Przez redakcję Gazety Wyborczej przechodzi fala zachwytu nad Joanną Kluzik–Rostkowską. Już nawet nieważne, czy będzie w parlamencie i w jakich barwach, nic to, że całkiem niedawno pod płaszczykiem prawa i sprawiedliwości legitymizowała nikczemnych faszystów – należy jej się posada w nowym rządzie po wyborach i już.
"Mogłaby np. wejść po wyborach do nowego rządu Donalda Tuska (gdyby taki powstał, ostatnie sondaże są dla PO optymistyczne) jako np. pełnomocnik ds. równego traktowania (na tym stanowisku nie sprawdziła się Elżbieta Radziszewska) czy też zastąpić Bartosza Arłukowicza na stanowisku pełnomocnika rządu ds. osób wykluczonych" – instruuje premiera dziennikarka Wyborczej.
Uwielbienie w redakcji gwałtownie wezbrało, gdy Kluzik-Rostkowska oznajmiła, że opuściła PiS, bo trzeba zbudować kordon sanitarny wobec ugrupowania, którego prominentnym członkiem na eksponowanych stanowiskach była przez ostatnich sześć lat z górą. Ten spontaniczny akt samokrytyki byłej szefowej Pejotenu tak zachwycił redaktorów z Czerskiej, że puścili w niepamięć wszystkie krzywdy moralne, jakie wyrządziła demokracji, prowadząc kampanię wyborczą Jarosława Kaczyńskiego. Łatwość szafowania przez Gazetę stanowiskami w ewentualnym rządzie Tuska po wyborach wiele wyjaśnia, kto w tym układzie sam sobie sterem, bankierem i okrętem.
Pozostaje tylko problem roszad personalnych, które muszą się odbyć, żeby zaspokoić aspiracje faworytki Wyborczej. Skoro bowiem wszechstronnie sprawdzona Kluzik-Rostkowska ma się zająć wykluczonymi, to gdzieś trzeba odkomenderować Arłukowicza, który nie zdążył się jeszcze sprawdzić. Może wobec tego przerzucić go z wykluczonych na sprawy równego traktowania w miejsce Radziszewskiej, która się na pewno nie sprawdziła. Dla niego ani dla wykluczonych to nie robi żadnej różnicy, tym bardziej obojętne to jest dla równego traktowania.
Z drugiej strony trzeba mieć w pamięci Sławomira Nowaka, który wypalił się intelektualnie w kancelarii głowy państwa i pragnie się sprawdzić w jakimś nowym miejscu. Zresztą jego trzeba usprawiedliwić – przy prezydencie Komorowskim zdzierają się nawet starzy i sprawdzeni towarzysze jak choćby profesor Nałęcz, a nie tylko dobrze zapowiadający się Nowak. On by pasował do wykluczonych, a przypuszczam, że w niektórych grupach miałby nawet szalone powodzenie. Wtedy Kluzik mogłaby pójść do prezydenta, bo on w swoim zbiorze osobliwości nie ma jeszcze nikogo z tej formacji, a czas nagli, Pejoten kurczy się przecież w oczach.
Jednak na doradcę Komorowskiego do spraw wykluczonych najlepiej nadaje się Jan Filip Libicki, który wykluczył się samodzielnie już chyba z piątej partii, więc mało kto może się z nim równać doświadczeniem. Poza tym byłby już drugim po Jarosławie Gowinie konserwatywnym skrzydłem Platformy, co też jest nie do pogardzenia. W takiej konfiguracji pejotenowska Iron Lady po przejściach mogłaby się z powodzeniem zająć równym traktowaniem czegokolwiek w rządzie Tuska.
I tak dalej, i tak dalej, możliwości jest bez liku, ale bez tych dwóch kluczowych postaci nic się nie sklei. Ja wiem, że te moje dywagacje na temat obsady stanowisk w Platformie sprawiają wrażenie groteski, ale proszę pamiętać, że ja nie robię nic innego niż Gazeta Wyborcza, tylko jestem bardziej skrupulatny w szczegółach.
Jakkolwiek to się jednak konkretnie ułoży, to proszę zauważyć, że w partii Tuska zawsze mamy do czynienia z symbolicznym wyborem typu „Kluzik albo Nowak”. Jest to bowiem wypadkowa sondaży, przydatności dla premiera i partyjnego przebicia delikwenta. To stąd bierze się niezatapialność Grabarczyka i Grada, nienaturalnie wyolbrzymiona pozycja Schetyny czy kompletna nicość Pitery.
Uogólniając, to jest właśnie alternatywa, która świetnie charakteryzuje Platformę, a można nawet się pokusić o stwierdzenie, że to jest motto, fundament i przesłanie partii Donalda Tuska. "Tak czy owak, Kluzik albo Nowak". Zastrzegam sobie copyright do tego grepsu, zatem niech nikt nie śmie użyć go na jutrzejszym zlocie Platformy, bo polecę do sądu.
Jestem zresztą o całą klasę bardziej powściągliwy niż Agata Nowakowska z Wyborczej, której bezceremonialność i władczy ton wobec poczynań rządu mogą przyprawić o zawrót głowy nawet najbardziej twardogłowego zwolennika Platformy.
"Stąd Kluzik, jeśli PJN nie dostanie się do Sejmu, nie ma szans na zostanie minister pracy. Za to stanowiska pełnomocników to domena samego premiera Tuska, może je rozdzielać, a nawet tworzyć bez oglądania się na koalicjantów(...)Kluzik ma na pewno lepszą markę niż np. Julia Pitera" – poucza Nowakowska.
Ten mój tekst nie ma oczywiście żadnych pretensji do miana analizy. Jednak na pewno mówi, na kogo musi się oglądać premier Tusk w każdym przypadku. Nawet gdy robi coś bez oglądania się na koalicjantów.
http://wyborcza.pl/1,759…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3823
Pozdrawiam
Spokojnie, to płynie dalej, hen daleko, gdzie węch nie sięga:) Co do moich rzekomych podpowiedzi - im nie trzeba łajdactwa podpowiadać, mają to we krwi...
Pozdrawiam
Pozdrawiam
"Nawet Palikot nie przysłużył się tak PO jak owa krucha ,delikatna o pięknej twarzy ( tu mam jednak wątpliwości) i gołębim sercu,które tak ukochało Polskę kobietka"
Z tymi komplementami co do aparycji to gruba przesada. Ale w kwestii Palikota jak najbardziej racja - mogą się licytować, kto bardziej się przysłużył.
Pozdrawiam
Miejmy nadzieję, ale pamiętajmy, że PiS to śmiertelny wróg michnikowszczyzny, postkomuny i złodziejskiego liberalnego elektoratu tuskowego - czyli najbardzien narażony na infiltrację...
Pozdrawiam
Pozdrawiam serdecznie