Ukazała się ostatnio świetna książka Pani Hanny Karp pod tytułem „Media totalitarne”. Dla mnie ta książka ma szczególne znaczenie gdyż mając w przeszłości kontakty z różnymi środowiskami opozycyjnymi i katolickimi często cierpiałam na tak zwany dysonans poznawczy. Ludzie wydawali mi się niegodni zaufania, sytuacje nieprawdopodobne, atmosfera społeczna wokół pewnych zjawisk sztucznie wykreowana. Niezwykle fałszywy wydawał mi się na przykład film „ Człowiek z marmuru” z miotającą się jak oszalała Krystyną Jandą. Zupełnie nie rozumiałam zachwytów znajomych, którzy do tego filmu mieli stosunek wprost nabożny. Chodzili oglądać go po kilka razy, a podczas towarzyskich spotkań opowiadali sobie nawzajem jego fragmenty, podobnie jak dzieci opowiadają sobie oglądany razem komiks. Czułam się w ich towarzystwie wyjątkowo nieadekwatna, nie na miejscu. Nie pierwszy zresztą raz. Nieswojo czułam się również w towarzystwie księdza Niewęgłowskiego, kapelana środowisk twórczych. Nie budził mojej sympatii ani zaufania. Nie pasowała do niego sutanna, jak świecki człowiek emablował różne podstarzałe literatki i poetki przeświadczone o swoim wyjątkowym talencie i równie niezwykłych kobiecych walorach. Przez chrześcijańskie miłosierdzie nie podaję ich nazwisk- nikt zresztą już nie pamięta ani tych nazwisk ani tych dzieł honorowanych państwowymi nagrodami. Zupełnie nie rozumiałam wówczas zachowania księdza Niewęgłowskiego, teraz już wiem, że robił to służbowo. Niewiele to usprawiedliwia ale przynajmniej wyjaśnia. Zupełnie nie rozumiałam również zachwytów tak zwanej inteligencji nad Wałęsą. Pewni moi znajomi, ze środowiska naukowego mieli w mieszkaniu specyficzny ołtarzyk. Po jednej stronie obrazka Matki Boskiej umieścili zdjęcie Jana Pawła II a po drugiej Wałęsy. Dla mnie Wałęsa był w najlepszym przypadku prymitywnym cwaniakiem. Na pewno nie był opatrznościowym mężem stanu za jakiego go chciano widzieć. Nie mogłam jednak nic na ten temat wspominać, bo znajomi rzucali mi się dosłownie do gardła. Podobnie reagowali na proste pytanie w jaki sposób Michnik siedząc w więzieniu mógł pisać i wydawać na zachodzie książki, podczas gdy przeciętny więzień nie mógł wysłać do rodziny nawet krótkiego grypsu. Tłumaczono, że Michnik ma taki autorytet społeczny, że nawet klawisze więzienni obsługują go na klęczkach i to oni przemycają z więzienia jego teksty. Pewien znajomy, uczciwy lecz naiwny człowiek postawił mi nawet diagnozę. Twierdził, że jestem jak Kaj z baśni Andersena „ Królowa śniegu”, któremu do oka wpadł kawałek diabelskiego zaczarowanego zwierciadła i odtąd widzę robaki i zgniliznę tam gdzie inni widzą piękne róże.
Było dla mnie oczywiste, że w ludziach tkwiła wówczas tak wielka potrzeba wzorców osobowych i autorytetów, że byli gotowi budować pomniki z guana i wbrew oczywistości upierali się przy swoim zdaniu nawet wtedy gdy spod cokołów zaczynała wypływać właściwa dla tych pomników substancja.
Niezwykle pouczającym przykładem są opisane w pracy Hanny Karp dzieje redakcji „ Przeglądu Katolickiego”. Jak pisze autorka tygodnik od samego początku obsadzony został gęsta siecią tajnych współpracowników. Tylko kilka z przedstawionych przez Karp pseudonimów udało się rozszyfrować. TW Poeta to kryptonim Ks. Jana Twardowskiego zarejestrowanego jako tajny współpracownik wydziału IV MSW pod numerem ewidencyjnym 54617. Spotkania z księdzem odbywały się raz w miesiącu, zrezygnowano nawet z jego formalnego zobowiązania do współpracy. TW nie był wynagradzany ani nie otrzymywał prezentów okolicznościowych. Dlaczego współpracował, dlaczego donosił pozostanie jego tajemnicą. A przecież pisał takie ładne wierszydełka. Napis: „ Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” widnieje na niezliczonej ilości nagrobków w całej Polsce. Pojawia się podobno nawet i w Anglii jako: “Let us love people now they leave us so fast”. Jak widać ksiądz Twardowski zyskał w tym życiu prawdziwą nieśmiertelność. Może więc opłaciło mu się donosić?
TW recenzent to kryptonim księdza Wiesława Niewęgłowskiego. Zachowało się jego zobowiązanie do współpracy z 1965 roku z własnoręcznym podpisem. W przypadku księdza Niewęgłowskiego sytuacja była od początku jasna. Zależało mu na wyjazdach zagranicznych, chętnie udzielał informacji na temat sytuacji w Seminarium Duchownym w Siedlcach już w roku 1960. Decydującą rozmowę przeprowadzono z duchownym 26 lutego 1974 roku przy okazji wręczania mu wkładki paszportowej. W okresie opracowywania jego charakterystyki odbyto z nim osiem rozmów w trakcie których przekazał informacje o spotkaniu duszpasterzy akademickich w Siedlcach, o odprawie katechetycznej w seminarium, podał charakterystykę księży z diecezji warszawskiej. Otrzymał paszport do Anglii. Zaangażował się następnie w prace duszpasterstw akademickiego. Był określany przez prowadzących jako jednostka perspektywiczna. Został wyrejestrowany na przełomie 1981 i 1982 roku. Oczywiście zaprzeczał, że współpracował z SB, a Kościelna Komisja Historyczna wbrew dokumentom poparła to stanowisko.
TW „Marcinek” to ks. Dajczer charyzmatyczny założyciel Ruchu Rodzin Nazaretańskich. TW Marcinek był współpracownikiem SB czyli aktywnym donosicielem przez cały okres obiektowej sprawy „Koteria” . Był informatorem również w sprawach oznaczonych kryptonimami „ Dogmatyk” oraz „ Akademia”. Prawdziwy niesmak budzi fakt, że w rejestrze wynagrodzeń księdza znalazły się francuskie czekoladki, calvados, brandy i żubrówka. Donosić na swoich kolegów , donosić na księży i brać za to żubrówkę. Miał rację Herbert pisząc:
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru nasza odmowa niezgoda i upór mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
Miałam zatem rację trzymając się z daleka od tych wszystkich Rodzin Nazaretańskich i Duszpasterstw Akademickich posiadających charyzmatycznych przywódców na dwóch etatach i skutecznie służących kanalizowaniu społecznej energii i inwigilowaniu społeczeństwa. Moja niechęć do nich była wszak tylko kwestią smaku.
Tekst drukowany w Warszawskiej Gazecie
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 15153
(Piszę to w stanie rozczarowania kolejnym "patriotycznym' portalem - nie tym !).
poza tym widac slychac i czuc kto jeszcze nie zostal ujawniony i byc moze nie zostanie bo jakas centrala zadecydowala ze skoro np. byl(byla) inteligentnym sprzedawczykiem to niech pracuje dalej w roli farbowanego lisa
wsparciu PI przez rozdmuchanie potrzeby ochrony kornika drukarza w lasach otuliny BPN.
To jest język, jakim należy się, posługiwać w kontakcie z „zawiedzionymi”, dlaczego, vide;
http://naszeblogi.pl/512…
Ukłony dla autorki, pozdrawiam serdecznie.
PS
http://niewygodne.info.p…
Ze smutkiem patrze na S 24.
No to wielka szkoda, bo od takiego stwierdzenia należało rozpocząć. JKM spełnia wszelkie kryteria i wywiązuje się z misji. Nie będę rozwijać tematu, bo dyskusja nie o nim.
Aczkolwiek dziwi mnie że tak wyczulona na fałsz Osoba wręcz zaleca niewnikanie w czystość intencji, przedstawicieli i współpracowników Partii.
Jednak dla porządku wyjaśnię.
"Relata refero" to metoda stosowana szeroko przez publicystów i polityków (po obu stronach barykady) dla ominięcia ósmego przykazania Dekalogu. Cwany dziennikarz pisze "Iks twierdzi, że Ygrek jest złodziejem" i choć można przypuszczać, że chodzi mu o rozpowszechnienie niekoniecznie prawdziwego zarzutu, to na pytanie "co właściwie ukradł Ygrek?" m o ż e odpowiedzieć "spytajcie Iksa".
Tu jednak taki przypadek nie zachodzi, bo Autorka blogu n i e napisała "Hanna Karp twierdzi...", ale pytając "dlaczego ksiądz Twardowski donosił?", sama ponad wszelką wątpliwość stwierdziła, że donosił. Między faktem prowadzenia rozmów z esbekami a donoszeniem jest znaczna różnica. Wielu TW broni się w ten sposób, to prawda. Ksiądz arcybiskup Stanisław Wielgus (staż TW od 1969 do 1990 z przerwą w środku, pseudonimy "Agent Grey", TW "Adam" - dane wg. strony prof. Dakowskiego) przysięgał na wszystko, że nikomu w tych rozmowach nie szkodził (czyli że nie donosił) i nie ośmieliłbym się nazwać go "świątobliwym kapusiem", bo nie wiem, co przez te lata mówił esbekom.
Arcybiskup Wielgus był ideowo bardzo bliski "Radiu Maryja", bronił go zawzięcie O. Tadeusz Rydzyk. Żeby nie być tendencyjnym przypomnę, że inny arcybiskup - Józef Życiński był TW w latach 1997 - 1970 (pseudonim "Filozof" - dane z tego samego źródła), a on z kolei przyjaźnił się z michnikowskim Salonem.
Na pokusę tendencyjności narażeni jesteśmy wszyscy, również ludzie, których podziwiam za wielką osobistą szlachetność, ale warto z tym walczyć, bo to nie tylko ósme przykazanie, ale również kwestia smaku.
Gleboko pouczajaca jest ta retrospektywna "podroz" w sama siebie i dzielenie sie jej "owocami" z innymi.
Bycie uczciwym z samym soba pomaga dostrzegac i rozumiec otaczajaca rzeczywistosc inaczej niz niz tych, ktorym tej uczciwosci brakuje...(i nie tylko "duchowej" uczciwosci.).
Od wielu lat ( od dziecinstwa) zadaje sobie to samo pytanie o zrodla dysonansu u ludzi, miedzy gloszonymi przez nich wartosciami a praktykowanie przez nich tychze wartosci..
Wydaje mi sie ,ze znalazlem odpowiedz..
Jest nia Tchorzostwo Moralne...brak Moralnej Odwagi..Malodusznosc.
Odwaga jest wyrazem siły moralnej, duchowej, stad o odwadze człowieka decyduje jego wolnosc, zaangazowanie, tworczy wysilek, wewnetrzna praca, ofiarnosc.
Prawdziwa odwaga jest cnota, nawykiem stawiania czola trudnosciom zyciowym.Istota odwagi nie sa bynajmniej same szlachetne czyny, ale postawa serca...
W odwaznym sercu rodza sie decyzje podejmowania odwaznych czynow. Dla rozeznania naszej odwagi, nalezałoby postawic podstawowe pytanie: dla kogo zyjemy oraz komu poswiecamy nasze zycie? Brak odwagi, czyli tchorzostwo, jest zawsze pewna formą egoistycznego zatrzymania swojego zycia tylko dla siebie. Wycofujemy się lekliwie z sytuacji trudnych, kiedy nie chcemy, by to, co „nasze”, zostalo w jakiejs formie naruszone. Moze to byc wygoda zyciowa, posiadanie rzeczy materialnych, pozycja towarzyska, zdobyta kariera, zdrowie itp.
Postawa malodusznosci rodzi sie z" zamkniecia" we wlasnym zyciu i z uznania go za jedyna i najwyzsza wartosc. Zachowanie swojego zycia dla siebie staje sie wtedy „najwyzszym osiagnieciem”.Odwaga zas jest wyrazem dzielenia sie własnym zyciem z innymi. Czlowiek odwazny doswiadcza, ze poza jego wlasnym zyciem ktore w ludzkim wymiarze jest najwyzsza wartoscia, istnieja znacznie wieksze wartosci, dla ktorych warto poswiecic zycie....Lista tych ktorzy posiadali i posiadaja taka Odwage istnieje.
Niewatpliwie pani jest na tej liscie.Dla wielu Polska,Polskosc,Patriotyzm sa tymi wartosciami "wyzszego rzedu" i praktykuja je w zyciu codziennym.
Jest nas niewielu niestety..i dlatego w Polsce jest jak jest..
Od lat postuluje Odnowe Moralna jako najwazniejszy Element Odbudowy Polskiego Panstwa..Bez tego nie odzyskamy Odwagi...a z braku tejze nic nie zrobimy...
Bez poswiecenia tej naszej malej,egoistycznej "suwerennosci" na rzecz osiagniecia tej "wiekszej Polska nie odzyska Suwerennosci..Rozumialy to pokolenia przed nami..My ( en masse) tego nie rozumiemy. "Pzdr.
CNOTA ODWAGI J.Kochanowski : "Cnota skarb wieczny; cnota klejnot drogi; cnota moj kompas; cnote miluj, bo tym panstwa stoja "”
pobycie w Niemczech (a jednak między opuszczeniem parafii w Niemczech a powrotem - jest spora luka czasowa, nigdy nie wyjaśniona), "znikąd" zdobył fundusze
na założenie mediów ("w reklamówkach trzymaliśmy te tysiące marek"), wynajął nadajniki na Uralu (jeszcze wynajmuje?), od bezdomnego z Warszawy dostał samochód, nigdy i przed nikim nie rozliczył się z pieniędzy na ratowanie stoczni - na pewno zdolny biznesmen i sprytny propagandzista, posiadający duże umiejętności zdobywania funduszy z państwowej (czyli wszystkich podatników) kasy.... i do kogoś takiego ma pani zaufanie?? albo do innych przedstawicieli kościoła??