Pan Marek Baterowicz (info o sobie: "Koala" z Sydnej) w swoim artykule pt. Masakra intelektualistów i pisarzy w Hiszpanii (http://naszeblogi.pl/434…) zebrał wiele tragicznych pochówków w roku 1936 na cmentarzach na tamtej ziemi.
Przypomnienie tylu niedokończonych życiorysów (zwłaszcza młodych talentów) z hiszpańskiego panteonu literatury ukazuje dramatyzm wydarzeń, które przecież nie są takie odległe (niecałe 80 lat) – na terenie, gdzie katolicyzm był/jest mocny, niemniej emocje (nienawiść i odwet) łatwo rozhuśtać, czego dowodem są niedawne rządy oszalałego liberała, socjalisty (czytaj: neo-komucha) Zapatero. Na naszym gruncie sprawom hiszpańskich analogii wobec tego, co się dzieje obecnie w katolickiej Polsce, poważnie i bacznie przygląda się, opisuje je i analizuje krakowski (wspaniały!) miesięcznik "Polonia Christiana" (polecam!).
Romanista, dr Baterowicz, swój wywód kontrapunktuje w stosunku do sławnego młodego poety, Federico Garcii Lorki, rozstrzelanego (prawnym wyrokiem sądu wojennego jako szpiega) przez frankistów. Przypomnę: przebywającego za granicą Lorkę ostrzegano, by nie odwiedzał rodziny (rzekomo umierającego ojca, który potem wyzdrowiał), bo wpadnie w pułapkę, gdyż jest na celowniku odwetowców. I tutaj ważny szczegół: Homosiom "inaczej zabity" Lorka jest przydatny jako męczennik-pederasta, któremu dano, jak się głosi, także kulkę w odbyt. Jakież to malownicze propagandowo! O bestialstwach sowieckich najemników, mnóstwie zabójstw, które się nadal przez współczesne lewactwo przemilcza, mordach idących w tysiące po stronie katolickiej prawicy, szeroko pisze autor z Australii.
Co do Salvadora Dalego, którego nazwisko u Baterowicza padło, to artyście udało się zejść z celownika w tym najbardziej gorącym okresie, bowiem spędził 1936 rok podróżując m.in. po Włoszech, stale zmieniając miejsca pobytu, kwaterując – na koszt bogatego angielskiego sponsora-kolekcjonera – w dobrze strzeżonych rezydencjach i hotelach. Malarz pochodził z ideowo podzielonej rodziny (bogobojna matka i ojciec wolnomyśliciel, zwolennik federacyjnego związku swej małej ojczyzny z Madrytem), ale Katalonia okazała się rewolucyjna i bardzo czerwona, więc trudno się dziwić zatem – a na wojnie jak to na wojnie – że anty-republikanie (dziś już możemy powiedzieć: antykomuniści) zaglądali do domu państwa Dalich i nachodzili siostrę z pytaniami, gdzie jest brat?...
Dali, należąc do konstelacji antyklerykalnej (Lorka, reżyser Luis Buñuel i inni) i komunizującego surrealizmu [wg prawodawcy i guru tego nurtu w sztuce (i nie tylko), Andre Bretona, miała to być nadzieja postawienia na głowie wszystkiego, także stosunków społeczno-politycznych], wiedział ku czemu stalinowski Interkom zmierza... Malarz i reżyser znali państwowe pogromy i rzezie (1926-29) księży katolickich i parafian w Meksyku pod rządami komunistycznego masona, prezydenta Plutarco Elíasa Callesa (dwie kadencje w l. 1924-28), przedstawiającego się publicznie ja-Antychryst, który potem liderował jako tamtejszy najważniejszy, wpływowy faszysta (w okresie zwanym Maximato 1928-35).1./ Meksykańskie zdeklarowanie się Buñuela, życie i praca filmowca na emigracji, a zwłaszcza debiut ekranowy pt. "Pies Andaluzyjski" (1929), który Dali współtworzył, są świadectwem wyboru i chęci skorzystania, przeniesienia się i bytności w epicentrum wyeksportowanego komunizmu z Kremla za Ocean, gdzie wyraził się on państwowo w porewolucyjnej konstytucji z 1917 roku tamże.
Jako się rzekło Dali miał świadomość, co mu grozi, czemu dał wyraz tytułem pod reprodukcją obrazu opublikowaną we francuskim "Minotaurze" (lipiec 1936) – Miękka konstrukcja z gotowaną fasolą z podtytułem Hiszpania. Przeczucie wojny domowej. Ta druga część podpisu została potem odcięta i posłużyła artyście jako emblemat pod inny, słynny obraz-alegorię – właśnie ojczyźnianej wojny domowej – sygnowany krótką nazwą "Hiszpania" (1938).
Dali miał ambiwalentny stosunek do tego dramatycznego okresu w dziejach swojego kraju: z jednej strony chciał być wierny staraniom o niepodległość komunizującej Katalonii (stąd czerwona apaszka "wylewająca" się z szuflady na obrazie), 2./ a z drugiej strony nie zamierzał deklarować niechęci do frankistowskiej władzy – malarz wyrażał to, jak to On zwykle, paradoksalnie, używając w tym wypadku słowa kanibalizm, rozpatrywany atawistycznie, wpisujący się w katalońską tradycję kuchni celebracji. Daje temu wyraz – że wojna domowa to wzajemne pożeranie się Iberyjczyków – malując płótno pod tytułem "Jesienny kanibalizm" (1936).
Konkludując: sław zamordowanych w odwecie przez ultra-katolików (bo frankiści, ich prawne wyroki, to inna bajka) było niewiele, natomiast rzezie po stronie prawicy były masowe, a mordy na księżach, wg wzorów importowanych z Iberoameryki, rozpoczęły się w 1934 roku. Generał Franko, wkraczając z armią z kolonii w Afryce, ukrócił okrucieństwo, zrobił porządek, przywrócił i wdrożył prawo. Lorce się nie udało, ale inni, także dwaj jego najbliżsi przyjaciele, Dali i Buñuel, bez szwanku uszli z życiem i odnieśli międzynarodowe sukcesy.
Dali-komunista i antyklerykał potem, ok. 1949 r., się nawrócił, stał się nawet mistykiem – o tym wszystkim i in. piszę w "Symbolach Dalego". Polecam się Sz. Czytelnikom. Do nabycia z dedykacją:
http://allegro.pl/z-korus-dali-symbole-dalego-z-dedykacja-autora-i3856189065.html
Patrz też prelekcja:
http://vod.gazetapolska.pl/4263-jak-komunista-dali-zostal-mistykiem
Przypisy:
1./ Można zerknąć do mojej recenzji z "Christiady" na tym forum: http://naszeblogi.pl/414…
2./ Omówienie treści zaszyfrownych na płótnie oraz analiza stylistyczno-formalna jest na str. 29 wspomnianych "Symboli Dalego".
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 8967
Dlatego proszę o pozwolenie wrzucenia całego tego wpisu do nas do Klubu.
Pozdrawiam
Tekst "Dali a wojna'36" proszę "zabrać" - chociaż bez kontekstu, czyli p. Marka Baterowicza, może się okazać gdzie indziej nieco "wyobcowany". Ale teraz są "szybkie linki", więc jak kto zechce, to dojdzie do podestu na trampolinie...
Dzięki za wsparcie duchowe, chociaż pięknoduchem nie jestem i potrafię "dać z liścia", a jakimś takim - w obłokach - mnie niektórzy chcą zaklasyfikować. Albo podsr..ć żem szpieg... (patrz na wpisy szaleńca powyżej), co Niemców, Ruskich i Żydów oraz Ukraińców chce tutaj skrycie przywlec - pospołu! Jakby naszego Sejmu już było za mało?! (vide akurat przegłosowana ustawa o "bratniej pomocy").
Świetna robota.
Tyle impresji naszło, że aż musiałem napisać osobnego maila.
Chcę mieć oczywiście tą książkę.
Dali był geniuszem.
Może jakąś grafikę odkupię? ;)
Serdecznosci
i dobry człowieku,
często w naszej kulturze najwyższa sztuka i intelektualne niepokoje splatały się ze stajnią, z zagrodą i gospodarstwem.
Taka była cała kultura szlachecka. Rano obserwowanie pokrycia klaczy przez ogiera, a po popołudniowej kawie dyskusja nad Marcelim Proustem.
To jest życie. Czy przywoływanie naszych najlepszych intelektualnych wzorców jest odejściem w jakąś literackość.
Mylisz sie pan.
Mosad już się panoszył w Polsce przy zabezpieczaniu swoich grup turystycznych, a wkrótce (bo senat to takie same parchy) będzie mógł przebywać kwartalnie uformowany w plutony na zaproszenie jurgieltników, których najwięcej jest w warszawskim knesecie.