Toczy się kolejna z serii tak zwanych poważnych dyskusji wokół spraw polskich. Chodzi o ten cały drugi obieg czyli o obecność w przestrzeni publicznej treści zwanych patriotycznymi. Redaktor Warzecha jest przeciwnikiem drugiego obiegu, bo domaga się ponoć by ścigać się z mainstreamem, a poeta Wencel jest jego zwolennikiem, bo uważa, że ludzie drugiego obiegu nie mogą zawierać kompromisów ze zdrajcami. Tak to mniej więcej wygląda, albo ja tak to zrozumiałem z tekstu który napisała blogerka elig.
Jaki jest istotny sens tej debaty? Handlowy oczywiście. Patriotyczne treści są bowiem w świadomości Polaków i w tej tak zwanej przestrzeni publicznej obecne nieustająco. Kłopot polega na tym by miały one wysoki standard, czyli żeby były po prostu dobre, oraz o to w jaki sposób je dystrybuować. I tu jawi nam się całe kłamstwo w jakie zanurzają nas obydwie grupy. Zacznijmy od interesu Warzechy. Wbrew wszelkim deklaracjom i sugestiom, wbrew obecności na stronach niezależnej reprezentuje redaktor Warzecha to co przyjęliśmy nazywać mainstreamem. Czyli oficjalne, finansowane przez Niemców media. Pisze, pracuje, wysiaduje dupogodziny i jeszcze go zapraszają do mediów niezależnych, żeby opowiedział tam o tym co myśli o Powstaniu Styczniowym. Jak w takiej sytuacji redaktor Warzecha czy jakiś inny Mazurek ma się zgodzić na coś co Wencel nazywa drugim obiegiem? On musi bronić swojej ciężko wylizanej pozycji zawodowej. On musi się tam na tej pozycji pięknie różnić nie tylko do Orlińskiego, ale także a może przede wszystkim od Wencla, który mu robi konkurencję w spłaszczaniu i niszczeniu całkiem metodycznym i systemowym spraw i treści polskich, co nazywane jest dla niepoznaki walką o prawdę albo jakoś podobnie.
To co napisałem wyżej nie wypływa jak by ktoś mógł mniemać z mojej niechęci do redaktora Warzechy czy poety Wencla, przeciwnie, ja się tu kieruję sympatią do nich, a może nawet jakiś bardziej poważniejszym uczuciem. Gdybym ich nie lubił musiałbym zauważyć tę całkiem schizofreniczną sytuację, w której obaj piszą dla tych samych gazet, pokazują się w tych samych niezależnych mediach i jeszcze przy tym usiłują wmówić nam, że należą do jakichś przeciwnych obozów, a wszystko to co czynią, nie jest prostym nakręcaniem koniunktury. - A które nakręcanie koniunktury jest proste? – może ktoś spytać i będzie miał racje. Przez to właśnie i mój stosunek do Warzechy i Wencla jest złożony i niejednolity, ale zdecydowanie ciepły.
Wobec wszechstronności redaktora Warzechy poeta Wencel może się czuć trochę zdeprymowany. On przecież jedynie pisze wiersze i udziela wywiadów o przewadze kiszonej kapusty nas sushi, w kontekście rozwoju społeczeństw i ich integracji. To niewiele w porównaniu z Warzechą, stąd właśnie Wencel usiłuje znaleźć dla siebie jakąś niszę, która odróżni go do Warzechy, uniezależni go odeń i skieruje strumień pieniążków oraz zainteresowania tam gdzie leżą jego książki. A gdzie one leżą? Ano jak na prawdziwego poetę drugoobiegowego przystało w Empiku, w jakiś diecezjalnych księgarniach, w merlinie i na allegro. Wencel się bowiem nie ochrzania, jest wszędzie i jest jednym z tych niesamowitych ludzi, którzy potrafią system kontestować przy jednoczesnym czerpaniu zeń korzyści. A jakie to korzyści? Powie ktoś. - Poeta biedny i tyle. No, niech wam będzie.
Wencel ma jeszcze jeden powód by popierać drugi obieg. Jego wiersze są po prostu beznadziejne. Ich patriotyczny charakter zaś pełni funkcję odstręczającą. Jestem pewien, że to jest gwarantem sukcesu Wencla i jego promocji absolutnie we wszystkich mediach poza GW i pokrewnymi. Gdyby Wencel pisał o Polsce i Polakach w taki sposób, by każdy kto to przeczyta od razu chciał być Polakiem, to jego poezja nigdy nie ujrzałaby światła dziennego. Wencel zaś czyni wszystko to co zwykle czynią grafomani, by się przypodobać publiczności. Jego słaby zaś warsztat gwarantuje mu spokój ze strony krytyków Gazowni czy jakichkolwiek innych krytyków. Tam się Wencla nie zauważa, nie dlatego, że on może komuś zagrozić, albo sprawić, że Polacy nagle wstaną i powiedzą – no dobra dosyć tego. Przeciwnie jego się tam nie zauważa, ponieważ on pcha sprawy w kierunku z punktu widzenia Gazowni korzystnym. Przez swoją słabość jednak nie może zaprzestać tych działań. No, a poza tym został namaszczony na wielkiego poetę. A jak ktoś został namaszczony to po nim, już się z tej maści nigdy nie obetrze.
Drugi obieg gwarantuje Wenclowi, że jego pozycja będzie mocna, że będzie on uważany za poetę pokrzywdzonego, a jednocześnie nie przeszkodzi mu to sprzedawać książek w Empiku. I wszyscy będą zadowoleni i zarobieni.
Ludzie są kompletnie nieodporni na tandetę. Bierze się to stąd, że bardzo chcą w coś wierzyć. W jakąś prawdę. Prawdą zaś jest to, ze Wencel to dobry poeta. Pisze tak o nim elig, osoba mądra i przytomna. I ja się temu nie dziwię, bo elig musi mieć jakiś porządek w głowie, jest w końcu matematykiem. Jak jej powiedzieli, że Wencel jest dobry to znaczy, że jest dobry. Nikt przecież nie oszukiwałby tak bezczelnie osoby o takim potencjale. Nikt by jej nie oszukiwał w tak obrzydliwy sposób posługując się przy tym pomordowanymi na Wołyniu i innymi emocjonalnymi zwodami, których funkcja jest dokładnie taka sama jak funkcja dymania w filmach Holland. Celowo nie piszę seksu, tylko dymania, bo o dymanie chodzi właśnie. To jest dla elig nie do pomyślenia. Wencel jest prawdziwy. Powiedział na przykład w czasie ostatniego literackiego wieczoru, że kiedy pisze to czuje, jak ci wszyscy poeci co dawno pomarli do niego mówią. Po tych słowach wszyscy zamyślili się głęboko i wzruszyli. Na pewno zaś wzruszyła się elig bo napisała o tym bardzo wyraźnie.
Elig bywa także na moich spotkaniach autorskich. Przychodzi zwykle po to, by ze mnie trochę poszydzić. Robi to w dobrej wierze i ma po temu prawo, bo mnie przecież nikt nie mianował, nie ma więc pewności, że jestem dobrym autorem. No i zawsze to łatwiej podrwić z uzurpatora którego nikt nie popiera niż z wieszcze za którym stoi wydawnictwo „Arcana” i pół Krakowa. I powiem wam teraz jak elig zachowałaby się na moim wieczorze autorskim gdybym nagle powiedział, że kiedy piszę to czuję jak Sienkiewicz do mnie mówi. Elig zaczęłaby się dusić od śmiechu, a potem spytałaby – ale panie coryllusie? Czy pan jest pewien, że to Henryk? Czy jest pan pewien, że to nie Rodziewiczówna, bo ona także miała gruby głos. Ludzie na sali zaczęliby się szczerze śmiać, połowa gremium wyszłaby natychmiast zgadując bez pudła, że ma do czynienia z wariatem, a druga połowa zostałaby w nadziei, że może coś się jeszcze śmiesznego wydarzy.
U Wencla jest inaczej, bo Wencel ma wszystkie potrzebne certyfikaty i pozwolenia na wieszczenie i patriotyzm. Trzeba go więc słuchać bez względu na to, że coś w środku zgrzyta, nie wierzę bowiem, by nie zgrzytało. Tylko wstyd się przyznać.
Tekst ten zostanie oczywiście zinterpretowany jako wyraz moich frustracji, co jak zgadujecie mam w dużym poważaniu, że pojadę klasykiem. Chciałbym jednak napisać jeszcze kilka słów o tak zwanych stosuneczkach. Pamiętacie jak wygrałem konkurs ogłoszony przez „Arcana” na felieton opisujący stosunki polsko-rosyjskie w roku 2010? Tekst nazywał się „ O totemach albo krzyż Kunerta”. Można go tu znaleźć. Po tym niewielkim, ale jednak sukcesie jeden z czytelników bloga, człowiek poważny i ustosunkowany napisał w moim imieniu do wydawnictwa, by – skoro już jest autor zwycięzca, który w dodatku ma popularny blog – umieścić tego autora i jego książki w tych całych promocjach, które „Arcana” publikują. Zważcie, że chodziło tylko promocję jednorazową, że nie napraszaliśmy się o wydanie książki i nie próbowaliśmy sprzedać „Arcanom” praw autorskich do „Baśni jak niedźwiedź”. Ja wysłałem do profesora Nowaka swoje książki i krótki list z informacją o sobie, a mój ustosunkowany kolega list z prośbą o tę promocję. Nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi. Po prostu żadnej. I nie mówcie mi, że powinniśmy siedzieć cicho, a krytykowanie Wencla nie uchodzi, bo jest „nasz”. Właśnie tylko taka krytyka uchodzi. Noblesse oblige jak to się kiedyś mawiało. Tym zaś co może Polskę i polskość obronić jest jedynie jakość, ta zaś nieodmiennie od zarania dziejów budzi niechęć i wściekłość partaczy. Niskiej jakości poezją, niskiej jakości filmami i niskiej jakości publicystyką – to o redaktorze Warzesze – nie uda nam się zrobić nic. Po prostu nic. A z czasem i zarobki zaczną maleć, by zniknąć w końcu całkowicie. I z tym was zostawiam. Będę dalej robił swoje, choć jedyną uczciwą promocję robi mi jedynie galopujący major na swoim blogu, o co szczerze mówiąc wcale go nie podejrzewałem.
Przypominam, że moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. Cały czas zaś są one dostępne na stronie www.coryllus.pl Zaprasz…. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Książkę Toyaha o liściu można kupić jeszcze w Katowicach w księgarni "Wolne słowo" przy ul. 3 maja. Gdzie to jest dokładnie, pojęcia nie mam.
31 stycznia o 18.00 w szkole ogrodniczej w Błoniu odbędzie się mój wieczór autorski poświęcony opisywanej tu sprawie odwołania mojego udziału w spotkaniu w młodzieżą Zespołu Szkół nr 1 w tym mieście.
Informuję również, że 2 lutego w muzeum Kraszewskiego w Poznaniu odbędzie się także mój wieczór autorski, a ja sam będzę obecny na Poznańskich Targach Książki dla Dzieci i Młodzieży odbywających się w dniach 3-5 lutego w Poznaniu. Zapraszam.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5544
Coryllus robi za advocatus diaboli i dobrze mu to idzie. Pański wpis jest potwierdzeniem sensu istnienia takiej persony. Z drugiej strony jest Pan niekonsekwentny. Jeżeli dusza Pana jest tak czysta, sumienie tak wrażliwe, potrzeba obrony urażonych autorytetów tak nieodparta, to po jaką cholerę zaprzecza Pan temu wszystkiemu pisząc:
.... " Znacznie lepszym niż Pańskie obecne towarzystwo z Nowego Ekranu."
Pan wybaczy, ale nie ma sensu powtarzać tego, co powyżej zawarłem w odpowiedzi do Coryllusa.
Jeżeli Pan zechce to Pan przeczyta.
Zaraz. Zarzuca mi Pan, że piszę w NE, a na moją sugestię, że może trzeba ostrożniej z tymi oskarżeniami, bo Wencel pisał u Palikota i w ogóle z autorami jest tak, że często mają kłopot z rozpoznaniem intencji wydawcy, szczególnie jak nie siedzą na świeczniku, odpowiada pan - ale za to w jakim Wencel tam był towarzystwie? Czy Pan jest w ogóle przytomny? Zna pan treści przeze mnie produkowane są one dość oryginalne jeśli chodzi o zakres tematów. Nie ma tu tematyki homoseksualnej, aborcji i spraw Kościoła. Te ostatnie pojawiają się czasem, ale w kontekstach takich, do których ani Pan Terlikowski ani Pan Tekieli nie są przyzwyczajeni. Nikt nigdzie nigdy nie próbował ingerować w moje teksty. Rozumiem, że dla pana to nie jest żaden argument. Jest nim co innego - towarzystwo Wencla w Ozonie i tematyka artykułów. Panu się wydaje, że jak ktoś będzie pisał o pedałach, aborcji i Kościele i brał za to pieniądze od Palikota to będzie mu to w niebie poczytane za zasługę? Panu się wydaje, że Pan Tekieli, Pan Terlikowski i Pani Gargas nie wiedzieli wtedy kim jest Janusz Palikot? Powiem Panu w tajemnicy, że mnie również proponowano pisanie dla Ozonu, ale nie skorzystałem.
O tym, co komu zostanie w niebie poczytane za zasługę to ja się w ogóle w swoim wpisie nie wypowiadam. W uzupełnieniu do Pańskiej insynuacji wobec W. Wencla przedstawiłem jedynie fakty w sprawie "Ozonu".
Pan doskonale zdaje sobie sprawę, że w świetle dzisiejszej naszej wiedzy o Palikocie napisanie , że "Wencel pisał w tygodniku "Ozon" wydawanym przez Palikota" bez przedstawienia kontekstu syt. oraz tego, co pisał' to paskudna insynuacja właśnie.
To zresztą często stosowana przez Pana metoda. Bo Pan oczywiście wie, że p.Gargas, pp. Tekieli i Terlikowski musieli już wówczas posiadać wiedzę odnośnie Palikota. Obserwuję scenę polit. od dawna i jakoś w ogóle w tamtym czasie ktoś taki, jak Palikot dla mnie nie istniał.
I mam zaufanie do w/w publicystów.
Panu proponowano pisanie dla "Ozonu" i Pan nie skorzystał? Trudno to zweryfikować, a wybaczy Pan, ale choćbym bardzo się starał to jakoś zaufania do Pana wzbudzić w sobie nie potrafię.
A jeśli istotnie Pan odmówił to może właśnie ze względu na linię programową zgodną ze społeczną nauką KK? Pewnie tego nie rozstrzygniemy.
Zestawiając skład personalny publicystów "Ozonu" oraz linię programową tego pisma zwróciłem uwagę na fakt, iż zarówno W. Wencel, jak i wymienieni publicyści od lat są konsekwentni w swoich poglądach i dalecy od koniunkturalnych wyborów. Jeżeli Pan twierdzi inaczej to powinien Pan przedstawić dowody, a nie insynuacje.
Świetnym przykładem stosowania przez Pana metody insynuacji było w jednym z wcześniejszych Pańskich tekstów ostrzeżenie wyborców, aby bacznie przyglądali się kandydatom PIS, bo może się okazać, że znajdziemy wśród nich kogoś, kto sprzedał nam trefne auto. Przykładów podać łaskaw Pan nie był.
Jeżeli zarzucam Panu pisanie w NE to jest to moja odpowiedź na Pańskie zarzuty ad personam wobec Wencla, ale też Warzechy (że bierze kasę od Niemca).
Jest Pan całkowicie niekonsekwentny , bo z jednej strony we wpisie powyższym pisze Pan, że autor czasem może mieć kłopot z rozpoznaniem intencji wydawcy, ale z drugiej strony wcześniej użył Pan wspomnianej już insynuacji wobec Wencla. Że pisał u Palikota.
Czy to zatem jest tak, iż tylko Pan ma prawo mylić się odnośnie intencji swojego wydawcy, ale innym Pan takiego prawa odmawia? Dobrze by było, aby Pan był tak samo wymagający wobec siebie.
Jeśli w 2005 roku można było nie mieć rozeznania co do intencji Palikota, a nawet niezbyt orientować się kto to taki (był szertegowym posłem platformy, warto też przypomnieć o żywej wówczas idei POPISU), to dziś nie powie Pan, że nie wie nic na temat intencji właścicieli NE, ani co to jest Pro Militio.
Jeżeli zaś idzie o Pański artykuł to jest tam kilka ciekawych wynurzeń, ale bardzo czytelne są Pańskie intencje oraz powód tego paszkwilu wyart. w następującym fragmencie: "(...)Nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi. Po prostu żadnej. I nie mówcie mi, że powinniśmy siedzieć cicho, a krytyka Wencla nie uchodzi, bo jest "nasz"(...)". Krytyka Wencla, za którym "stoją Arcana" zestawiona z brakiem odpowiedzi do Coryllusa z tychże "Arcan").
Strasznie Pan zawistny Panie Coryllus. No bo przecież zgodzimy się, że Pański tekst w ogóle o poezji W. Wencla nie traktuje.
Pozdrtawiam.
Pan za to nie stosuje insynuacji, nie pomawia mnie pan o współpracę z WSI, nie pisze pan, że stoi za mną pro militio, tego u pana nie ma, bo pan po prostu żyje w prostocie i prawdzie. To było dla mnie jasne od samego początku.
Ja nie wiem nic o intencjach właścicieli NE, ani o intencjach pro militio, ale jest tu blogerka Iza, czyli Pani Izabela Falzmann, ona także pisze w NE, może niech pan ją spyta o ten intencję. Znajdzie pan tyle odwagi czy będzie się chował i tchórzył jak zwykle?
Pan oczywiście nic nie wie o intencjach Pro Militio, ale W. Wencel oraz pozostali wymienieni publicyści mieli OBOWIĄZEK w 2005 roku przewidzieć PRZYSZŁOŚĆ Palikota, a Warzechę obciąża np. pisanie w "Fakcie".
Niech Pan nie stosuje podwójnych standardów (np.tak, jak kiedyś w sprawie brania kredytów). Tylko tyle.
Tak trudno to pojąć?
Jeśli tak, to naprawdę szczerze współczuję.
Jaką motywację musiałby pan mieć, żeby pracować w gazecie wydawanej przez byłego producenta bąblowanych japcoków? Niech pan opowie w skrócie, żebyśmy się tu nie zanudzili.
Skoro wspomniał pan o kredytach muszę niestety skończyć z panem dyskusję, albowiem nie mogę odpowiadać panu chrumkaniem. Bez odbioru. Nie będzie mi pan zaglądał do kieszeni.
Panu się wszystko, jak widzę, z kasą kojarzy. A ja nie o Pańskich kieszeniach tylko o Pańskiej hipokryzji.
O stosowaniu przez Pana podwójnych standardów.
Bo Pan pamięta przecież doskonale, że gdy rzekomo miał Pan problem ze spłatą kredytu po mamie, to tu, na tym portalu zamieścił Pan artykuł przy pomocy którego załatwiał Pan swoje porachunki ze SKOK-iem ("SKOK pozywa zmarłych"). Ale, gdy ktoś inny opisał, jak banki naciągają klientów to Pan był łaskaw napisać wówczas: "Kredyt to oferta, można z niej skorzystać, ale można ją także odrzucić. Nikt nikomu na siłę pieniędzy nie wciska".
To jest właśnie istota Pańskiej hipokryzji, jakże często obecnej w Pańskich tekstach. Także w tym paszkwilu m.in na temat W. Wencla.
Nie wierzę, że Pan tego nie rozumie.
Odpieprz się od moich kredytów i mojej zmarłej matki, dobrze. Chrum, chrum świnko...
W moim tekście, jest kilka ciekawych wynurzeń, a w pańskim kilka ciekawych wynaturzeń.
cię Licho.
To co z tym debilem Paliknutem? Prawda to "ili" ......
Wencla bedzie czytac coraz wiecej ludzi,a Warzecha skonczy w "GW" jak tak dalej bedzie brnac w ugodowa polityke z cynikami Jezeli wiersze patriotyczne odstreczaja (ciekawe kogo) to naszych wielkich romantykow juz dawno nikt by nie czytal. leda
A ktoś ich czyta?
na szczescie jeszcze ludzie, ktorzy nie upadli na dno intelekualne czytaja klasykow. leda
Nie przeszkadza wam szanowni Państwo, że Horubała krytykuje Wencla i nazywa go nekrofilem? Dlaczego? Czyżby ta krytyka była uprawniona a moja nie?
Ejże, Drogi Panie! Pan zdaje się, nie tak znowu dawno miał bardzo złe zdanie o niejakim Horubale. Pisał Pan o jego hipokryzji,o tym że to przedstawiciel pretensjonalnego środowiska.
A Pańska puenta o nim brzmiała tak:"(...)Horubała. To już Michnik był bardziej przekonujący". Ale go Pan podsumował! Brawo!
Tylko dlaczego w przypadku W. Wencla Horubała jest autorytetem, którym się Pan podpiera? Już nie jest hipokrytą, pretensjonalnym estetą " za dychę i peta"?
Nowy Ekran, blog Coryllusa, str. 19:"Esteta za dychę i peta czyli obrona Rymkiewicza".
Pan ma jakieś obsesje na punkcie hipokryzji czy po prostu nie zna pan innych słów?
jest na ulicy 3 Maja 31, na rogu od Placu Wolności. ^c ^v.