiś rejs? Nie będzie obsługi, ale będzie morze. Bedziesz Ty i morze. Może na pokładzie zaczniesz opowiadać o Bogu i morzu.
Widzisz, tyle propozycji - i jak tu żyć....
Hej
jazgdyni

jazgdyni

12.02.2021 01:05

Dodane przez Ryszard Surmacz w odpowiedzi na @jazgdyni

@Ryszard Surmacz
Musisz chyba być w kiepskim nastroju, jeżeli tak to odczytujesz. To chłodny, bez emocji instruktaż na schyłkowe lata. Dla tych, co nadal marzą o emeryturze pod palmami na Malediwach. Mając tak piękne plaże, na przykład w Chałupach.
Serdeczności
Łowcą adrenaliny to ja już nie jestem. Życie same znajdzie ci moment by się spocić i podnieść włosy na karku (przepraszam łysych).
Jan1797

Jan1797

11.02.2021 21:10

"I najgorsze – brakuje tej aury szacunku, władzy i nieomylności.
Stąd depresje, nerwice, zawały, czy wylewy."

Eee,tam :)
Pracować trzeba, póki się chce, tyle że u siebie. Czego brak dla spełnienia tego warunku;
rynku usług na umowę o dzieło dla tych, którzy przepracowali 40 lat. Wpłacili swoje a ich
wiarygodność, jest na tyle duża, że Państwo może im zagwarantować aurę szacunku
władzy na swym codziennym bytem z drobną butą nieomylności. Doświadczenie
emeryckie i przekazana wiedza jest zyskiem Państwa. Trzymam kciuki.
jazgdyni

jazgdyni

12.02.2021 01:08

Dodane przez Jan1797 w odpowiedzi na "I najgorsze – brakuje tej

Witam
Pracować u siebie... Dobra rada. Pomyślałem o tym już ćwierć wieku temu. Więc załatwiłem i żona nadal pracuje, a ja się byczę, jak Arab.
Pozdrawiam
sake3

sake2020

11.02.2021 21:19

Warto było tak się otwierać? Jak było do przewidzenia jedni zaczną ironizować,pan rolnik jak zwykle ględzi o ,,wyszczepieniu'' zamiast wesprzeć dobrym słowem,nie zgłosił się do dyskusji żaden marynarz by powspominać miłe chwile na statku.Bo chyba takie też były.
tricolour

tricolour

11.02.2021 22:21

Dodane przez sake3 w odpowiedzi na Warto było tak się otwierać?

@Sake
Dlatego piszę o hobby. Pasji, dla której się żyje i chce żyć. Rano wstajesz do obowiązków, a w duszy radość z tej chwili gdy się realizujesz - nie w pracy, bo to pracoholizm tylko w pasji, własnym świecie.
Gdzie jest o tym?
sake3

sake2020

12.02.2021 10:20

Dodane przez tricolour w odpowiedzi na @Sake

@Tricolour.....A nie sądzi Pan,że praca też może dawać satysfakcję zwłaszcza jeśli jest zgodna z zainteresowaniami?Ja nigdy mojej pracy nie traktowałam jak jakiegoś przymusu a zaangażowania nie uważam za pracoholizm.Oczywiście hobby to wspaniała rzecz a na emeryturze bardzo wskazana i dobrze ,że Pan to wskazał.
jazgdyni

jazgdyni

12.02.2021 00:39

Dodane przez sake3 w odpowiedzi na Warto było tak się otwierać?

Witaj sake!
Uważam, że warto było się dzielić pewnym doświadczeniem. Każdy oczywiście inaczej to widzi. Lecz przecież, oprócz tych chorych, każdy chce żyć długo i szczęśliwie, prawda?
Ludzie się raczej nie otwierają, bo panuje pogląd: - Nie próbuj się otwierać, bo ci zaraz zrobią wiwisekcję. Tylko ja to czniam. Tak moje ego jest skonstruowane, że zawsze wolałem dawać, niż brać. Także w miłości. Ci, co się bardzo tajniaczą śmieszą mnie często. Najczęściej przez skrytość i anonimowość dodają sobie splendoru i tak się dowartościowują, spoza maski i przyczepionych wąsów.
Ryszard Surmacz

Ryszard Surmacz

11.02.2021 23:19

@ jazgdyni
Oj, widzę, że to chyba poważniejsza sprawa. W małym świecie, jakim jest statek, choćby największy na świecie, łatwo zdobyć szacunek, sprawdzić się. W humanistyce, która jest wielkim światem  na wielkim świecie, zdobyć wyróżnienie niezwykle trudno. Na statku pracuje na Ciebie duża ilość osób, w humaniustyce jesteś sam, czasami zupełnie sam. Bywa, że katedra i setka studentow lub magistrantów, doktorantów pomaga Ci wyjść z cienia tłumu, ale tak być nie musi. Najważniejsze jest dochodzenie do prawdy. Właśnie to zadanie, ten proces nadaje sens życiu, a czasami przynosi nawet sukces. Ksiażki, ludzie, słowa, inność i synteza, to kroki na tej drodze, która na końcu może okazać się nawet klęska - bo przyjęło się złe założenia, bo zabrakło wyopbraźni, czy zwykłej rozmowy. Ale przebycie jej to wielka satysfakcja, która z czasem przeradza się w dziwne poczucie siły, poczucie sensu przebytej drogi. W tej nieustajacej pielgrzymce zauważasz, że stajesz się coraz lepszy, że nie chodzi o czyjeś nagrody, czy wyróżnienia. Gdy poczujesz swoja tożsamość, czyli swoje JA, zaczynasz żyć innym życiem - nawet bardziej samowystarczalnym. I czujesz, że spełniasz się, bo zaczynasz doceniać samego siebie. Ufasz sobie, lepiej rozumiesz i zaczynasz łapać kontakt z wszechświatem. I w tym jest cała tajemnica, że my pracujemy na własny rozwój i pogłebione człowieczeństwo. I właśnie kultura polska ma w sobie tę akcjologię.
Janusz, kurna, głowa do góry!!!!
mada

mada

12.02.2021 11:32

Dodane przez Ryszard Surmacz w odpowiedzi na @ jazgdyni

Nie ma prawdy tam gdzie nie ma matematyki.
skipol

skipol

12.02.2021 03:47

Nie ma dworca PKS w Poroninie
nie ma Skomielnej Czarnej
jazgdyni

jazgdyni

12.02.2021 07:15

Dodane przez skipol w odpowiedzi na Nie ma dworca PKS w Poroninie

O!
Domyślny avatar

Trotelreiner

12.02.2021 08:16

Dodane przez skipol w odpowiedzi na Nie ma dworca PKS w Poroninie

@skipol
Serio!? Na pewno? No popatrz...
skipol

skipol

14.02.2021 06:21

Dodane przez Trotelreiner w odpowiedzi na @skipol

Chemik okrętowy
z pod samiudźkich Tater
jazgdyni

jazgdyni

14.02.2021 07:55

Dodane przez skipol w odpowiedzi na Chemik okrętowy

Który chemik okrętowy?
Od żarcia? Od mycia? Czy od smarów?
skipol

skipol

14.02.2021 15:31

Dodane przez jazgdyni w odpowiedzi na Który chemik okrętowy?

Taki też musiał być
Domyślny avatar

Zuzanna Maszka

06.04.2022 16:18

Dzień dobry, 
Piszę do Pana z propozycją współpracy. 
Jestem asystentką produkcji w firmie Maj Film, która zajmuje się między innymi produkcją filmów dokumentalnych. 
Jesteśmy bardzo zainteresowani bliższymi poznaniem się z Panem. 
Bardzo proszę o kontakt mailowy na maila: [email protected]
Wszystkie szczegóły podam Panu mailowo.
Pozdrawiam serdecznie,
Zuzanna Maszka
Maj Film

Stronicowanie

  • Pierwsza strona
  • Poprzednia strona
  • Wszyscy 1
  • Wszyscy 2
jazgdyni
Nazwa bloga:
Żadnej bieżączki i propagandy
Zawód:
inżynier elektronik, oficer ETO (statki offshore), obecnie zasłużenie odpoczywa
Miasto:
Gdynia

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 1, 130
Liczba wyświetleń: 8,832,803
Liczba komentarzy: 31,995

Ostatnie wpisy blogera

  • PO/KO do góry a PiS dołuje. Dlaczego?
  • Spanikowany Bilderberg wściekle atakuje
  • PAŃSTWO NALEŻY DO NAS

Moje ostatnie komentarze

  • @@@Koncentrując się na antypolskich działaniach tych międzynarodowych cwaniaków z realizacją przez część władzy kraju można sobie wyobrazić w zakresie teorii spiskowych inny, bardzo prawdopodobny…
  • @@@Wyjątek: - cwaniacy z Berlina i opanowanej przez nich Brukseli, to dzisiaj wyjątkowi durnie.Wystarczy sobie przypomnieć zaproszenie emigrantów do siebie, bo tak socjalem rozleniwili swoich Niemców…
  • @Imć WaszećMam glupie pytanie, do dzisiaj zafascynowany linijkami zer i jedynek w chaoyucznej kolejności. Tak więć: - czy wy, matematyce, pracujecie głównie w systemie binarnym, czy również w…

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • PROWOKATOR
  • Czego my nie wiemy, choć powinniśmy wiedzieć.
  • Mafia powstała w Trójmieście. Tak, jak obecny rząd.

Ostatnio komentowane

  • spike, Jeżeli dobrze pamiętam, chodziło o Sumerów, odkryto że posługiwali się systemem liczenia trzydziestodwójkowym (32), co było zaskoczeniem.
  • Lech Makowiecki, [email protected] właśnie miało być. Dziękuję, już poprawiłem...Ostatni nabój (raper Basti & Lech Makowiecki)https://www.youtube.com/watch?v=qBI0g5ZR1uc
  • Zofia, Nastał już czas wskrzesić zapomnianą organizację późnych lat siedemdziesiątych XX wieku o nazwie TOTO. Kto walczył z komuną ten ten skrót rozszyfruje. Oni znowu łby podnoszą i protestują.

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności