Ktoś wczoraj na niezalezna.pl umieścił śmieszny moim zdaniem żart. Winnetou widząc mknące przez pustkowia parowozy, najpierw próbował do nich strzelać, potem łapać je na lasso, ale w końcu poszedł po rozum do głowy i widząc w sklepie, gdzie zaopatrywał się w proch i kule, gwiżdżący na kuchni czajnik zaczął go flekować ile sił. Na pytanie – co czyni? Odpowiedział – gada trzeba tłuc póki mały.
Myślę, że polska prawica dzieli się dziś na tych, którzy próbują złapać na lasso parowóz i tych którzy wybrali kopanie czajnika. Ci pierwsi to politycy, ci drudzy to blogerzy i komentatorzy.
Mija już kolejny rok, w którym dominującą narracją prawej strony politycznej sceny jest przekonywanie wszystkich, że rząd Tuska ma zamiary złe i jest wobec wyborców dramatycznie nieszczery. Opowieści o tym zaczynają się zwykle od pytań w rodzaju: Czy rząd polski powinien traktować wszystkich jednakowo? Po czym następuję wyliczanka błędów i zaniechań rządu, zakończona jakąś cienką pointą, która powinna obudzić w Polakach patriotycznego ducha. Opowieści te, choć z zasady słuszne, nie prowadzą nas do sukcesu, one nawet nie zapewniają popularności tym, którzy się nimi posługują. To jest po prostu narracyjna i polityczna nędza, która skończy się tak samo jak wszystkie poprzednie próby zdyskredytowania Tuska i jego ludzi – klęską „naszych” w wyborach. Dlaczego tak się dzieje? Myślę, że powody są dwa: parowozu nie da się złapać na lasso, a czajnik nie urośnie nigdy. Jeśli rzeczom przywróci się właściwe proporcje i miejsce, to znaczy kiedy miast biec za pociągiem i machać nad głową sznurkiem zaopatrzymy się w klucz francuski dużych rozmiarów, w sam raz nadający się do odkręcenie śrub przy szynach, a po robocie zrobimy sobie herbatkę gotując wodę w czajniku, wszystko będzie dobrze.
Na czym polega błąd prawicy. Mam tu na myśli tę prawicę, którą widać i która chce by ją zauważono. Myślę, że na kokieterii i na złym określeniu targetu. Na niezrozumieniu, że czas płynie i ludzie się zmieniają. Weźmy dwóch pierwszych z brzegu ludzi prawicy, dziennikarza i polityka, Terlikowskiego i Hofmana. To jest wyraźny przykład tego jak nie należy się zachowywać i jak nie należy wyglądać oraz jak nie należy mówić. Myślę, że obaj panowie nie są świadomi przyczyn swojej klęski, zaś szyderstwa biorą za dobrą monetę i traktują w sposób opaczny. Hofman jak komplement, a Terlikowski jak krzyż, który musi dźwigać.
Jeśli za projektowaniem wizerunku politycznego prawicy stoją jakieś ciemne siły, a jestem przekonany, że stoją, to siły owe specjalnie dobierają takich ludzi i podsuwają im myśl o tym, że powinni czuć się pewnie i być w tym swoim emploi stanowczy i poważni. Nie wiem czy to tak wygląda, ale załóżmy, że tak właśnie i wyobraźmy sobie taką scenę: dwóch czarnoksiężników od wizerunku siedzi i duma nad tym jak tu ugotować tę całą prawicę.
Czarnoksiężnik pierwszy mówi – pamiętasz wybory z początku lat 90-tych?
Na to drugi – No?
Pamiętasz jak wymyśliliśmy tego całego oszołoma co chodzi po osiedlu w zaprasowanych spodniach w kant, z parasolem w dłoni i demonstruje w ten sposób swoje konserwatywne poglądy?
Jasne, a potem wzięliśmy tego całego Parysa, żeby ludzie mogli uwierzyć, że tacy w ogóle istnieją
Właśnie. Dziś musimy zrobić to samo.
To znaczy?
Musimy mieć jakiś wzór, jakiś archetyp, żeby ludziska mieli polewkę i żeby to im się wszystko kojarzyło śmiesznie i głupio zarazem
Poczekaj, niech się zastanowię.....Mam!
No?
Duduś Fąferski!!!
Ty to jesteś bracie.....!
Bingo, jak mawia mój znajomy
Bingo. Robimy ich na Dudusia Fąferskiego.
I zrobili. Kiedy otwieram portal niezalezna.pl wita mnie zawsze zdjęcie Terlikowskiego en face, w garniturku po starszym bracie, jak siedzi z przekrzywioną głową i patrzy smutno w podłogę demonstrując w ten sposób swoje przywiązanie do wartości konserwatywnych. I myślę, że Terlikowski pobił pewien rekord tym zdjęciem. Rekord w kategorii – wizerunki publiczne. W kategorii wizerunki prywatne rekord należy do pewnego mojego kolegi, którego nie widziałem lat wiele, a potem spotkałem na NK i poprosiłem o fotografię. I on mi ją przysłał. Na tej fotografii widać go jak siedzi przy stole, z żoną, pochyla się nad talerzem, ma otwarte usta i usiłuje w nie trafić widelcem na który nabity jest kawałek śledzia w śmietanie. Coś fantastycznego. Terlikowski nie posunął się tak daleko, ale kto wie co jeszcze wymyślą czarnoksiężnicy od prawicowego wizerunku.
Podsumujmy sobie teraz te rozważania jakimś wyrazistym zdaniem. Oto ono: ciotki, do których Terlikowski i Hoffman próbują się uśmiechać już dawno wymarły, albo mają takiego Alzheimera, że na gwiżdżący na gazie czajnik reagują jak Winnetou.
Ludzie, którzy dziś są w wieku starszym nie noszą kapelutków z piórkami, nie mają lub nie często mają na rękach siatkowe rękawiczki, a pod pachą kwieciste parasolki. To są projekcje nieprawdziwe i chore. I nie mówicie mi, że poseł Hofman po prostu tak wygląda. Tu chodzi o poważne sprawy. Jak kompozytor Rubik chciał zrobić karierę to się przerobił z Dudusia Fąferskiego na kogoś zupełnie innego. Kogoś może nie specjalnie dla nas interesującego, ale najważniejsze jest przecież, żeby dziewczynom się podobało. Hofman też może. A jeśli nie może, niech spada. Terlikowski to osobna sprawa, bo on jak powiedzieliśmy dźwiga krzyż. I my mu tego zabronić nie możemy, nie możemy mu powiedzieć – panie, przestań pan już o tych pedałach, bo efekt osiągasz pan odwrotny od zamierzonego. To się nie uda i nawet nie próbujmy takich zagrywek. Terlikowski bowiem rzuci się na nas z miłością i przegryzie nam krtań. Lepiej go więc pozostawić tam gdzie jest.
Teraz o czajniku. Przez całe lata blogerzy i komentatorzy oszukiwani byli przez grupę ludzi podpisujących się nickiem FYM oraz przez ich przyjaciół, trudno dociec na ile w ów oszukańczy projekt zaangażowane były portale takie jak salon24, ale trudno także uwierzyć, by nie były zaangażowane w ogóle. Dziś, po demaskacji tego projektu, jest on czynny nadal i nadal funkcjonuje. Nikt nie poczuwa się do tego, by kogokolwiek przeprosić, by się wytłumaczyć i okazać skruchę. Nawet Rolex, który jest przecież super wrażliwy i hiper uprzejmy, o czym wielokrotnie mogliśmy się przekonać. Dokonano, krótkich podsumowań, kilka łez potoczyło się po policzkach, po czym wszystkim wszystko wybaczono i projekt toczy się dalej, tyle, że już inne barany za nim biegną.
W tym samym czasie największymi wrogami prawicy okazaliśmy się my – dwaj jedyni niezależni autorzy w sieci – ja i toyah. Doszło do tego, że na blogu nicek.info, gdzie owa niechęć eksplodowała najsilniej jakaś pani napisała, że moim celem jest stać się mainstreamem. Inna zaś pani posunęła się dalej i napisała, że ja już jestem mainstreamem. Już w tej chwili. Dacie wiarę? Oparty o uczelniany budżet projekt robienia ludzi w konia i oszukiwania ich na skalę nieprawdopodobną i stałą, działa nadal i nadal cieszy się zaufaniem, a autorzy niezależni którzy dokonują cudów, by móc wydawać swoje książki i je promować, stali się zagrożeniem dla prawicowej niszy. Stali się mainstreamem. Ja się może nie powinienem temu obłędowi dziwić, ale jednak się dziwię. Mnóstwo osób zaangażowało się za darmo zupełnie w zwalczanie nas i dezawuowanie tego co robimy. Ci sami ludzie, lub prawie ci sami ludzie utrzymują jednocześnie, że FYM żyje, że gestapo wcale nie torturowało Rolexa, zaś Macierewicza trzeba w końcu postawić przed sądem. No i przede wszystkim trzeba pozbyć się zagrożenia największego – tych dwóch agentów – toyaha i coryllusa. I ja wam za to ludzie z tego miejsca serdecznie dziękuję.
Wszystkich tradycyjnie zapraszam na stronę www.coryllus.pl, gdzie można kupić książki moje i Toyaha. Zapraszam też wszystkich do księgarni Tarabuk w Warszawie przy Browarnej 6, do księgarni Ukryte Miasto przy Noakowskiego 16, w bramie, do pensjonatu Magnes w Szklarskiej Porębie, gdzie jest jeszcze 9 egzemplarzy I tomu Baśni jak niedźwiedź oraz na stronę www.ksiazkiprzyherbacie… No i oczywiście do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 10808
Ileż w tym skromności, dystansu do samego siebie i braku jakichkolwiek cech megalomanii.
Co do FYMa, pełna zgoda. Nabrał wszystkich , jak dzieciaki i wyprowadził na manowce, jakby za pomocą czarodziejskiego fletu.