Rządy Donalda Tuska to rządy pijaru. Pijaru opanowanego do perfekcji. Skutecznego, gdyż cieszy się życzliwością mediów, wręcz przez medialny mainstream jest wyniańczony. Ta wiedza jest dość powszechną, ale nie ta, że ten pijar jest można rzec dialektycznym. I praktycznie bezbłędnym.
Jaki pijar nie myli się nigdy? Po prostu oparty na sondażach.
Premierowi do twarzy w błękicie, proszę bardzo - i jako bonus kołnierzyk w groszki rozpięty pod szyją. I uśmiecha się do nas z telewizora. Innym razem jest mocno zafrasowany, pomarszczony na czole, a gdy trzeba groźny – brwi zsunięte, i wąwóz złości między nimi. Miłosierny, gdy trzeba i rozeźlony w odpowiednim momencie, srogi i rozliczający. Czasem wytrzeszczywszy oczy wzrokiem ukatrupia na miejscu. Obraz równie ważny jak słowo.
70% ankietowanych twierdzi, że dwa plus dwa jest pięć, rzecznik rządu nastroszywszy oszronione brwi mówi, bez dwóch zdań pięć. Ojciec Tadeusz Rydzyk nie cieszy się sympatią 62% przebadanych, już Niesiołowski w telewizorze wyrzuca z siebie słowotok - nie jest żadnym ojcem, jakim ojcem, czyim ojcem i Monika Olejnik spija mu ze spienionych warg te słowa. Część biskupów nie ukrywa dystansu do PO, już stają się członkami sekty w ustach tegoż posła. Spadły notowania bankierów – nie będziemy się im kłaniać – to premier. Kolejna fala nagonki medialnej na Kościół i księży – nie będziemy przed nimi klękać. I ciułamy punkty procentowe poparcia.
Drugim elementem rządzenia jest „przykrywanie”. W tych dniach będzie się przykrywać białą księgę Antoniego Macierewicza i dezawuować jego osobę, wroga publicznego numer jeden, a może numer dwa, po Jarosławie Kaczyńskim.
Przykrywki mogą być wielkimi akcjami medialnymi: kastracja pedofili, wojna wydana dopalaczom, czy walka z „kibolami”. Wówczas, to sam premier rzuca hasło do szturmu. Czasem chodzi o przykrywanie problemów z rządzeniem - podwyżka VATu, sprawa OFE, kolejne rozminięcie się z programem partii, z wyborczymi obietnicami. Może to być przykrywanie poważnych wpadek, doraźne gaszenie pożarów – inwestor katarski, afera hazardowa, Chińczycy na autostradzie, ABW o szóstej rano u studenta satyryka. No i mamy wręcz katastrofy – gigantyczne zadłużenie, które będą spłacały pokolenia, prywatyzacja strategicznych przedsiębiorstw i od roku przede wszystkim katastrofa smoleńska, kolejno odsłaniająca swoje oblicza – zaniedbania i zaniechania, lekkiego podejścia do procedur, czy wręcz sabotowania bezpieczeństwa śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Ale oprócz tego, doraźnie, prawie każdego dnia pompuje się wydarzenie, czasem w skutkach tragiczne, zasługujące na uwagę, ale które są nieodłącznie związane z życiem prawie czterdziestomilionowego narodu. Przecież codziennie zdarzają się wypadki samochodowe zakończone śmiercią, tragiczne pożary, dzieci w sposób bezsensowny tracące życie – wczoraj ośmioletnia dziewczynka przygnieciona na szkolnym boisku przez bramkę, czy zwyrodnienia – opiekun zabija dziecko.
Pożar w centrum miasta
I opiszę jeden poranek czerwcowy w stacji TVN 24. Dlaczego zwrócił moją uwagę? Z trzech powodów – 15 tysięcy to dużo więcej, niż 15. Jedna czwarta z dwustu metrów kwadratowych, to trochę więcej niż kwadrat o boku siedmiu metrów - można przykryć czapą z piany, no i usłyszałem - „mieszkańcy przewidziani do natychmiastowej ewakuacji”, tylko nie było kogo ewakuować, a sprawdziłem to w ciągu minuty.
A więc stacja TVN 24, blady poranek i moje notatki.
Ewakuacja. Już, teraz, natychmiast? Jak mieszkańcy Łodzi mają się zachować? Z trwogą w głosie zadaje pytanie redaktorka TVN 24. To już kolejne wejście, relacja na żywo. I za chwilę na ekranie ekspert od zagrożeń. Z samego Gdańska. Dylematy. Otwarte okna, czy zamknięte? Pospiesznie opuścić mieszkanie, czy czekać? Na co? Sto metrów, ale jaki jest wiatr? Co z wiatrem i jego kierunkiem? Groza. Mieszkańcy obserwują - jest lekki wiatr.
Dym jest groźny dla człowieka, można się go nawdychać, drogi oddechowe i dwutlenek węgla. Niedotlenienie. A w dodatku „tysiące litrów rozpuszczalnika” i jego opary i „łatwopalne pary”, no i rzeka ognia, a „zagrożenie im bliżej miejsca tym większe” i „butle z propanem butanem” – to garść pierwsza wynotowanych sformułowań. Pożar trwa sześć godzin i nic nie wiadomo. Stan zagrożenia, wielki pożar w Łodzi, płonie hala z rozpuszczalnikami.
W centrum miasta, hala? To moja pierwsza wątpliwość, przypadkowego widza tv – może zamiast „centrum” użyto innego sformułowania. Środek miasta?
No i „nasza reporterka” jest na miejscu - Kasia Pasikowska, cały czas w pogotowiu. Łączymy się. Na ekranie telewizora widać w oddali jeden wóz strażacki i za chwilę drugi, ale wiadomo, że jest ich trzydzieści, i widać strażaka, polna droga, a u jej końca słup dymu, kilkumetrowy. Tła nie ma. Miasta nie widać. I to zastanawia. I nie dym jest tego przyczyną, że nie widać wieżowców, nie widać domów. Po prostu operator kamery nie pokazuje otoczenia. Dlaczego?
Przez kilka godzin, od świtu – w tej stacji mówi się „od poranku” – straszy się i uspokaja, zasmuca i pociesza, ostrzega i edukuje, no i oświeca, i płyną słowa otuchy. Informacja dnia – groźny pożar. Telewidz? To gdzieś tam, daleko, w Łodzi, a nie tu, u nas, u mnie. Kłopoty dnia codziennego bledną, oddalają się i znikają. Kilkugodzinne zarządzanie emocjami – obrazem i słowem, no i żółtym paskiem, ponad milionowa oglądalność.
„Odpocznijmy od złych niepokojących informacji, Gienek Loska” – słyszy telewidz.
Gienek Loska to zwycięzca X Factor, samorodny talent, taki jak Ewelina Flinta czy Alicja Jarosz, ale w spodniach. Co jakiś czas telewizja produkuje dla swoich potrzeb medialną gwiazdę: wcześnie zniewieściały Szpak, tancerz Piróg, jurorka Zapendowska, tramwajarka Krzywonos czy właśnie Gienek Loska.
A magicy medialni, ci od budzenia i usypiania emocji, chyba uwierzyli w ten „przekaz” gdyż sam „Błękitny” - telewizyjny helikopter - już wyleciał, gdyż uprzedzając bieg wydarzeń około dziesiątej jest relacja filmowa, resztki pożaru z lotu ptaka. Jakże skarlało zagrożenie, hala wielości niskiej stodoły. I z kilkugodzinnej narracji na pasku pozostały dwa zdania na żółtym tle.
Zdjęcia – nazwijmy je „naziemne” - nie oddawały grozy sytuacji. Rozmowa ze strażakiem – ósma czterdzieści jeden – „pan to widział w środku”, jak to teraz wygląda: Zbiorniki stalowe, ciecz wypłynęła, ogień kilka metrów w górę.
Odsunąć ratowników, będziemy stawiać monitory. Cofają się strażacy, są przenośne działka. Jest śmigłowiec pożarniczy, no i strażacy na tyłach magazynu. Według redaktorki TVNu tuż przed dziewiątą planuje się dalszą akcję pożarniczą, gdy później się dowiedziałem, że pożar ugaszono o dziewiątej.
„Dziesięć tysięcy litrów, jeżeli nie setki tysięcy cieczy łatwopalnej”. I te tysiące również przykuły moją uwagę, dlatego jednym uchem słuchałem i jednym okiem podpatrywałem relację z walki z żywiołem. Pożar wybuchł w nocy, i po sześciu godzinach nieznany jest rząd wielkości? Nie wiadomo czy chodzi o dziesiątki czy setki? To po pierwsze. A po drugie 1000 litrów to zaledwie metr sześcienny. 15 tysięcy litrów to zbiornik o wymiarach np. 3x2x2,5, ale 20 takich zbiorników to już nie bagatela. Nie chce mi się wierzyć, że się zmieściły w tym magazynie. Zabudowania firmy to 200 metrów kwadratowych, (czyli średniej wielkości stodoła), pożar ogarnął jedną czwartą – a więc powierzchnię mniej więcej siedem metrów na siedem. Czy nikogo w telewizji te liczby nie otrzeźwiły?
Ta wielogodzinna relacja opisywała pożar fragmentu hali wielkości średniego mieszkania!
W międzyczasie na mapie Google odszukałem płonącą halę – budynki ułożone w kształt podkowy. W pobliżu droga, pola i działki. Centrum miasta, a zabudowa typowo wiejska. Może w którymś momencie na początku pomylono Pomorską z Piotrkowską? Ci ludzie przewidziani do ewakuacji, to mieszkańcy dwóch, może trzech chałupin – bez urazy proszę, zwrot chałupina określa skalę wielkości. Słysząc o ewakuacji oczami wyobraźni widziałem słup gryzącego i trującego dymu wznoszący się do nieba, groźba wybuchu, a do wysiedlenie mieszkańcy, co najmniej kilka bloków z wielkiej płyty, jakiegoś małego osiedla – a tymczasem chodziło o minimum circa osób dwie sztuki, a maksymalnie z dwóch gospodarstw – czyniąc oczywiście odpowiednie zastrzeżenia.
I gdy były zdjęcia z „Błękitnego”, to rzeczywiście widać spalony dach narożnika tzw. hali. Anegdotycznie brzmi informacja, podana kilka dni później. Była to rozlewnia lakierów. Czy któryś z pracowników telewizji nie mógł tego w sekundzie sprawdzić? Dlaczego podczas wielokrotnych „łączeń” nie sprostowano wielu absurdalnych informacji? Miasto, a tak naprawdę łąki i pola. Ten, kto miał się ewakuować, po prostu wyszedł z domu.
Nie lekceważę pożaru i bardzo niebezpiecznej pracy strażaków. Ale doszło do ośmieszenia zagrożenia. Kreacja medialna pożaru mało miała wspólnego z rzeczywistością. I dwóch rannych – jeden uraz oka opatrzony ambulatoryjnie, a drugi prawdopodobnie zasłabł. Gdyby pozostał w szpitalu, mielibyśmy dwa łączenia. I rozmowy z lekarzem i pielęgniarką, a może i samym strażakiem.
Spójrzmy na mapę. Pożar w mieście Łodzi na Pomorskiej 398.
Przykrywanie drożyzny, problemów dnia codziennego każdego z widzów. Galopująca tabloidyzacja stacji TV, która ma informować. Poranek w TVN 24.
Tekst opublikowany w Nr. 26/2011 Warszawskiej Gazety
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3548
...a było tego sporo jak przeczytałem i dokładnie opisane.To co pan przedstawił w tym temacie to POkaz "obezwładniania umysłów" tępej częśći społeczenstwa. Pan sprawdzał analizował mierzył np.czas i udowodnił (za co dziękuję) że tvn to stacja pajdokracja czyli misz masz serwujacy kłamstwa .Dziwie sie "ludziom" że wciąż tkwią w tym stadium mantry medialnej , juz na sam widok tych panisi i ich piskliwe głosiki udajace przejęcie tymi "dramatycznymi wydarzeniami" powiem szczerze powoduje u mnie odruch wymiotny niestety. jeszcze raz dzięki...pozdrawiam.
mocno skróciłem, np. wyciąłem "rannych" strażaków, ewakuację szkoły - która jest kilkast metrów dalej, i trudno ewakuować uczniów, którzy do niej nie dotarli. Mogli ewakuować stróża nocnego co najwyżej.
Po prostu miałem komputer przed sobą i zacząłem wypisywać różne zwroty, i wiedziałem że niektóre liczby są mało sensowne.
No i to wkurzające zarządzanie emocjami, taka reporterka podtyka osobie kórej samochód rozwalił pół domu i jest ten dom do rozbiórki - co pani czuje.
Z tym, że to oczywiście nie tylko tabloidyzacja, ale linia redakcyjna, otumaniania widzów. Orwellizm w czystej postaci.
pozdrawiam
...w miejscowości X, skądinąd mojej miejscowości przewróciła się kiedyś cysterna /kierowca zahamował, po czym zsunęło go do niewielkiego rowu/. Relacja w radio wyglądała masakrycznie. Totalne zagrożenie, skażenie gleby, wody, powietrza, groźba ewakuacji mieszkańców, helikoptery, straż pożarna, karetki, sztab antykryzysowy, no po prostu koniec świata. Obserwowałem to, co się dzieje, mając jedną słuchawkę w uchu i słuchałem sobie radia wbudowanego w telefon komórkowy. Jedynym helikopterem, który latał wtedy, był helikopter bardzo rozpoznawalny, jednej ze stacji radiowych. A cysterna, która się przewróciła, tzn. nawet nie tyle przewróciła, ile zsunęła lekko na bok, do rowu, była cysterna przewożąca nie jakiś kwas, czy inne takie, tylko ...mleko. Z punktu widzenia mieszkańców, którzy to widzieli i obserwowali, nie wyglądało to w ogóle groźnie, nie doszło do wycieku paliwa, nie uszkodzona była chłodnica itd, nic się takiego nie stało, po około półtorej godziny wyciągnięto ciężarówkę z tego rowu. A w mediach zrobiono z tego taką tragedię, jakby miała być przewożona tą cysterną jakaś cholerna porcja chemikaliów nie wiadomo jak szkodliwych.
Ja oglądam tvn 24 jak małpi cyrk. Przecież to jest makabra. Skąd Walter nabrał tych przebierańców: miss Legnicy cycata Tarla, wesołek z Bielawy Kuźniar ksywa Dawn, uczesana na jaskółkę niejaka Kuligowska, zezowata gidylla Werner. ALE NIKT NIEDORÓWNUJE ŚLICZNOCCE ZE SZPARĄ W ZĘBACH I DOKŁADKĄ WŁOSÓW OLEJNIK.
ciekawe czy jakby się szanownemu autorowi tekstu także zaczął palić przydomowy ogród, a pod drzwi domu podchodził strumień ognia wzniecany wciąż nowym strumieniem rozpuszczalnika, to też by szanowny autor przeliczał, czy z uwagi na pojemność zbiorników, ciśnienie atmosferyczne, zachmurzenie, ilość wozów strażackich, długość węży z tychże wozach oraz hipotetyczny stan upojenia łódzkich strażaków zjara mu się chałupa czy jednak płomienie wygasną 20 cm przed drzwiami??? oczywiście mieszkańcy opisujący taką sytuacje to byli tvn-owscy operatorzy, charakteryzatorki oraz osoby z cateringu, których ściągnięto aby robić "centrum miasta" niczym robiono to w "Misiu" na potrzeby drogówki.
eh chłopie... szkoda słów, poszukam czy nie ma gdzieś w archiwum Twego wpisu z dni zeszłorocznej powodzi, bo pewnie opisałeś to jako "niegroźne wybicie statystycznie nieistotnej liczby szamb w podmiejskich dzielnicach kilku miejscowości"