Vincent van Gogh „Gwiaździsta noc”.1889
Szczególnym przywilejem ludzkości jest możliwość oglądania przepastnego kosmosu gołym okiem. Gdyby istoty inteligentne pojawiły się na dnie oceanu albo, dajmy na to pod stała pokrywą chmur, jak na Wenus, wtedy byłyby fizycznie pozbawione tej szansy, dopóki nie zdołałyby się wydobyć się z tego zasklepienia. Gdyby Układ Słoneczny był otoczony jakąś nieprzenikalną mgławicą pyłową, nikt wyglądu tej większej reszty świata by się nie domyślił. A tak każdy może popatrzeć i zapytać o niebo. Może to zrobić prosty człowiek, może to czynić uczony. Pełnej odpowiedzi nie otrzyma żaden. Pierwszy będzie przyszpilony punkcikami zimnego światła gwiazd i nieskory do wypuszczania się poza przyjazne cykle Słońca i Księżyca. Drugiego, bogatszego o współczesną wiedzę astronomiczną, będzie przygważdżało co innego, choćby milczenie kosmosu. Tyle gwiazd, tyle planet i żadnego sygnału innych cywilizacji. Zgaszony został przed laty entuzjazm odkrywców - pozostaje im uznać, że cały ten kosmos jest niezdrowym lochem.
Niektórzy widzą inaczej. Należał do nich Vincent van Gogh – namalował przyjazne niebo z gwiazdami. Bez uciekania się do mitów i fantazji. Przekazał na płótnie swoją atencję do nocnego nieba. Przybliżył odległe gwiazdy, strząsnął z nich martwotę i obojętność. Skrócił czas - nieznośnie rozległy dla ludzkiego mózgu czas kosmicznych procesów został ponaglony i zobrazowany w wirach aktualności – widzimy na obrazie jeden, jedyny czas dla kłębowisk galaktycznej materii, dla planet, dla zasypiającego pod pięknym niebem miasteczka.
Artysta nie umieścił pod niebem terenu dzikiego, bezludnego. Światełka w oknach domostw, chociaż małe w porównaniu z przedstawieniami gwiazd, uczestniczą w tym spektaklu. One dodają zabłąkanemu człowiekowi otuchy i to pozytywne uczucie przenosi się na nieboskłon. Wieża kościoła, której w rzeczywistości nie było na odtworzonym tu krajobrazie Arles na południu Francji, nie pojawiła się tutaj tylko ze względu na zasady kompozycji malarskiej. Łączy ona dwa stowarzyszone żywioły: niebo i ziemię.
Bez wdawania się w dyskusję na temat życia religijnego van Gogha, wypada przytoczyć tu fragment modlitwy napisanej przez niego, gdy miał 23 lata: „Panie, kochamy światło Twego słońca i szum Twego morza, kierujemy swój wzrok także ku niebu i kochamy Twoje gwiazdy, których niezliczone zastępy Ty stworzyłeś, wzywając po imieniu jedną po drugiej. Kochamy bardzo te chwilę poranka, kiedy Ty podnosisz swoje słońce -- jednako nad dobrymi i nad złymi -- ale także i tę wieczorną porę, w której zachodzące słońce przypomina nam słowa nieszporów śpiewanych w naszym rodzinnym domu.”
Dziś dla większości ludzi, z racji zamieszkiwania rejonów zurbanizowanych, możliwość obserwowania nieba została poważnie ograniczona. Światła miejskie i wysoka zabudowa są trwałymi przeszkodami. Stanowi to istotne zubożenie w obrębie doznań i swobody myśli, w porównaniu z warunkami, jakie miał do dyspozycji człowiek XIX wieku.
Pańska opinia pozwala mi dalej żyć w luksusie, czyli z mniemaniem, że mogę umieszczać na NB dowolnie abstrakcyjne wpisy i ma to sens. Dziękuję i pozdrawiam.