
Polacy zbyt często popełniają te same błędy, nie wyciągają lekcji z historii i dają się wodzić za nos obcym intrygantom realizującym swoje interesy naszym kosztem. Gdy dodatkowo mamy do czynienia z graczami ubranymi w kardynalskie czy biskupie szaty, odkładamy na bok rozum, tracimy samodzielność myślenia i potulnie klękamy przed autorytetem Kościoła.
Warto przypomnieć, że nie zawsze tak bywało – okres panowania Jagiellonów to wspaniała lekcja umiejętnego rozgrywania naszych interesów narodowych i niezależności od niekorzystnych czy niegodziwych nacisków, nawet jeśli pochodziły z Rzymu. Przykład zmontowania „schizmatyckiej” koalicji grunwaldzkiej, postawa delegacji polskiej na soborze w Konstancji czy publicystyka Pawła Włodkowica, rektora krakowskiej akademii, świadczą o tym dobitnie. Dochodząc jednak do apogeum swojej potęgi, nasi przodkowie zatracili tę zdolność. Punktem zwrotnym okazała się wyprawa moskiewska roku 1609. Pokonawszy militarnie Rosję, mieliśmy tylko dopilnować jej trwałego związania z Polską. Służyć temu miało ustanowienie syna króla Zygmunta III Wazy, królewicza Władysława, carem Rosji w zamian za zagwarantowanie wolności wyznania religii prawosławnej. Niestety, postawiono wówczas interesy papiestwa (katolicyzacja Rosji) nad interesami polskimi i do dziś ciężko doświadczamy tego konsekwencji. W czasach schyłku Rzeczypospolitej hierarchowie jawnie przeszli na stronę wrogów Polski, za co cześć z nich zapłaciła gardłem podczas Powstania Kościuszkowskiego. Czas zaborów to okres otwartej wrogości papiestwa dla sprawy polskiej wyrażonej najdobitniej w potępieniu przez Grzegorza XVI Powstania Listopadowego w encyklice "Cum primum". Papież nazwał powstańców „wichrzycielami porządku publicznego” i nakazał posłuszeństwo carowi. Treść encykliki papież uzgadniał z carskim posłem. Jeszcze w roku 1916, gdy Roman Dmowski szukał u papieża poparcia dla sprawy polskiej, usłyszał, że Polacy mają się trzymać katolickiej Austrii (dzięki Bogu, naszym mężom stanu tamtych czasów starczyło mądrości do odróżnienia politycznych interesów Watykanu od „obowiązków polskich”).
Bardzo ciekawą analizę ostatniej wielkiej zdrady (nie tylko narodu polskiego) Watykanu przedstawił niedawno dr Sławomir Cenckiewicz w „Uważam Rze – Historia” nr 3 („Sobór w cieniu Kremla”).
Jeszcze w styczniu 1960 roku prefekt Świętego Oficjum kard. Alfredo Ottaviani grzmiał w Rzymie przeciw pojednaniu z komunistami:
„W XX wieku ciągle istnieje potrzeba napiętnowania ludobójstwa, masowych deportacji, masakr takich jak ta w Lesie Katyńskim lub Budapeszcie. Jednak niektórzy wciąż wyciągają ręce do nowego Antychrysta, a nawet prześcigają się w wymienianiu z nim przyjacielskich gestów i słodkich uśmiechów. Czy chrześcijanin stojąc twarzą w twarz z kimś, kto obraża Boga i jest odpowiedzialny za masakry innych chrześcijan, może uśmiechać się i schlebiać mu? Czy może popierać sojusz z tymi, którzy przygotowują podłoże do przyjęcia Antychrysta w krajach ciągle jeszcze wolnych? Czy może brać pod uwagę jakiekolwiek łagodzenie napięć między Wschodem a Zachodem, gdy jesteśmy świadkami ponownego oplucia, ukoronowania cierniami i i spoliczkowania Chrystusa?” „Sobór w cieniu Kremla”, URzH
Sam Jan XXIII, główny winowajca zdrady Vaticanum II, niewiele ponad rok przed rozpoczęciem soboru pisał w encyklice „Mater et Magistra”:
„…tezy tak zwanych komunistów pozostają w skrajnej sprzeczności z nauką chrześcijańską. Nie mogą też katolicy popierać w jakikolwiek sposób twierdzeń socjalistów, mimo że głoszą oni bardziej umiarkowane poglądy”. j.w.
Wystarczyło jednak, że Kreml obiecał papieżowi wysłać przedstawicieli moskiewskiego prawosławia na sobór, i już z komunistami można się było jednać… Cenckiewicz tak przedstawia przedmiot targu komunistów z Watykanem:
„…(Watykan) stanął przed dramatycznym wyborem: jeśli uroczyście potępi ideologię komunizmu, to tym samym pogrzebie ekumeniczny charakter soboru, bo zbojkotują go prawosławni, jeśli zaś zrezygnuje z anatemy i przymknie oko na prześladowanie Kościoła pod rządami bolszewików, to zdradzi swoich wiernych, ale kontrolowani przez Moskwę prawosławni przystąpią do dialogu i wyślą na sobór swoich obserwatorów.” j.w.
Osobiście nie widzę dramatyzmu w tym wyborze. To zwykła kalkulacja wyraźnie pokazująca, co tak naprawdę ma dla papiestwa wartość.
Jednakże nie wszyscy hierarchowie zeszmacili się zabieganiem o przychylność Moskwy. Wspaniałym przykładem był kardynał Węgier József Mindszenty, który doskonale (także z autopsji) rozumiał zagrożenie ze strony komunizmu oraz dostrzegał brak skutecznych metod walki z nim. Radził papieżowi:
„Sobór powinien dokładnie skonkretyzować rodzaj represji wobec członków partii komunistycznych i współdziałających z nimi katolików, żądając od katolików krajów socjalistycznych, by nie uznawali konstytucji swoich państw, oraz podjąć uchwałę stwierdzającą, że niepodporządkowanie się komunistycznemu ustawodawstwu nie jest grzechem” j.w.
W trakcie soboru 450 biskupów (w tym kard. Stefan Wyszyński; o bp. Karolu Wojtyle Cenckiewicz dyplomatycznie milczy) podpisało petycję, by potępić oficjalnie „bezbożny komunizm”. Zostali całkowicie zlekceważeni – tego punktu nawet nie poddano pod obrady! Obaj papieże (Jan XXIII i Paweł VI) sumiennie wywiązali się z paktu z „nowym Antychrystem”.
Czy w świetle powyższych informacji może kogoś jeszcze dziwić zaprzaństwo naszych biskupów i sprzedaż narodowych interesów? Watykan dokonywał już większych rzeczy, czym więc wobec nich jest małe szalbierstwo z Putinem? Czyż w zamian za nie Benedykt XVI nie spotka się z głową kościoła prawosławnego (co z tego, że z KGB-owskim rodowodem)? Czy dla wizyty papieża w Rosji nie warto poświęcić jakichś tam polskich sentymentów? A ze spraw mniejszych, czy cisza wokół agenturalnej przeszłości większości episkopatu nie jest korzystną ofertą? A w połączeniu z gwarancjami finansowymi dla kościoła oraz ochrony medialnej dla skorumpowanych i niemoralnych duchownych jest to transakcja, na którą tylko Kościół wierny Chrystusowi by nie poszedł. Ale przecież nie o takim tu piszę.
PS
A w 2015 r. do polskiego kondominium przyjedzie papież, by wzorem Jana Pawła II pomóc „właściwemu” prezydentowi w reelekcji. Jakie to wszystko banalnie proste...
Tekst pochodzi z sierpniowego numeru miesięcznika "idź Pod Prąd".
Miło mi poinformować Państwa, że zwiększyliśmy nakład do prawie 4 tys. egzemplarzy i znaleźć nas można w sieci „RUCH”, „EMPiK” oraz „GARMOND"