Wreszcie to zostało głośno i dobitnie wyartykułowane. Niestety, jesteśmy motłochem, którym można tylko pogardzać.
Pierwszą taką jaskółką, choć właściwie powinno się w tym wypadku mówić – papugą, była pani Młynarska, może dobrze znana i popularna w Warszawce, lecz ja wiem tylko tyle, że istnieje i całe życie buja się na nazwisku tatusia. Panią tą (jak widać pamiętam, że musi być odpowiednia ilość „ą” i „ę”) wprost rozwścieczyła wielka ilość Polaków na plażach Bałtyku, którzy otrzymując 500+, mogli, często po raz pierwszy, wypocząć z całą rodziną nad morzem. „Kiepscy przyjechali!” – publicznie wrzasnęła ta zawsze egzaltowana paniusia, pokazując klasyczną postawę nuworyszki wobec pospolitego człowieka.
Osobom z tego typowego w Warszawce, Krakówku, czy Trójmiastku kółka anty-różańcowego nie przeszkadza, że są efektem hodowlanego eksperymentu jakiegoś kolejnego Miczurina, czy tego od muszek – owocówek, czyli zakładania dynastii rodów naznaczonych, którym nie tylko szacunek, lecz właściwie wszystko, należy się z góry, czy ex-cathedra, za nazwisko i samo cudowne istnienie.
Stąd mamy właśnie tą Młynarską, jak również całe rzesze komediantów, których nieformalnym przywódcą jest „młody” Sthur, Choć ostatnio odebrać mu prymat usiłuje niejaki Radziwiłowicz.
Warto tu przypomnieć czasy minione, właściwie nie tak dawne.
Dumni dzisiaj aktorzy, stający dzielnie na szczycie antykaczystowskiej barykady, wszystkie te Jandy i Stalińskie, dla bliskich niestety ochlapusy, ćpuny i wariatki, to byli zwykli komedianci. A jak wiemy z rozlicznych przekazów – wspomnień, pamiętników i książek z epoki, komedianci nie mieli prawa usiąść przy pańskim stole. Siedzieli gdzieś w kącie razem ze służbą i jakimś fraucymerem.
Co z punktu widzenia prostej logiki, zdrowego rozsądku i hierarchii wartości jest jak najbardziej słuszne, gdyż aktor nie jest przecież twórcą. I nigdy nie był.
Wprawdzie dziś się idealizuje i mówi: - „stworzył genialną postać”. Co za bzdura – nic nie stworzył. Aktor już od pierwszej klasy swojej szkoły nauczany jest minimalnie korzystać ze swojego mózgu i przemawiać cudzymi słowami.
Aktor jest odtwórcą a nie twórcą. Dzisiaj można każdy domowy komputer nauczyć bycia aktorem.
Aktor, czyli komediant od postaci poważnych, wzniosłych, i tragicznych, Jerzy Radziwiłowicz, martwi się publicznie dzisiaj: - „Mam poczucie, że jest mi odbierana wolność”. I dramatycznie wznosi okrzyk: - „kim jest Jarosław Kaczyński, żeby mi mówić, co mam robić? Co mam myśleć? Co mi wolno?”
Na 100% jestem przekonany, że Prezes do tego człowieka nic nie mówi. Może, coś tam, coś tam, wie o jego istnieniu, ale wyłącznie w kanonie człowieka wykształconego i obeznanego z rzeczywistością. Jest jednym z tłumu jemu podobnych, dziś, wiecowych krzykaczy, albo wynajętych dziwek. Tak, nie ma co się obrażać – przecież oni zawsze mówią cudzym tekstem i do tego są wynajmowani. Ktoś im to sufluje. Może pułkownik Mazguła, albo Generał Różański? Chociaż nie… to, przepraszam za wyrażenie – trepy, które zawsze działają na czyjś rozkaz.
Nie tylko aktorzy, choć oni są najbardziej krzykliwi i widoczni w tym celebryckim świecie, ale też wielu ludzi szeroko pojętej kultury i sztuki, nagle pozdejmowało maski i stwierdziło, że „Polacy, to ciemna masa”
Widzisz, co uczyniłeś Jarosławie Kaczyński?!
Z najbardziej pracowitego narodu w Europie (to nie my, samochwały, stwierdziliśmy, tylko eksperci Unii Europejskiej), ludzi bardzo przywiązanych do tradycji i wartości cywilizacji chrześcijańskiej, bogobojnych i serdecznych, uczyniono obrzydliwy motłoch. Tłuszczę. Przez pół wieku starano się ich wyedukować, zmienić, stworzyć tego sławetnego homo sovieticus, który jak Wowka Morozow nie zawaha się donieść siepaczom służb tajnych na własnego ojca i nic! Nie udało się. Czarna masa pozostała czarną masą. Pokazała środkowy palec michnikoidom, a co najgorsze, zaczęła być godna i dumna i zaczęła lekceważyć święte, polskie elity, tych prymitywnych uzurpatorów przywiezionych na sowieckich tankach i ich resortowe dzieci. Jakżeż tak można?!
To o ciemnej masie wypowiedziała się pani Anda Rottenberg, kolejna zawiedziona staruszka, której nagła utrata przywilejów i niemalże pozycji Wyroczni z „Matrixa” w sprawach kultury, zmusiła do zerwania maski i powiedzenia, co naprawdę zawsze myślała i myśli.
„Rottenberg sugeruje także, że wskutek rządów PiS, partii popieranej przez środowiska „narodowo-katolickie” i „ksenofobiczne”, dojdzie do „fizycznego rozprawiania się” z „dziełami” sztuki. Jako zapowiedź tych mrocznych czasów Rottenberg wskazuje na… podpalenia „Tęczy” na Placu Zbawiciela w Warszawie i protesty przeciwko „Golgota Picnic” „
(Read more: http://www.pch24.pl/anda-rottenberg-ostrzega-przed-pis--bo-w-polskiej-kulturze-bedzie-patriotyzm,39200,i.html#ixzz5OryZ6ag0 )
Jak już Anda Rottenberg, siedząc na wysokim tronie warszawskich elyt, poczuła podmuch wiatru przemian we włosach, to musi być naprawdę fatalnie.
Większość normalnych ludzi w kraju, jak też światowe kręgi kultury i sztuki, może za wyjątkiem Berlina, który wspierał i wspiera różnego autoramentu antykaczystów od Mazguły i Lisa, po Rottenberg i Gersdorf, nie mają pojęcia o takiej pani – Andzie Rottenberg.
To wybuchowy owoc ojca Żyda i mamy Rosjanki. Znana głównie jako były dyrektor Galerii Sztuki Zachęta i rozlicznych działalności w dziedzinie kultury. Nie będę się wgłębiać, zaznaczę tylko, że dwukrotnie była członkiem Komitetu Honorowego Bronisława „Bula”-Komorowskiego i kierowała Centrum Sztuki Współczesnej Sorosa.
A ponieważ dictum sapienti sat est, czyli uwspółcześniając – mądrej głowie dość po słowie, nie ma potrzeby dalej przybliżać postaci tej działaczki na niwie kultury.
Z ciekawostek dodam tylko, że mój przyjaciel z ławy szkolnej, a dzisiaj najwybitniejszy na świecie ekspert malarstwa włoskiego renesansu, o pani Andzie wypowiada się z pewnym przekąsem. Natomiast onegdaj poznana wybrzeżowa malarka próbująca zaistnieć na szczycie elyty, o Rottenberg mówi na kolanach – „moja przyjaciółka Anda”. Doprawdy, co za nobilitacja.
Już w końcu wiedzą, że przegrali. Zostali pokonani przez dzikie, barbarzyńskie hordy Polaków. Kiepskich i ciemną masę.
A także… przez Januszów i Grażyny.
Ponieważ sam mam na imię Janusz, z dużym rozbawieniem śledzę ten pijarowski zabieg, by te prastare, polskie imiona uczynić symbolem obciachu, kołtuństwa, słomy z butów i białych skarpetek.
Grażyna to przecież tytułowa bohaterka pięknego poematu Adama Mickiewicza.
Twarzą podobna i równa z postawy,
Sercem też całym wydawała męża.
Igłę, wrzeciono, niewieście zabawy
Gardząc, twardego imała oręża;
Często, myśliwa, na żmudzkim rumaku,
W szorstkim, ze skóry niedźwiedziej kirysie…
A Janusz Radziwiłł był chyba ostatnim polskim arystokratą.
Czyli znowu klasyczna czekistowska zagrywka – odwracanie kota ogonem. Imiona, które kojarzą się wykształconemu Polakowi ze wspaniałą historią RP, wykoślawione w celach politycznych przegranej formacji, mają nabrać negatywnego, ośmieszającego znaczenia.
To, że wymyśliły to rozpuszczone dzieciaki z epoki niesławnej gimbazy, nie ma znaczenia. Każda pałka dobra, jeśli można nią walnąć.
Na koniec jeszcze jedna refleksja. Rok temu moja ukochana córka była w Montresor, we Francji. To do dzisiaj perełka polskiej, starej arystokracji. Stare zamczysko, bodajże jeszcze z X wieku, które mama, Róża z Potockich Branicka kupiła i odbudowała, by ustatkować syna Ksawerego. Choć jego najbliższy przyjaciel, Mieczysław Kamieński, był przekonany, że światowy hrabia nigdy nie zaakceptuje tego zamczyska, to stało się inaczej. I do dzisiaj jest to kawałek starej Polski na francuskiej ziemi. Miejsce urocze, bezpretensjonalnych spotkań arystokracji, dziś we flanelowych koszulach, jeansach i gumiakach, ale czasami też w galowych strojach i kosztownej biżuterii na salonach Paryża, Londynu, cz Monaco.
Dziś na cmentarzu w Montresor, ponieważ arystokraci są ze sobą mocno skoligaceni, to oprócz Branickich i Potockich pojawiają się tam nazwiska Tarnowskich, Krasińskich, Tyszkiewiczów, Czetwertyńskich i Lubomirskich.
Kto chce, może sobie informację o tej „Małej Polsce” – moim skarbie, czyli Montresor wyguglać i poczytać.
Co tylko chciałbym wam powiedzieć, to to, że oni absolutnie nie chcą mieć nic wspólnego, z Kwaśniewskimi i ich balami księżniczek, z Kulczykami i ich mezaliansami, z Komorowskim od bigosów z sygnetem na małym palcu.
Nasze służby specjalne co rusz wysyłają tam agentów pod różnymi przykrywkami, by inwigilować, usiłować wywierać wpływ, czy nawet zwerbować kogoś, lecz ciągle bezskutecznie.
To nieodmiennie i zdecydowanie są klasyczni Janusze i Grażyny.
.
Co dla nas jest niezmiernie radosne, oni już bezdyskusyjnie wiedzą, że polegli, leżą na łopatkach i już nigdy nowe pokolenia nie pozwolą im zajmować się polityką. Trochę usiłują wygrzebać się z bagna ex-komuchy, bazując na wściekłych rodzinach agentów, TW i esbeków, którym odebrano luksusową starość. Jak pani podporucznik Gawor w W-wie. Dołączą do nich wkrótce pseudo - prawnicy, pseudo - naukowcy i wszyscy ci podpięci i dotowani przez samorządy terenowe, jak pani Janda i pan Żebrowski.
Smutne
Ci wszyscy, o których tu mówimy, wykreowali sobie sztuczny świat, z innymi wartościami, z inną moralnością, a nawet jej całkowitym brakiem i tak sobie żyli. Niektórzy mniejsi zaczęli ich papugować i popowstawały zamknięte getta mieszkaniowe, ze szlabanami i stróżami.
Warto by sobie przypomnieć stare kabarety Olgi Lipińskiej, bo tam, jak w soczewce, zgromadziła się antypolska szczujnia.
Początki były tragiczne. Gen. Maczek po zakończeniu II wojny został kelnerem, Sosnkowski hodował świnie w Kanadzie, Polscy lotnicy broniąc Anglii nie latali na angielskich samolotach, lecz Polska musiała kupować je za własne pieniądze. Potem większość z nich dostała bilet w jedną stronę. Np. mój wujek, który walczył w Dywizjonie 300, dostal do Australii. Ilu potomków polskiej inteligencji na Zachodzie dziś posługuje się językiem polskim? Ilu przyznaje się do polskości? Co stało się POS-K-iem?
Rozumując kategoriami II RP, dziś gdy Polacy poznali cały świat, nauczyli się języków, powinni masowo wracać do Polski i tu budować swój nowy dom, kraj, swoją przyszłość - tak samo, jak ich dziadowie przed odzyskaniem wolności na podstawie znajomości kilku sąsiednich kultur byli w stanie przewidzieć kierunek rozwoju sytuacji politycznej i przede wszystkim wygenerować z siebie określoną klasę polityczną.
A dziś do kogo mamy się odwołać? Dawniej kształciła się polska szlachta i polska inteligencja, dziś zachodnie nauki pobierała głównie kasta potomków wyzwolicieli. Pawełczyńska, a gorąco polecam jej książki, pisze, że odbudowując Polskę powinniśmy odwołać się do ludzi mniej wykształconych, bo oni jeszcze najmniej zatracili polskie wartości.
Z moich obserwacji dzisiejsza młodzież, gdy dostanie pracę walczy tylko o to, aby się wtopić i zostać zaakceptowanym. Ona niczego nie zmienia, nie walczy o swoje słońce, ona się poddaje.
Najwięcej energii widać pośród ND i kiboli. Też coś pojawia się w Stanach, ale to wszystko zbyt mało. Nie mamy ośrodka władzy, nie mamy swojego centrum kulturowego. I powtarzam - nie mamy swojej koncepcji kulturowej, gospodarczej, obronnej. Nie ma kreacji, jest "papugowanie", sprzedajność i bylejakość. W naszych głowach tkwi tylko jedno hasło - żeby było dobrze.
Ma Pan racje tamten świat przegrywa, ale nasz nie ma ani ducha, ani materii na stworzenie alternatywy. Ona oczywiście się pojawi, ale już bez naszej kontroli i porwie nas, jak woda w klozecie. Za nami wszystko, przed nami nic. I z tego "nic" coś trzeba zrobić! Na nasze szczęście tak jest w całym obszarze cywilizacji zachodniej, na nasze nieszczęście tę cywilizację zalewają muzułmanie. Z tą jednak różnicą, że dzięki odmowie PiS przyjęcia emigrantów, w Polakach wytworzył się antygen, który stwarza pewne nadzieje.
W fazie nieuchronnego kryzysu, za błędy i wypaczenia obwinia się zwolenników wolności, patriotyzmu i katolicyzmu, czyli kanonów cywilizacji łacińskiej, a rewolucja czyni kolejny krok. Takim krokiem jest wielomilionowa ludność muzułmańska żyjąca we Francji dzięki socjalowi przyznawanego z dobrego serca Francuzom. Minęły dwa pokolenia. Widać to gołym okiem, a my weszliśmy na tę samą drogę z wielką pompą.
Właśnie Bibuła przypomniała postać Piusa X http://www.bibula.com/?p…
"W pierwszych latach XX w. ówczesny papież Pius X, przyszły święty, nie miał złudzeń: tego rodzaju zjawiska w skali masowej (bo odosobnione przypadki istniały zawsze), budzące grozę normalnych ludzi, będą się w Europie nasilać. O ile państwa będą nadal podążały drogą, którą wyznaczyła filozofia oświeceniowa: krok po kroku będą coraz bardziej odchodzić od wiary w Boga, na rzecz humanizmu, „wiary” w człowieka. Wraz z zanikiem wiary w Objawienie kultura chrześcijańska – a z nią moralność – wyznacznik naszej cywilizacji, będzie ustępowała kulturze i moralności pogańskiej. „Jeśli ludzie nie usłyszą o Bogu, sakramentach i życiu wiecznym”, mówił jeszcze jako biskup Mantui, „wkrótce stracą wszystkie pozytywne uczucia, zarówno obywatelskie, jak i społeczne”. I dodawał: „Większość zła na tym świecie bierze się z pozornego pragnienia poznania Boga i Jego prawd”."
Problemem jest odpowiedź na pytanie - czy mamy dość siły i samozaparcia by wygrać tą walkę? I pytanie drugie - jak długo w USA clintonowska neo-komuna będzie odsunieta od władzy?
Nadzieje daje nam historia. Większość rewolucji kończy się kontrrewolucją.
Akcji towarzyszy reakcja. Przewidujący obstawiają obie strony konfliktu, bardziej przenikliwi kontrolują obie strony, a najbardziej rządni zysku generują konflikt by go rozgrywać. Stagnacja daje zysk uczciwym pracusiom.
przetrwanie Polskości w Nowym Świecie.”
-------------------------------------------------------------
Nie wolno mi napisać jakie sukcesy w innowacyjności mają, mohery i ciemno katole, jako że
dysponujemy genetyczną pracowistością i odpowiedzialnością, dość o nas.
Trochę historii; cywilizacja łacińska pozwoliła nam Polakom w tym miejscu geograficznym na
rozwój aż do czasu klęski w wyniku pseudo tolerancji dla matołków szlacheckich z początków
liberalizmu europejskiego. Oczywiście importowanego przez niby światłych, zauroczonych
ciemniaków, którzy z francuska manierą ściągnęli mam jaskiniową elitę "europejską";
http://www.historycy.org…; X. Branicki, S. Rzewuski i Sz. Potocki.
Współcześnie, od 2008 roku notujemy etap zdecydowanej wasalizacji naszego kraju przez obu
„dziedziców".
Skąd opór w 2015? kiedy jak większość, dostrzegliśmy sytuację dosłownie kolejek do grzebania
w śmietnikach „zielonej wyspy".
Oczywiście ma rację Jazgdyni stwierdzając, na tej samej jak sądzę podstawie, że dotychczasowa
władza liberalna jest raczej kojarzona raczej z sabotażem państwa; http://forsal.pl/artykul…
Przechodząc do meritum, w moim mieście projekt ostatniego wybudowanego mostu (uznawanego za bardzo
nowoczesny), przeleżał w szufladach 60 lat. Szanowny Marku, pytanie brzmi, dlaczego przeleżał 60 lat?
Odpowiadając, tu nie chodzi tylko o spójne wartości a wspólne cele, a to drobna, acz zasadnicza różnica
stąd nie dziwi podejrzliwość i ostrożność w doborze środków i narzędzi.
Pozdrawiam serdecznie.
"tu nie chodzi tylko o spójne wartości a wspólne cele"
Czyje? - zapytam. Ciąg zdarzeń nieustannie potwierdza, że wartości "naszych" i "onych" są rozbieżne z pozoru, a cele wspólne. Co sądzić po jednomyślnym głosowaniu w sprawie skasowania nie wiadomo skąd podrzuconej ustawy o IPN? Wspólnota myśli i celów? Albo trzech tenorów kandydujących w Warszawie? Jaki, Rafał i trzeci Śpiewak? Dla kogo te kamienice?
Łatwo wykazać zdradę magnatów, ale równie łatwo, że Kościuszko w pierwszym rzędzie służył sprawie rewolucyjnej, a później dopiero ojczyźnie. Patriotyzm nie wyklucza szkodliwości. Patriotyzm zawodowych rewolucjonistów to gwarancja realizacji cudzych celów. Magnaci i rewolucjoniści, kogo innego rozgrywać jak nie ich.
Pozdrawiam.
realizacji cudzych celów. Magnaci i rewolucjoniści, kogo innego rozgrywać jak nie ich”.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Szanowny Marku.
Zgoda, zgoda, ma tu różnic w między nami, lecz uważam, wracając do kandydatów czy aby
ten czwarty zza firanki, nie będzie kolejny raz rozgrywającym?ten scenariusz już przerabialiśmy.
Cele czyje? Pytasz-odpowiadam, Twoje, moje, etapami, acz powoli to systematycznie są realizowane;
http://naszeblogi.pl/com… W tym kontekście, cele trzech warszawskich
kandydatów są diametralnie różne, a dyskusja jest o tyle ważna, że dysponujemy, doświadczeniami
własnymi i naszych rodzin, choć częściowo przyznaję rację, do tej pory próżno by szukać u władzy
wskazania wytyczonych jednoznacznie celów.
Pozdrawiam.
Młodzi po dorośnięciu natychmiast wrzucani są w kierat egzystencjalny. Koszty tzw. dorobku są u nas bardzo wysokie. Praktycznie brakuje czasu na działalność społeczną. To trzeba zmienić. Ale najpierw dobra edukacja.
Dziś potrzebni są zupełnie nowi ludzie. Takich jeszcze nie ma. Jak najbardziej tak. Lecz czasy są takie, że samosiejka nie wyrośnie. Potrzebny jest silny mecenat i wsparcie PR. Czy można liczyć na premiera Glińskiego? Nie jestem przekonany. Tu powinien być ktoś w typie nowego ministra rolnictwa - będzie jeździł po kulturalnym ugorze, oceniał straty spowodowane suszą w kulturze i wskazywał nowe rozwiązania. Czy można liczyć na prezesa Kurskiego? Raczej nie. On, zafascynowany słupkami oglądalności patrzy wyłącznie merkantylnie, więc zawsze zwyciężać będzie kultura masowa, czyli siermiężna. Są wprawdzie dobre kanały na poziomie, lecz siedzą w tak głębokiej studni, że niewielu tam zagląda. Walka powinna się toczyć na głównej scenie - TVP 1 i TVP Info. Są tu wprawdzie dobrze usadowione "kotwice" (anchorman) - Klarenbach i Rachoń, ale jak zwykle jaskółki donoszą, że wokół nich toczą się dziwne ruchy. Zawiść słabszych, ale "lepszych"? Żeby tylko zerwano z politpoprawnością i głupimi parytetami. Na szczęście PO samo wyeliminowało się z publicznych debat; i dobrze, bo oni tego nie potrafią i prowadzili wyłącznie marną agitkę, lecz zaproszeni w to miejsce komunistyczne politruki nie są rozwiązaniem. Mój gdyński milioner, który praktycznie na nowo wykreował braci Karnowskich, zrobił dobrą robotę. Przykre niestety jest to, że spotyka się z chłodnym przyjęciem szefostwa Gazety Polskiej. Po co ze sobą po prawej stronie walczyć ostro? Gazeta Warszawska niepotrzebnie zaostrzając kurs i język, stała się niestety obciachem. A szkoda.
Tyle o ewentualnym mecenacie. Przez 3 lata nie stworzono ani jednego poważnego autorytetu. Brakuje fundacji Sorosa, czy Adenauera? Bo pieniądze niestety są bardzo ważne.
Konieczna naprawa kanonów mentalnych narodu, co spowoduje wytworzenie się uczciwych poglądów, wymaga przewodnictwa prawdziwych, bezdyskusyjnych autorytetów. Ideałem byłby ktoś na jedną czwartą miary św. Jana Pawła II. Tylko to marzenie ściętej głowy. Jednakże nie powinniśmy ustawać w poszukiwaniach. Jak esbecja potrafiła sobie znaleźć kompletną wydmuszkę, ale ludowego trybuna Wałęsę, to mu też w końcu znajdziemy.
Ważna jest nasza rola, by ciągle naciskać na pedał. Coś podpowiadać, kreować burzę mózgów. I pilnować i krzyczeć, jak coś się rozłazi.
Internet jeszcze przez władzę nie został zagospodarowany. Okazjonalne twity z powodu kolejnego zwycięstwa sportowców, to za mało. Donald Trump prowadzi na Tweeterze bardzo zręczną politykę. A nasze władze? Nic.
Mimo wszystko, ciągle jest potencjał, a to daje nieco optymizmu.
A teraz wyjaśniam jak się odstresować widząc na ekranie Radziwiłowicza, Jandę, innego aktora. To proste ! Zakładam, że widzę prowincjonalną aktorkę grającą naszą wielką Jandę. Widzę błędy, przerysowania, histerię, nieudaną próbę zagrania wybitnej jednostki. Wielki Daniel zagrał w Szczecinie tak jakby parodiował kabareciarza parodiującego kiepskiego aktora. Potraktowanie go w myślach jako dublera kiepsko zastępującego oryginał, bardzo pomogło w odbiorze gry, wywiadów. Taki odstresowany popadam w refleksje : większość aktorów popada w fiksację na ulubionej postaci, zaczyna być postacią ulubioną przez bezkrytycznych fanów.
Zauważ, że pośród tych aktorskich głupków, najwięcej jest Kordianów.
1. Tam katalog do castingu jest ogromny, a u nas dosyć mizerny.
2. Tam, by w katalogu się znaleźć, trzeba ciężko pracować i mieć talent. U nas często wystarczy dać dupy (tam nie wystarcza, choć też się daje).
Dodatkowo rządzi tam konkurencja, a u nas stado trzyma się w kupie i taki śp. Wajda miał swoje kółko, a inni ważni swoje. Niestety, nieliczne. Sytuacja u nas jest chora.
Fajną sprawą jest fakt, że zachodni producenci, jak biorą Daniela, to obsadzają go wyłącznie w rolach ruskich agentów. Mnie to śmieszy i cieszy.