Chciałabym zadać moim Czytelnikom jedno straszne pytanie:
Kto z Was 10 kwietnia 2010 roku, kiedy podano pierwszą wiadomość o śmierci całej prezydenckiej delegacji nie pomyślał, że ich po prostu zamordowano? Że dokonano zamachu? Odrzućcie to wszystko, co usłyszeliście POTEM – idiotyzmy o brzozie, o beczce, o błędach pilotów. Wyrzućcie z pamięci wszystko, czym ratowaliście się w ucieczce przed trwogą. Przypomnijcie sobie tylko ten jeden moment. Przypomnijcie sobie, co się w tej jednej chwili zaczęło się dziać. Nie w mediach, bo tam już lansowano pierwsze elementy alibi. W Waszych domach. Na ulicy. Z Wami.
Zadaję to pytanie głównie tym, którzy „rzygają Smoleńskiem”. Wiem, że w chwilach oddechu pomiędzy torsjami tu bywacie. I wiem, że już wiecie – wtedy wszyscy pomyśleliśmy to samo. Nawet jeśli natychmiast padły a Waszych ust słowa - tarcze. Nawet jeśli niektórzy udawali, że się cieszą…
Nie twierdzę, że w tej pierwszej chwili nie było podziału. Był. Na tych, którzy WIEDZIELI i na całą resztę. Tych, którzy WIEDZIELI było może kilkunastu. Może kilkudziesięciu. Może nawet kilkuset. Ich ostateczny sukces zależał od tego, ilu z nas obezwładni i ubezwłasnowolni strach.
Pierwsze było hasło „bądźmy razem” i bezlitosny odzew świadomości: RAZEM Z KIM?
Dla ogromnej większości , dziś milczącej i spacyfikowanej, wybór był oczywisty.
Dla zniewolonych dożywotnimi kredytami, przerażonych koniecznością przewartościowania tego wszystkiego, co dotąd uważali za gwarancję bezpieczeństwa - nie.
Postanowili jak najszybciej zapomnieć, jak najszybciej wrócić na znajomą udeptaną ścieżkę, udawać, że nie widzą wielkiej wyrwy w ścieżce, że wokół nie leżą szczątki zamordowanych. Niektórzy oszaleli i zaczęli rwać te szczątki na strzępy, pluć w amoku na ziemię, która je bezlitośnie odsłaniała, niszczyć wszystko, co o nich przypominało. Niektórzy w samoupodleniu poszli tak daleko, że zapach rozkładu zaczęli kojarzyć z wonią nowiutkich banknotów.
Nie zauważyli, że wokół nich powstają wysokie mury, a oni sami stają się elementem systemu, ich trwoga staje się elementem systemu, ich szaleństwo staje się elementem systemu.
Nie wiem dlaczego przywykliśmy do myśli, że Polacy śpią. Że wystarczy ogłosić plany dokonania wielkich zmian, żeby ich obudzić. Być może nas samych udało się uśpić systemowi.
Społeczeństwo polskie obezwładnia nie sen, lecz choroba. Mamy do czynienia ze społeczeństwem przerażonym, pogrążonym w ciężkiej depresji, bezsilnym wobec agresywnych macek systemu rujnujących ich życie, zagarniających przyszłość, wypluwających co chwila kolejne serie gróźb i represji. System zbudowany po Smoleńsku miał otworzyć przed nami wszystkimi przepaść i sprawić, żebyśmy z lęku przed upadkiem zaczęli ze sobą walczyć. Żebyśmy zajęci tą walką i przepełnieni śmiertelnym przerażeniem nigdy nie zaczęli walczyć z systemem.
Reprezentanci systemu doskonale zdają sobie sprawę z poziomu tego lęku. To, co w ich wykonaniu oglądamy wcale nie jest „straszeniem PiS-em”. Jest wzbudzaniem kolejnych fal trwogi. Jest jednoznacznym komunikatem:
„Jeśli będziecie posłuszni, jeśli nam się podporządkujecie, może damy wam miliardy, może damy lepsze życie – albo nie damy, ale przynajmniej będziecie bezpieczni.
Jeśli staniecie przeciwko nam – możemy z wami zrobić wszystko. Popatrzcie, jak traktujemy swoich wrogów, jak flekujemy PiS 24 godziny na dobę. Obejrzyjcie sobie w telewizji, co potrafimy zrobić z ludzi chronionych immunitetem. Macie jakieś wątpliwości, jaki byłby wasz los?”
Reprezentacja systemu wie jeszcze jedno – że istnieje taki poziom lęku, poza którym jest już tylko agresja. Ale od czego są zaprzyjaźnione media i zaprzyjaźnieni clowni? Tysiące „matek Madzi”, setki sitcomów, dziesiątki kabaretów czuwają nad tym, żeby frustracja niewolnika nigdy nie przekroczyła punktu krytycznego.
Czarny sen systemu – to wybudzona ze snu opozycja rozpoczynająca nie kolejną sztampową, niszczącą resztki nadziei kampanię wyborczą, lecz skuteczną terapię. Opozycja zbierająca wszystkich przerażonych, szantażowanych, pogrążonych w rozpaczy i budząca w nich to, dla czego warto żyć – entuzjazm.
Nie będzie dla systemu niczego bardziej zabójczego, niż wydobycie z depresji milionów ofiar założycielskiego mordu.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 20523
Pozdrawiam.
Pozdrawiam!
tow. Życzliwy
Dlatego wykrzyczałam: WIEDZIELI! WSZYSCY WIEDZIELI! A potem, już płacząc: zamordowali Prezydenta...
Pozdrawiam