Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Tajemnica śmierci ks. Zdzisława Różańskiego

Łukasz Rewers, 02.08.2025

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Mt 5,10
 
24 sierpnia 1979 roku Konin obiegła wstrząsająca wieść – na plebanii parafii Maksymiliana Kolbe znaleziono ciało jednego z ówczesnych wikariuszy tego kościoła –  ks. Zdzisława Różańskiego. Oficjalnie zginął przez porażenie prądem podczas brania kąpieli. Nieoficjalnie - został zamordowany przez „nieznanych sprawców”… Kim jednak był ks. Różański?

Trudny początek

Ksiądz Różański nie miał łatwego życia. Nawet przed przyjściem na świat jego dalsze losy stały pod znakiem zapytania. Był rok 1944. Okres II Wojny Światowej.  Jego matka – Regina Różańska z domu Chlebowska, była wówczas w szóstej ciąży. Nosiła pod swym sercem małego Zdzisława. Pewnego dnia, będąc zaniepokojona stanem zdrowia, udała się na wizytę do ginekologa. Doktor doradził jej, aby, ze względu  na swą ciężką sytuację materialną i panującą wojnę, pozbyła się swojego nienarodzonego dziecka. Należy pamiętać, że zgodnie z niemieckim rozporządzeniem z 9 marca 1943 roku aborcja została niestety zalegalizowana dla Polek. Stało się tak, aby tym eugenicznym procederem wyeliminować jak największą ilość Polaków, jeszcze przed ich narodzeniem. Sam Adolf Hitler stwierdził: W obliczu dużych rodzin tubylczej ludności jest dla nas bardzo korzystne, jeśli dziewczęta i kobiety mają możliwie najwięcej aborcji. Powiedział też: Osobiście zastrzelę tego idiotę, który chciałby wprowadzić w życie przepisy zabraniające aborcji na wschodnich terenach okupowanych. Szkoda, że współczesne feministki zapominają o tym brutalnym fakcie i o tym, że aborcja była i jest nadal częścią ludobójczej eugeniki, przez którą rocznie dziesiątki milionów ludzi traci swoje życie i szanse na zbawienie…

Wracając jednak do roku 1944: ginekolog zdołał nakłonić matkę przyszłego księdza do aborcji. Na drugi dzień miała się zgłosić u niego na „zabieg”. Regina Różańska po powrocie od ginekologa opowiedziała o wszystkim mężowi – Leonowi. Następnego dnia Różański powiedział swojej żonie, że nie pozwoli na to, aby ich nienarodzony syn został zabity. Podczas ostatniej nocy miał sen, w którym widział postać księdza.  Uznał to za znak od Boga, a jak się okazało w późniejszym czasie – również proroctwo, które spełniło się w osobie Zdzisława. I tak, dzięki tej niezwykłej Boskiej interwencji mały Zdzisław mógł przyjść na świat 26 listopada 1944 roku w rodzinnym domie w Piotrowie, niedaleko Słupcy.
 
Lata dzieciństwa i młodości

Zdzisław Kazimierz Różański wychowywał się w biednej, rolniczej rodzinie; dręczonej przez komunistów, ale zarazem bardzo bogobojnej.

W 1950 roku wydarzyło się coś, co w późniejszym czasie Różańscy uznali  za drugą przepowiednię, zwiastującą kapłańską przyszłość Zdzisława. 26 lutego 1950 roku na zapalenie płuc zmarła Wiktoria Różańska. Była babcią Zdzisława. Jej ostatnie słowa brzmiały: Renia, nie zmarnujcie powołania Zdzisia, bo on ma być księdzem…

Rok później młody Różański rozpoczął edukację w szkole podstawowej  w Wacławowie. Od 1958 do 1962 roku uczył się w Liceum Ogólnokształcącym w Słupcy. Tam też zaangażował się w działania szkolnego kółka teatralnego. Był zdolnym uczniem. W ostatniej klasie liceum podjął decyzję, że swoje dalsze losy złączy na stałe  z kapłaństwem, choć wcześniej rozważał studiowanie chemii na Uniwersytecie Łódzkim. Ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu z powodu zbyt późnego otrzymania zawiadomienia o egzaminie wstępnym na studia. 1 września 1962 roku rozpoczął studia  w Wyższym Seminarium Duchownym we Włocławku. 
 
Działalność duszpasterska

W 1967 roku, z powodu wielkiego zamiłowania do liturgii, został wyznaczony wikariuszem przy kościele seminaryjnym pw. św. Witalisa we Włocławku. Rok później, a dokładnie 23 czerwca 1968 roku, przyjął święcenia kapłańskie z rąk biskupa włocławskiego – Antoniego Pawłowskiego, a 30 czerwca 1968 roku odprawił swoją mszę prymicyjną w kościele w Lądku.

Od 24 sierpnia 1968 do 30 lipca 1969 roku pełnił obowiązki wikariusza w parafii Wieniec koło Włocławka. Po tym okresie rozpoczął trzyletnie studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim na Wydziale Teologicznym w zakresie teologii pastoralnej, które ukończył 24 czerwca 1972 roku. Podczas studiów na KUL-u był członkiem akademickiego chóru.

Otrzymał tytuł magistra za pracę pt. Księgi liturgiczne Biblioteki Seminarium Duchownego we Włocławku. Studium liturgiczno – źródłowe.

Miał zamiar pracować na KUL-u. W celu realizacji tego pomysłu otworzył przewód doktorski. Zamierzał napisać pracę doktorską pt. Tradycje liturgiczne diecezji włocławskiej. Nigdy jednak tego nie zrobił z powodu odwołania go przez biskupa Jana Zarębę do pracy duszpasterskiej w diecezji włocławskiej.

15 lipca 1972 roku został mianowany wikariuszem w parafii pw. Wniebowzięcia NMP we Włocławku. 

Od 1 lipca 1973 roku, jako wikariusz, związał swe losy z parafią w Sieradzu.  Pełnił również funkcję kapelana Sióstr Urszulanek SJK, rektora podominikańskiego klasztoru, katechety, kapelana powiatowego szpitala w Sieradzu oraz duszpasterza akademickiego rejonu sieradzkiego. Będąc uzdolnionym muzycznie (grał na gitarze, pianinie i skrzypcach) oraz mając talent do śpiewu, zorganizował lokalny festiwal piosenek religijnych. Był organizatorem mszy dla dzieci, jasełek oraz założycielem zespołu muzyczno – wokalnego – „Dominikanie”, który wyposażył, z własnych pieniędzy, w instrumenty, sprzęt nagłaśniający i stroje. Zespół ten dawał koncerty  nie tylko w samym Sieradzu, lecz również w wielu innych miejscowościach, m.in. w: Charłupi Wielkiej, Kłocku, Chojnem, Unikowie, Wągłczewie, Miłkowicach, Zduńskiej Woli, Łodzi, Płocku, Witowie, Charłupi Małej, Częstochowie, Włocławku czy Kaliszu.    Swoje zdolności muzyczne, pomimo utrudnień stawianych przez władze szpitalne, wykorzystywał również podczas odwiedzin chorych w szpitalu. 

W latach 1976-1979 był członkiem Diecezjalnej Komisji Liturgicznej.  Od 16 czerwca 1978 roku, aż do swojej śmierci był wikariuszem parafii  św. Maksymiliana Kolbe w Koninie. To dzięki niemu powstał przyparafialny zespół muzyczny – „Nadzieja”. 

Czynnie angażował się w duszpasterstwo młodych ludzi, zarówno w Sieradzu,  jak i Koninie. Często jeździł z młodzieżą na wyprawy na wieś, wycieczki piesze  i rowerowe oraz pielgrzymki, m.in. do Lichenia czy na spotkanie z Janem Pawłem II  w Gnieźnie w 1979 roku. Ponoć to dzięki jego autorytetowi nieznana liczba chłopców  i dziewcząt odkryła swoje powołanie do życia kapłańskiego i zakonnego.

Udzielał „ciche” chrzty, komunie i śluby kościelne rodzinom żołnierzy  i milicjantów.

Jako ksiądz-modernista uczestniczył w nabożeństwach ekumenicznych,  a pod koniec swojego życia zaczął się udzielać w ruchu oazowym.
 
"Dzień dobry, przyszliśmy popełnić Pana samobójstwo"

Od samego początku oficjalne wyjaśnienia przyczyny śmierci księdza (przypadkowe porażenie prądem podczas brania kąpieli, spowodowane dotknięciem ręką wiadra, stykającym się z nieszczelnym kablem lub, jak niektórzy twierdzili, celowe samobójstwo), budziły duże wątpliwości i mało kto w nie wierzył, a na pewno  nie wierzyła w nie rodzina Różańskich. Pierwszą wątpliwą kwestią było to,  że uszkodzony kabel, który miał zabić wikariusza… wcale nie był uszkodzony.  Ba, ksiądz nie posiadał nawet metalowego wiadra, a w samym mieszkaniu nie stwierdzono oznak zwarcia w instalacji elektrycznej. Duchowny wymienił kabel na nowy niedługo przed śmiercią. Stary kabel leżał w szafie na górnej półce. Co ciekawe wadliwym urządzeniem posługiwał się już w Sieradzu. Czyżby niedługo przed swym zgonem podjął decyzję, że najwyższy czas sprawić sobie nowy kabel, a może dowiedział się od kogoś, że jego dni są policzone, więc zaczął się obawiać, że ktoś może posłużyć się tym kablem, aby go zabić? Co do kwestii ewentualnego samobójstwa: każdy, kto znał tego kapłana doskonale wiedział, że nie miał jakichkolwiek powodów, aby odebrać sobie życie. 
Nie był przecież ciężko chory. Nie miał zaburzeń psychicznych. Nie popadł w długi. Cieszył się życiem. Kochał Pana Boga i ludzi. Miał wspierającą i kochającą go rodzinę, przyjaciół i plany na przyszłość. Na 24 sierpnia zaplanował wizytę u dentysty. W tym samym dniu miał też odprawić mszę, wysłuchać spowiedzi i przeprowadzić katechezę dla młodzieży. Na 25 sierpnia był przewidziany koncert „Nadziei”. 

Zdaniem rodziny ksiądz mógł wiedzieć od kogoś, że zostanie zabity. Wskazywało na to jego zachowanie z 23 sierpnia 1979 roku. Na parę godzin przed śmiercią odwiedził swoją siostrę – Łucję Mielcarek i kuzynkę - Eugenię Jakubowską. Jak wspominały duchowny wydał się im dziwnie przygnębiony.

28 czerwca 1979 roku miał miejsce dziwny incydent. Tego dnia ksiądz niemal  nie zginął podczas jazdy swoim samochodem. Od nowo naprawionego pojazdu odpadło koło. Czy był to tylko przypadek, czy jednak już wtedy ktoś planował go zgładzić  lub zastraszyć?

Czy ktoś, np. podczas spowiedzi, mógł wyjawić księdzu, że jest planowany zamach na jego życie? To pytanie pozostanie bez odpowiedzi, tak samo jak wiele innych pytań i wydarzeń, które stawiają duży znak zapytania całej tej sprawie. Np. dlaczego  nie przeprowadzono sekcji zwłok? Dlaczego nie było prokuratora na miejscu zgonu? Dlaczego do pogrzebu doszło tak szybko, bo już 26 sierpnia, mimo niejasnych okoliczności śmierci? A to nie koniec tajemnic…

Stanisław Różański który jako pierwszy z rodziny przybył na plebanie, zobaczył, że ciało jego brata było już ubrane w strój liturgiczny i umieszczone w trumnie  w kościele, a przecież od zgonu kapłana do przyjazdu Stanisława minęło tylko kilka godzin!

Przed przyjazdem Różańskiego na plebanię, oprócz funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, w tym jednego znanego z imienia i nazwiska – mł. chor. Lucjana Ciesielskiego, pojawił się również funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa –  inspektor Jan Michalski. Pytanie: co robił tam funkcjonariusz SB?

Wraz z dniem pogrzebu doszło do wielu dziwnych wydarzeń: ówczesny proboszcz parafii Maksymiliana Kolbe – ks. Antonii Łassa nakazał, aby najbliższa rodzina jak najszybciej posprzątała mieszkanie zmarłego wikarego, nie zwracając  w ogóle uwagi na panującą żałobę, ani na to, że jest to dzień pogrzebu! Twierdził, że musi zrobić miejsce dla nowego wikarego. Czyżby proboszcz kogoś się obawiał, a może wiedział coś więcej, a posprzątanie mieszkania miało tylko zatrzeć ślady podważające obowiązującą narrację o nieszczęśliwym wypadku? Co ciekawe podczas porządkowania mieszkania bliscy zmarłego nie mogli nigdzie znaleźć nowego testamentu Zdzisława Różańskiego oraz pieniędzy w wysokości 50 000 zł, przeznaczonych na zakup nowej „Syrenki”.

Drugi wikariusz parafii - ksiądz Kryspin Kaźmierczak, który wraz z uczniem – Zdzisławem Koziarskim, znalazł ciało Różańskiego i którego widział żywego jako ostatni, stwierdził, że zmarły miał 23 sierpnia oczekiwać na kogoś w swoim mieszkaniu. Jest to najpewniej prawda, ponieważ podczas prowadzonych porządków w mieszkaniu krewni znaleźli dwie szklanki z niedopitą herbatą. Czy ksiądz pił herbatę ze swoim przyszłym mordercą? Jeśli tak, to czy znał tę osobę?

Ksiądz Kaźmierczak złożył doniesienie do prokuratury, ponieważ podejrzewał udział osób trzecich w śmierci wikarego. Prokuratura, w osobie prokuratora Zygmunta Kubsika, odmówiła wszczęcia postępowania przygotowawczego z powodu niezaistnienia czynu przestępczego.

Jeszcze bardziej zdumiewa to, że funkcjonariusze wysłali księdza Kaźmierczaka do Wilcznej do Stanisława Różańskiego, aby poinformował go o śmierci jego brata. Dlaczego jeden z najważniejszych świadków opuścił plebanię, skoro Stanisław Różański posiadał telefon w swoim domu? Wystarczyło do niego zadzwonić z plebanii  lub z Komendy MO. Z pewnością Milicja posiadała spis wszystkich numerów telefonów  z ówczesnego województwa konińskiego. Co działo się na plebanii w trakcie nieobecności księdza Kaźmierczaka? Nie wiadomo…

W dniu pogrzebu pewna kobieta sprzątająca w kościele przekazała rodzinie, że księdza Zdzisława wcale nie znaleziono martwego w wannie, lecz obok pustej wanny.  Po latach siostra zmarłego – Stanisława Przezwicka, w ramach prowadzonego przez siebie śledztwa, wyjawiła prokuratorowi IPN przypuszczalną tożsamość tej kobiety.  Do samego przesłuchania nigdy jednak nie doszło…

Księdza Różańskiego pochowano z mocno naciągniętym na głowę biretem.  Czy ktoś chciał ukryć pod nim potencjalne ślady obrażeń głowy? Ponadto zmarły miał owiniętą szyję i usta ligniną. Podczas wymiany ligniny przez siostrę zakonną z jego ust  i uszu wypłynęła nieznana substancja zabarwiona krwią. Czy była to trucizna? Zdaniem Stanisławy Przezwickiej – tak. Siostra zmarłego nawet miała podejść do trumny i wyjąć chusteczkę, którą starła tę dziwną ciecz. Przypadkowo dotknęła nią swoich ust  i co ciekawe – odczuła ostry żrący smak. 

Stanisława Przezwicka, kuzynka zmarłego – Zdzisława Brodawka i jego krewna – Zdzisława Świtalska, pamiętają, że ksiądz Różański miał lekko brązową skórę  na palcach prawej ręce. Według nich były to ślady po przypalaniu papierosami.        Jest niezrozumiałe to, że rodzina miała zakaz robienia zdjęć ciału oraz zmieniania szat zmarłemu (miały to robić tylko siostry zakonne, które notabene przekazały bliskim, że w dniu śmierci słyszały nocą odgłos szamotaniny i uderzeń dobiegający z mieszkania zabitego). Dopiero po latach Stanisława Przezwicka pozyskała od jednego z byłych konińskich funkcjonariuszy SB zdjęcia robione przez bezpiekę podczas pogrzebu. 

Władze Konina nie pozwoliły na przejście konduktu pogrzebowego z kościoła na cmentarz komunalny. Uczestników pogrzebu miały przewieść na cmentarz autokary, jednak okazało się to niemożliwe z powodu olbrzymiego, sześciotysięcznego tłumu, który zgromadził się pod świątynią. Do konduktu finalnie doszło, m.in. dzięki zdecydowanej postawie przewodniczącego mszy pogrzebowej – księdza Ireneusza Pawlaka, który ostatecznie dał sygnał na wymarsz żałobników spod kościoła. Nie mniej milicjanci, a także agenci SB, cały czas obserwowali pochód. 
 
Służba Bezpieczeństwa

Działalność Służby Bezpieczeństwa nie tylko była widoczna po śmierci księdza Różańskiego. Tak jak każdy kapłan katolicki w ówczesnej Polsce był inwigilowany przez aparat terroru, nienawidzący katolicyzm, a zwłaszcza duchowieństwo, w którym widział ostoję oraz kuźnię patriotyzmu i wiary. Wszelkimi metodami starano się nakłaniać księży do współpracy z bezpieką. I tak w przypadku księdza Różańskiego, przynajmniej od 1974 roku, kiedy to po powrocie z wyjazdu do Rzymu, esbecy, na zasadzie „marchewki i kija”, próbowali zwerbować go na tajnego współpracownika. Według Stanisławy Przezwickiej jej brat miał nigdy nie pójść na współpracę z SB. Z tego powodu został pozbawiony funkcji kapelana sieradzkiego szpitala, a w późniejszym czasie, ponoć  w trosce o niego, biskup Jan Zaręba przeniósł go do Konina. Nie otrzymał też wizy, dzięki której chciał odwiedzić swoją ciotkę – Zofię Chlebowską, mieszkającą wówczas  we Francji.

Funkcjonariusze próbowali go np. przekupić, a także skompromitować: zaaranżować spotkanie kobiety z kandydatem w jej domu, w czasie którego pracownik operacyjny wystąpi jako znajomy, kuzyn itp. Przebieg spotkania udokumentować  w postaci zapisu magnetofonowego, jak również rozważyć możliwość wykonania „zdjęć pamiątkowych”.

Esbekami i milicjantami nadzorującymi go w Sieradzu byli m.in.: sierż.  J. Borowiecki, ppor. Janusz Czekaj, ppłk. Henryk Józefiak, por. B. Marczykowski, kpt. Władysław Koper czy kpt. Jan Drzazga.

Po przeniesieniu się do Konina jego inwigilacją zajęła się konińska agentura,  a dokładniej Wydział IV KW MO, gdzie funkcjonariuszami byli m.in. Bogumił Wypychowski, Stefan Wesołowski, Andrzej Młynarczyk, Jan Michalski i Józef Nowaczewski vel Lewandowski, który w okresie przemian ustrojowych wyjechał  do Niemiec (nie został nigdy przesłuchany przez prokuraturę IPN, mimo prowadzonego śledztwa w sprawie wyjaśnienia okoliczności śmierci ks. Zdzisława). 

Ksiądz Różański, mimo wymierzonych w niego działań SB, pozostał nieugięty, dając od czasu do czasu komunistom „pstryczka w nos”. Komuniści odczuli to podczas Bożego Ciała z 14 czerwca 1979 roku, kiedy to zorganizował mobilny ołtarz przy Komitecie PZPR w Koninie. Rzekomo zdarzało mu się głosić w kazaniach krytyczne stwierdzenia względem „władzy ludowej”. O swoich spotkaniach z funkcjonariuszami SB opowiadał innym ludziom, co dla esbeków było czymś niedopuszczalnym. Ksiądz skwitował  to mówiąc do pewnego agenta, że jego tylko obowiązuje tajemnica spowiedzi. 

Warto wspomnieć o tym, że kilkadziesiąt lat po jego śmierci, dzięki kwerendom w IPN-ie odnaleziono dokumenty SB wskazujące, że na wikarego donosiło kilku księży „TW”. Nie udało się niestety znaleźć teczki prowadzonej przez konińską bezpiekę. Najpewniej została spalona. 

Do udziału w inwigilacji księdza SB próbowało zaangażować nie tylko księży. Jeden z członków zespołu „Dominikanie” – Roman Witczak zwierzył się Zdzisławowi Różańskiemu, że bezpieka próbuje go zmusić do współpracy. Kapłan był mu bardzo wdzięczny za tę informację. Umocnił go też do dalszego oporu stawianego komunistom.  

Czy jego nieugięta postawa oraz działalność duszpasterska wśród młodzieży spowodowały to, że 23 sierpnia 1979 roku odwiedził go „seryjny samobójca”?
 
Śledztwo IPN

Z dniem 1 sierpnia 2011 roku zostało wszczęte śledztwo w sprawie ustalenia morderców księdza Różańskiego, którzy przez nadzorującego to śledztwo prokuratora – Mirosława Więckowiaka, zostali określeni jako nieustaleni funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Śledztwo trwało cztery lata. Przesłuchano łącznie ponad dwudziestu świadków, lecz niestety nie wszystkie kluczowe osoby zostały przesłuchane,  tak jak funkcjonariusz Józef Nowaczewski vel Lewandowski czy Zdzisław Koziarski,  który, wyjechał za granicę. Ostatecznie śledztwo zakończyło się jego umorzeniem  z powodu braku jednoznacznych i niebudzących wątpliwości podstaw do stwierdzenia,  iż ks. Zbigniew Różański został zamordowany i że padł ofiarą przestępstwa. Stanisława Przezwicka nie zgodziła się z jego orzeczeniem. Sprawę skierowała do konińskiego sądu, który podtrzymał decyzję prokuratora Więckowiaka, wydając opinię, że jest to decyzja ostateczna.

Archiwum X Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie, do którego również zwróciła się Stanisława Przezwicka, stwierdziło, że sprawa uległa przedawnieniu.
 
Wizje Krzysztofa Jackowskiego

Stanisława Przezwicka, chwytając się wszelkich możliwości na rozwiązanie tajemnicy śmierci swojego brata, skorzystała z usług słynnego polskiego jasnowidza – Krzysztofa Jackowskiego. Choć, jak powszechnie wiadomo, jest to postać kontrowersyjna (tak samo jak jasnowidzenie, które potępiane jest przez Kościół Katolicki), to rezultaty jego pracy okazały się zaskakujące, a zarazem… dość trafne. Jackowski w dwóch listach do Stanisławy Przezwickiej stwierdził, że według niego ksiądz został otruty podczas snu eterem przez dwóch nieżyjących już sprawców – 47 latka i 25-26 latka, z czego ten ostatni miał mu przyłożyć do ust jakąś szmatkę nasączoną wspomnianą substancją. Sprawcy mieli pochodzić z Konina. Mieli też być członkami konińskiej Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej, choć, jak zaznaczył Jackowski, nie byli spokrewnieni. Mordercy mieli go również okraść. Starszy mężczyzna miał być związany z parafią i często przebywać u księdza Różańskiego. Miał mieć na imię Józef  i był też kolejarzem mieszkającym ze swoją żoną, dwójką synów i córką w czynszowej kamienicy na ulicy Kotłowej. Młodszy ze sprawców miał zginąć tragicznie w wypadku na motorze. W toku prowadzonego przez Stanisławę Przezwicką śledztwa, udało się dowiedzieć, że faktycznie na ulicy Kotłowej w Koninie żył niegdyś kolejarz Józef, który w roku śmierci jej brata miał mieć 47 lat, był żonaty i miał trójkę dzieci. Wizje
Jackowskiego nie okazały się jednak w 100 % prawdziwe, ponieważ płeć dzieci rzeczywistego Józefa nie zgadza się z tą przez niego przedstawioną w jednym z listów. Przezwickiej udało się ustalić również nazwisko tego kolejarza, jednak ze względu  na jego rodzinę oraz na to, że prokurator IPN-u nie wytypował podejrzanych, a sama relacja o nim pochodzi od jasnowidza – nie będę podawać jego nazwiska. 

W rozmowie ze mną Stanisława Przezwicka stwierdziła, że niedługo po śmierci jej brata jakiś funkcjonariusz miał zginąć w wypadku na motorze. Czy mogła to być  ta sama osoba, którą Jackowski wspomina w swoim liście?
 
Pamięć o ks. Zdzisławie Różańskim

Pomimo umorzenia śledztwa, braku wsparcia ze strony sądu, Archiwum X  czy niektórych krewnych, księży i znajomych księdza Różańskiego Stanisławie Przezwickiej udało się uczcić pamięć o zmarłym bracie dzięki swoim trzem książkom, opisującym jego życie: Przez liturgię do życia wiecznego, Byłem… i jestem z Wami. Śladami ks. Zdzisława Różańskiego oraz Ks. Zdzisław Różański we wspomnieniach,  a także filmowi: Byłem szafarzem i narzędziem Boga. Promocja książek miała miejsce  w Słupcy, Sieradzu, Złotowie i Koninie. Co ciekawe Stanisława Przezwicka uważa,  że sam Zdzisław Różański objawił się jej we śnie i podziękował za napisanie jego biografii. 

Dzieła te powstały m.in. dzięki wsparciu kilkudziesięciu osób, które postanowiły przesłać swoje wspomnienia o zmarłym kapłanie. Ci co go pamiętali opisywali go,  jako bardzo religijnego, mądrego, życzliwego, pomocnego, szczerego, kulturalnego, gościnnego, estetycznego, wrażliwego i odważnego duszpasterza, porywającego wielu swoimi kazaniami.

Księdza Różańskiego upamiętniły również Siostry Urszulanki, umieszczając  na podarowanym przez niego krzyżu małą tabliczkę z napisem: Krzyż ks. Mgr. Zdzisława Różańskiego dawnego kapelana Sióstr Urszulanek SJK w Sieradzu, zmarłego w Koninie dnia 23.08.1979 roku. Artykuł o jego życiu pojawił się w jednym z kwartalników historyczno - krajoznawczych Na Sieradzkich Szlakach. W 2013 roku w parafialnym kalendarzu parafii Maksymiliana Kolbe umieszczono jego wizerunek.

Stanisława Przezwicka, choć już nie wierzy w to, że uda się ustalić morderców  jej brata, ma nadzieję, że jego życiem zainteresują się w końcu polscy hierarchowie Kościoła Katolickiego, a on sam znajdzie się wśród błogosławionych i świętych męczenników, zamordowanych przez komunistów, tak jak ks. Jerzy Popiełuszko.   

Mam nadzieję, że pamięć o księdzu Różańskim odżyje w diecezji włocławskiej, zwłaszcza w Koninie i Sieradzu, wśród duchownych i zwykłych ludzi, a w parafii Maksymiliana Kolbe – pojawi się w końcu tablica upamiętniająca życie tak tragicznie zmarłego dobrego kapłana.

 

***

Jeśli są Państwo zainteresowani także innymi historiami dotyczącymi zbrodni komunistycznych, to zapraszam do przeczytania mojego poprzedniego artykułu, m.in. na stronie Ruchu Obrony Polaków: https://www.rop.org.pl/konin-zbrodnie-komunistyczne-i-powojenne-swiadectwa-wiary-mieszkancow-powiatu-koninskiego/ .


Źródła:

Niniejszy artykuł powstał na podstawie relacji ustnej siostry księdza Zdzisława Różańskiego – Stanisławy Przezwickiej, odtajnionej dokumentacji SB, dokumentacji ze śledztwa przeprowadzanego przez IPN
oraz książek: Byłem… i jestem z Wami. Śladami ks. Zdzisława Różańskiego i Ks. mgr. Zdzisław Różański we wspomnieniach.

Zdjęcia pochodzą z archiwum rodzinnego Stanisławy Przezwickiej. 
 

  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 1215
SilentiumUniversi

Silentium Universi

03.08.2025 01:44

Witam na NB i pozdrawiam. Bardzo cenne informacje
Łukasz Rewers

Łukasz Rewers

03.08.2025 22:52

Dodane przez SilentiumUniversi w odpowiedzi na Witam na MB i pozdrawiam.

Dobry wieczór. Ja również pozdrawiam i dziękuję.
sake3

sake2020

03.08.2025 15:42

Nie wiem czy jest jakaś publikacja zbiorcza dotycząca terroru wobec księży katolickich w ówczesnych czasach.Śmierci  księzy ,te wyjaśnione i te których wyjaśnienie już nie jest możliwe po latach, szykany i represje są przecież świadectwem, że to działo się naprawdę.
Łukasz Rewers

Łukasz Rewers

05.10.2025 12:39

Dodane przez sake3 w odpowiedzi na Nie wiem czy jest jakaś

Chyba tylko to jest: http://www.swzygmunt.knc…

Alina@Warszawa

Alina@Warszawa

05.10.2025 13:29

Dodane przez Łukasz Rewers w odpowiedzi na Chyba tylko to jest: http:/…

@Łukasz Rewers  Dzięki za link. To jest lista 4666 zakatowanych na śmierć, głównie KSIĘŻY, polskich KAPŁANÓW, którzy zostali powołani do wojska, i pełnili w nim posługę kapłańską.  Jest tam także członek mojej rodziny. Wśród ofiar są też wymienione siostry zakonne uwięzione w czasie wojny w obozach pracy i zamęczone w latach 50-tych. 

„BIAŁA KSIĘGA” Martyrologium duchowieństwa — Polska XX w. (lata 1914 – 1989) pełna lista 

Zostali ZAMORDOWANI przez różnych morderców w czasie II wojny światowej i niedługo po. Są podane narodowości zbrodniarzy, głownie Niemcy i Rosjanie. O dziwo pojawiają się tam też inne narodowości, również Żydzi! 

Jakoś mało o tym się mówi, że fizyczną likwidację kościoła katolickiego w Polsce rozpoczęli Niemcy i Rosja w 1939 roku, przez fizyczną likwidację osób duchownych, głownie księży. Usiłują ten swój "postęp" realizować także teraz, prowadzą jawną antykościelną propagandę. Likwidacja Polskiego Kościoła ułatwi im likwidację Polski i Polaków. 

Alina@Warszawa

Alina@Warszawa

03.08.2025 17:59

Tu ten sam tekst ze zdjęciami:
Łukasz Rewers: Tajemnica śmierci ks. Zdzisława Różańskiego
Łukasz Rewers

Łukasz Rewers

03.08.2025 22:53

Dodane przez Alina@Warszawa w odpowiedzi na Tu ten sam tekst ze zdjęciami

Zgadza się. Tam też opublikowałem mój artykuł. Pozdrawiam.
Tezeusz

Tezeusz

05.08.2025 08:06

Ciekawy materiał. Serdecznie witamy na NB. Pozdrawiam
Łukasz Rewers

Łukasz Rewers

05.10.2025 12:38

Dodane przez Tezeusz w odpowiedzi na Ciekawy materiał. Serdecznie

Dziękuję. Ja również pozdrawiam.

Łukasz Rewers
Nazwa bloga:
Prawda w oczy kole
Zawód:
mam
Miasto:
Konin

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 7
Liczba wyświetleń: 2,218
Liczba komentarzy: 21

Ostatnie wpisy blogera

  • Aby zrobić „kawę” musieliśmy przypalić i zagotować w wodzie skórkę od chleba i to była nasza „kawa”…
  • Zbrodnie niemieckie we Wschodniej Wielkopolsce
  • "W moim przekonaniu głęboka wiara rodziców spowodowała, że ks. Zdzisław żył…"

Moje ostatnie komentarze

  • Niestety... 
  • Oczywiście. Bardzo dziękuję.
  • To prawda

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Tajemnica śmierci ks. Zdzisława Różańskiego
  • Aby zrobić „kawę” musieliśmy przypalić i zagotować w wodzie skórkę od chleba i to była nasza „kawa”…
  • Zbrodnie komunistyczne i powojenne świadectwa wiary mieszkańców powiatu konińskiego

Ostatnio komentowane

  • sake2020, Nie wierzyłam kiedy starsza koleżanka z pracy wspominała chwilę kiedy z Syberii wrócili jej krewni i stanęli w przedpokoju. Nikt ich nawet nie poznał tak byli postarzali, a łachmany które pościagali…
  • Łukasz Rewers, Niestety... 
  • Łukasz Rewers, Oczywiście. Bardzo dziękuję.

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności