
Roman Wilhelmi. Nikt nie zauważył, że zmarł w listopadzie, 22 lata temu. Ale Poznań pamięta.
Poznaniak. Aktor. Pijak.
Marian Kociniak, przyjaciel Wilhelmiego, wspominał: „Po opuszczeniu warszawskich lokali piliśmy dalej pod skarpą, gadaliśmy i robiło się wpół do dziesiątej rano. Dyrektor Warmiński miał z nami utrapienie”. Jak przyznał, na tym nie kończyła się ich wspólna odyseja: „Myśmy często nawalali próby, bo zamiast na dziesiątą trzeźwi, szliśmy na jedenastą w dupę pijani. Bo skarpa skarpą, ale czasem się człowiek obudził na barce wśród węgla… Zaprzyjaźniliśmy się z właścicielem barki i czasem tam balowaliśmy. Czasem się popłynęło… Wyobrażam sobie, co działo się w teatrze. Godzina jedenasta, dwunasta, a nas nie ma. I nawet nie mamy jak wrócić, bo budzimy się, dajmy na to, już gdzieś tam, pod Warszawą. Bo barka płynie”.
Dobre! Wyczynem jest pijaństwo pod mostem (coś o tym wiem), a co dopiero na barce z węglem!
Jednak Poznań nie pamięta o pijaństwie pod skarpą. Poznań pamięta wielkiego aktora Romana Wilhelmiego.
Poznań pamięta:
- Od roku 2008 w listopadzie obchodzone są coroczne Dni Romana Wilhelmiego. Są pokazy filmów, wystawy, spotkania z bliskimi i współpracownikami aktora,
- 3 listopada 2009 roku na budynku Sceny na Piętrze w Poznaniu odsłonięto tablicę upamiętniającą Romana Wilhelmiego,
- 6 czerwca 2011 roku skwerowi przed budynkiem Sceny na Piętrze (przy skrzyżowaniu ulic Masztalarskiej i 23 Lutego) nadano imię Romana Wilhelmiego.
Na pewno klasyką aktorstwa Wilhelmiego jest rola Nikodema w „Karierze Nikodema Dyzmy” albo ciecia Anioła w „Alternatywach 4”.
Dla mnie mistrzostwem świata była jednak rola Fryderyka Handla w teatrze telewizji “Kolacja na cztery ręce”. Grający z Wilhelmim Trela i Gajos wymiękają przy nim! Wilhelmi gra instynktownie, z zajebistą lekkością, bez nadęcia i sztuczności. Doskonale!
Aktor urodził się w Poznaniu na Jeżycach w 1936 roku. Zmarł 22 lata temu w Warszawie.
P.S. Już widzę jak wiara z Wildy wiesza na mnie psy! Roman Wilhelmi po wojnie zamieszkał na Wildzie. Chłopok z Wildy :) No dobrze! W końcu to powiem, ja biedny miś ze Starołęki – Wilda Pany!
Biorę byka za rogi - Allez, allez, allez - krzyknęła francuska jazda. No, no, no - odkrzyknął Wellington ;)
pozdrawiam