Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Miasto Gdynia historię swoją winno znać dokładnie.

jazgdyni, 01.09.2016
   

Dochodzenie prawdy historycznej jest żmudnym i niewdzięcznym zadaniem. Nawet jeżeli zgromadzi się relacje wielu naocznych świadków zdarzenia, to mogą wynikać z tego całkiem sprzeczne opisy faktów.
 
Parę lat temu w mojej Gdyni, bardzo zacni i zasłużeni ludzie, m.in. bohater Sierpnia 80, Andrzej Kołodziej, który w wieku 21 lat był już doświadczonym działaczem podziemia, w tym ROPCiO i WZZ i stanął na czele strajku sierpniowego w gdyńskiej Stoczni im. Komuny Paryskiej, oraz Roman Zwiercan, nieustanny działacz Solidarności i Solidarności Walczącej postanowili zająć się najnowszą historią miasta. A jest nad czym pracować, mając choćby na uwadze tragedię roku 1970 i wydarzenia Sierpnia 80.
Założyli Fundację Pomorska Inicjatywa Historyczna. Chwała im za to.
W telefonicznej rozmowie z panem Zwiercanem wyjaśniliśmy sobie jedno – Fundacja nie pretenduje do bycia instytucją historyczną, gdzie celem jest dążenie do uzyskania bezwzględnej prawdy o dziejach. Celem jej m.in. jest gromadzenie jak najwięcej bezpośrednich relacji i przekazów, często z przyczyn oczywistych subiektywnych i nieścisłych, tak by na podstawie takiej bazy stworzyć obraz minionych dni.
Fundacja PIH wydaje również bardzo ciekawe opracowanie, pod wspólnym tytułem LUDZIE SIERPNIA 80 W GDYNI. To ważne, bo Gdynia, przecież tuż obok Gdańska, była bardzo aktywna w czasie strajków 1980. Różnorodne środowiska, nie tylko robotniczych zakładów pracy, ale także oświata, transport, czy służba zdrowia i wiele innych, odpowiedziały na wołanie gdańskich stoczni 16 sierpnia i zaczęły walnie przystępować do Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Radość, entuzjazm i nadzieja właśnie tutaj, na wybrzeżu, rozlewały się błyskawicznie szeroką rzeką.
Nadszedł taki moment, że bycie poza tym autentycznym zrywem narodu, stało się powodem do hańby.
I o tym chciałbym napisać, przy okazji prostując nieco faktów, które przedstawiono w publikacji Fundacji.
 
******
 
Zrządzeniem losu w sierpniu 1980, nie byłem na statku w dalekiej podróży. Siedziałem i pracowałem w centrali Polskich Linii Oceanicznych, w Gdyni przy ul. 10 Lutego. Takie były zasady pracy i nazywało się to dejmanką. Za to dostawało się tylko suchą pensję. Miałem dokładnie 30 lat.
 
W III tomie wspomnianego opracowania LUDZIE SIERPNIA 80 W GDYNI, na stronie 134, natrafiłem na relację o tym, co w Sierpniu 80 wydarzyło się właśnie w PLO.
Wydarzenia te opisał Zenon Nowicki, ówczesny wiceprzewodniczący Rady Zakładowej komunistycznych związków zawodowych (Związek Zawodowy Marynarzy i Portowców), zrzeszonych w niesławnej CRZZ – Centralnej Radzie Związków Zawodowych, na której czele zawsze stali najbardziej zaufani komunisci, jak Ignacy Loga-Sowiński, Władysław Kruczek, a w sierpniu 1980 – Jan Szydlak.
Pamiętam Zenka dość dobrze. Był miłym człowiekiem (działacze komuny często byli bardzo mili). Jednakże, to, co napisał, a FPIH umieścił na stronach swojego opracowania nie całkowicie odpowiada prawdzie. Może to już wiek? Może pamięć płata figle?
Jednakże logika i zdrowy rozsądek mówią, że działacz, bądź co bądź, komunistycznego aparatu władzy, nie mógł wywołać strajku w przedsiębiorstwie i stanąć na jego czele. Prawda, Nowicki był aktywny podczas strajku, był jego częścią. Lecz, czy w dobrej wierze? Teraz po latach, gdy poznałem ogrom nasycenia agenturą Polskich Linii Oceanicznych ( dokładnie to wszystkich form żeglugowych) mam poważne wątpliwości.
 
Dlaczego w ogóle o tym piszę? Otóż dlatego, że to ja wywołałem strajk w centrali PLO. A, co bardzo chciałbym podkreslić – strajk załóg pływających, rozproszonych po całym świecie. Chyba własnie o to chodziło, a nie o strajk urzędników z biur centrali i zakładów liniowych.
Zanim przystąpiliśmy do strajku, to już w lądowej części PLO, w Zakładzie Transportu Samochodowego i w Zakładzie Kontenerowym, strajk trwał na dobre, a na jego czele stał Janek Kos.
 
Wraz z moim sąsiadem i dobrym kolegą, niestety przedwcześnie zmarłym Leszkiem Ryterskim, którego właśnie późniejsze internowanie w Strzebielinku i kolejne represje doprowadziły do choroby, a który w PLO był Głównym Specjalistą do spraw korozji, byliśmy mocno sfrustrowani, bo już tak zwana ulica zaczęła wytykać palcami marynarzy, którzy jeszce w strajku nie byli, a plowską centralę nazywać zatoką czerwonych świń.
Tymczasem sprawa nie była taka prosta. Żeby zorganizować strajk trzeba mieć do tego legitymację załogi. Nie można ot, tak sobie, jak to opisuje Zenon Nowicki.
W zakładach pracy lądowych, fabrykach, sprawa jest prostsza. Zwołuje się wiec i załoga w jedną chwilę decyduje o strajku. Inna sprawa z marynarzami. Oni są na swoich statkach na całym świecie. Jedni właśnie płyną, a inni stoją w portach. A jak statek stoi w porcie, to radiostacja nie działa. Absolutnie nie ma z tymi ludźmi łączności.
Pamiętajmy, że to nie czasy dzisiejsze. Nie było telefonii komórkowej i nie było jeszcze powszechnej telefonii satelitarnej. Dla nas istniało bardzo siermiężne Gdynia Radio i łączność głosowa i alfabetem Morse'a. Dalekopisy dopiero się zaczynały i nie wszyscy je mieli.
W takich warunkach zaczęliśmy zbierać oświadczenia załóg i decyzje przystąpienia do strajku kolejnych statków. W centrali na 10 Lutego był pokoik z radiostacją, gdzie dyżurny radiooficer, który był na dejmance, starał się utrzymywać łączność z flotą. I to do niego spływały meldunki ze statków.
 
Na szczęście, gdy nadeszła właściwa pora, mieliśmy tych decyzji ze statków na tyle dużo, by poczuć, że mamy legitymację występować w imieniu załogi pływającej.
 
I oto nadszedł dzień, w którym, jak to opisuje Zenon Nowicki, związki zawodowe PLO zwołały zebranie w stołówce centrali.
Zgromadziła się dobra setka pracowników. Na więcej nie było miejsca.
Zebranie rozpoczął długą i nudną przemową przewodniczący Rady Zakładowej ZZ. Po dobrej chwili, gdy zniecierpliwieni marynarze zaczynali się już szykować do wyjścia, zorienowałem się, że to rozwlekłe gadanie miało jeden cel – spacyfikować nastroje i nie dopuścić do przystąpienia do strajku. Czyli zupełnie odwrotnie niż mówi wiceprzewodniczący Nowicki.
Brutalnie wówczas przerwałem potok słów i oświadczyłem, że ludzie przyszli tutaj nie na kolejne, jałowe posiedzenie związków, tylko na wiec celem przystąpienia do strajku. Zaprezentowałem także telegramy ze statków, gdzie marynarze domagają się wzięcia udziału w strajkach i dają nam upoważnienie.
 
I tak rozpoczął się strajk w centrali i załogach pływających PLO.
Dostałem natychmiastowe wsparcie od obecnego na sali przywódcy strajkujących pracowników lądowych, Janka Kosa, a także od emerytowanego już (niestety) kapitana Józefa Kubickiego. Atmosfera uległa zmianie.
 
Jan Kos, już doświadczony we właściwej organizacji strajku, wziął sprawy w swoje ręce i przedstawił dwa zadania do natychmiastowego wykonania.
Bodajże Jurek Zając, prawnik z kancelarii, powiadomił dyrekcję o przystąpieniu załogi PLO od strajku solidarnościowego i poprosił o udostępnienie możliwości do działania (dyrektor oddał Komitetowi Strajkowemu tzw. małą salę konferencyjną).
Tymczasem Kos zorganizował transport i wyłoniliśmy delegację, która miała udać się do Gdańska, do stoczni i poinformować Międzyzakładowy Komitet Strajkowy o przystąpieniu do akcji strajkowej.
Z emocji i zamieszania niezbyt dokładnie pamiętam, wszystkich, którzy pojechali do Gdańska do słynnej Sali, ale niewątpliwie był to Janek Kos, jako przewodnik, który wielokrotnie odbywał tą trasę, Magda Czerwonka, pracownica Zakładu Amerykańskiego PLO, która zorganizowała bukiet kwiatów, młody marynarz, o zapomnianym nazwisku, Zenek Nowicki i ja.
W drodze do Gdańska byliśmy parokrotnie zatrzymywani przez milicję, ale czynili to bez specjalnego entuzjazmu. Przy samej stoczni Janek doprowadził nas do bocznego wejścia, przez które mogliśmy się spokojnie przedostać na teren zakładu, a potem przejść do sali BHP.
 
Dlaczego ja tu wymieniam wszystkie te nazwiska? Uważam, że prawda historyczna tego wymaga. Ludziom się to należy. I historykom też.
A jeżeli coś pokręciłem, albo zapomniałem, to mogą oni wspomóc w odtworzeniu konkretnych faktów.
 
W sali BHP, teraz w miejscu historycznym, wrzało jak w ulu. Wydaje mi się, że było tam w sumie kilkaset osób. Ciepło, atmosfera ciężka, hałas i dym tytoniowy, bo wówczas wszyscy swobodnie palili. I to jeden po drugim papierosie.
Wydaje mi się, że to ja poinformowałem zgromadzonych przez mikrofon o przystąpieniu Polskich Linii Oceanicznych do strajku solidarnościowego. Zenon Nowicki twierdzi, że to on. Może... Ktoś z naszych, co pamięta powinien rozstrzygnąć. To już 36 lat temu i ja też juz swoje lata mam.
Pamiętam tylko, że po krótkim oświadczeniu rozległy się oklaski, a z sali ktoś krzyknął – wreszcie!
 
Na sali spotkaliśmy także wysokiego, młodego chłopaka, jak się okazało, również marynarza PLO, a konkretnie asystenta maszynowego, Jacka Jaruchowskiego. Nie przypominam sobie kogo on reprezentował i jak się tam znalazł. Może z grupą Janka Kosa? Nie wiem.
 
Tak wyglądał dzień rozpoczęcia strajku w PLO. Tak, jak to pamiętam.
 
*****
 
A potem rozpoczęła się żmudna praca, nieustanne narady, ustalenia i organizacja pracy i działań.
Przewodniczyłem paru takim zgromadzeniom.
Coraz więcej ludzi zaczęło się pojawiać i zgłaszać chęć pracy w Komitecie Strajkowym.
Pamiętam paru, którzy utkwili w pamięci. Oprócz uprzednio wymienionych byli to: pierwszy oficer Bolek Hutyra, będący na kursie kapitanów, Jacek Cegielski (mąż śp. Franciszki, pierwszej prezydent Gdyni). Wspomnainy Jacek Jaruchowski też pracował teraz z nami.
 
Długo miejsca nie zagrzałem. Głównie dlatego, że nie miałem charakteru do wielogodzinnych nasiadówek i wykłócanie się z dyrekcją o sprzęt, o pomieszczenia, o czas pracy i te wszystkie trywialne codzienności.
Lecz zwinąłem żagle również dlatego, że w komitecie strajkowym zaczęli pojawiać się ludzie dziwni. Czasami nawiedzeni, czasami frustraci. Lecz najgorsze to przecieki ze służb (byli tacy zaufani, którzy dzieli się wiedzą i ostrzegali), którymi PLO była nasączona. Informowano nas kilku, że coraz więcej naszych współpracowników to właśnie oddelegowani do trzymania ręki na pulsie współpracownicy bezpieczeństwa. Parę nazwisk mnie zaskoczyło, lecz inne nie.
 
Wróciłem na morze...
Gdy nastał stan wojenny, armator prawie rok nie pozwalał mi pływać. Cienko było w domu. Wreszcie dostałem zaokrętowanie na m/s Zabrze, drobnicowiec udający się do Stanów Zjednoczonych, obszar Zatoki Meksykańskiej. To był wyraźny paszport w jedną stronę. USA przyjmowało wówczas wszystkich z Polski, bez wizy i bez gadania. W czasie mojego rejsu azyl wybrało siedmiu marynarzy i oficerów. Ja nie miałem zamiaru uciekać. Wróciłem. I już do końca zostałem marynarzem.
 
******
 
Teraz, po 36 latach, mam znacznie większą wiedzę, niż w Sierpniu 80. Wiem więcej o ludziach i uczestnikach tamtych zdarzeń. Nie jest to niestety wiedza pozytywna.
To przykro dowiadywać się ilu kolegów, tak lgnących wtedy do Solidarności, było podstawionych i wykonywali oni po prostu polecone zadania.
Te wątpliwości są tak duże, że zastanawiam się, czy ja sam nie byłem prowadzony i podpuszczany, żeby własnie tak wówczas postępować.
Jeżeli tylu ludzi we władzach Solidarności okazało się zdrajcami, to może cały proces organizacji tego "spontanicznego" ruchu był działaniem zorganizowanym i dobrze przygotowanym.
Wątpię, czy się kiedyś dowiemy i pozbędziemy się niepewności.
 
 
.
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 7826
jdj

jdj

01.09.2016 11:00

Interesujące wspomnienia! "kiedyś dowiemy i pozbędziemy się niepewności" może, ale chyba nie o to chodzi. Kiedyś nie będą nas interesować detale, ale bardziej skutek. A skutek jest i pozostanie pomyślny ... Odnoszę wrażenie, że za bardzo demonizuje się SB i konfidencję z tamtych czasów. Ja mam opinię, że byli to zwykli wyrobnicy, często zwykłe ciołki bez szerszych horyzontów (owe plusy ujemne). I się pogubili w tych całych prowokacjach. A pogubili się, bo nie ocenili stanu CAŁEGO narodu i, żeby to podkreślić, Bożej Opatrzności (przykład - pielgrzymka papieska w święto zesłania Ducha Świętego i to "Niech zstąpi Duch Twój" - gdyby to nie były ciołki, to pewnie by pielgrzymkę przesunęli na inny termin). I tak, kropla do kropli, powstał potok, którego nie potrafili okiełznać - i właśnie stan wojenny nie był żadnym osiągnięciem intelektualnym, ale zwykłym zupactwem - kto ma czołg, ten mocny - oto rozumowanie zupaka Jaruzelskiego (tego charakteru nigdy się nie pozbył, kłamiąc i kręcąc jak nie przymierzając wielu polsko-sowieckich generałów z otoczenia Komorowskiego - szogun ...). A czyż podobne ciołkostwo nie wychodzi z KODziarzy, czy POkręconych posłów - oni NIGDY nie mówią do rzeczy! tylko bełkot, rozwlekły bełkot, podszyty cynizmem, przez to trudny do zwalczenia dla zwykłych adwersarzy. A co jeszcze zostanie z tamtych sierpniowych dni? To cudowne uczucie wolności i solidarności z wszystkimi ludźmi na ulicach ... w rozmowach, uśmiechach przechodniów. Myślę, że to zostanie na pokolenia, jako pamięć historyczna, i każdy uczestnik tamtych wydarzeń w sercu sobie z dumą przypomni - stałem po właściwej stronie! Inni się skurczą, pokryją pustym śmieszkiem lub zyskiem 30 srebrników, ale nie sądzę, aby uspokoiło to ich sumienia.
Domyślny avatar

wilniuk

01.09.2016 12:36

Dodane przez jdj w odpowiedzi na Interesujące

Piękne wspomnienia z tamtych dni, gdy zachłysnęliśmy się nadzieją i wiarą, że można ją zrealizować, a ponadto - byliśmy młodzi ! Dzięki Panie Januszu i Panu jdj za jakże trafny komentarz! Serdecznie Panów pozdrawiam.
jdj

jdj

01.09.2016 13:15

Dodane przez wilniuk w odpowiedzi na Piękne wspomnienia z tamtych

Wilno - kto go nie kocha, i wilniuków także!
jazgdyni

jazgdyni

01.09.2016 14:55

Dodane przez wilniuk w odpowiedzi na Piękne wspomnienia z tamtych

Nie muszę dodawać, że był to najpiękniejszy okres w moim życiu. A może i całej Polski? Ta radość, ten entuzjazm. Wiedzieliśmy, że to już koniec komuny. Nie dała się, jeszcze gryzła. Ale zdychała powoli. A teraz wreszcie pora na 21 postulatów. Serdeczności
jazgdyni

jazgdyni

01.09.2016 15:07

Dodane przez jdj w odpowiedzi na Interesujące

Hmmm... Zgodzę się z tym, że w większości były to niegramotne ciołki. Ale okrutne. Jednakże w PLO, jak i u innych armatorów i wszędzie tam, gdzie ludzie wyjeżdżali za granicę, nasycenie służbami było niesłychane. I do dzisiaj dokładnie nie wiem, czy była to cywilna esbecja, czy wojskówka. Wiem na pewno, że w centrali PLO na 10 Lutego, całe siódme piętro było wyłącznością działu wojskowego. I to majorzy byli chyba najniżsi stopniem. Zresztą również pan R., kierownik Działu Kadr też był w stopniu pułkownika. Była to sprytna i przebiegła bestia. Oczywiście, gdy naród wystąpił, całe 10 milionów zapisało się do Solidarności, to oni nie byli w stanie tego ogarnąć. To przerosło wszystko. Mimo tego, jak wiadomo, starali się tym sterować do końca. Pozdrawiam
Domyślny avatar

cyborg59

01.09.2016 12:48

Może pamiętasz, że na pewnym portalu który zszedł, ożył dzięki nam, by ostatecznie zmutować w potwora - próbowałem namówić ludzi by spisywali i publikowali wspomnienia. Własne, subiektywne wspomnienia. Nie jakieś "Ptasie gościńce" - beletrystyczne gnioty na zamówienie propagandy PRL. Pozdrawiam P.S masz wiadomość na gmailu
jazgdyni

jazgdyni

01.09.2016 15:16

Dodane przez cyborg59 w odpowiedzi na Może pamiętasz, że na pewnym

Witaj Masz rację - trzeba przelewać na papier, póki się jeszcze dobrze pamięta. Niestety, obawiam się, że uczciwa pamięć 80-letniego starca nie jest już taka sama, jak sześćdziesięciolatka. Dlatego w Gdyni inicjatywa Andrzeja Kołodzieja jest taka cenna. A o Wałęsie to on ma dobrze wyrobione zdanie. Bo on po prostu wie. Serdeczności Ps. Ciągle nie mam żadnej wiadomości?
Andy51

Andy51

01.09.2016 13:12

Jacka Jaruchowskiego znałem osobiście to były wojskowy, który w latach 70-tych poszedł na pływanie, ale opinie o nim słyszałem różne.
jazgdyni

jazgdyni

01.09.2016 15:19

Dodane przez Andy51 w odpowiedzi na Jacka Jaruchowskiego znałem

Witaj Nigdy nie rozgryzłem jak i dlaczego on się znalazł w Sali BHP. Chyba nie prywatnie? Niemniej potem działał w komitecie strajkowym. Dobrze wiesz, jakie to były czasy i jacy ludzie. Pewnie u siebie miałeś podobnie. Serdeczności Ps. Zadzwonię wkrótce.
Marek1taki

Anonymous

01.09.2016 15:05

Strajk na statkach PLO, czyli na odległość i de facto o zasięgu światowym. To nie byle co. Kłaniam się nisko.
Domyślny avatar

polski prawdziwek

01.09.2016 21:47

Stare dzieje, och lezka sie w oku kreci.... osobiscie w owym czasie mustrowalem w Chipolbroku na Asnyka (wyslany za kare z PZMu), a bylo tam wielu "cichociemnych" co to jedli w kajucie ( bo bali sie socjalizowac), a Zatoke Adenska misnelismy o trzy dni bo pozycje brali ze zliczania predkosci x czas. -taaa, batem na strajkujace zalogi byly puste konta, chyba przez trzy tygodnie salismy na kotwicy w Valparaiso bez paliwa a ochmistrz twierdzil ze z prowiantem tez bylo krucho, -tyle pamietam z tamtych lat...., potem przyszlo "emigration" i poinformowalo nas ze slepowron wywolal wojne w Polsce i kto chce moze zostac.
jazgdyni

jazgdyni

02.09.2016 04:15

Dodane przez umpa lumpa w odpowiedzi na Stare dzieje, och lezka sie w

To widać, że mieli przygotowaną procedurę. Bo mnie po sierpniu zamustrowali na Paderewskiego. Też Chiny i osiem miesięcy poza domem. Tak ciężki rejs, że w końcu kapitan zwariował i chciał wracać do domu pociągiem (bał się samolotów). Stare dzieje i niby dawno zapomniane układy. Ale tych oprawców się ciągle spotyka i widzi, jak się mają dobrze. Jakie biznesy kręcą. Jakimi brykami jeżdżą. I ciągle nas, motłoch, mają w pogardzie. Ustawili siebie, swoje rodziny, swoje dzieci i wnuki. Pracuj ciężko. Dorabiaj się powoli. A oni mają wszystko podane na patelni. Ich dzieci jakoś natychmiast dostają pracę. Czy to w administracji, czy zaprzyjaźnionych bankach. Komunistyczna sitwa nadal rządzi. Rządzi i dzieli.
Domyślny avatar

Darek W.

02.09.2016 03:39

Dzieki p. Januszu za przypomnienie kawalka tej, tak nieodleglej, ale jak dawnej historii. Klania sie ciut, ciut mlodszy kolega z wydz. Mechanicznego. Szczegolnie to "Zabrze" przywrocilo mi wspomnienia - mysmy wyplyneli w listopadzie, przed stanem wojennym. Pozdrowienia z Houston. Darek W. P.S. Czy mozesz sie skontaktowac ze mna prywatnie?
jazgdyni

jazgdyni

02.09.2016 06:21

Dodane przez Darek W. w odpowiedzi na Dzieki p. Januszu za

Witam serdecznie! I pozdrawiam Houston, gdzie policja, nas biednych marynarzy, zawracała na moście do miasta, bo nie był on dla ruchu pieszego. Zabrze i jeszcze inne jeziorowce do USA były chyba przez władze traktowane po stanie wojennym jako wentyl, by pozbyć się niepokornych.O ile dobrze pamiętam, to w PLO zeszło ze statku za granicą aż siedmiu kapitanów. Paniska - dali nam wybór ;)). Na privie podam mój adres i możemy porozmawiać. Pozdrawiam
Domyślny avatar

Darek W.

02.09.2016 14:31

Niestety, w Teksasie sie nie chodzi na piechote - duze odleglosci i wysokie temperatury. Ale zawsze cie ktos podrzuci, taki zwyczaj. Amerykanie nie rozumieja, ze gdzies na swiecie mozna placic za uczciwa prace kilka dolarow dzienne. DW
jazgdyni
Nazwa bloga:
Żadnej bieżączki i propagandy
Zawód:
inżynier elektronik, oficer ETO (statki offshore), obecnie zasłużenie odpoczywa
Miasto:
Gdynia

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 1, 130
Liczba wyświetleń: 8,832,802
Liczba komentarzy: 31,995

Ostatnie wpisy blogera

  • PO/KO do góry a PiS dołuje. Dlaczego?
  • Spanikowany Bilderberg wściekle atakuje
  • PAŃSTWO NALEŻY DO NAS

Moje ostatnie komentarze

  • @@@Koncentrując się na antypolskich działaniach tych międzynarodowych cwaniaków z realizacją przez część władzy kraju można sobie wyobrazić w zakresie teorii spiskowych inny, bardzo prawdopodobny…
  • @@@Wyjątek: - cwaniacy z Berlina i opanowanej przez nich Brukseli, to dzisiaj wyjątkowi durnie.Wystarczy sobie przypomnieć zaproszenie emigrantów do siebie, bo tak socjalem rozleniwili swoich Niemców…
  • @Imć WaszećMam glupie pytanie, do dzisiaj zafascynowany linijkami zer i jedynek w chaoyucznej kolejności. Tak więć: - czy wy, matematyce, pracujecie głównie w systemie binarnym, czy również w…

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • PROWOKATOR
  • Czego my nie wiemy, choć powinniśmy wiedzieć.
  • Mafia powstała w Trójmieście. Tak, jak obecny rząd.

Ostatnio komentowane

  • spike, Jeżeli dobrze pamiętam, chodziło o Sumerów, odkryto że posługiwali się systemem liczenia trzydziestodwójkowym (32), co było zaskoczeniem.
  • Lech Makowiecki, [email protected] właśnie miało być. Dziękuję, już poprawiłem...Ostatni nabój (raper Basti & Lech Makowiecki)https://www.youtube.com/watch?v=qBI0g5ZR1uc
  • Zofia, Nastał już czas wskrzesić zapomnianą organizację późnych lat siedemdziesiątych XX wieku o nazwie TOTO. Kto walczył z komuną ten ten skrót rozszyfruje. Oni znowu łby podnoszą i protestują.

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności