Powracam do naszej klasy politycznej i fałszu jakim się posługuje.
Kiedy tuż po studiach pracowałem dla amerykańskiego koncernu spożywczego miałem wątpliwą przyjemność poznać ludzi zajmujących się dystrybucją jego produktów w Polsce. Obszar podzielono na dwie strefy wpływów. Postąpiono podobnie jak kiedyś z pijalnymi odrdzewiaczami, choć tym razem towar był jeden a dystrybutorów dwóch. Pierwszy, zasłynął , stał się znany z tego, że fundował główną nagrodę na festiwalu w Sopocie i tam też miał siedzibę. Drugi to firma z Wrocławia.
Był to czas, gdy na ogólnopolskie szkolenia dyrektorzy przyjeżdżali w garniturach z nieodprutymi metkami ich producentów. Pamiętacie to? Praktyka ta, choć wydawało mi się to śmieszne i źle świadczyło o osobie ją stosującą, była stosowana z premedytacją. Jak w końcu pokazać, że mój „garniak” nie byle kto szył? A tak wiadomo było: Cardin rozmawia z Wółczanką. Dość, że z jednym z najważniejszych w tym światku razem bankietowaliśmy. Ja trochę przez przypadek. Ze starszym kolegą i tym ważnym dyrektorem piliśmy i jedliśmy. W tej kolejności. Już dobrze po trzeciej butelce wódki ten ważny ktoś zwrócił się do mnie z pytaniem: a wiesz o co w tym wszystkim chodzi? Takie filozoficzne zagranie wcale mnie, świeżo po zagranicznym szkoleniu, dobrze motywowanego pracownika amerykańskiej firmy, nie wprawiło w jakieś zakłopotanie. Szybciutko „poleciałem” wyuczonym tekstem mówiącym wiele o jakości, uczciwości w businessie i samych dobrodziejstwach jakie wiążą się z zakupem „naszych” produktów. Ten podpity dyrektor wskazując moją twarz, ramieniem odzianym w rękaw garnituru z napisem Pierre Cardin, powiedział tylko tyle: nie wku...aj mnie.
Dopiero dzień później dowiedziałem się, że chodzi o pieniądze. Duże pieniądze. Mój rozmówca z poprzedniego wieczoru „utopił” na zmianach kursu marki cały swój majątek. Wypadł z gry.
Żeby nie było zbyt ckliwie powiem w jaki sposób został, choć na krótko, finansowym krezusem. Otóż w głębokich latach osiemdziesiątych On i jego kumpel jeździli na saksy do Austrii. Ponieważ Polak to specjalista od wszystkiego, łapali się różnych fuch. Najlepiej wyszli na malowaniu drewnianych płotów bogaczowi z Górnej Austrii. Siwiejący jegomość zaproponował im otworzenie przedstawicielstwa jego firmy w Polsce. Osoba ,jak i nazwa tej firmy, jest bardzo znana. Kiedy pojawiły się pierwsze „wilczkowe” ( kto jeszcze pamięta tego malutkiego tygrysa komunistycznego businessu?) zmiany chłopcy szybko, z pomocą austriackiego pryncypała, zmaterializowali zamysł. Był to czas pieniędzy leżących na ulicy. Wystarczyło mieć towar a wygłodniały rynek szybko i wszystko pochłaniał. Fortuny rodziły się z dnia na dzień. Czasem nawet bez kradzieży pierwszego miliona.
Zawsze chodzi o pieniądze...
W polityce tym bardziej. Taka jej natura. Dlatego każdy poszukuje swoje niszy. Zbyt mało dostawał jako urzędnik? Przeszedł do spółek. Kilka rad nadzorczych, kilka straconych godzin w miesiącu i mamy zadowalające nas wynagrodzenie. Spróbujcie, oczywiście po skończeniu odpowiedniego kursu i zdaniu państwowego egzaminu, dostać propozycję pracy w Radzie Nadzorczej dobrej spółki. Życzę powodzenia.
Kiedyś, gdy rządziła prawica, przychodzili do mnie ludzie i prosili o pomoc w załatwieniu tej lub tamtej sprawy. Byłem absolutnie zdziwiony pojawianiem się twarzy dawno zapomnianych. Żyjąc poza jakąkolwiek siecią formalnych czy nie, powiązań podobny raczej Crusoe niż Metternichowi, wyrażałem zdumienie i odsyłałem ich z kwitkiem. Skąd taki przypływ wiary w moje możliwości? Wyjaśniło się. Przyczyną był administracyjny awans dobrego kolegi ze studiów.
Gdzieś w Nas mieszka to widmo nepotyzmu, nieformalnych powiązań, oczekiwania na odwzajemnienie. Tak to nasza natura i wmawianie mi, że „jesteśmy inni” lub „będziemy inni”, uwłacza mojej inteligencji.
Jedna z tych telewizyjnych papug raczyła zauważyć, że człowiek jest z natury zły. Jego rozmówca zaoponował: człowiek jest w gruncie rzeczy dobry.
Nasza chęć przetrwania nie może mieć moralnego znaku w jedną lub druga stronę tylko dlatego, że opiszemy ja w różnych sytuacjach. Musimy znać nasze skłonności, nazwać je bez wstydu i bigoterii a następnie skutecznie wykorzystać. Skoro jedna z cech jest wspólna naszemu gatunkowi do granic możliwości ( myślę tutaj o chciwości, którą wolę nazywać greed), musimy skutecznie nad nią panować a nie udawać, że: raz ją mam a raz nie. Kogo chcemy oszukać?
Dlatego nie wierzę w cudowne przebudzenie i iluminację krytyków tego co się stało w PSL. Opowiadanie o tym, że: nie wiedziałem, to straszne, jak Oni mogą, jest wybiegiem.
Patrzyłem wczoraj na Pawlaka (On wie co to silna ojcowska ręka), który nie przekonał mnie o swojej nepotycznej niewiedzy. Szedł w zaparte. Czekałem kiedy wybuchnie ten wulkan emocji pokryty wiecznym lodem. Kiedy Waldek powie: każda partia ma swój kawałek tortu. PSL wcale nie największy i nie najsmaczniejszy. Miał powód. Don ald bez konsultacji pokazał miejsce w szeregu najważniejszemu obrotowemu w historii III RP.
Nie. Chłop trzymał się do końca. Może dlatego, że zabrakło „pięknej” Moniki? Ten dziennikarz, który przepytywał Pawlaka nie był zbyt dociekliwy.
Dlaczego tyle na ten temat? Pewnie nudzę się.
Sprawa „pawlakowego folwarku” daje asumpt do podjęcia zagadnienia kompleksowo. Serafini mają w niebie szczególne miejsce. Może i ten polski przyczyni się do zmiany na lepsze?
To do czego Nas namawiają politycy: głosujcie na mnie, powinno być poprzedzone pewnym intelektualnym ćwiczeniem. Sprawdźmy, poszukajmy, zapytajmy, czy przypadkiem „chłopcy” kandydaci do politycznych urzędów nie są już w sieci powiązań, które skutecznie uniemożliwią im realizację przedwyborczych zobowiązań.
Nie chcę, za dziesięć tysięcy złotych miesięcznie, specjalisty, który zajmie się zwalczaniem narkomani tylko dlatego, że swoje kwalifikacje zdobył w praktyce.
Nie chcę patrzeć, jak pod pretekstem ochrony zdrowotnej społeczeństwa i zapobieganiu epidemii wprowadza się prawo pozwalające (choć brzmi to niewiarygodnie), na eksperymenty, wybijanie całych grup społecznych czy wiekowych.
Nie chcę by absolutnie partykularnie realizowany program PO, którego przecież nie ma, był przykrywany rewelacjami dokładnie zaplanowanymi i kontrolowanymi.
Nie chcę być traktowany jak biała mysz w laboratoryjnym labiryncie przez pr-owskich socjotechników.
Koniec cz. III
Czy jednak jesteśmy w stanie skutecznie wpływać na mechanizmy władzy?
Polecam „Społeczeństwo zniewolone” dostępne na www.motyleksiazkowe.pl
Tekst ( całość składa się z trzech części zamieszczonych na tym blogu) może okazać się przydatny już na jesieni.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2099
tylko do POdziemia ;-)
http://niezalezna.pl/455…
nieformalnych powiązań, oczekiwania na odwzajemnienie.nieformalnych powiązań, oczekiwania na odwzajemnienie."
*** To jest prinicipialnie, fundamentalnie falszywe zdanie.
Cala PRL II jest oparta na "byciem" ze srodowisk postkomunistycznych.
Oni sa wszedzie i blokuja wszystko.
Jedynym kryterium jest "bycie ich".
Dlatego normalny, kompetentny facet, nie bedacy "ich" nie ma szansy.
Dlatego wlasnie nie da sie w Polsce niczego "zalatwic" i stad prosba o poparcie.
Negowanie istnienia tego systymu neokomunistycznego jest przykladem niezwykles naiwnosci i moze rownoczesnie wyjasniac nieskutecznsc (wynikajaca wlasnie z tej dziecinnej naiwnosci) administracji PiS.
Reguly, zeby dzialaly, musza byc dla wszystkich.
Credo: Silne panstwo, Polska, jest najlepszym biznesem Polakow.
Antypolski herr Tusk Polske likiwiduje, razem z Polakami.
Do PiS nie ma teraz zadnej alternatywy mimo wielu wad.