Dzisiejsza sytuacja twórców i beneficjentów III RP przypomina mi taką próbę manipulowania przy zapalniku z tą różnicą, że nie jest to już filmowa fikcja, a wszystko dzieje się w realu. To już nie jest trzymający w napięciu obraz, gdzie mimo wygenerowanych przez reżysera emocji i dramatyzmu wszyscy wiemy, że głównemu bohaterowi się uda. Salonowcom naprawdę drżą ręce, a to drżenie i strach narasta wraz z kolejną nieudaną próbą wyłączenia zapalnika. Oni są coraz bardziej przerażeni tym, że pomimo odłączania kolejnych przewodów bomba nadal tyka. Nie wypaliła żałosna próba z wykreowaniem Ryszarda Petru na buntownika. Ten pluszak banksterów pasował do tej roli, jak świni rajtuzy. Zerowym odzewem społecznym zakończyła się inicjatywa Wolność i Równość, czyli WiR firmowany przez starego komucha Kazimierza Kika, członka żydowskiej loży „Synów Przymierza”, Jasia Hartmana i żałosną podstarzałą feministkę i antykatoliczkę Magdalenę Środzinę z domu Ciupak. Dzisiaj mamy z kolei zapowiedź stworzenia kolejnej partii politycznej, na czele której staje Grzegorz Napieralski i wychowanek oraz pupilek Urbana, Andrzej Rozenek, który popijał wódeczkę z samym Putinem na jego prywatnej daczy w Soczi. Rozenek jeszcze do marca tego roku był drugą twarzą antypolskiego politycznego projektu firmowanego przez Palikota. Jak więc widzimy magdalenkowa sitwa trzęsącymi się łapami próbuje rozbroić tykającą bombę, a widząc kolejne kończące się fiaskiem próby wpada w coraz bardziej histeryczny popłoch. Oni już widzą, że do październikowej wyborczej eksplozji dojdzie. Chodzi im teraz tylko o to, aby wybuch nie był zbyt silny i nie wysadził w powietrze wraz z korytami tej całej ferajny i kasty panującej w III RP. Mówiąc wprost chodzi o to, aby w przyszłym parlamencie opozycja nie uzyskała konstytucyjnej większości i nie mogła dokonać radykalnych zmian.
Moje przewidywania potwierdził szef MON, Tomasz Siemoniak, który w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” powiedział: To będą najważniejsze wybory po 1989 roku. Nawet jeśli Platforma uzyska najlepszy wynik, ich stawką jest zatrzymanie koalicji PiS-Kukiz, aby ta hipotetyczna koalicja nie miała konstytucyjnej większości
Dwa tygodnie temu w tekście „To ma być pogrom, a nie zwycięstwo”, pisałem na łamach „Warszawskiej Gazety”: System jest gotów pogodzić się z porażką i przejść do kontrataku, co przerabialiśmy już w latach 2005-07. Oni nie mogą jednak pozwolić sobie na totalną klęskę polegającą na tym, że dzisiejsza opozycja zyska możliwość dowolnych ustrojowych zmian oraz szansę na wymierzenie sprawiedliwości tym wszystkim łotrom i szabrownikom okupującym Polskę.
To jest dokładnie to o czym mówi Siemoniak tylko widziane z naszej strony barykady.
Na koniec chciałbym przestrzec wszystkich przed nadmiernym triumfalizmem gdyż jego oznaki są niestety widoczne wyraźnie w obozie patriotycznym. To już jest koniec – mnożą się tytuły w prawicowej prasie. Nie domykajmy na siłę wieka tej trumny, kiedy delikwent w niej umieszczany jeszcze się rusza. Wygraliśmy jedną bitwę, a nie wojnę. Koalicja PO-PSL to jeszcze nie jest trup. Z drugiej zaś strony nie słuchajmy tych pesymistycznych dobiegających z obozu patriotycznego głosów, według których istnieje jakiś diaboliczny perfekcyjny plan Systemu, któremu nie jesteśmy się w stanie przeciwstawić. Te dwie skrajne wersje opisywania rzeczywistości nie mają nic wspólnego z realną sytuacją. Prawda jak zwykle leży gdzieś po środku.
III RP nie została jeszcze złożona do trumny, ale może to się stać już w październiku. Przerażony salon nie dysponuje żadnym spójnym i przemyślanym planem ratunkowym o czym świadczą kolejne rozpaczliwe i nieudane próby reanimowania starych politycznych trupów poddawanych jedynie pudrowaniu i wtykaniu im w łapy sztandarów z nowymi hasłami i nazwami. Koncentrację musimy zachować do ostatniej sekundy tego meczu, którego stawką jest wolna Polska. W październiku musimy wyrwać konającej III RP poduszkę spod głowy. Dopiero wtedy ogłaszajmy zwycięstwo. Nie wyprawiajmy im już dzisiaj stypy, a jedynie przygotowujmy się do niej na ich oczach. Triumfalizm - nie, ale pewność siebie – tak. Choćby tylko po to by zasiać defetyzm w obozie wroga.
Artykuł opublikowany w ogólnopolskim tygodniku „Warszawska Gazeta”
Tutaj można polubić moją stronę
Nowy numer Polski Niepodległej już w kioskach
