Wielu twierdzi, że kryptowaluta nie jest prawdziwym pieniądzem, bo nie stoi za nią państwo, przymus i urząd skarbowy. Tym samym nieświadomie przyznają, że ich pojęcie pieniądza to pojęcie niewolnika – coś ma wartość tylko wtedy, gdy dobry pan rozkaże ją uznać.
To właśnie odróżnia pieniądz wolnego człowieka od pieniądza poddanego. Pieniądz państwowy jest dekretowany, nie odkrywany – istnieje dzięki monopolowi przemocy. Bitcoin istnieje pomimo braku monopolu, bo jego istnienie gwarantuje nie policyjna pała, lecz matematyka.
Pieniądz fiducjarny (złotówka, euro, dolar, CBDC) można emitować bez ograniczeń, psuć, konfiskować, kontrolować, zamrażać i opodatkować. Pieniądza kryptograficznego nie można ani zniszczyć, ani zdelegalizować – można co najwyżej go nie rozumieć.
Przeciwnicy kryptowalut powtarzają mantrę, że „nikt nie uznaje ich za prawny środek płatniczy”. Tak samo w 1990 roku nikt nie uznawał Internetu za prawny środek komunikacji, a dziś bez niego nie da się prowadzić państwa. Historia technologii nie potrzebuje pozwoleń ministerstw.
Kryptowaluty są dziś niestabilne – jak każdy rynek nowych dóbr i usług we wczesnej fazie. Jednak niestabilność w młodości to nie wada, lecz oznaka życia. W odróżnieniu od walut państwowych, które zaczynają jako stabilne, by w dojrzałości zniszczyć gospodarkę własną inflacją.
Największy błąd ekonomistów państwowych polega na tym, że mylą przymus z zaufaniem. Upadki giełd FTX, Luna czy Celsius to nie porażki kryptowalut, lecz porażki ludzi, którzy próbowali scentralizować coś, co z definicji miało być zdecentralizowane. To tak, jakby uznać, że katastrofa samolotu obala aerodynamikę.
Kryptowaluta nie musi być prawnym środkiem płatniczym, by być pieniądzem. Wystarczy, że jest środkiem przechowywania i transferu wartości, niezależnym od władzy. To dokładnie ta funkcja, którą kiedyś pełniło złoto – zanim państwa odebrały ludziom prawo jego używania do rozliczeń. No i kryptowaluty, jak kruszce, mają też wiele innych, pozafinansowych zastosowań.
Kryptowaluta nie jest bajką o wolności. To matematyczna odpowiedź na bajkę o państwie, które obiecało stabilność, a dostarczyło inflację, biedę i bałagan. To nie sen o bogactwie, lecz przebudzenie z iluzji, że ktoś inny ma prawo decydować, ile warte jest nasze życie, praca i oszczędności.
Grzegorz GPS Świderski
https://t.me/KanalBlogeraGPS
https://Twitter.com/gps65
Podoba mi się stwierdzenie Autora:
"Wielu twierdzi, że kryptowaluta nie jest prawdziwym pieniądzem, bo nie stoi za nią państwo, przymus i urząd skarbowy. Tym samym nieświadomie przyznają, że ich pojęcie pieniądza to pojęcie niewolnika – coś ma wartość tylko wtedy, gdy dobry pan rozkaże ją uznać."
Szkoda tylko, że nie ma nic o zależności kryptowalut od Internetu i ... prądu. Nie ma internetu, nie ma prądu, to nie ma kryptowalut! A banknoty (papier umownie uznany za wartościowy, za którym stoi państwo) są, złoto - jest, wszelkie dobra wartościowe typu biżuteria, nieruchomości, dzieła sztuki - są!
I to wystarczy do określenia wartości kryptowalut. Ale jeśli ktoś ma forsy jak lodu, to może sobie kupować kryptowaluty co 5 minut. Niestety nie jest to biznes dla tych uboższych... Za duże ryzyko.
@GPS Sprawdzam, czy ktoś skomentował mój wpis, a tu cisza!
Autor, zwolennik kryptowalut, pomija moje uwagi milczeniem ... Ale może się jeszcze doczekam?
Gdy zabraknie prądu, to wszystkie banknoty, dzieła sztuki i złoto stracą całkowicie wartość. Wtedy wartościowa będzie tylko broń, przetwory w słoikach czy krzesiwo. Tu to kiedyś precyzyjnie wyjaśniłem: https://www.salon24.pl/u/gps65/769765,survivalowy-bitcoin - tam są odnośniki do wielu moich notek, w których obszernie wszystkie aspekty związane z kryptowalutami omawiam.
@GPS - Autor nie rozumie różnicy między utratą wartości (zupełna bzdura!) realnych dóbr, a zniknięciem całego systemu kryptowalut razem z ich umowną wartością?! Czyli niczego nie rozumie ....