Wiele się mówi o inteligencji umysłu, czy o inteligencji emocjonalnej. Końcowym efektem takich rozważań jest stwierdzenie, że każdy w jakimś stopniu jest inteligentny. Jest to bardzo ładny i przyjemny wniosek, jednak prowadzi on do nikąd.
Łatwiej jest zrozumieć różnice, gdy zaczniemy od impotencji. Impotentem określa się człowieka, który nie może. Rzadziej już docieka się, czy chce i nie może, czy nie może bo nie chce. W przypadku niemożności seksualnej, o impotencji przekonujemy się zazwyczaj w chwili porażki, a więc w chwili, gdy chcemy, i to jest jak najbardziej zrozumiałe. Kiedy nie chcemy, impotencji możemy się jedynie domyślać, ale pewności jednak nie ma.
Podobnie jest z impotencją intelektualną i emocjonalną. Część impotentów chce, ale nie może, a część nie robi czegoś bo nie chce. I w tym przypadku również nie rozpoznamy prawdziwej kondycji u osób, które nie chcą. Pewne wnioski dotyczą jedynie tych, którzy chcą, a nie mogą.
Jeśli przyjrzymy się małżeństwu, to zauważymy, że nie tylko są to osoby niespokrewnione, ale nawet to, że powinny być niespokrewnione. Jednak wiemy, że miłość w małżeństwie jest możliwa.
Podobnie jest z rodzeństwem. Oczywiście rodzeństwo to zazwyczaj krewni, ale znamy tez przypadki wzajemnej siostrzanej, czy braterskiej miłości i między rodzeństwem przyrodnim, a czasem, gdy np. wdowiec i wdowa pobierają się i każde z nich ma dzieci, że miłość braterska możliwa jest i między ludźmi całkowicie obcymi i niespokrewnionymi.
Nawet zdarza się, i to nie rzadko, że wdowiec pokocha dzieci wdowy, a wdowa dzieci wdowca, a mówiąc inaczej – pokochają jakieś obce dzieci.
Jak to się więc dzieje, że osoby bezpłodne decydują się na in vitro, zamiast na adopcję? Czy uważają innych ludzi za coś gorszego od siebie? Jak w takim razie pogodzić to z deklarowaną miłością małżeńską? Z drugiej strony, jak pogodzić takie mniemanie z decyzją o zabiciu kilku zarodków swoich – lepszych dzieci? To kochają w końcu dzieci, czy nie?
Tak więc mamy tutaj modelową sytuację „chcą, ale nie mogą”. To impotenci. Duchowi impotenci. Ludzie okaleczeni, którym należałoby współczuć, gdyby nie to, że dodatkowo są kastratami, którzy okaleczyli się własnoręcznie.
Sposobów na utratę wrażliwości, umiejętności odczuwania uczuć wyższych, czy zaczopowania własnego mózgu jest tak wiele, że nie ma sensu ich wymieniać. Każdy z nas zna przynajmniej kilka na własny użytek (inna sprawa, czy faktycznie robi użytek z tej wiedzy, czy nie :-). Efekt w każdym bądź razie zawsze jest ten sam: impotencja.
Wydawałoby się, że katolikom, czy mówiąc ogólniej – chrześcijanom – powinno być łatwiej to zrozumieć. A jednak tak nie jest. Wielu chrześcijan nadal udaje że nie rozumie, albo nie chce zrozumieć, czym jest in vitro, i czym jest adopcja.
Adopcja zaś jest kwintesencją naszej chrześcijańskiej duchowości. To Józef adoptował Jezusa, bo przecież go nie spłodził; To Chrystus na krzyżu powiedział do Jana: „Oto Matka twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.„ Wcześniej zwrócił się do Maryi: „Niewiasto, oto syn Twój”. Mamy więc tutaj obraz podwójnej adopcji: matka adoptuje syna, a syn matkę. Obustronna więź, która połączyła ich od tej pory z pewnością nie była więzią krwi. Gdy dodać do tego rozumienie tej sceny w taki sposób, iż Jan był figurą wszystkich uczniów Chrystusa, a wiec wszystkich wierzących, odnajdujemy jeden z elementów konstytuujących Kościół i Maryję, jako Matkę Kościoła. Elementem tym jest adopcja.
Nie inaczej Chrystus objawił swoje braterstwo wobec ludzi oraz synostwo – przybrane synostwo – wobec Boga Ojca. Również przez adopcję. I równie stanowczo wypowiedział się wcześniej na temat więzów krwi – „Odpowiedział im: «Któż jest moją matką i [którzy] są braćmi?» I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką».”
Widzimy tutaj wyraźne, mocne i jednoznaczne stwierdzenie, że więzy krwi są drugorzędne. Mniej wyraźnie, ale nadal wyraźnie widzimy zasadę, którą nadal pozostaje adopcja.
Może jest to jeszcze bardziej niedopowiedziane, ale mimo to wyraźnie wisi miedzy wierszami, że Jezus mógłby zakończyć tę wypowiedź mówiąc: a kto nie pełni woli Bożej, ten nie jest moim krewnym…
Odwołania do rozumu i do emocji, którymi Chrystus opisuje miłość i sposób nabywania dzieci korespondują też z przypadkami dzieci porzucanych przez naturalnych rodziców – przez wyrodne matki, czy przez ojców, którzy traktują swoje dzieci jak śmieci wyrzucając je do kosza znieczulicy i niepamięci, płodząc kolejne niekochane potomstwo w kolejnych konkubinatach, czy z przygodnymi nałożnicami. W tych przypadkach, niejako od drugiej strony widzimy, że pokrewieństwo, to wielkie nic, które nie decyduje o trwałości więzów rodzinnych.
Z tego wszystkiego zaś wynika, że duchowa impotencja to wielkie zawinione kalectwo, ale kalectwo z którego można się uleczyć, a osoby wierzące w ogóle bez problemu powinny się podźwignąć.
Czego mógłbym życzyć, zważywszy na fakt, że dziś Wielkanoc? No zdrowia życzę, bo zdrowie to podstawa.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3920
Ja to wszystko wiem. Nie chcę tylko wpaśc w pułapkę, jaką są jałowe waśnie pp. Pasierbiewicza i Woleńskiego. Czego by nie napisac, staje się komentator stronnikiem którejś z frakcji, a to robi się chore.
Poza tym uważam, że taką nieustającą presją naprawdę można komuś zrobic krzywdę. Oczywiscie myślę, że nie dotyczy to p. Krzysztofa (moim zdaniem), jako odpornego na ataki celebrytę, ale metody i tak nie pochwalam.
pozdrawiam
Taka postawą utrwala Pani przeciwnika w jego stanowisku, wbrew werbalnie deklarowanego dążenia do zmiany tegoż. Poza tym daje się Pani wciągac w brudna grę zaniżania poziomu dyskusji, redukując ją do zlośliwosci, inwektyw i argumentów ad hominem, czy innych tego typu ze znanego w tym wachlarzu menu.
pozdrawiam