Gdyby ten żołnierz i egzekutor był Amerykaninem, na pewno Hollywood zrobiłoby o nim film, a może i serial. Ale był Żołnierzem Niezłomnym, Polakiem, a o takich w Los Angeles nie kręci się filmów. Jednak życie „Rysia” zasługuje na scenariusz dla najlepszego reżysera.
Młody chłopak z Mazowsza walczy z Niemcami, a po zakończeniu (?) II wojny nie składa broni, bo drugi okupant zabiera niepodległość jego ojczyźnie. Wykonuje wyroki na zdrajcach. Zabija tych, którzy służą komunie. Unika zasadzek i likwiduje kolejnych wrogów Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Bezpieka w końcu trafia na jego trop. Zostaje aresztowany pierwszy raz. Wiedzieli, że mają kogoś z podziemia, ale nie wiedzieli kogo. Ucieka przed pierwszym przesłuchaniem. Po ucieczce ten dzielny żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych, jak wielu młodych Polaków w tamtym czasie, przemieszcza się na Ziemie Zachodnie i Północne, aby roztopić się wśród setek tysięcy rodaków, którzy zasiedlają nowe połacie kraju. Ale UB jest tuż, tuż. Na ulicy w Szczecinie zostaje, co za traf, rozpoznany przez dawnego kolegę. Kumpel już współpracuje z Urzędem Bezpieczeństwa. Ponowne aresztowanie. Podczas przesłuchania „Ryś” zostawiony na chwilę w pokoju sam wyskakuje przez okno i ucieka po raz wtóry. Zmienia nazwisko. Staje się „nielegałem”. Zaczyna nowe życie pod nowym nazwiskiem i… zostaje powołany do wojska. Życie rzeczywiście jak sensacyjny film: ten żołnierz niepodległościowego podziemia trafia do... Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i odbywa w KBW służbę wojskową.
To rzeczywiście mogłaby być niebywała fabuła. W KBW koledzy tych, których zabijał w imieniu Rzeczypospolitej przydzielili go do… Kancelarii Tajnej. Gdy dziś oglądam zachodnie filmy o Żydach, którzy przeżyli wojnę w mundurze Wehrmachtu czy SS, przypomina mi się zawsze życiorys „Rysia” – choć jego życia wciąż nie sfilmowano.
Po służbie wojskowej jest cywilem, mieszka kilkaset kilometrów od terenów, na których był w wojennej i powojennej partyzantce. Zakochuje się i żeni. Dopiero po paru latach małżeństwa przyznaje się żonie, że tak naprawdę nazywa się zupełnie inaczej. Żyje na wolności, ale wciąż w konspiracji: cierpi, bo nie może podjąć kontaktu z rodziną, rodzicami, rodzeństwem. Tęskni za nimi. Tak ukrywa się przez 18 (sic!) lat po wojnie. W końcu nie wytrzymuje i nawiązuje kontakt z rodzoną siostrą. To go gubi, bo SB, następczyni UB, obserwuje cały czas rodzinę antykomunisty-egzekutora. Zastawiono na niego pułapkę. W 1963 roku – roku śmierci ostatniego partyzanta II RP „Lalka” Józefa Franczaka – „Ryś” wpada w sidła bezpieki.
Od siedmiu lat rządzi już Gomułka, jest „mała stabilizacja” i ciepła woda w PRL-owskich kranach, ostatni akowcy wyszli z komunistycznych więzień pod koniec lat 50., a prokurator wobec naszego bohatera żąda kary śmieci! W końcu Czesław Czaplicki – zdradzę wreszcie prawdziwe nazwisko „Rysia” – otrzymuje wyrok w imieniu PRL: 10 lat więzienia. Wychodzi po 5 latach. Parę miesięcy przed zwolnieniem spotyka w warszawskim więzieniu na Rakowieckiej, gdzie odbywa karę, studentów protestujących w marcu 1968. Sztafeta pokoleń?
Zbyszek – tak przyjaciele mówili o śp. Czesławie Czaplickim, jednym z wielu „Żołnierzy Wyklętych”, a raczej Żołnierzy Niezłomnych. Miałem szczęście znać go przez wiele lat, współpracować z nim w moim Wrocławiu. Zmarł niedawno, zostawiając żonę i trzech synów.
„Ryś” tak, jak wielu ludzi z pokolenia Polski Niepodległej, dobrze zasłużył się Rzeczypospolitej.
*Felieton ukazał się w marcowych „Sieciach Historii”
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2148
Prywatna wiedza o Katyniu i o Żołnierzach Wyklętych była wiedzą śmiertelnie dla jej posiadacza niebezpieczną przez cały okres okupacji sowieckiej do roku 89. I to zagrożenie dotyczyło nie tylko ujawnionych bojowników i opozycjonistów, ale każdego kto tę wiedzą posiadał, także nieletnich i ich rodzin. Wyciągnięcie tych informacji od ich posiadacza przez bezpiekę skutkowało represjami nie koniecznie w sądzie i na komendzie. "Proste sprawy" załatwiane były w bramach, albo na ulicy. Liczba tych przypadków nie jest znana - nie wiem czy takie kasacje "wrogów klasowych" były odnotowywane w raportach SB.