10 lat temu na spotkaniu z Rzecznikiem Praw Obywatelskich, którym wówczas był prof. Andrzej Zoll, zgłosiłem dezyderat, aby w zestawie praw człowieka znalazło się prawo do naiwności. Pan profesor zapewne, jak to często na takich spotkaniach bywa, nie do końca zrozumiał o co mi chodziło i odpowiadając, rzecz strywializował. Przedstawiając pomysł tutaj, także nie wykluczam prób wyśmiania mnie, a w najlepszym przypadku ostentacyjnego milczenia przez rzesze jaśnie oświeconych cynicznych pragmatyków, jak to często w blogerskich dyskusjach bywa. Aby uniknąć nieporozumień, podkreślę na wstępie, że na podniesiony problem należy patrzeć przez pryzmat aksjologiczny. W moim przekonaniu ma on pierwszeństwo przed prawnym który powinien go słuchać i kornie kroczyć za nim.
A rzecz jest prosta i logiczna – przynajmniej w rozumieniu mojego ścisłego umysłu.
Nasze prawo zakazuje przemocy fizycznej, natomiast całkowicie legalne jest używanie przemocy intelektualnej. Gdy osiłek poturbuje Bogu ducha winnego przechodnia, który jest fizycznym słabeuszem, organa ścigania są w prawie go zatrzymać i wymierzyć stosowną karę. Gdy jednak intelektualny osiłek, weźmy na to sprytny akwizytor jakiegoś banku, firmy telekomunikacyjnej, czy innej świadczącej usługi instytucji wykorzysta swoją przewagę i omami umysłowego, prostolinijnego słabeusza, weźmy na to starszą emerytkę, która podpisze umowę zawierającą kruczki ukryte tak starannie, że trzeba być biegłym prawnikiem by je dostrzec - bo jej poziom naiwności jest na tyle wysoki, że nie mieści się jej w głowie iż ktoś zdolny jest do tak bezczelnego zachowania – wszystko jest w porządku.
Lejącej łzy nad utratą oszczędności życia kobiecie tłumaczy się potem, że przecież powinna zachować ostrożność, nie podejmować żadnych decyzji bez konsultacji z prawnikiem, bo wszędobylscy cwaniacy tylko czyhają, by taką ludzką naiwność wykorzystać. Przeniesienie tej argumentacji w przestrzeń przemocy fizycznej wygląda tak: jeśliś słaby fizycznie to nie łaź po ulicach, bo wszędzie grasują bandy osiłków, a jeśli już musisz wyjść to wynajmij sobie ochronę. Wątpię czy taka argumentacja wytrzymuje próbę w standardach prawnych określających rubieże funkcjonalne cywilizowanego państwa. A u nas to państwo dystansuje się od problemów, bałamutnie zasłaniając się literami prawa (sed lex dura lex) - lecz skoro w majestacie prawa ograbia obywateli z kasy (system fiskalny) to jednocześnie nie powinno rozkładać bezradnie rąk i skrywać za parawanem liberalizmu.
I tak przemoc intelektualna kwitnie sobie bez przeszkód – począwszy od reklam zawierających bzdurne, lecz przez wielu serio kupowane obietnice o możliwościach produktu, poprzez wspomniane naciąganie klientów na krystalicznie w sensie formalnym (już o to dbają świetnie wynagradzane armie inteligentnych prawników) zgodne z prawem umowy, aż po piramidalną demagogię uprawianą z fantazją przez polityków, a łykaną przez naiwny elektorat jako całkiem realny obraz ziemi obiecanej.
Jednym z najświeższych przykładów są beztroskie i bezprawne działania firmy nc+ powstałej w wyniku fuzji platform cyfrowych Telewizja N i Cyfra Plus. Na szczęście poziom bezczelności tej firmy był tak piramidalny, że rozniecił ogólnopolską awanturę, Podobnie jak to miało miejsce w przypadku afery Amber Gold (która jakoś przycichła – może znów będzie zamieciona pod dywan, bo tę sztukę PO opanowała do perfekcji). Proszę zauważyć, jaka w stosunku do tej afery była używana narracja: klientów firmy usiłowano nam przedstawić jako bogatych cwaniaków, którzy chcieli się wzbogacić tanim kosztem, ale natrafili na cwaniaka większego od nich samych – więc dobrze im tak! Trochę to przypomina stalinowską nagonkę na kułaków. Jak widać historia, choć się nie powtarza, to kołem się toczy.
Taki sygnał idzie mainstreamowymi kanałami informacyjnymi do maluczkich, bo wszak oni stanowią „mięso armatnie” elektoratu. Elity? Niech sobie myślą i piszą co im się żywnie podoba, byleby nie trafiało to na szersze wody (zatem „nie damy wam telewizji Trwam”). Cierpliwie uprawiajmy ogrody świadomości intelektualnych słabeuszy, a władza pozostanie w naszych rękach – oto jedyne „prawo do naiwności”, na jakie stać elity rządzące w warunkach demokracji.
Jak minimalizować takie nadużycia - to zadanie dla prawników dziś w dużej mierze oddających swe umysły służbie dla cwaniaków. Mnie jednak chodzi tu raczej o pryncypia dotyczące fundamentu aksjologicznego funkcjonowania społeczeństwa - zatem prawo do naiwności lokowałoby się gdzieś obok prawa do życia, prawa do wolności myśli, sumienia i wyznania, prawa do głoszenia swoich poglądów i opinii etc.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3180
Pozdrawiam!
Pozdrawiam!
To żart; osobiście za dobre prawo uważam takie, które jest osadzone na Dekalogu.
"lepszy brak prawa niz zle prawo"
W pewnym sensie lepszy. Złe prawo czyni niesprawiedliwość ale co jest wazniejsze - gorszy - także w sferze moralnej, czyli oddala nas od Boga i zbawienia.
Pozdrawiam
Naiwność króluje oczywiście nie tylko u nas, podobnie jak żerowanie na naiwności. Stąd uważam, że zapis o prawie do naiwności powinien być ujęty w pakcie praw człowieka. Rzecz jasna, mam świadomość, że to utopia, bo lobby cwaniaków nigdy na to nie pozwoli.
Pozdrawiam "piernikowo" :)