
Dopiero co, w sobotnim programie braci Karnowskich w TV, pani Barbara Stanisławczyk, publicystka i pisarka, poważna i ceniona postać, oznajmiła z dużym naciskiem: - Jarosław Kaczyński, jak w 2015 wybory wygrało Prawo i Sprawiedliwość obowiązkowo powinien zostać premierem rządu.
Wtórował pani Stanisławczyk Piotr Semka, niezły publicysta, dobry obserwator, lecz niestety kiepski analityk.
Działo się to oczywiście z okazji ostatnich zawirowań na prawicy, które, mam nadzieję już się definitywnie kończą. I jak mówią dowcipni – w rezultacie Mateusz Morawiecki zostaje premierem w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
Ponieważ jednak, oczywiście z powodu poważnych błędów komunikacyjnych i informacyjnych prawicy, istnieje duże niezrozumienie dotyczące wielu konkretnych działań i decyzji władz państwa, nie tylko wśród społeczeństwa, lecz także u wielu obserwatorów sceny politycznej, nawet tych regularnie bywających na salonach władzy, będę się starał wyjaśnić tylko to jedno – dlaczego w 2015 Jarosław Kaczyński premierem nie został.
Kochamy jasność, porządek i schematy. A ponieważ to jest oparte na tradycji i pamięci przeszłości, gdzie pewien schemat został utworzony, to w takim modelu przywódca zwycięskiej w wyborach partii zostaje niejako automatycznie (w umysłach obywateli) premierem rządu.
Nie ma takiego żadnego prawa, żadnego przepisu, że tak musi być. W nowoczesnej organizacji władzy jest wprost przeciwnie. Lider i główny decydent zamyka się za drzwiami gabinetu, wyłaczając się z codziennej młócki, a do zarządzania desygnuje najlepszego, według swojego i doradców mniemania, kandydata do pracy, do zarządzania, kierowania i nadzoru.
Ani pani Stanisłwaczyk, ani Piotr Semka i wielu innych poważnych komentatorów polityki, jakoś dziwnie nie uwzględnili osobowości przywódcy. A tu konkretnie, co postaram się wytłumaczyć – prezes Kaczyński pod żadnym pozorem nie chciał być premierem.
Dlaczego?
Odpowiedź wynika z jego nieustannych tendencji do głębokich, strategicznych przemyśleń. Zajmowanie się codzienną, męczącą i mało twórczą pracą nuży go, a nawet go denerwuje. Męczy go także bardzo.
Reprezentuje on osobowość polityka wybitnie gabinetowego.
Wkracza na arenę, pokazuje się przed kamerami już tylko w ważnych momentach kryzysowych. A ponadto potrafi on uczciwie określić swój potencjał i siłę.
Jarosław Kaczyński premierem już był. Wie dokładnie jaka to ciężka i wymagająca praca.Tysiące decyzji,narady, dyskusje, spotkania międzynarodowe, wystąpienia publiczne, krajowe i międzynarodowe, cała ta dyplomacja z fałszem, hipokryzją i tą nową – poprawnością polityczną. Zajmowanie się niemowlakami w żłobkach, uczniami w szkołach i na studiach i emerytami. Burakami na polach, węglem pod ziemią, lasami, rzekami i drogami. A przede wszystkim ludźmi. I przyjaznymi i wrogimi. A na tych drugich JK źle reaguje i potrafi "rzucić mięsem".
Po co mu to? Jest tym szczęściarzem, którego nie zżerają ambicje. Tytuły go nie rajcują. Uszczypliwe określanie go z mównicy sejmowej przez wariatki z opozycji "szeregowym posłem Kaczyńskim" nie robią na nim najmniejszego wrażenia.
Nie zapominajmy o najważniejszym – Jarosław Kaczyński ma 71 lat. W tym wieku każdy już jest nieco znużony i fizycznie nie w pełni sił i wigoru. To nie amerykański prezydent Carter, który popisywał się bieganiem w krótkich majtkach, aż padł nieprzytomny i karetka pogotowia na sygnale zabrała go do szpitala. Kaczyński więc nie biega maratonów, nie grywa w tenisa, jak jego poprzednik Kwaśniewski, Nie chodzi też z kijkami i w kowbojskim kapeluszu jak noblysta Wałęsa. Wiemy za to, że JK nie jest najlepszego zdrowia. A i tak go podziwiam, jak świetnie się trzyma, po tak potężnej traumie, jaką on przeżył.
Toteż po wygranej w 2015 podjął on dobrze przemyślaną i jedynie słuszną decyzję – premierem nie zostaje, bo nie da rady dźwigać tego obowiązku, a znając jego poziom etyki i moralności, nie chce być papierowym, czy plastikowym figurantem, prezydentem – celebrytą, jak Donald Tusk, a dzisiaj ten nieszczęsny Trzaskowski.
Jednakże jako przywódca i decydent z pełną odpowiedzialnością i zgodnie z historycznym zapotrzebowaniem, wybrał na premiera Beatę Szydło, która rozruszała Polaków i przywróciła nadzieję, a potem, bo taka nastała potrzeba, wymienił Panią Premier, na technokratę swobodnie poruszającego się po światowych salonach, niezmiernie inteligentnego i pracowitego Mateusza Morawieckiego.
W nowoczesnych strukturach korporacyjnych, a w szczególności w konglomeracie jakim jest wykonawcza władza państwa, premier pełni rolę, jak to tam jest określane CEO – Chief Executive Officer – gościa, który zarządza całym tym biznesowym, czy wojskowym przedsięwzięciem (tu tytuły są inne). Zarządza tym day – to – day. Czyli codziennie.
W znacznie mniejszych przedsięwzięciach biznesowych, nie potrzeba CEO i analogiczną funkcję sprawuje Project Manager (którym zdarzało mi się bywać). Ale rola w hierarchii zarządzania jest identyczna. Tylko skala jest inna.
Tak więc klasycznym nowoczesnym i korporacyjnym CEO – szefem całej działalności korporacji "Polska", tytularnie premierem jest obecnie Mateusz Morawiecki.
Jednakże ci co znają matryce struktur międzynarodowych, wiedzą dobrze, że CEO, czy u nas premiera, zawsze można odwołać. To jest człowiek zatrudniony do konkretnej pracy. Morawiecki dzisiaj jest, a jutro może go nie być.
Natomiast Kaczyńskiego nie można się tak łatwo pozbyć – aby to zrobić, potrzebne są nowe powszechne wybory. Czyli Kaczyński reprezentuje wszystkich "udziałowców firmy" – wszystkich obywateli Polski, którzy głosowali na PiS.
To czyni prezesa niemalże "ownerem" firmy, jedynym nieusuwalnym i ostatecznie na szczycie decyzyjnym elementem hierarchii państwa.
W korporacjach, taki człowiek, jak w naszym wypadku Jarosław Kaczyński, niezmiernie rzadko zostaje CEO – tu – premierem. Jego rola jest wybitnie strategiczna i nadzorcza w stosunku do wytyczonej w projekcie na początku linii programowej i kondycji swojej organizacji. On, w sensie prawnym, nie jest pracownikiem w firmie. On za zatwierdzeniem udziałowców – czyli narodu – suwerenów, w umownym sensie "właściciel" Prawa i Sprawiedliwości, zostaje najwyższym szefem koncernu, konglomeratu "Polska". Póki, gdy walne zgromadzenie udziałowców – co czteroletnie wybory powszechne, jego nie odwoła, jest on na topie władzy.
Nasi kochani amatorscy komentatorzy polityki, którzy dopiero co, raczkując, za nogawkę złapali demokrację, a kapitalizm jest nadal bajką o żelaznym wilku, a, niestety, także wielu profesjonalistów, którzy biorą często niemałe pieniądze za komunikację z narodem, nadal w pełni nie są w stanie ogarnąć wszystkich reguł i procedur istniejących w świecie.
Stąd ten ciągły chaos umysłowy w sprawie kolejnych poczynań i wydarzeń w polityce.
Jarosław Kaczyński zdecydował dołączyć do rządu. Jak kiedyś marszałek Piłsudski, naczelnik państwa, zrobił siebie ministrem spraw wojskowych. Prezes zobaczył jątrzący się wrzód, spowodowany ambicjami Ziobry, który już się czuł następcą Kaczyńskiego, lecz niestety, niestety – prezes znacznie wyżej ceni Morawieckiego. I słuszne. Teraz jest czas na cwanych negocjatorów, a nie na szeryfów z dymiącym koltem.
Publice się taki szeryf Zbigniew podoba, bo nie pojmują, że na 9 strzałwego colta szeryfa, wrogowie mają M 134 Minigun, który potrafi wystrzelić milion pocisków na minutę.
Będzie okazja, to i na niego przyjdzie czas. I na jego fantastycznych młodych bojowników. Jest cały system sprawiedliwości do zbudowania na nowo. Proszę bardzo - do roboty. Chcemy zobaczyć sprawiedliwość, a nie tylko lalki i pajaców w togach.
Jarosław Kaczyński, choć nie chciał, ponownie wszedł do rządu. Wszedł, bo musiał. Ludzkie ambicje zaczęły zagrażać spójności prawicy.
Autorytet PJK, Darth Vadera konserwy, jest na tyle ważny, ze nie trzeba się posuwać do drastycznych rozwiązań.
Kaczyński, karciany krupier przy politycznym stole w black jacka, rozdał karty. A gracze odkrywają dwie karty i oceniają ile w tej grze są warci. Czy wejść, czy spasować.
Nauczył się prezes, że za długo czekać nie można. Bo wyskoczy kolejny Giertych, czy Lepper. Koalicjanci, psia mać.
Gowin już się układał w maju z opozycją, Ziobro teraz pokazał – a takiego wała – więc co robić?
Niełatwe zadanie... Będzie teraz lepiej? Daj Boże.
.
Rozumiem dobrze, że panu tłumaczyć nie trzeba. Chwyta pan w lot wszystko, co nawet jeszcze nie wyjdzie z ust Olejnik, Misztala, Mrozowieckiego, czy jak tam, a przede wszystkim tandemu Budka+Jachira. Lata treningu ukształtowały kościec prawdziwego Europejczyka. Z odpowiednią krzywizną banana.
Nie wiem jak normy europejskie przewidują ale ze szczenięcych obserwacji pamiętam, że krzywizna mojego banana odpowiada standardom dla naszego obszaru geograficznego. Jeśli pan ma jakieś szczególne obserwacje to proszę je opisać. Zapewne będą bardziej wartościowe od opisów krajowych zjawisk politycznych.
Nie rozumiem, po co zabierać głos, jeżeli nie ma się nic konstruktywnego do powiedzenia. Nawet diametralnie innego. Ciągle tylko puste słowa.
Dostosowywałem się do pańskiego stylu, ale dalej już mi się nie chce.
Czy szeregowy poseł ma obowiązek konsultować zmiany rządowe z prezydentem, (w sensie wyznaczania prezydentowi dnia na bycie do dyzspozycji z racji tych zmian) czy nie?
Ja nie wiem więc pytam alfę i gametę. Nie chciałbym, by nasz Prezydent był traktowany źle...
Mój wygląda tak"
JanuszK
Trolle, agenci i wredni nie mają co liczyć na moją uwagę. Próżne ich wysiłki.
Tylko ja dobrze wiem, kto to Pers, nawet numer PESELu znam, więc mnie czasem ponosi, chyba w celach rozrywkowych.
Sprawa LGBT przełoży się na sprawy militarne - powiedziała Mossbacher. Nie mógłbyś użyć pesela do obrony naszej krainy? Albo choć do repolonizacji...
Ona nie wypowiada wojny tylko gdy pogrozi paluszkiem (czytaj: cena za F35 wzroście o sto milionów) to sami nasi prawdziwi kawalerowie przejdą na homoseksualizm.
Załozymy się?
Sake, na litośc Boską, co Cię dziwi? Że nasz budżet zależy od Unii jak dziecko od rodziców? Że 17% dochodów naszego państwa pochodzi tylko od jednej branży motoryzacyjnej, a nie mamy ani ropy, ani nie produkujemy samochodów wiec wszystko pochodzi zza granicy? Tak samo reszta...
Sake, czym Ty chcesz wojować? Przeież te wszystkie gadki, to na użytek gawiedzi, która nie czyta, nie szuka, nie liczy, a nawet nie mysli, tylko łyka z telewizora. A do łykania z telewizora popiskiwania bardzo się nadają, by łykającemu łatwiej szło przez gardło.
Naprawdę nie widzisz, że nam KAŻĄ, a my nic?
Jak mam Ci to bardziej pokazać?
Ty, anżela, jazgdyni macie wierzyć, że za rządów Kaczyńskiego Polska wstała z kolan i odgrywa ważną rolę.
Walenie dyplomatyczną pięścią w stół mogłoby mieć nieprzyjemne reperkusje, okazałoby się, iż król w którego tak gorąco wierzy elektorat pisowski jest nagi.
Parę razy na arenie międzynarodowej pokazano miejsce Polski pod rządami Prezesa, ale Prezes jako pragmatyk uzna, że wspólne wystąpienie ambasadorów Niemiec, USA i między innymi.... Wenezueli to najzwyklejszy deszcz.
USA Today dało się wkręcić portalowi Babilońska Pszczoła. Portal którego hasłem jest : "Fake news którym możesz ufać", podał wiadomość, że Sąd 9-tego okręgu unieważnił akt zgonu sędzi sądu najwyższego Ruth Bader Ginsburg do czasu aż będzie można ją ożywić. Dziennikarze zupełnie serio przeszukali bazę wydanych wyroków i stwierdzili, że "jak dotąd" brak takiego orzeczenia.
* "Jest śmiesznie a będzie jeszcze śmieszniej !" - to hasło używane w satyrycznych wiadomościach Trójki przed 13 grudnia i nastaniem Kompanii Turskiego.