Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

DZIECI POLSKIE

Krzysztof Pasierbiewicz, 13.03.2012

Zanim znów się wciągnę w politykę opowiem Wam coś zabawnego.  

Ostatnie dwa tygodnie spędziłem na nartach w Tatrach. Pełnia szczęścia. Trzynaście dni błękitnego nieba dosłownie bez jednej chmurki, nośny śnieg i żadnych problemów bo laptopa zostawiłem w domu. Słowem żyć, nie umierać, albo jeszcze jeden dowód, że życie potrafi być piękne.

Posiłki jadałem przy wspólnym stoliku z pewnym szalonym dziadziem, który spędzał wczasy narciarskie z ukochanym pięcioletnim wnuczkiem o imieniu Kubuś, mizernym chłopczykiem z gatunku urodzonych niejadków. Już pierwszego dnia się skapowałem, że dziadzio postanowił podtuczyć swoje oczko w głowie.  

W związku z czym przy każdym obiedzie dziadzio wmuszał we wnusia dwa talerze zupki, a na drugie ładował mu na talerz porcję, która Pudzianowi wystarczyłaby na tydzień. Kubuś z wybałuszonymi oczami, z ziemniaczkami pod lewym i surówką pod prawym policzkiem przeżuwał godzinami mięsko walcząc z przysłowiowym pawiem, a dziadzio strofował nieszczęsnego dzieciaka, że jak nie zje mięsa to nie wygra zawodów. Po jakiejś pół godzinie znudzony dziadzio zostawiał Kubusia nad pełnym talerzem zakazując jednak wstawania od stołu zanim nie zje wszystkiego do końca. W efekcie zdyscyplinowany Kubuś kończył obiadek na pięć minut przed kolacją, którą oczywiście również musiał spałaszować.  

Pewnego dnia spóźniłem się na obiad i zastałem w jadani samotnego Kubusia siedzącego nad ogromnym kotletem z cierpiętniczą miną bo wszystkie dzieci już się dawno poszły bawić. Widząc rozpacz nieszczęsnego dziecka zaproponowałem, że skoro już nie może, to niech odniesie talerz do kuchni, na co Kubuś z pełną buzią odpowiedział, że „dziadzio powiedział paniom kucharkom by go pilnowały”. Westchnąłem więc nad nieszczęściem chłopczyka z zacząłem pałaszować obiad.  

Gdy kończyłem drugie danie zauważyłem, że Kubuś taksuje mnie bacznym wzrokiem, aż się w końcu zdecydował i powiedział, cytuję dosłownie: „Proszę pana! Czy nie ma pan może jakiegoś pomysłu, gdzie mógłbym schować tego kotleta żeby dziadek go nie znalazł?”.

Z trudem powstrzymując wybuch śmiechu rozejrzałem się, czy nikt nie widzi i syknąłem przez zęby: Przerzuć swojego kotleta na mój talerz, a ja go odniosę do kuchni.  

Nigdy w życiu nie widziałem szczęśliwszego dziecka.  

Do końca turnusu przychodziłem później na obiad, a bystry Kubuś bez jednego słowa powtarzał zbawienną procedurę. Chyba nikt w całym moim życiu nie okazał mi tyle wdzięczności i po paru dniach wyczułem, że Kubuś mnie wręcz uwielbia.  

Ostatniego dnia były zawody dla dzieci w slalomie. Kubuś zdobył pierwsze miejsce w swojej grupie, a gdy odbierał złoty medal, uszczęśliwiony dziadzio powiedział do wnusia: „Nigdy byś nie wygrał tych zawodów jak byś nie jadł mięska”. A Kubuś z zawadiacką miną pomachał mi nad głową dumnego z siebie dziadzia zdobytym dyplomem.  

Bo najważniejszy proszę Państwa jest tak zwany złoty środek. Ja miałem doskonały ubaw, dziadzio przeświadczenie, że wreszcie odżywił wnusia jak należy, a Kubuś szczęśliwe wczasy, które mu się należały za inteligencję.  

Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 6891
Domyślny avatar

Karolina

13.03.2012 22:30

potrzeba mi było takiego właśnie powodu do serdecznego uśmiechu po ciężkim dniu. Pozdrawiam Pana
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

13.03.2012 22:59

Dodane przez Karolina w odpowiedzi na świetny tekst Panie Krzysztofie

Szanowna Pani, Droga Karolino,
Nie ma większej nagrody dla piszącego, niż uśmiech czującej to pisanie czytelniczki zmęczonej ciężkim dniem.
Dziękuję Pani za komentarz i serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
Domyślny avatar

katamaraz

14.03.2012 14:17

Dodane przez Karolina w odpowiedzi na świetny tekst Panie Krzysztofie

Wielu starszym osobom zdaje się, że "pozjadali rozumy", a tu często zdarza się, można od maluchów czegoś nauczyć się-nawet rozumu!
Domyślny avatar

bolesław

14.03.2012 00:24

Witam Panie Krzysztofie! Wydawało się, że na na wczasach był Pan co najmniej dwa miesiące. A były to tylko dwa tygodnie. Brakowało Pana. Coś tak przeczuwałem, że uraczy nas Pan zabawnym tekstem po zasłużonym urlopie. Tak też się stało. Dziękuję. Współczuję Kubusiowi tak rygorystycznego dziadka. Pamiętam, że w dzieciństwie też byłem niejadkiem, syn mój też, nigdy go nie zmuszałem do jedzenia "ponad siły". Dziś zarówno ja(starzec?) jak i syn (34) nadrabiamy zaległości. Kubusiowi gratuluję złotego medalu!!! Pozdrawiam dziadka.Zastanawiam się czy dziadek przeczyta pana tekst i dowie się jak był "robiony w konia" przez wnuczka przy Pana pomocy. Panu gratuluję "złotego środka" i spowodowania, że Kubuś był szczęśliwy. Serdecznie pozdrawiam, bolesław. Ps.piszę przez małe "b" gdyż pojawił się inny Bolesław.To nie ja.
Domyślny avatar

Ewa W.

14.03.2012 10:33

Dodane przez bolesław w odpowiedzi na Złoty środek.

O tym sobowtórze.:)
Domyślny avatar

bolesław

14.03.2012 17:28

Dodane przez Ewa W. w odpowiedzi na To jednak Walęsa mówił prawdę !

Pani Ewo!! Ja mam żonę Ewę. Sobowtór? Podobno Wałęsa zawsze mówił prawdę? Pozdrawiam, bolesław
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

14.03.2012 19:20

Dodane przez bolesław w odpowiedzi na Złoty środek.

Szanowny Panie Bolesławie,
Dziękuję za miłe słowa. Ja też tęskniłem za moimi znajomymi z Niezależnej.
A tak między nami to trochę podkoloryzowałem ten tekst, i celowo, żeby podkręcić dyskusję, pominąłem w tekście, że oczywiście opowiedziałem dziadkowi jak było z Kubusiem, co ten przyjął salwą przyjaznego dla mnie śmiechu. A Kubusia tylko pytałem, czy nie odpaliłby mi trochę mięska bo jestem okropnie głodny.
Dziękuję Panu za komentarz i serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
Domyślny avatar

jacol

14.03.2012 08:25

miło się czytało, pozdrawiam...
Domyślny avatar

Gość

14.03.2012 14:12

Nie mogłam się doczekać Pańskiego wpisu,jak zwykle jest świetny.Pozdrawiam serdecznie.Grażyna
Domyślny avatar

licho

14.03.2012 15:22

prosba na przyszlosc - prosze oglaszac, ze Pan wyjezdza na wczasy zebysmy nie musieli sie martwic o to, co sie z Panem dzieje. Serdeczne pozdrowienia.
Domyślny avatar

semper idem

14.03.2012 16:41

Podejrzewam,ze jako Krakusowi,zal Panu było tego kotleta i wrąbał Pan sam! :-)
Sam jestem Krakusem,więc potrafie się wczuć...zwłaszcza obiad po szaleństwach na stoku.
Odnosił...ehe! Na górę do swojego pokoju!!
Dość żartów!
Miło mi znowu poczytać Pasierbiewicza,bo juz było paskudnie w necie.
semper idem
Domyślny avatar

BazyliMD

14.03.2012 16:33

Podpis pod Pana tekstami uważam od dzisiaj za jeden z lepszych dowcipów. Dziadek został wykiwany przez "nauczyciela akademickiego" na oczach dziecka. I Pan jesteś jeszcze z tego dumny! Niebywałe! Co to komuna z Polakami zrobiła!
Domyślny avatar

Gość

15.03.2012 08:19

Dodane przez BazyliMD w odpowiedzi na I Pan uważa się za nauczyciela akademickiego?

Panie profesorze!pan BazyliMD nigdy sie nie myli wszystko ma na kartce.
Domyślny avatar

Ania

14.03.2012 19:38

o wyjeździe na wakacje nie było tu Pana od 3 marca już bałam się, że pogniewał się Pan na Niezależną. Z uszanowaniem
Domyślny avatar

Ania

14.03.2012 19:42

o wyjeździe na wakacje nie było tu Pana od 3 marca już bałam się, że pogniewał się Pan na Niezależną. Z uszanowaniem
Domyślny avatar

Gość

14.03.2012 20:05

Zaiste hstoria bardzo zabawna. Ja zawsze pomagam dzieciom przezwyciężać trudne sytuacje,ale tu bum nie była chyba tak pomysłowa.Z moimi dziećmi nigdy nie miałam takich problemów.Są wszystkożerne.
Domyślny avatar

marekagryppa

14.03.2012 21:21

Cieszę się że Pan profesor się wywczasował.Tekst bardzo fajny bo żartobiliwy.Ale urlop ma to do siebie że się szybko kończy,tak że profesorze za "broń".Fani czekają.
Domyślny avatar

crb

14.03.2012 22:09

Pięknie! Tylko Panu pozazdrościć. Miniemy się o tydzień. Złoty środek jest podstawą a podczas urlopu delektować się dobrą zabawą. pozdrawiam J.
Domyślny avatar

BazyliMD

14.03.2012 22:40

Durak lex, czyli śmierć frajerom „Śmierć frajerom!” było zawołaniem warszawskiego świata przestępczego z czasów okupacji. Owi chojracy, bohaterowie pitawali – z rosyjska zwani „urka” – byli organizatorami i uczestnikami podziemia, ale wyłącznie przestępczego. Nauka na „tajnych kompletach”, Szare Szeregi i Armia krajowa, wszystkie te i inne przejawy Polskiego Państwa Podziemnego były – wedle tych knajaków – dla frajerów, to jest dla „żoliborskiej inteligencji” i dla młodzieży wychowanej na tradycyjnych wartościach, a więc w pogardzie dla występku. Ilustrację hasła, zawartego w tytule, oglądam na co dzień przez okno: dwukierunkowa jezdnia szeroka na 7 m, przedzielona wzdłuż podwójną linią ciągłą; z jednej i drugiej strony stoją znaki „zakaz zatrzymywania i postoju”; na chodniku szerokim na 1,5 m w dzień i w nocy parkują samochody dwoma kołami; pod średniej wielkości sklepem spożywczym zatrzymują się bezceremonialnie ciężarówki z towarem. W rezultacie, wszyscy tedy przejeżdżający przekraczają tę podwójną linię ciągłą, a matki niejednokrotnie muszą pchać wózki po jezdni... Nie mieszkam zaś w zapadłej dziurze afrykańskiej, lecz po środku Europy, w mieście stołecznym Warszawa. Nie widziałem pod swoim domem interweniujących policjantów lub strażników miejskich, chociaż nie ma dnia, aby nie przejeżdżał tędy patrol jednych i drugich. Od wielu dni nie reaguje też żadna ze służb na to, że jeden ze znaków drogowych ktoś urwał „na chama” i wyrzucił w pobliskie krzaki. Może lepiej byłoby zlikwidować na tej ulicy wszystkie drogowe znaki pionowe i poziome? Wtedy łatwiej byłoby udawać, że prawa nie ma, nie trzeba go przestrzegać i nie trzeba go egzekwować!... Fikcja prawa, fikcja jego przestrzegania i egzekwowania na mojej ulicy jest miniaturką fikcji prawnej całego państwa polskiego. To tu przecież – weźmy pierwszy z brzegu przykład – udaje się powszechnie, że nie istnieje Art. 22 Kodeksu Pracy, który stanowi, iż w przypadku ...„wykonywania pracy określonego rodzaju na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę”... „nie jest dopuszczalne zastąpienie umowy o pracę umową cywilnoprawną”... Gdzieniegdzie, dla uspokojenia sumień kontrolerów, pisze się niestworzone dyrdymały w tych umowach cywilnoprawnych, aby tylko zakryć ten określony rodzaj pracy na rzecz pracodawcy pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie przezeń wyznaczonym. Zupełnie jakby nie było Art. 271 Kodeksu Karnego, który stanowi w par. 1, że „osoba uprawniona do wystawienia dokumentu, która poświadcza w nim nieprawdę co do okoliczności mającej znaczenie prawne, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”, a „jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w par. 1 w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8”... No ale czego można się spodziewać po państwie, w którym – wcale nie tak dawno temu – pan premier Tusk publicznie nakłaniał nas do nie płacenia abonamentu radiowo-telewizyjnego, w którym wywala się ze służby gliniarza, bo przedstawił dowody łapówkarstwa wśród działaczy PO, w którym minister twierdzi, że nie podpisał, czym złamałby ustawę antykorupcyjną, a biegły grafolog twierdzi, że to jego podpis. Ciekawe, co spotka teraz wzmiankowanego grafologa?... Nie mam nawet najmniejszej ambicji, aby tu omawiać wszystkie dziwne rzeczy, które dzieją się w Polsce po roku 1989. W tym celu musiałbym napisać wiele tomów. Piszę to, chociaż bardzo ogólnikowo, bo czuję się jak ten „frajer”, wychowany w przeświadczeniu, że w swoim kraju powinno się mieć takie prawo, które normalny, uczciwy człowiek respektuje i szanuje. Wydaje się, że jest wielu takich, którzy nie potrafią sobie wyobrazić, aby mogło być inaczej – „Przecież nie da się po tej pana ulicy jeździć zgodnie ze znakami i przepisami!” – A guzik prawda! Można tę jezdnię poszerzyć, chociaż o jedno pasmo ruchu, albo przekwalifikować ulicę na jednokierunkową. Do tego potrzebna jest tylko taka władza, dla której RZĄDZENIE JEST ZABIEGANIEM O DOBRO WSPÓLNE! Przepisane z blogu Jana Kalemby. Panu Pasierbiczowi do przeczytania, co by polskich dzieci nie demoralizował.
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

15.03.2012 00:12

Dodane przez BazyliMD w odpowiedzi na Pan Krzysztof i Dziadek frajer, czyli o wychowaniu.

Wielce Szanowny Panie,
Oscar Wilde powiedział, że nie ma nic gorszego jak brak poczucia humoru.
Dziadkowi opowiedziałem jak było i on, w przeciwieństwie do Pana miał poczucie humoru. Rozstaliśmy się w wielkiej przyjaźni. I to właśnie poddaję Panu pod rozwagę.
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
P.S.
Polecam też Panu lekturę komentarzy do tego samego tekstu, który zamieściłem również na Salonie24. Jest ich prawie sto dwadzieścia. Piszą głównie ludzie kochający dzieci - patrz:
http://salonowcy.salon24…
Domyślny avatar

BazyliMD

15.03.2012 00:20

Dodane przez Krzysztof Pasi… w odpowiedzi na Pan Krzysztof i dziadek frajer, czyli o wychowaniu...

Bajeczka o kotlecie i Dziadku nabiera zupełnie innego znaczenia uzupełniona wyjaśnieniem o wyjaśnieniu dziadkowi, jak to było. Trudno Pana traktować poważnie, Panie szanowny. Wciąż Pan nie rozumie problemu i nie dziadek jest tutaj Pana ofiarą, lecz dziecko. Tragizm całej tej sytuacji z tego właśnie wynika, że jest Pan nauczycielem akademickim.
Domyślny avatar

AMP , gośc nv z 15.03

16.03.2012 10:56

Dodane przez BazyliMD w odpowiedzi na Pan Krzysztof Pasierbiewicz!

I jeszcze jedno. Dzięki takim " akademikom" mamy reformę szkolnictwa,aż strach pomyśleć. I teraz bez względu na "frakcję...zmierza to do zrobienia z polskich dzieci " koni z klapkami " na oczach. Zamiast rozszerzania wiedzy - pamięciówka z kluczy, zamiast umiejętności rozwiązywania problemów naukowych na różnym poziomie i ich zapisem-testy i 125 słów.Z nauczycieli( jacy by nie byli) robi sie urzędników zasypanych papierami , a w zestawie lektur szkolnych Harry Pother ....Włos na głowie się jeży... Gratuluję dobrego samopoczucia
Domyślny avatar

BazyliMD

14.03.2012 23:26

Spotyka Pana bardzo poważny zarzut z mojej strony. Trudno uwierzyć, że nie czyta Pan komentarzy pod własnymi tekstami, skoro na niektóre nawet Pan odpisuje. Co powinien zrobić Dziadek, dowiedziawszy się, że został wykiwany przez wnuczka przy pomocy nauczyciela akademickiego? Czy dostrzega Pan problem? Chowanie głowy w piasek i milczenie nie jest dobrym rozwiązaniem. Już lepiej usunąć tekst z blogu, bo jest to niewątpliwie wpadka i zły przykład dla wychowawców.
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

14.03.2012 23:57

Dodane przez BazyliMD w odpowiedzi na Szanowny Panie K. Pasierbiewicz!

Wielce Szanowny Panie,
Ależ właśnie przed kwadransem Panu odpisałem. Ale skoro nadal się Pan wystawia do strzału, to muszę Panu powiedzieć, że wypisz wymaluj, przypomina mi Pan mojego sąsiada milicjanta, który w okresie gierkowskim chciał mnie wykurzyć z mieszkania.
Opisałem go w mojej książce wspomnieniowej pt. "Podaj hasło!". Oto stosowny fragment, cytuję:
"W latach siedemdziesiątych, kiedy mi definitywnie odebrano paszport, przybrałem w proteście przeciwko władzy ludowej buntowniczo luzacki styl życia, co wzbudziło oburzenie sąsiada zza ściany, funkcjonariusza milicji w stopniu starszy sierżant.
Na domiar złego, ten ponury człowiek miał w naszej klatce kolesia ubeka z parteru. Ów zgrany duet domagał się zgodnie bym się wyprowadził, bo: - Oni w swoim bloku nie chcą uczonego.
Tu wyjaśniam, że w tym egzotycznym bloku przyszło mi zamieszkać, gdy ojca wykończyła krakowska bezpieka, a mama nie mogła utrzymać starego mieszkania, które zamieniła na mniejsze z milicjantem.
Na pomoc reszty sąsiadów nie miałem co liczyć, gdyż byli tak zastraszeni, że się przemykali jak duchy po klatce schodowej sprawiając wrażenie jakby ich nie było, a większość mi doradzała na ucho, żebym z ubecją nie walczył, gdyż z nimi nie wygram.
Rad tych nie posłuchałem, bo by się w grobie przewrócił mój kochany Tata, zasłużony Akowiec i odważny człowiek.
Chcąc mnie wykurzyć z mieszkania, milicjant z ubekiem zawarli przymierze z niejaką panią Genowefą, mieszkającą pode mną, kompletnie nawiedzoną dewotką, rodzwiedzioną z oficerem LWP.
Wybrali znaną w tamtych czasach ubecką metodę robienia z ludzi nauki groźnych dla spokojnego społeczeństwa chuliganów. A jak? Przy pomocy kolegium orzekającego.
Ich plan był bardzo prosty. Zawsze, gdy miałem gości, po dwudziestej drugiej sąsiad zza ściany dzwonił po kolegów, a przybyły patrol milicji, nie stwierdziwszy na miejscu niczego zdrożnego, przepraszał za interwencję i jechał gdzieś dalej.
Jednak po dwóch tygodniach wzywano mnie na kolegium. Tam dostawałem wyrok za zakłócenie spoczynku nocnego, w oparciu o treść łgarskiej notatki służbowej tychże milicjantów, którzy u mnie byli dwa tygodnie wcześniej.
Kolegium składało się zwykle z trojga aktywistów, najczęściej ormowców. Wszyscy w przedziale wiekowym typu leśny dziadek.
Świadków obrony nie przesłuchiwano, i po krótkiej naradzie, dostawałem czapę, albo, jak kto woli karę zasadniczą w najwyższym wymiarze. Była to grzywna pieniężna trzech tysięcy złotych, co przy mojej nędznej pensji asystenta sięgającej w porywach do dziewięciu stówek, stanowiło sumę, przyznacie, nie małą.
Ponieważ znałem już wtedy prawie pół Krakowa, gości miewałem stosunkowo często, co się zawsze kończyło podobnym wyrokiem.
Zasądzanych mi grzywien jednak nie płaciłem, próbując się odwołać do wyższej instancji. I choć Wam pewnie będzie trudno w to uwierzyć, po pięciu latach nalotów na moje mieszkanie, wydano takich wyroków z górą siedemdziesiąt, co jak niektórzy twierdzili, dawało mi wynik lepszy od Jacka Kuronia.
Jeśli mi nie wierzycie, to przyjdźcie zobaczyć. Do dzisiaj mam w domu pożółkłą książeczkę zrobioną z oprawionych wezwań na kolegium. A propos, pamiętam jak kiedyś książeczkę tą zobaczyła mocno już ślepawa ciocia Tosia z Gliwic, zakręcona bigotka, która u schyłku życia cały swój majątek darowała księdzu. Kiedy mnie zapytała, co to za książeczka, bez wahania palnąłem, że do nabożeństwa, co jej na pewien okres przywróciło wiarę, w jak dotąd uważała, na zawsze straconego dla Boga siostrzeńca.
Ale wracajmy do rzeczy. W miarę upływu czasu moje sprawy w kolegium, zyskiwały sobie coraz większy rozgłos, zmieniając się zwolna w rodzaj odcinkowego serialu, który konkurował z ówczesną superprodukcją sensacyjnych przygód kapitana Klossa. Bo to proszę Państwa nie były normalne rozprawy, lecz jak mawia Doda: - „zajebiste spektakle”.
Przebieg rozprawy był zawsze mniej więcej podobny. Najpierw zeznawali dzielni milicjanci, którzy w pozycji na baczność z paskami pod brodą łgali w żywe oczy, jak to w dniu zajścia stwierdzili na miejscu libację obywateli, w większości niepracujących. Co było nawet w pewnym sensie prawdą, albowiem część moich gości jeszcze studiowała nie mając w dowodach stosownej pieczątki.
Następnie, wkraczała do akcji wspomniana pani Genowefa. Była to kobieta nad wyraz puszysta, leciwa acz w pretensjach, coś w typie znanej posłanki z kurwikami w oczach, krótko mówiąc koszmarny, mogący się w nocy przyśnić babon w papilotach.
Pani Genowefa w trakcie płomiennych zeznań, co pięć minut mdlała, a dzielni milicjanci wachlowali ją dziarsko czapkami dzwoniąc po pogotowie. Po spektakularnym cuceniu, niedoszła denatka czerwieniała jak indor i z niezapomnianym wytrzeszczem swych kaprawych oczek, zanosiła się szlochem i rwąc włosy z głowy łgała jak najęta, co też ten inteligent wyprawia po nocach. A oburzone kolegium bez zastanawiania dawało mi czapę, albo, jak kto woli trzy tysiące w plecy.
Te odlotowe spektakle ściągały do kolegium gromady znajomych, głównie naukowców, artystów i ludzi palestry, którzy przychodzili, żeby się zabawić, a również, dlatego, by mieć, co opowiadać w krakowskich salonach.
Przekazywane relacje zaczęły w końcu docierać do samej Warszawy.
Pewnego dnia zadzwonił telefon od bardzo znanego redaktora „Szpilek” imieniem Teodor. Na umówionym spotkaniu od razu poprosił, żebym mu szczerze wyznał, czy to wszystko prawda, gdyż chciałby o tym napisać artykuł do swojej gazety, lecz mu trudno uwierzyć, iż w okresie odwilży schyłkowego Gierka, tak bezprzykładne bezprawie jest jeszcze możliwe.
Poradziłem mu wówczas, by jako dziennikarz poszperał w stosownych aktach urzędowych. Idąc za tą radą, zdolny żurnalista dotarł między innymi na moją uczelnię, gdzie w teczce osobowej z klauzulą „Poufne” odnalazł autentyczny dziennikarski diament.
Bowiem był to donos, który do dziś pewnie jeszcze leży w Rektoracie, w którym milicjant, ubek i pani Genowefa, jak się domyślacie, opisali mnie jako groźnego erotomana, drania i sadystę.
Najważniejsze jednak było ostatnie zdanie tego dokumentu, gdzie stało napisane, jak Boga kocham nie ściemniam, cytuję dosłownie: „JEST W POSIADANIU PSA RASY SPANIOL, KTÓRY SYSTEMATYCZNIE LEJE PO KLATCE SCHODOWEJ, CO NIJAK NIE PRZYSTOI PSOWI NAUKOWCA”.
Wytrawny publicysta natychmiast wysmolił artykuł do „Szpilek” opatrzony tytułem, a jakżeby inaczej „Pies naukowca”.
Na ten artytuł czekało niecierpliwie całe środowisko krakowskiej nauki. Niestety autor zapomniał o wszechmocnym Urzędzie Kontroli Publikacji, Prasy i Widowisk, który tę perełkę sztuki dziennikarskiej schował do szuflady.
Mimo to, tekst tego artykułu, nie muszę dodawać, że był to tekst świetny, przez lata krążył w po różnych salonach, w tak zwanym drugim obiegu..., koniec cytatu.
W nadziei, że nie przytoczy mi Pan nowych paragrafów z Kodeksu Karnego dziękuję Panu za komentarz i pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
Domyślny avatar

BazyliMD

15.03.2012 00:53

Dodane przez Krzysztof Pasi… w odpowiedzi na Szanowny Panie K. Pasierbiewicz!

Podziwiam Pański styl. To porównanie mnie do milicjanta. I jeszcze to pyszne zdanko: "Ale skoro nadal się Pan wystawia do strzału, to muszę Panu powiedzieć, że wypisz wymaluj, przypomina mi Pan..." W "Mistrzu i Małgrorzacie" Chrystus tłumaczy Piłatowi ( cytuję z pamięci) " .... chciał mnie obrazić, porównując mnie do psa, ale ponieważ pies jest sympatycznym zwierzęciem, nie widzę w tym porównaniu nic złego..." We wcześniejszej odpowiedzi odwracasz Pan kota ogonem uzupełniając bajeczkę o tym, jak to Pan dziadkowi wyjaśnił sprawę. Panie, Pan nie rozumiesz w czym rzecz. Własną bezradność wobec elementarnych zasad wychowawczych chcesz zaszpachlować poczuciem humoru. Zabawa w chowanie kotleta jest dobra ze studentami na obozie naukowym. Dla malucha uczestniczą cego w takim procederze przekaz jest jednoznaczny: okłamiemy dziadka i sprawa rozwiązana. Przecież Pan profesor to zaakceptował. Wypisz wymaluj przypomina mi Pan kolesia z powojennej Warszawy, dla którego jestem frajerem.

Stronicowanie

  • Wszyscy 1
  • Wszyscy 2
  • Następna strona
  • Ostatnia strona
Krzysztof Pasierbiewicz
Nazwa bloga:
Echo24
Zawód:
Emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta niezależny, autor, tenisista, narciarz, człowiek wolny
Miasto:
Kraków

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 1, 593
Liczba wyświetleń: 12,555,500
Liczba komentarzy: 30,114

Ostatnie wpisy blogera

  • Niedorżnięta wataha
  • List otwarty do prof. Pawła Śpiewaka
  • A jednak miałem nosa pisząc, że mi nie po drodze z PiS-em

Moje ostatnie komentarze

  • Pamięta Pan jeszcze? - vide: https://raskolnikow2.fil… Serdeczności!
  • @Autor & @ALL   ---   W wolnej chwili zapraszam do lektury - vide: https://www.salon24.pl/u…
  • Jacy akademicy, takie uniwersytety - czytaj: https://www.salon24.pl/u…

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Nieznane oblicze Witolda Gadowskiego
  • Kraków olał post-komuszą subkulturę TVN-u
  • Pytanie prawicowego blogera do posłanki Scheuring-Wielgus

Ostatnio komentowane

  • Alina@Warszawa, Niestety owo PROSTACTWO (skupione wokół Tuska) wróciło do władzy. Że to niewyobrażalne "prostactwo" nie trzeba nikogo przekonywać - kto inny mógłby przyswoić i używać 8* w przestrzeni publicznej do…
  • Beskidzki Góral, Tego platfusa przejrzałem na wylot. Hedonista, wlazłby do doopy, każdemu za kilka kliknięć i marzy o zerżnięciu na boku głupiej dziewoi.
  • keram, Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma !!! Z uporem maniaka  część z nas nie potrafi się zadowolić tym czym dysponujemy , tym co mamy, lecz natychmiast przechodzi do natarcia. …

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności