Miała zostać polską Iron Lady. Po drodze do tego tytułu mianowano ją Lady Makbet naszej polityki. Kiedy wyrzuciła z Pejotenu sławnego spin doktora Bielana, pewien fruwający w obłokach politolog nie posiadał się z zachwytu nad jej żelaznym charakterem i bezlitosną konsekwencją.
Niestety, nie po raz pierwszy okazało się, że w polskich warunkach nawet najlepsze zachodnie sztuki i scenariusze zamieniają się w kabaretony. Joanna Kluzik-Rostkowska najpierw przegoniła swoje ugrupowanie po telewizyjnych studiach, potem przeszła przez medialny magiel, a ostatecznie będzie się chyba starać o rentę polityczną z puli Platformy Obywatelskiej. W najlepszym razie.
W odróżnieniu od bohaterki szekspirowskiego dramatu, która doprowadziła do zabójstwa króla Duncana, a w końcu popadła w obłęd, nasza Lady Makbet wykazała się życiową trzeźwością – czeka na zapomogę od króla Donalda. Dopiero teraz, gdy zajęła miejsce w kolejce oczekujących na zasiłek, wylała z siebie żółć. W tym jednym jest w niej pewne podobieństwo do heroiny z Szekspira, że nienawidzi obsesyjnie.
Wyszliśmy z PiS-u, żeby z PiS-em walczyć – ot i cała koncepcja polityczna Kluzik-Rostkowskiej. Apelując o powstrzymanie się od polityki osobistych fobii, nasza pani Makbet pragnie stworzenia kordonu społecznego wobec konkurencyjnego ugrupowania. To już nawet pani Dulska miała subtelniejsze pomysły na politykę prorodzinną. Kandydatka na żelazną damę polskiej polityki pokazała na odchodne zajadłość przekupki walczącej o lepsze miejsce na targowisku.
Odchodzi, pozostawiając za sobą taki zamęt, że o podobny trudno nawet w polskiej polityce. Ugrupowanie po pół roku rządów Kluzik-Rostkowskiej jest w zasadzie w rozsypce. Najlepszym dowodem braku jakiegokolwiek spoiwa tej grupki jest fakt, że nie ma takiej partii, do której nie udawaliby się rozbitkowie z Pejotenu – wymienia się chyba każdy kierunek ucieczki dla poszczególnych delikwentów. Na czele masy upadłościowej stanął Paweł Kowal, który jest ostatnim poważnym człowiekiem w polskiej polityce nadającym się na partyjnego działacza. Gorszy od niego na niwie żmudnej organizacyjnej orki byłby tylko Jan Olszewski.
Kowal, o którym mówi się, że jest jednym z najzdolniejszych polskich polityków, jest jednocześnie jednym z bardzo nielicznych, którym w polityce o coś chodzi poza władzą. A nawet więcej, chodzi o coś znacznie poważniejszego niż władza – chce zmieniać Polskę. Zła wiadomość dla wytrwałych do końca zwolenników Pejotenu (jeśli tacy jeszcze się uchowali) jest taka, że Kowal jest ponoć bardzo inteligentny. To oznacza, iż musi sobie zdawać sprawę, że on – dyplomata i intelektualista – wyposażony w pęk brzozowych mioteł stanął przed zadaniem na miarę oczyszczenia stajni Augiasza.
Bo podobną trudność przedstawia dzisiaj próba wybicia się tej partii na opozycję pięcioprocentową parlamentarną lub choćby trzyprocentową płatną z budżetu państwa. Pejoten obciążony jest grzechem założycielskim zdrady przedwyborczej; ośmieszony doszczętnie atmosferą magla, w której szarpano się ze zbiegłym spin doktorem o kody do strony internetowej; wreszcie teraz okazuje się, że jedyna koncepcja byłej przewodniczącej polegała na tym, żeby dowalić Kaczyńskiemu.
Teraz trzeba zacząć wszystko od nowa. Zmienić strategię i jednostronny antypisowski wizerunek, zbudować jakieś struktury, odzyskać poparcie już zniesmaczonych, zdobyć środki i fundusze. I to wszystko w sytuacji mocno zabetonowanej sceny politycznej. Tymczasem listy wyborcze w innych partiach domykają się powoli, ale nieubłaganie. Do gromadki pejotenowskich apostatów z PiS-u to ostatni dzwonek alarmowy, żeby się zdecydować – wóz albo przewóz.
A przecież przykład bierze się z partyjnych prominentów: niespełniona Iron Lady w poczekalni PO, takoż Kamiński już antyszambrujący u ministra Sikorskiego. Libicki gdzieś w antykaczystowskich przestworzach, gdzie już nawet nie tylko wzrok, ale i rozum nie sięga; Poncyljusz pewnie pobieży w stronę Platformy za byłą przewodniczącą; ktoś tam, już nie pamiętam kto, do PSL-u; Jakubiak może z powrotem na łono partii-matki. Z jaskiniowych antykaczystów zostaje jedynie Marek Migalski, któremu widocznie pasuje każda koncepcja.
Jak nic reszta towarzystwa nie wytrzyma nerwowo i wkrótce się rozbiegnie po różnych politycznych opcjach. Dopóki jest szansa, że się gdziekolwiek można załapać. Skoro Paweł Kowal posiada taką inteligencję, o jaką jest posądzany, to on to wszystko musi wiedzieć.
Jeśli nowy szef Pejotenu naprawdę chce zmienić państwo, to w tym jest podobny do Jarosława Kaczyńskiego, który nieraz to udowodnił, że nie interesuje go stołek, jeśli nie jest związany z realnymi możliwościami i wpływami. W takim razie mogą się dogadać jeszcze przed wyborami jak prezes z prezesem i Polak z Polakiem. Wtedy europoseł Migalski napisze list otwarty do samego siebie. I zgasi światło.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5572
Pozdrawiam
Teraz może być kropka, ale przecież gdybym od razu postawił kropkę, to nic bym nie napisał...
Pozdrawiam:)
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Dokładnie to!
Pozdrawiam
Trzeba. Kowal nie jest precedensem. Jeśli by tak szybko osądzać, według kryterium, kto podpadł Jarosławowi Kaczyńskiemu kiedykolwiek, to w PiS mało kto zostałby...Ludzie, którzy skądkolwiek odchodzą albo porzucają dotychczasowe poglądy, robią to nie tylko z powodu zdrady. Błądzą również czasami. Jak tego nie rozumiesz, to ci współczuję...Co do samego Kowala - nie przesądzam, piszę raczej w trybie warunkowym.
Pozdrawiam
Zgoda, ale renta lepiej brzmi w tytule:)
Pozdrawiam
Pozdrawiam serdecznie
PRAWEJ i SPRAWIEDLIWEJ Polski!"
Nie zgdzę się - moim zdaniem szansa i to duża, ciągle istnieje. Przecież byśmy tego wszystkiego nie robili, co robimy, nie pisali ani nie czytali, nie siedzieli pod namiotem na Krakowskim, nie demonstrowali. Wszystko to robimy, bo jest szansa - Nadziejo2010! Nadziejo, nie trać ducha, bo twój nick straci sens:)
Pozdrawiam serdecznie
To prawda. Pisząc o nim mam bardzo mieszane uczucia...
Pozdrawiam