
Sobota, godzina 4:15. Cudowny poranek. Kapela kosów już od godziny wyśpiewuje swe arie, a na wschodzie niebo zmienia z minuty na minutę kolor, prezentując mi przeróżne odcienie różu. Raczej majtkowe niż cieliste.
Nie mam wątpliwości, że dzień będzie wspaniały.
Wczoraj o umówionej godzinie zjawiłem się w gabinecie. Introspekcja, jak wiemy, to wgląd w siebie. W zasadzie jest to operacja psychiczna, lecz tym razem zdecydowałem się na introspekcję fizyczną – za chwilę miałem wejrzeć w głąb moich kiszek.
Kolonoskopię medyczne tuzy z dziedziny gastroenterologii zalecają wszystkim w wieku 50 lat. Przeżyłeś gościu albo kobito, pół wieku, więc najwyższa pora abyśmy pogrzebali sobie głębiej. Pokaż bracie, co masz w chacie.
Będąc już w gabinecie tortur, poproszono mnie bym udał się w miejsce odosobnienia rozebrał się – o zgrozo – do naga od pasa w dół i założył jednorazowe, granatowe majtasy, z wyraźnym zaznaczeniem, że rozporek ma być z tyłu, a nie tradycyjnie z przodu.
Nigdy w życiu, ani tyci, tyci, nie miałem skłonności homo, ani nawet bi, zatem czułem się w sposób skomplikowanie zażenowany, że za chwilę ktoś będzie obrabiał moją pupę.
W takim to psychicznym stanie ułożono mnie w pozycji bocznej, embrionalnej na kozetce, którą pan doktor naciskając specjalny pedał (cholera, jednak jest w tym coś świńskiego), dopasował do swojego wzrostu, windując za pomocą specjalnego hydraulicznego mechanizmu do odpowiedniej wysokości.
Po delikatnych pieszczotach, powiedzmy, takiej grze wstępnej, mój dręczyciel – specjalista klasy doktora Mengele, przystąpił do realizacji pierwszego etapu – wpakować w mój brzuch półtora metra giętkiej rurki z kamerą, psikawką i Bóg wie jeszcze z czym. Półtora, bo tyle liczy nasze przeciętne jelito grube ( a cienkiego to mamy za to nawet 6 metrów).
Gdyby w nas była prosta rura, to by to była kaszka manna, ale nasze grube niestety jest perfidnie pozaginane, by się odpowiednio ułożyć w moim nieco za dużym brzuchu (o płaskim sześciopaku zapomniałem już 10 lat temu). Jednakże z Bożą pomocą dobrnęliśmy jakoś do końca.
Szanowny Pan Doktor odsapnął i pozwolił ułożyć mi się swobodnie na plecach, a żebym się nie nudził, włączył telewizor, nie mówiąc czy pokaże mi jakiś dramat, a nawet thriller, lub nie daj Boże horror. Tytuł w każdym bądź razie brzmiał – "W poszukiwaniu ukrytego raka". Tajemniczo i jednocześnie groźnie.
Okazało się, że to film drogi, ze zwiedzaniem okolicznych atrakcji. - O, widzi pan ten tutaj po lewej odjazd? To pańska ślepa kiszka. - Poinformował mnie mój zręczny cicerone. - Ale fajna – pomyślałem sobie.
Po nie za długim czasie dojechaliśmy do domu, co jak zwykle, każdy wita z radością. Tym razem z pogłębioną radością, bo tytułowego skorupiaka nie znaleźliśmy – hurra!
Za drzwiami gabinetu czekała na mnie moja ukochana i troskliwa pani, z cudowną drożdżówką XXL, na co natychmiast zareagowały moje bezrobotne ślinianki, bo nie wspominałem, że musiałem przed badaniem parę dni głodować zgodnie ze specjalnymi wytycznymi medycznych sadystów, a ostatni dzień piłem tylko czystą wodę (i jakieś tam rozpuszczalne proszki), ale za to w ilości aż sześciu litrów.
W taki oto sposób powróciłem do codziennej rzeczywistości.
Pozwoliło mi to świeżym okiem i z właściwą perspektywą spojrzeć na niby gorące, a w rzeczywistości ledwie letnie i mdłe, piętrzące się wydarzenia. Jak chuderlak Trzaskowski odgrywający Herkulesa z maczugą, radiowe dinozaury usiłujące przekonywać młodzież, że The Mamas and the Papas ciągle są najwspanialsi, i zlot zboków i perwertów w plażowej dyskotece pod infantylną nazwą Zatoka Sztuki, w Sopocie, nieopodal mojej Gdyni.
Wszystko to tylko betka, wygibasy ananasa, wobec niusa, że moje jelito grube jest nadal cool, mogę przestać się głodzić i zaraz w południe ruszam do Kielna, gdzie skonsumuję największą golonkę jaką mają, z musztardą i chrzanem, pieczonymi ziemniaczkami i puree z groszku. No i oczywiście z zasmażoną kiszoną kapustką. Popijając halbą zacnego Urquella.
Jelita przecież muszą natychmiast dostać coś do roboty, bo inaczej się rozleniwią i zgnuśnieją, jak ten wspomniany już Trzaskowski.
A jest mi jeszcze weselej, bo w nocnych powtórkach u Klarenbacha usłyszałem dobry dowcip.
Tym wszystkim, co mają jeszcze jakiekolwiek wątpliwości - kto z kim i co teges, dopowiem - właśnie Mann, nie Tomasz, a Wojciech, wraz z tą śmieszną karykaturą karykatury Palikota, prezydą Czaskoskim, prezentują najnowszą listę przebojów. Słuchacze wybrali (ha, ha) jako #1 utwór grupy Destruktor "Apokalipsa". O włos przegrał z tą kapelą zespół Cwelbryt, znany z rewelacyjnego solo na ukelele. z piosenką "Ja na ciebie, ty na mnie, mamy haki; i hakami wyprujemy wszystkim flaki."
Kazik, jak zwykle, zajął czwarte miejsce. Mimo wsparcia stada grizzly.
To nie są jaja - sprawdźcie - tak było.
Wie Pani jakie to pocieszne widząc w niedzielne południe kogoś tak zawzięcie plującego na bliźniego?
Polska wiara w pełnej krasie...
Karta z dziejów ludzkości
Spotkali się w święto o piątej przed kinem
Miejscowa idiotka z tutejszym kretynem.
Tutejsza idiotko! - rzekł kretyn miejscowy -
Czy pragniesz pójść ze mną na film przebojowy?
Miejscowa kretynka odrzekła - Z ochotą,
Albowiem cię kocham, tutejszy idioto.
Więc kretyn miejscowy uśmiechnął się słodko
I poszedł do kina z tutejsza idiotką.
Na miłym macaniu spłynęła godzinka
I była szczęśliwa miejscowa kretynka.
Aż wreszcie szepnęła: - kretynie tutejszy!
Ten film, mam wrażenie, jest coraz nudniejszy.
Więc poszli na sznycel, na melbe, na winko,
Miejscowy idiota z tutejszą kretynką.
Następnie się zwarli w uścisku zmysłowym
Tutejsza idiotka z kretynem miejscowym.
W ten sposób dorobią się córki lub syna:
Idioty, idiotki, kretynki, kretyna.
By znowu się mogli spotykać przed kinem
Tutejsza idiotka z miejscowym kretynem.
a ja sięgam po jeszcze starsze strofy:
"Paw się dął, szklniące pióra gdy wspaniale toczył.
Orzeł górnie bujając, gdy go w locie zoczył,
Rozśmiał się i przeleciał. Wrzasnął paw - w śmiech ptacy.
"Nie znają się - powtarzał - na rzeczach prostacy".
"Znają się - rzekł mu orzeł - wdzięk cenić umieją,
Ale gardzą przysadą i z dumnych się śmieją".
Pytał głupi mądrego: «Na co rozum zda się?»
Mądry milczał: gdy coraz bardziej naprzykrza się,
Rzekł mu: «Na to się przyda, według mego zdania,
Żeby nie odpowiedać na głupie pytania».
"Rzekł mądry, żeby nie był w odpowiedzi dłużny:
«Wiesz, dlaczego dzwon głośny? Bo wewnątrz jest próżny"
Otóż mam mieszane uczucia. Bo z jednej strony fajnie gdy spod pozłoconej maski weredyka wychodzi szczecina prostaka i mam okazję zobaczyć obraz prawdziwy. To jest fajne. A z drugiej szkoda pamięci ojca, którym syn się szczyci, ale odziedziczone nazwisko depcze swoim zachowaniem. Marnujesz jego ludzki dorobek...
Posadziłem wczoraj parę krzewów i sezonowych kwiatów, zabrałem się za projekt bosco verticale i w ironicznym nastroju sobie robiłem to i tamto.
A w głowie cały czas miałem nie złośliwy tekst do przekomarzania się z durniami, jak każdy złośliwiec, tylko piękną i bardzo adekwatną modlitwę.... Chyba ją za rzadko powtarzam.
Panie,
Ty wiesz lepiej, aniżeli ja sam, że się starzeję i pewnego dnia będę stary.
Zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji.
Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek.
Uczyń mnie poważnym, lecz nie ponurym; czynnym lecz nie narzucającym się.
[ ... ].
Wyzwól mój umysł od nie kończącego się brnięcia w szczegóły i daj mi skrzydeł, bym w lot przechodził do rzeczy.
Zamknij mi usta w przedmiocie mych niedomagań i cierpień w miarę jak ich przybywa a chęć wyliczania ich staje się z upływem lat coraz słodsza.
Nie proszę o łaskę rozkoszowania się opowieściami o cudzych cierpieniach, ale daj mi cierpliwość wysłuchania ich.
Nie śmiem Cię prosić o lepszą pamięć, ale proszę Cię o większa pokorę i mniej niezachwianą pewność, gdy moje wspomnienia wydają się sprzeczne z cudzymi.
Użycz mi chwalebnego poczucia, że czasami mogę się mylić.
Zachowaj mnie miłym dla ludzi, choć z niektórymi z nich doprawdy trudno wytrzymać.
Nie chcę być świętym, ale zgryźliwi starcy; to jeden ze szczytów osiągnięć szatana.
Daj mi zdolność dostrzegania dobrych rzeczy w nieoczekiwanych miejscach i niespodziewanych zalet w ludziach; daj mi Panie łaskę mówienia im o tym.
Czyja to modlitwa, to wkrótce ten wieczny aspirant do bycia kimś i nie potrzebujący nikogo za przewodnika, odszuka, kto jest moim najważniejszym Nauczycielem.
Opozycja... Teraz już jest na ostro, na noże. Każdy brudny chwyt dozwolony. Bo oni już są, jak zapaśnik w chwycie bez wyjścia, gryzący przeciwnika w ucho. Czy Dobra Zmiana zdoła odłożyć na bok swoje inteligenckie delikatności i zacznie też walczyć na ostro? Jeśli tego nie zrobią, to przegrają. Wyborcy nie kochają bitych i kopanych.
Coś chyba jednak PJK zrozumiał ponownie sprowadzając Kurskiego
Miłuj bliźniego swego, jak siebie samego... bez tego nigdy niczego nie wymodlisz.
Jak widać, św. Tomasz też z niektórymi nie mógł wytrzymać. Tylko... on był świętym. Ja nie jestem.
Nie jestem też mściwy i pamiętliwy. Zmień się, to będziemy mogli o heterodynie podyskutować.
Ps. Staram się być na tyle skromny, że usunąłem te wersy Nauczyciela.
Szkoda mi nie spożytkować wielkich
zasobów mądrości, jakie posiadam,
ale Ty Panie wiesz, że chciałbym
zachować do końca paru przyjaciół.
Pomyśl nad tym, jak chcesz.
Ciebie też proszę, byś pomyślał nad tym oczywistym dla czytelników faktem, jaskrawo widocznym, że zarzuty stawiane innym, jak ulał pasują do Ciebie. I za bardzo nie wiadomo, jak rozmawiać z gościem z rozpiętym rozporkiem, szydzącym z cudzego ubioru...
Cóż, to niestety nie jest częsta sytuacja.
I byłbym bardzo ostrożnym z pochopnym ocenianiem. Do tego potrzeba lat wprawy. Młodym zazwyczaj wystarcza jedno słowo - zgred. I już.
Za zgreda Cię nie uważam. Też nie jestem mściwy i pamiętliwy, wręcz przeciwnie: z błędów najchętniej wyciągam pozytywy.
Zobaczymy...