Od lat w Polsce i Niemczech obserwujemy ten sam scenariusz: spektakl udający działanie, który w rzeczywistości jest politycznym teatrem, a nie realną polityką. Tematy reparacji wojennych od Niemiec i granic z 1937 roku stały się medialnymi widowiskami, w których prawda, prawo międzynarodowe i realne działania są jedynie rekwizytami.
Polska: deklaracje zamiast działań
W Polsce co kilka lat powraca temat reparacji od Niemiec. Politycy, media, publicyści i celebryci polityczni powtarzają te same frazy: „walczymy o reparacje”, „Berlin musi zapłacić”, „prawo stoi po stronie Polski”. Brzmi patriotycznie, efektownie w mediach – ale w praktyce to pusty rytuał.
Nie trzeba długo szukać przykładów:
- Premier Mateusz Morawiecki w latach 2017–2019 regularnie powtarzał w mediach, że Polska „domaga się reparacji”, cytując raporty historyczne, które nie były narzędziem negocjacyjnym.
- Minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz i jego następcy powtarzali raporty o stratach wojennych, nie podejmując realnych kroków dyplomatycznych w Berlinie.
- Sejmowe uchwały z 2004 i 2017, które „stwierdzają”, że Polska ma prawo do reparacji, nie zawierają żadnej strategii ani ścieżki prawnej pozwalającej na ich dochodzenie.
Brutalna prawda: Polska nie negocjowała niczego poważnego. Nie było ani przygotowanej strategii, ani woli politycznej, ani realnych instrumentów nacisku. Medialne widowiska zastąpiły prawdziwą dyplomację.
Niemcy: AfD i fantazje o granicach
Po drugiej stronie granicy sytuacja wygląda bardzo podobnie, tylko że z niemieckiego punktu widzenia. AfD, partie prawicowe i część mediów wykorzystują temat rewizji granic, Wolnego Miasta Gdańska czy „odzyskania terytoriów” do mobilizacji elektoratu.
- Tego typu narracja nigdy nie miała szans na realizację. Niemcy są państwem praworządnym, członkiem UE i NATO. Każda próba jednostronnej zmiany granic byłaby nielegalna i niemożliwa do przeprowadzenia.
- AfD, Springer Media, Bild i niektóre portale prawicowe tworzą medialną atmosferę „zagrożenia” dla Polski, która w praktyce nie istnieje. To czysta propaganda wyborcza.
Mechanizmy medialnej manipulacji
Zarówno w Polsce, jak i w Niemczech, te tematy stały się medialnym teatrem, a nie realną polityką. Politycy i media stosują powtarzalny mechanizm:
- Podgrzewanie emocji: deklaracje, konferencje prasowe, patetyczne przemówienia.
- Tworzenie wrażenia działania: raporty, uchwały, publiczne listy i manifesty.
- Odstawienie rzeczywistej dyplomacji: brak faktycznych negocjacji, brak przygotowanej ścieżki prawnej, brak strategii międzynarodowej.
- Mobilizacja elektoratu: tematy te stają się narzędziem zdobywania poparcia, zamiast realnej polityki.
Przykłady medialnych performansów:
- Konferencje Morawieckiego, w których powtarzano raporty historyczne o stratach wojennych, a żaden niemiecki polityk nie był w nich realnie zaangażowany.
- Sejmowe uchwały z deklaracją „Polska ma prawo do reparacji”, które niczego nie zmieniały w praktyce.
- AfD powtarzające hasła o granicach 1937 i Wolnym Mieście Gdańsk – czysta propaganda elektoratu.
- Media mainstreamowe w Niemczech cytujące Polskę jako „problem”, tworząc wrażenie konfliktu, który istnieje głównie w narracji medialnej.
Kto naprawdę na tym traci?
Tracą naiwni, którzy wierzą w cudowną wypłatę reparacji lub realną rewizję granic. Tracą obywatele, bo energię polityczną marnuje się na teatr, zamiast na prawdziwe bezpieczeństwo, negocjacje gospodarcze czy dyplomację.
Tracą też ci, którzy chcieliby realnych działań: w cieniu medialnych widowisk nie powstaje żadna przygotowana strategia, brak profesjonalnego podejścia do prawa międzynarodowego i brak instrumentów nacisku na Berlin.
Politycy i media: lista aktorów spektaklu
- Polska: Morawiecki, Duda, Czaputowicz, posłowie PiS powtarzający hasła o reparacjach w mediach, reporterzy TVP i innych stacji publicznych w roli propagandystów.
- Niemcy: AfD, Bild, portale prawicowe, które powtarzają narrację o „zagrożeniu granicznym”, a mainstream w Berlinie udaje, że problem istnieje.
Wnioski
Patriotyzm nie polega na udawaniu walki w mediach. Fakty są brutalne: medialne widowiska nie zmienią prawa międzynarodowego. Politycy powtarzający deklaracje o „walce o reparacje” czy AfD tworzące fantazje o Wolnym Mieście Gdańsk, to aktorzy w patriotycznym teatrze dla naiwnych.
Kto myśli, że konferencja prasowa, uchwała Sejmu czy wpis w social mediach zastąpi realną dyplomację – po prostu nie rozumie prawa międzynarodowego. Reparacje i granice 1937 roku w tym momencie to czysto polityczne widowiska, w których emocje zastępują strategię, a patos zastępuje przygotowanie.
Brutalna prawda
Nie istnieje ani wola polityczna, ani instrumenty prawne do wyegzekwowania reparacji od Niemiec. Nie istnieje realna możliwość zmiany granic z 1937 roku. Cała ta narracja to teatr, który ma przyciągnąć uwagę mediów, zdobyć poparcie wyborców i wypełnić patriotyczny frazes.
Prawdziwi obywatele, którzy chcieliby realnej polityki zagranicznej, powinni patrzeć na fakty, a nie medialne widowiska. W przeciwnym razie będą oszukiwani emocjami i patosem, a na scenie politycznej będą tylko marionetkami w spektaklu dla naiwnych.
To tylko teatr...słabi aktorzy,autor grafoman,scenograf pacykarz...tu masz prawdziwy teatr!
https://intojapan.co.uk/wp-content/uploads/2016/02/kabuki_1.jpg
=============
Od Admina: LINK
xx
Niestety,ale w komentarzach link sie otwiera,albo nie otwiera...
Jak coś może pójść źle,to na pewno pójdzie źle---Prawo Murphiego
Jeśli wstawisz link do tekstu przed edytor, to na pewno zadziała
Dzięki :-))
"Tracą naiwni, którzy wierzą w cudowną wypłatę reparacji lub realną rewizję granic."
Widzę, że mjk1 jak stachanowiec urabia publikę, żeby nie walczyła o swoje wciskając codziennie nowy kit w sprawie niemieckich reparacji.
Tymczasem sprawa jest banalnie prosta: prezydent, albo sejm wydają dekret/ustawę, w której w ramach reparacji nacjonalizują cały niemiecki majątek jaki jest na polskich terenach w ramach częściowej spłaty zadośćuczynienia. Nawet niemieckie prywatne samochody, o ile zarejestrowane są na niemieckich obywateli. Firmowe też. Tak to przecież robili Niemcy w czasie II wś - zabierali każdemu Polakowi co chcieli! Jeśli na nasz teren wjadą niemieckie pojazdy policyjne - zająć - policjantów odprowadzić za granicę.
W powojennych archiwach są notatki jakie straty spowodowali Niemcy np. w majątku straży pożarnych - zabrali wszystkie wozy strażackie, pompy, węże, odzież ochronną. Niedawno trafiłam na taką notatkę w sieci. Powywozili wyposażenie np. młynów wodnych jak nie Niemcy, to Ruscy! Z wszystkich innych firm - wszystko co się dało.
Nie potrzeba do tego międzynarodowych trybunałów, komisji euro-pejskich, ani żadnych innych. Po prostu taką akcję trzeba przeprowadzić jednego dnia, przez służby specjalne - natychmiast po uchwaleniu dokumentu - przejąć wszelkie niemieckie firmy i majątki, zablokować dojście dotychczasowym zarządzającym. Ostatecznie po to mamy takie dobro jakim jest WŁASNE PAŃSTWO! To firma, która nie powinna dawać się okradać czy to Niemcom, czy innym cwaniakom, bo to jest NASZA FIRMA!
I jeszcze dla porządku unieważnić wszystkie kredyty z niemieckich banków - po prostu przestać płacić, a ich wartość dodać do zaliczki na konto reparacji za II wś.
Oczywiście przejąć w pierwszej kolejności niemieckie banki w Polsce oraz wszystkie media z niemieckim kapitałem. Od razu zrobi się u nas normalnie!
Twoje pomysły Alinko z przejmowaniem niemieckich banków, unieważnianiem kredytów i rozdawaniem ich wartości jako „zaliczki na reparacje” brzmią jak gotowy materiał na terapię grupową. Najlepiej w klinice specjalizującej się w leczeniu urojeń polityczno-finansowych, bo to już nie jest publicystyka, tylko poziom „alternatywnej rzeczywistości” rodem z sanatorium dla wyjątkowo twórczych pacjentów.
Przejąć banki? Zablokować kredyty? A może od razu wprowadzić dekret o zniesieniu grawitacji i nakazać złotu, żeby samo spływało do polskich sejfów? Tego typu wizje można jeszcze wybaczyć dzieciom bawiącym się w sklep, ale dorosłym już zdecydowanie mniej.
Wybacz szczerość Alinko, ale to, co proponujesz, to nie polityka – to gotowy scenariusz kabaretu, w którym nawet Grzegorz Braun ze swoimi „gestami wykluczenia” wyglądałby przy tym jak umiarkowany pragmatyk.
„Dekret, konfiskata, cudowne reparacje? To recepta na wyprowadzenie Polski z Europy i wciągnięcie jej w katastrofę gospodarczą, nie żadna obrona interesów narodowych.”
Alinko, to, co napisałaś, nie ma nic wspólnego ani z prawem, ani z realizmem politycznym. To brzmi jak program pisany na kolanie przez domorosłych rewolucjonistów – tylko że konsekwencje byłyby dla Polski tragiczne.
Podsumowując: pomysł z „dekretem i konfiskatą” to przepis na upadek Polski w stylu Wenezueli – tyle że w wersji turbo. Reparacje i rewizje granic to bajki dla naiwnych, ale bajki o konfiskacie niemieckich firm w Polsce to już nie bajki, tylko czysta destrukcja. To nie patriotyzm, tylko sabotaż, który Niemcom dałby do ręki wszystkie argumenty, by zniszczyć Polskę ekonomicznie i politycznie.
Nie dziwi mnie, że takie pomysły rodzą się w kręgu zwolenników Brunatnego – człowieka, który żyje polityczną groteską. To środowisko uwielbia produkować „plany na kolanie”: a to nacjonalizacja wszystkiego jednego dnia, a to wyrzucenie z Polski połowy instytucji, a to nagłe rozwiązywanie problemów dekretami. Zero prawnych podstaw, zero kalkulacji skutków, za to pełna fantazja i rewolucyjny zapał.
Takie „patriotyczne” bajki wyglądają efektownie na wiecu albo w internecie, ale w realnym świecie oznaczałyby bankructwo, izolację i hańbę Polski. Dlatego podobne recepty mogą podobać się jedynie tym, którzy traktują politykę jak teatr kabaretowy, a nie poważną sprawę bezpieczeństwa państwa.
No popatrz! Niemcy wszystko zagrabili, a jak Polacy chcą w ten sam sposób odzyskać choć trochę, to już mjk1 widzi wielkie problemy.
Poza tym nie ma mowy o "okradaniu niemieckich firm", tylko odzyskaniu majątku od Niemiec, tego który ukradli w czasie II wś. czego jak widzę mjk1 nie pojmuje, tak jak nie chcą pojąć wszyscy inni złodzieje...
Twoja logika Alinko jest naprawdę imponująca – skoro Niemcy w czasie wojny rabowali, to dziś Polska powinna robić dokładnie to samo? To już nie jest „odzyskiwanie majątku”, tylko czyste powielanie metod okupanta, czyli zejście do poziomu tych, których tak głośno potępiasz. To nie jest polityka, to jest zwykła retoryka rodem z piaskownicy: „oni zabrali mi zabawkę, to ja teraz ukradnę ich samochód”.
Dziwne, że, jako zwolenniczka Brauna, nie widzisz, że takie „rozwiązania” skończyłyby się dla Polski katastrofą gospodarczą, sankcjami i izolacją. Ale może faktycznie – w państwie marzeń braunowców nie ma ani banków, ani prawa międzynarodowego, tylko wieczne „pospolite ruszenie” i konfiskata mienia sąsiadów pod pretekstem dziejowej sprawiedliwości.
A nazywanie tych, którzy myślą racjonalnie, „złodziejami”, to już klasyczny numer: kiedy brakuje argumentów, zostaje inwektywa. Twoje pomysły to nie jest „odzyskiwanie”, tylko wizja anarchii ubrana w patriotyczne hasła. I tak, trzeba to powiedzieć wprost: takie pomysły są groźniejsze dla Polski niż cała niemiecka gospodarka razem wzięta.
@mjk1 - to raczej Ty powinieneś u jakiegoś psychiatry wyleczyć swoje poglądy odstające od logiki podstawowej. Trzeba być chyba debilem, żeby pozwalać największemu złodziejowi chodzić bezkarnie po świecie i jeszcze chronić jego obecne interesy w Polsce, z której pochodzi cały jego majątek....
Widzę, że kiedy brakuje argumentów, to zostają tylko inwektywy w stylu „debil” i „psychiatra”. Tyle że obrażanie rozmówcy nie sprawi, że Twoje pomysły staną się mniej oderwane od rzeczywistości.
Problem nie polega na tym, że ktoś „chroni niemieckie interesy”. Problem polega na tym, że świat nie działa według schematu „wejdziemy, zabierzemy, a potem powołamy się na historię”. To nie logika podstawowa, tylko logika dziecięcej złości.
Właśnie takie podejście, kopiowanie metod złodzieja w imię rzekomej sprawiedliwości, prowadzi do tego, że zamiast Polski silnej i poważnej, widzi się kraj, który sam stacza się w anarchię. A jeśli Twoim zdaniem patriotyzm polega na tym, żeby zrobić z Polski dziki zachód i wyrzucić prawo do kosza, to niech Cię nie dziwi, że nazywam to bajkami dla naiwnych.
Świat charakteryzuje się tym, że to silniejszy ustala zasady gry, szczegónie na swoim terenie... Tylko mjk1 jeszcze nie zdążył tego pojąć!
No właśnie – „świat charakteryzuje się tym, że silniejszy ustala zasady gry”. I dlatego Polska nigdy nie zobaczy ani feniga reparacji w sposób, o jakim marzą fanatycy od Brauna z Tobą na czele. Bo silniejsi ustalili zasady w 1945 r., w Jałcie i Poczdamie. Bo silniejsi decydują w Brukseli i Berlinie. Bo silniejsi grają dziś gospodarką i sojuszami, a nie bajkami o konfiskacie samochodów i banków.
Jeśli w Polsce będą same takie indywidua jak mjk1, o mentalności ciecia, to na pewno żadnych odszkodowań nie będzie. Ale jak się zbierze trochę więcej polityków z męskimi cechami, to wszystko jest możliwe, szczególnie kiedy Niemcy są opanowane przez Turków.
Jeśli myślisz, że „męskie cechy polityków” i fantazje o Turkach w Niemczech są podstawą do uzyskania reparacji, to gratuluję – poziom „geopolityki z memów” osiągnięty.
Reparacje nie zależą od testosteronu ani od liczby kebabów w Berlinie, tylko od prawa międzynarodowego, realnych układów sił i polityki gospodarczej. A tu Polska nie ma ani narzędzi, ani sojuszy, żeby cokolwiek wywalczyć i to jest brutalny fakt, którego żadnym machaniem szabelką się nie zmieni.
Problem nie w tym, że są w Polsce „ciecie”, problem w tym, że są wciąż ludzie, którzy wierzą, że polityka to western, gdzie wystarczy paru „twardych facetów” i Niemcy padną na kolana.
Widzę, że uważasz, że to Polacy mają oddawać dobra 'kultury" Niemcom?
Afera w Instytucie Pileckiego. Zwrot dóbr kultury Niemcom? to tylko część planu... - dr Ewa Kurek
Według Ciebie jeden dekret i Polska nagle staje się supermocarstwem, niemieckie banki i media lecą w nasze ręce, a kredyty samoczynnie znikają? Fantastycznie – chyba w równoległym świecie fantasy, gdzie prawa międzynarodowe, dyplomacja i rynek finansowy nie istnieją. Typowa logika zwolenniczki Brauna: marzyć można wszystko, nawet jeśli rzeczywistość od dawna śmieje się w twarz takim scenariuszom. Może najpierw psychiatryk, potem państwowe reformy?
Kolejny śmieszny komentarz mjk1. Może nie pisz tyle, bo ze śmiechu wszyscy wokół sikają!
@Alina
Nie karm trolla
Masz rację Mrówka. Nie ma co karmić trolla. Was trzeba zaorać raz a dokładnie z Waszym Guru włącznie. Podsunęliście mi temat na fajny wpis. Do wieczora powinienem skończyć. Zapewniam, że będzie wesoło.
Żeby Polska odzyskała choć część majątku zagrabionego przez Niemcy, wystarczy wprowadzić takie prawo, jakie to Niemcy wprowadzili w Polsce, kiedy zaczęli tu panować w 1939 - my teraz tu panujemy, więc mamy większe prawo do stanowienia prawa:
Bożena Ratter: Tylko w Polsce Niemcy wydali akt prawny sankcjonujący grabież.
(...) Skala grabieży była ogromna. Zachowana jest korespondencja, w której zaniepokojony Niemiec z Poznania w czasie okupacji, prosi zwierzchnika w Berlinie o dodatkową powierzchnię na kradzione książki z dworów, miasteczek, ponieważ 8-metrowe stosy ksiąg układane na podłogach gmachu grożą katastrofą budowlaną, o czym ostrzegają inspektorzy. Tylko w jednej kopalni soli w Austrii znaleziono 40 tysięcy skrzyń z dziełami zagrabionymi w całej Europie. Takich miejsc ukrywania zagrabionych dzieł sztuki na liście amerykańskiej znajdowało się 500. (...)
Wystarczy ten niemiecki wzór prawny ubrać w prawniczy bełkot, przepraszam - język, że oto mamy prawo do rekwirowania każdej niemieckiej firmy, własności, pieniędzy, jaka jest na terenie Polski. w związku z tym, że Niemcy nie pokryli szkód jakie poczynili w czasie II wś.
Następnie zarekwirować wszystko co niemieckie, wykonać wycenę i przekazać rekwirowane dobro do Centralnego Funduszu Odzyskiwanych Reparacji z Niemiec. Każdy niemiecki właściciel będzie mógł odzyskać swoją własność, pod warunkiem, że państwo niemieckie wpłaci równowartość na konto CFOR. Proste jak budowa cepa i niemiecka zbrodnicza buta. Oczywiście cena wykupu będzie powiększona o koszty manipulacyjne związane z kosztami działania CFOR.
@"Nie istnieje realna możliwość zmiany granic z 1937 roku."
Jak uczy historia, rowniez ta najnowsza, nie tylko istnieje mozliwosc zmiany granic ale wydarza sie dosc czesto. bajdurzenie o koncu historii wciaz powraca...
przykladow zmiany granic jest tysiace. powody, preteksty, i sposoby - rozne.
zmieniacze granic to niekoniecznie agresorzy militarni aczkolwiek czasem trudno odroznic kij od marchewki.
wiara ze granice RP sa ustalone po wsze czasy i zagwaranowane przez cos?/kogos? to tylko pobozne zyczenia pieknoduchow
Tak Panie Kazimierzu, historia zna tysiące przykładów zmiany granic, tylko że kluczowe pytanie brzmi: w jakich warunkach i gdzie. Polskie granice po 1945 roku nie są wynikiem lokalnej wojny czy arbitrażu, ale efektem decyzji konferencji wielkich mocarstw (Jałta, Poczdam), a później zostały prawnie potwierdzone w traktatach międzynarodowych, począwszy od traktatu granicznego z Niemcami z 1990 roku, podpisanego już po zjednoczeniu RFN, a skończywszy na naszym wejściu do NATO i UE. To zupełnie inna kategoria bezpieczeństwa niż np. konflikt w Jugosławii, Gruzji czy nawet na Ukrainie.
Powtarzanie, że „granice zawsze można zmienić”, jest takim samym uproszczeniem, jak gadanie o „łatwych reparacjach” – brzmi efektownie, ale nie ma przełożenia na realia prawne i polityczne. Dla Niemiec kwestia granic z 1937 r. jest zamknięta, a nawet partie radykalne, jak AfD, używają tego raczej do wewnętrznej mobilizacji wyborców, a nie jako realnego programu polityki zagranicznej.
Wiara w to, że ktoś nagle cofnie historię i przywróci „Wolne Miasto Gdańsk”, jest równie naiwna jak wiara, że Berlin przeleje nam 6 bilionów reparacji. To dokładnie ten sam teatr dla naiwnych, tylko scenariusz zmienia się w zależności od tego, kto chce akurat podgrzać emocje.
@" w jakich warunkach... efektem decyzji konferencji wielkich mocarstw...,... prawnie potwierdzone w traktatach międzynarodowych, począwszy od traktatu granicznego..."
gratuluje optymizmu! czy tak trudno wyobrazic sobie ze wspomniane warunki, decyzje wielkich mocarstw, traktaty... to wszystko moze sie zmienic z dnia na dzien.
II RP miala granice zagwarantowane traktatem wersalskim, pod patronatem Ligi Narodow, uszczegolowione arbitrazem miedzynarodowym, niektore braly pod uwage referenda lokalsow, inne interesy mocniejszych negocjatorow, z sowietami tez mielismy uklad graniczny - i co, wszystko poszlo sie bujac a wielcy po paru latach przyklepneli i dzisiaj nawet nieelegancko jest wspominac w w swiatowym towarzystwie ze polowa terytorium II RP przestala istniec w rzekomo ZAGWARANTOWANYCH granicach