Neokomunizm. Widmo teraźniejszości III

     Wolna Polska, która odzyskała niepodległość w okolicach 1989 r. jest zawłaszczana przez komunistyczne tajne służby i stojącą za nimi oligarchię. Nasza demokracja jest zagrożona. Ale mechanizmy zdrowej demokracji są w stanie przywrócić porządek w kraju. Musimy zatem dążyć do tego aby uzdrowić demokrację w Polsce, upodmiotowić społeczeństwo. Organizować się i działać. Walczyć z „putinizacją” życia politycznego. Tak, ujmując rzecz w skrócie, mówią patrioci. Czy mają rację?

     Grono zacnych skądinąd ludzi widzi w ratowaniu „prawdziwej demokracji” środek zaradczy w staczaniu się kraju w przepaść. Dostrzegają zatem, że to co przedstawia się w mediach oficjalnych jako mechanizmy demokratyczne w dzisiejszej Polsce kuleje. System polityczny nie odzwierciedla poglądów całego społeczeństwa. Partie promują ludzi, którym gdyby istniała inna ordynacja wyborcza, nie pozwolono by zasiąść w ławach sejmowych. Czy jednak demokracja, ta „prawdziwa”, uleczona z nadużyć, „błędów i wypaczeń”, czysta i idealna, jest w stanie dźwignąć kraj z dołka? Uratować przed „putinizacją” życia politycznego? Czy tutaj odnajdziemy lekarstwo na toczącą nas chorobę? Czy może jednak lekarstwo gorsze od choroby?
     Profesor Marian Zdziechowski, przedwojenny filozof, znawca literatury, publicysta polityczny, a przede wszystkim antykomunista, któremu przyszło żyć w „arcydemokratycznej”  rzeczywistości Odrodzonej Rzeczpospolitej, nie dostrzegał żadnych korzyści z demokracji jako ustroju politycznego. Wręcz przeciwnie, demokracja była dla niego etapem, który gładko powiedzie Polskę na drogę bolszewizacji. Odda ją bezboleśnie w łapy „międzynarodowej szajki morderców z Leninem i Trockim na czele”. Rządy ludu nie były więc dla niego nie tylko lekarstwem na zło polityczne otaczającej go rzeczywistości, ale wręcz trucizną toczącą społeczeństwo. Jadem sączącym się wolno i metodycznie. Tym gorszym, że za miedzą czekał bolszewicki wróg, aby uderzyć przy nadarzającej się okazji. Uderzyć wtedy, gdy społeczeństwo będzie już na tyle zatrute i otumanione chorobą, że o skutecznej obronie przed czerwoną zarazą nie będzie mowy. Zdziechowski umarł w 1938 r. Oszczędzone mu więc było oglądanie tego, co trafnie przewidział – zmaterializowanego widma zagłady.

     „Dzieje Europy toczyły się od czasów rewolucji francuskiej pod znakiem idei demokratycznej. Dziś idea ta jest już ideą martwą. Spełniło się w jej zakresie kierujące historją nieubłagane, żelazne, powiedzmy, straszne prawo logicznej konsekwencji, mocą którego żadna idea nie zejdzie z widowni, dopóki nie wyczerpie całej zawartości swojej, dopóki od wniosku idąc do wniosku nie dojdzie do tego kresu, w którym staje się absurdem. Idea demokratyczna już się wyczerpała, już doszła do absurdu, przeistaczającego ją w przeciwieństwo tego, czem jest w istocie swojej”, stwierdzał Zdziechowski. A przecież pisał powyższe słowa w czasach, gdy środowiska gejów i lesbijek nie organizowały jeszcze parad równości, a istnienie „Anny Grodzkiej” antycypować mógł jedynie Witkacy po eksperymentalnym zażyciu jakiegoś halucygennego narkotyku. Dlaczego zatem dla wileńskiego profesora demokracja stała się absurdem już w początku lat dwudziestych? Co jej zarzucał?

     Przede wszystkim raził go „fetyszyzm frazesu demokratycznego”. To on miał sprawić, że Rosja po rewolucji lutowej, Rosja demokratyczna w ciągu kilku miesięcy wpadła w ręce bolszewików. „Fetyszyzm frazesu” wydał społeczeństwo rosyjskie na łup namiętności, którymi zgrabnie zagrali szykujący się do zdobycia pełni władzy bolszewicy. Te same namiętności ogarniać miały społeczeństwo polskie i wieść, jak przewidywał Zdziechowski, ku bolszewickiemu zniewoleniu. Taką szkodliwą namiętnością było dla autora „Widma przyszłości” szczucie „demokratycznych mas” chłopskich przeciw ziemianom na kresach państwa polskiego w celu odebrania tym drugim ziemi i rozdania jej chłopom. Taką namiętnością była również propaganda nacjonalistyczna. „Niestety, groźną w następstwach swoich jest także bezideowość tych, którzy bolszewictwu umieją przeciwstawiać tylko nacjonalizm (a nie patrjotyzm), czyli jednej namiętności drugą, też do niskich instynktów przemawiającą. Ci u nas, co na prawicy Sejmu zasiadając, wysunęli hasło naród, tem hasłem hypnotyzują szerokie masy i piętnują, jako nienarodowe, to wszystko, w czem nie brali udziału i czem nie kierowali. Rzucili tem samem - według słów jednego z najznakomitszych u nas umysłów politycznych, autora Wskrzeszenia Państwa połskiego, Michała Bobrzyńskiego - płonącą żagiew w życie nasze publiczne". U źródła tego problemu, problemu staczania się społeczeństwa polskiego w łapy bolszewickie leżało, zdaniem Zdziechowskiego, uwielbienie dla postępu i demokracji. Uwielbienie ślepe i bezrefleksyjne. „Waleczni na polu bitwy, tracimy odwagę w pokoju: pierwszy lepszy frazes z ulicy napełnia nas zabobonną bojaźnią, składamy broń i bijemy czołem przed każdym fetyszem, byleby w nim wyryte były jakieś hasła modne, jak demokracja, postęp. Grzęźniemy od góry do dołu w nędznym półbolszewizmie, wyzuwamy się w nim z sumienia”. „Ten brak odporności względem panującej atmosfery ideowej – konstatował w innym miejscu Zdziechowski – sprawdzamy  codziennie, na każdym kroku, nawet u jednostek wybitnie inteligentnych, aż trudno nieraz zrozumieć, jak może człowiek umiejący myśleć tak bezmyślnie iść z prądem, który jego najżywotniejszym interesom bezpośrednio grozi”.

     Demokracja w czasach II RP zatem nie stanowiła antidotum na zagrożenie bolszewickie płynące z zewnątrz. W jej mechanizm wpisane są bowiem elementy, które bolszewizują życie polityczne i społeczne wolnego kraju. Jak zatem może przyczynić się do uwolnienia naszego kraju obecnie, po latach planowej, systematycznej sowietyzacji społeczeństwa? Kiedy stała się już instrumentem kontrolowania ogłupionego społeczeństwa, manipulowania nim? Grania na najniższych instynktach, szczucia jednej grupy społecznej, zawodowej przeciw innej? W latach kiedy Zdziechowski pisał swoje słowa demokracja w Polsce była ustrojem autentycznym, zainstalowanym tu przez jej elity polityczne, w tym elity konserwatywne, nad czym wileński profesor ubolewał zresztą. Dziś jest już ustrojem przetworzonym przez neosowietów w taki sposób, aby stać się gwarantem ich sprawowanej zza kulis władzy. Zachowano jednak w niej to co ku bolszewizacji prowadziło w latach 20. – „fetyszyzm frazesu”, którym elity karmią społeczeństwo.

    
    
   

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika dogard

11-02-2013 [11:06] - dogard | Link:

Zdziechowski; chyba nie ta, ze spoleczenstwo ma byc martwe i nie samoorganizowac sie, przygladajac sie dalszej putinizacji...

Obrazek użytkownika Łukasz Kołak

11-02-2013 [17:42] - Łukasz Kołak | Link:

Lesław Maleszka ps. KETMAN: "Doskonałe pytanie". Ale musimy wiedzieć jak się organizować i co najważniejsze - przeciw komu!? Jak sie organizować, żeby para nie szła w sowiecki gwizdek, dalibóg nie wiem. A przeciw komu - o tym w następnych częściach.