W dyskusji pod jedną z moich notatek o ewolucji spotkałem się z następującym wpisem, napisanym przez spierającego się ze mną antyewolucjonistę:
"Nie stwierdzono np. żeby drzewa uodparniały sie na ogień, mimo corocznych pożarów"
Najpierw chciałem odpisać pod komentarzem, ale potem stwierdziłem, że temat jest tak ciekawy, że wart jest osobnej notatki.
Choć żadne żywe stworzenie nie żyje bezpośrednio w ogniu, to bardzo wiele roślin, zarówno kopalnych jak i żyjących obecnie, nauczyło się nie tylko minimalizować straty wynikające z pożarów, ale wręcz odnosić z pożaru korzyści. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, potwierdzający, że jest to ewolucyjne przystosowanie, a mianowicie to, że przeciwogniowe zabezpieczenia w materiale kopalnym występują w tych okresach w których stężenie tlenu w powietrzu było wystarczające do zaistnienia pożaru, a w okresach w których stężenie było niskie, takie zabezpieczenia nie istniały. Wyżej wymienione cechy występują wyłącznie u roślin zasiedlających środowiska, w których występują okresowo pożary. Nie znajdziemy takich przystosowań u roślin żyjących na przykład w lasach deszczowych.
Rośliny nie bojące się ognia, to pirofity ( od greckich słów: pyros - ogień i fitos - roślina)! Gdzie szukać pirofitów? Najwięcej ich występuje w basenie Morza Śródziemnego, w RPA, w południowej Australii, w Kalifornii i na wybrzeżu Chile. Na czym konkretnie polega przystosowanie roślin, do życia w "pasie ognia"? Jest tych cech kilka:
1. Ogniotrwałe nasiona.
Jeśli nie możesz czegoś zmienić, naucz się z tym żyć. Tak postępuje większość roślin z basenu Morza Śródziemnego, wytwarzając grube, twarde łupiny chroniące nasiona, zdolne spokojnie przetrwać pożar. Inne rośliny, których nasiona są bardziej delikatne, dojrzewają zimą i przeczekują zagrożenie w ziemi. Dodatkowym zabezpieczeniem jest długotrwała zdolność do kiełkowania. Na terenach na których pożary zdarzają się rzadziej nasiona roślin potrafią przetrwać w glebie i kilkaset lat, czekając na pożar. Po pożarze, który nie jest groźny dla nasion zakopanych w ziemi, warunki do rozwoju są wręcz wymarzone. Niektóre nasiona "zaprogramowane" przez ewolucję tak, że do ich wykiełkowania konieczna jest wręcz wysoka temperatura, czekają z kiełkowaniem na pożar i otwierają się dopiero pod wpływem wysokiej temperatury. Większość roślin pirofitycznych inwestuje też sporo w wytwarzanie podziemnych bulw i kłączy, które potrafią przetrwać ogień.
2. Wysokość plus ogniotrwała kora.
Olbrzymie kalifornijskie sekwoje poradziły sobie z problemem pożarów rosnąc w górę i wykształcając grubą zbitą korę, której niegroźny byle pożar. Warstwa miazgi, odpowiedzialna za odnawianie się i wzrost drewna i łyka, pozostaje nienaruszona. Ich gałęzie wyrastają z pni na wysokości kilkudziesięciu metrów ponad poziomem gruntu, czyli poza zasięgiem ognia płonącego poszycia. W ten sposób stożki wzrostu również są chronione. Co więcej, dla sekwoi pożar jest wręcz korzystny, ponieważ ich nasiona otwierają się pod wpływem wysokiej temperatury i kiełkują w dogodnych warunkach z oczyszczonej przez pożar gleby, urzyźnione składnikami mineralnymi zwęglonych roślin i dzięki wypaleniu się poszycia mają dobry dostęp do światła. Gdy obszar występowania wielkich sekwoi zamieniono w park narodowy (Sequoia National Park ) i przez kilkadziesiąt lat aktywnie gaszono pożary, sekwoje w ogóle przestały się rozmnażać!
3. Sprowadzanie ognia na własne życzenie.
Choć to brzmi całkiem zaskakująco, rośliny, których nasiona są odporne na działanie ognia odnoszą korzyści z pojawiających się okresowo pożarów, ponieważ na pogorzelisku ich nasiona wykiełkują od razu, dużo wcześniej zanim wiatr przywieje z okolicy nasiona innych roślin. Z tego powodu rośliny (tak zwane pirofile ) wykształciły przystosowania wywołujące wręcz pożar. Są to łatwopalne olejki eteryczne, produkowane przez rośliny okolicy Morza Śródziemnego, płaty suchej kory które charakteryzują australijskie eukaliptusy, a najdziwniejsze przystosowanie z jakim się spotkałem, to długi pęd wyrastający w górę, wytwarzany przez - o ile dobrze pamiętam, bo czytałem o tym dość dawno - jeden z gatunków sosny, który to pęd zaczyna rosnąć w górę wtedy, kiedy w sąsiedztwie drzewa robi się za ciasno. Taka roślina aż prosi się o uderzenie pioruna. Jak do tego dodamy łatwopalną ściółkę i - oczywiście - odporne na ogień nasiona - korzyść jaką odnosi drzewo a wywołanego piorunem pożaru jest jasna. Co prawda ono samo ulegnie spaleniu, ale i tak, ze względu na gąszcz zagłuszających je stopniowo innych "niepirofitycznych" drzew, nie przetrwałoby długo, a po pożarze jego potomkowie mają większą szansę na wzrost. Roślinami pirofilnymi są na przykład sosna Banksa, czy też występujący w Polsce wrzos - mącznica lekarska, której twarde nasiona otwierają się tylko po przejściu pożaru.
Reasumując: dzięki mechanizmowi ewolucyjnemu wykształciły się nie tylko liczne rośliny, które są zdolne wytworzyć ognioodporne nasiona i tym samym zapewnić gatunkowi przetrwanie, ale wręcz całe systemy roślinne, dla których pożary stanowią nieodłączny, korzystny czynnik środowiska, bez którego nie mogą przetrwać.
Quod erat demonstrandum!
Z pozdrowieniami dla autora inspirującego komentarza,
Losek
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 22898
1) Dała się Pani podpuścić Ateuszowi...
2) Większy wzrost Wietnamczyków jest związany raczej z lepszym odżywieniem w wieku dziecięcym, niż ewolucją - albo,
3) Ja dałem się podpuścić :-)
To tyle na teraz, ale na pewno spróbuję odpowiedzieć na resztę pytań.
Pozdrawiam.
Zwierzeta, rośliny żyly w tym samym botopie przez setki ysięcy lat i wcale się do siebie nie upodobniały w reakcjach na te warunki.
JAK TO SIĘ NIE UPODOBNIŁY? A ssaki, które "weszły" z powrotem do wody ( np. delfin), podobnie jak gady które "weszły" z powrotem do wody (ichtiozaur), czy one nie upodobniły się kształtem, do już wcześniej zamieszkujących wody ryb? Takich przykładów konwergencji cech, jest całe mnóstwo.
Zna Pan czas potrzebny do "prostej" zmiany jednej bakterii w drugą?
Ten czas zależy od szybkości zmian pokoleń, oraz nacisk środowiska. Dla bakterii, to jest około 20000 pokoleń, przy ok.siedmiu podziałach na dobę, ok 7-8 lat.
Ewolucja zachodzi równolegle, eksperymenty nie odbywają się jeden po drugim, tylko tysiącami, setkami tysięcy, równolegle, przez cały czas. Dowody kopalne, są jednoznaczne. W całej historii życia, zakopanej w skałach, zawsze gatunki młodsze, występują w młodszych skałach niż starsze. Dopóki jakiś antyewolucjonista nie odkryje skamieniałości np. królika w skałach powiedzmy dewońskich, nic się w tej kwestii nie zmieni.
dotąd nie odkopano żadnych form pośrednich świadczących o ciągłości zmian ewolucyjnych jakiegoś danego gatunku rośliny czy zwierzęcia.
Wykopano setki, tysiące takich skamieniałości. Takie dowody są do zobaczenia na własne oczy w muzeach!
Ale za to wszystko co znajdujemy w wykopaliskach jest jakby skończone i gotowe do funkcjonowania w zadanym środowisku
Proszę się na mnie nie gniewać, ale chyba żadnego takiego okazu Pan nie wiedział, nawet na obrazku. Jest wręcz przeciwnie. Zmiany dążące do coraz lepszego przystosowania są widoczne jak na dłoni!
Słowem drzewa nigdy nie wykształciły w sobie organu służącego im do gaszenia pożaru? Szkoda.
Po co. Wykształciły przystosowania wywołujące pożar. Widocznie bardziej się to "opłacało". Albo było po prostu łatwiejsze.
Pozdrawiam.
Oczywiście wiem, jakie jest Pana zdanie w tej kwestii, ale ten tekst jest odpowiedzią na wprost zadane pytania, na zarzut jak wystosował - nazwijmy go - przeciwnik ewolucji. Napisał, że gdyby ewolucja była faktem, to rośliny uodporniły by się na ogień.Myślał, że ten argument jest mocny, nie znając widocznie biologii na tyle, żeby wiedzieć o istnieniu pirofitycznych roślin. Następnym razem w takiej sytuacji napiszę, że odpowiadam na zarzuty przeciwnika ewolucjonizmu, a nie kreacjonisty.
Dziś sobota, więc można sobie trochę pożartować.
Pan ciągle o tej ewolucji.
Są natomiast organizmy, które nie tylko przetrwały Trzecią RP, ale świetnie się w tych warunkach mają dzięki inwolucji - patrz:
http://salonowcy.salon24…
Pozdrawiam i pięknej pogody na weekend życzę,
Krzysztof Pasierbiewicz
Jeśli chodzi o pożartowanie, to ze mną zawsze! W świątek, piątek i niedzielę! Tylko, gdzie mi tam do Pana :-)
Choć, właściwie, to podsunął mi Pan pomysł,żeby jakąś zabawną historię z mojego zawodowego życia opisać. Muszę to przemyśleć. Tekst o inwolucji lemingów jest zabawny, ale to śmiech przez łzy trochę. Bo one, te zidiociałe, salonowe, "szkłokotaktowe", resortowe lemingi cały czas mają władzę. A jako słuszny krytyk wad opozycji, dobrze Pan wie, że o zmianę nie będzie łatwo...
Pozdrawiam serdecznie,
L