Jak odbudować to, co zostało rozkradzione
Po czterech kradzieżach, zaufania, wspólnoty, godności i nadziei, czas na rozmowę, której wielu w Polsce się boi. Rozmowę o naprawie. O reformie, która nie będzie pozorem. O odbudowie, która nie będzie powrotem do przeszłości, ale otwarciem czegoś nowego.
Bo nie chodzi już tylko o zmianę partii przy władzy. Chodzi o coś znacznie poważniejszego: o odzyskanie państwa.
Zacznijmy od fundamentów.
1. Jawność jako warunek zaufania
Korupcja nie zaczyna się od koperty. Zaczyna się od ciemności.
Jeśli obywatel nie wie, kto zarabia na publicznych pieniądzach, jeśli nie ma dostępu do umów, przetargów, grantów, kontraktów, to znaczy, że demokracja została wyłączona.
Dlatego pierwszym krokiem reformy musi być pełna jawność. Nie w deklaracjach, tylko w systemowych rozwiązaniach. W państwie nowoczesnym każde finansowanie z pieniędzy publicznych, niezależnie czy przez ministerstwo, samorząd, instytucję kultury, czy diecezję, musi być automatycznie i szczegółowo publikowane. Dostępne dla obywatela bez wniosków, bez czekania, bez sztucznych barier.
Jawność nie jest fanaberią. To fundament demokracji i pierwszy warunek odbudowy zaufania.
2. Odpowiedzialność jako koniec bezkarności
Przez ostatnie lata Polska była krajem, w którym można było zniszczyć instytucję, ukraść publiczne pieniądze, kłamać z mównicy sejmowej, i nic się nie działo.
Bezkarnie.
To musi się skończyć.
Naprawa państwa zaczyna się od końca bezkarności. Musi zostać stworzony system realnej odpowiedzialności politycznej, karnej i majątkowej. Publiczne środki nie mogą być wydawane w prywatnym interesie bez konsekwencji. Decyzje polityczne nie mogą prowadzić do rozkładu instytucji bez skutków.
Tu potrzebne są komisje śledcze, niezależna prokuratura, sądy wolne od politycznej ingerencji. Ale potrzebna jest też społeczna pamięć. Obywatelski rejestr win i zaniechań. Prawda musi zostać nazwana. I zapamiętana.
3. Uczestnictwo zamiast pozoru demokracji
Demokracja, w której obywatel głosuje raz na cztery lata i resztę czasu patrzy, jak wszystko dzieje się bez niego, to nie demokracja. To teatr partyjnych elit.
Dlatego naprawa musi oznaczać przesunięcie władzy, z góry na dół. Do ludzi. Do społeczności. Do obywateli.
To oznacza:
- realne budżety obywatelskie w każdej gminie, z istotnymi kwotami,
- obywatelskie inicjatywy ustawodawcze bez sztucznych progów i zamrażarek,
- referenda lokalne i ogólnopolskie z niskim progiem wejścia i realnym skutkiem,
- obowiązek konsultacji społecznych dla każdej większej zmiany w prawie.
Udział obywateli to nie utrudnienie dla państwa. To jego sens.
4. Media publiczne – odzyskać, a nie tylko “zreformować”
Jednym z największych aktów zawłaszczenia była kradzież mediów publicznych. Zamieniono je w partyjną tubę propagandową, która manipulowała faktami, niszczyła ludzi i dzieliła społeczeństwo.
Nie wystarczy “zdepolityzować”. Media publiczne trzeba odzyskać i zbudować na nowo. Potrzebujemy modelu, w którym:
- dziennikarze są chronieni przed wpływem polityków i urzędników,
- nadzór nad mediami sprawują ciała społeczne, nie partyjne rady,
- finansowanie jest gwarantowane, ale powiązane z jakością i misją, a nie lojalnością.
Media publiczne powinny być miejscem, w którym każdy obywatel czuje się reprezentowany, nie tylko większość.
5. Instytucje państwa – odbudowa, nie łatanie
Zniszczenie instytucji takich jak Trybunał Konstytucyjny, KRS, prokuratura czy służba cywilna to nie był tylko problem prawny. To był zamach na państwo.
Dlatego nie wystarczy „przywrócić stan sprzed 2015”. Tamten model też nie działał. Trzeba odbudować instytucje silne i niezależne, z odpornością na presję polityczną.
To znaczy:
- wybór sędziów i urzędników na podstawie jasnych kryteriów kompetencji i transparentności,
- kadencyjność i ograniczenia dla wszystkich stanowisk z władzą decyzyjną,
- stały obywatelski nadzór — monitoring społeczny, raporty, niezależne audyty.
Bez odbudowy instytucji państwo będzie tylko atrapą. A każda reforma, kolejnym spektaklem.
6. Państwo świeckie – nie wojna, tylko rozdział
Relacja państwa i Kościoła w Polsce to jeden z najbardziej zniszczonych obszarów. Zamieniono wiarę w instrument władzy. A Kościół, w narzędzie finansowe i polityczne.
To trzeba rozdzielić. Nie po to, by niszczyć religię, ale po to, by chronić i wiarę, i państwo.
To znaczy:
- pełna przejrzystość finansowania Kościoła ze środków publicznych,
- zniesienie przywilejów: funduszu kościelnego, specjalnych rent, ulg majątkowych,
- neutralność szkoły publicznej, religia poza godzinami lekcyjnymi, finansowana przez wspólnoty, nie budżet,
- świeckie instytucje: urzędy, ceremonie, prawo, bez języka i symboliki jednej religii.
Państwo świeckie to nie państwo antyreligijne. To państwo neutralne, które nie staje po żadnej stronie poza prawem.
Nie chodzi o rewanż. Chodzi o sprawiedliwość.
Wszystko to może brzmieć jak plan odwetu. Ale to nie o to chodzi. Chodzi o to, by państwo przestało być narzędziem grabieży. Byśmy wreszcie mieli instytucje, które działają dla dobra wspólnego, a nie dla wąskiej grupy.
To nie będzie łatwa droga. Wrogowie tej naprawy już się zbroją: medialnie, politycznie, finansowo. Ale trzeba to powiedzieć wprost:
Nie będzie Polski sprawiedliwej bez rozliczenia tych, którzy ją rozkradli.
Nie będzie odbudowy bez jawności, odpowiedzialności i udziału obywateli.
Nie będzie demokracji bez prawdy.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1981
To nie jest projekt naprawy państwa, to lista represyjnych fantazji oderwanych od rzeczywistości i prawa. Wzywasz do powołania zarządców komisarycznych w „mafijnych miastach”, do zsyłania ludzi do „skansenów” za orientację lub przeszłość zawodową, do delegalizacji partii i mediów za poglądy, to nie reforma, to autorytarny zamach na wolność i konstytucję.
Co więcej: chcesz wypowiedzenia unijnych traktatów, ograniczenia wolności słowa, wydalania ludzi za poglądy lub pochodzenie. To nie są postulaty polityczne, to prawna i moralna anarchia ubrana w narodowe hasła.
Piszesz, że liczysz na „rozliczenie obecnie rządzącej bandy”, ale sam nie widzisz, że 35 lat III RP to nie był układ jednych przeciwko drugim, ale wzajemna wymiana elit pasożytujących na państwie. I PiS, i KO, i postkomuniści, wszyscy karmili się tym samym systemem. Dlatego żaden z nich nie oczyści państwa, bo sam jest jego częścią.
Nie chodzi dziś o zemstę, ideologiczną czystkę czy tworzenie rezerwatów dla „innych”. Chodzi o napisanie nowych zasad gry, uczciwych, prostych, bez świętych krów i bez wrogów ludu. A to da się zrobić tylko z poziomu suwerena, nie z pozycji pałki.
Jeśli ktoś Ci obiecuje, że załatwi to przez przemoc, wypędzenia, zamykanie mediów i nagonki, to kłamie. I szykuje Ci kraj gorszy niż ten, który rzekomo chce naprawić.
Chcesz prawdziwej reformy? To wspólnie rozmontujmy system dłużny, zależność od międzynarodowych korporacji, fikcyjną demokrację opartą na kartelach partyjnych i rozbiór ideowy państwa między Kościół a antyklerykalną wendetę. Ale nie kosztem wolności, prawa i człowieczeństwa.
Bo Polska, którą budujemy, musi być sprawiedliwa, nie święta, nie „czysta”, nie ideologicznie sterylna, tylko sprawiedliwa i wolna.
Możemy mieć nadzieję, że przyszła władza, odmienna od tej obecnej, nim cokolwiek zrobi, na bazie obecnego prawa, naprawi to co obecna władza zrujnowała, przekraczając wszelkie granice prawa, szczególnie Konstytucję, na którą tak się powoływali, a już szczytem ich bezczelności jest, że na nią przysięgali.
Jak ten etap będzie spełniony, można rozmawiać o zmianie prawa w ten sposób, by komukolwiek nie przyszło do głowy stosować prawa, jak on, czy krzywoprzysięgli prawnicy je rozumieją i to nawet w stopniu zamachu stanu.
Kolejnym etapem praca nad zmianami Konstytucji zgodnej z Polską Racją Stanu, do tego zmiana zakresu zależności UE, prawo odmowy decyzji, która jest niekorzystna dla Polski i Polaków, potem możemy iść dalej.
Dlatego rzeczywiście: bez oczyszczenia struktur z krzywoprzysiężnych prawników, partyjnych funkcjonariuszy w togach, aparatczyków zasiadających w Trybunale Konstytucyjnym i prokuratorów na pasku, nie ma mowy o żadnym nowym otwarciu. Ale uwaga: nie chodzi o zemstę, tylko o rozliczenie, transparentne, zgodne z prawem, ale nieuchronne. Inaczej każdy kolejny rząd będzie działał z myślą: „można wszystko, byle potem wygrać kolejne wybory”.
Druga sprawa, zmiana Konstytucji. Tu pełna zgoda: potrzebujemy ustawy zasadniczej pisanej w duchu Polskiej Racji Stanu, a nie kalki z lat 90., która powstała w warunkach geopolitycznej ułudy i postkomunistycznych kompromisów. Dziś potrzebujemy Konstytucji, która:
jasno definiuje suwerenność państwa, jego relacje z organizacjami międzynarodowymi (w tym UE),
przywraca realną kontrolę obywatelską nad władzą wykonawczą i sądowniczą,
chroni wolność gospodarczą i osobistą bez wyjątku dla „interesu partii”,
i przede wszystkim: ustawia państwo jako służebne wobec obywatela, nie odwrotnie.
Zgoda także co do potrzeby redefinicji relacji z Unią Europejską. Polska nie może być tylko biernym wykonawcą rozporządzeń z Brukseli. Potrzebne są mechanizmy realnego sprzeciwu wobec decyzji jawnie sprzecznych z interesem narodowym – tak, nawet jeśli oznacza to tworzenie koalicji państw niezgadzających się z dominującą linią. UE powinna być wspólnotą równych, a nie hierarchicznym imperium.
Ale tu kluczowe zastrzeżenie: żadna z tych reform nie wydarzy się bez nowej klasy politycznej i społecznego przyzwolenia. A to oznacza długofalowe działanie, od odbudowy edukacji obywatelskiej, przez nowy model mediów publicznych, po przywrócenie zaufania do samego pojęcia „państwa”. Bez tego nawet najlepszy plan pozostanie kartką papieru.
Ale: to nie papiery są problemem. Problemem jest system, który nagradza pozory zamiast jakości. I dopóki nie zmienimy tego mechanizmu, żadna wymiana ludzi nie zadziała. Bo nowi szybko zostaną wchłonięci i przeuczeni, jak grać w tę samą grę, tylko pod innym szyldem.
Masz rację, że nie da się budować nowego państwa na starych kadrach bez weryfikacji. Tylko że weryfikacja nie może polegać na łapance i selekcji „po twarzy” czy „po znajomości z Kościołem/opozycją/TVN-em”. Trzeba stworzyć mechanizmy rzeczywistej odpowiedzialności za decyzje, finansowej, cywilnej, karnej i moralnej. I tak jak napisałem wcześniej: potrzebna jest reforma strukturalna, nie tylko instytucji, ale też zasad naboru, awansu i nadzoru.
Zgadzam się też, że obecna matura, egzaminy, procesy rekrutacji to często teatr powagi zbudowany na pustce, gdzie wszyscy udają, że sprawdzają kompetencje, a w rzeczywistości system tylko wytwarza kolejnych „certyfikowanych kretynów”, Twoje słowa, ale trafne. Tylko znowu, nie wystarczy to wyśmiać. Trzeba to zdemontować i zbudować nowy system selekcji i odpowiedzialności. I to się da zrobić, ale trzeba zacząć od zerwania z logiką podziału na swoich i obcych.
Bo w każdej partii, uczelni, szpitalu, sądzie czy urzędzie są ludzie uczciwi i zdolni, tylko nie mają dziś dojścia, bo patologia wypchnęła meritokrację. Czas to odwrócić. Dlatego nie proponuję kosmetyki, tylko fundamentalną zmianę: odpartyjnienie, przejrzystość, rozdzielenie wpływów lobbystycznych od stanowisk, otwarte konkursy z realną weryfikacją i bez immunitetów dla idiotyzmu.
A język? Też masz rację, przesadna poprawność, nadęcie, kazuistyka prawnicza i nowomowa medialna skutecznie zniechęcają ludzi do zabierania głosu. Ale wyjściem nie jest wrzask i memowe obelgi, tylko język prosty, klarowny, bez cenzury, ale z klasą. Król może być nagi, ale jak chcemy go rozebrać, to nie róbmy z siebie błaznów.
Tu nie chodzi o to, żeby „zniknęli wszyscy kretyni”. Tego się nie da zrobić. Chodzi o to, żeby nie byli więcej na stanowiskach decyzyjnych i nie decydowali o naszym życiu.
Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu,
...
Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka,
Spojrzał na te krzyczące i zapytał: Jaka?
...
Gdyby instynkt tak szeptał: wieczność jest istotą!
Nie nająłbyś hejterów za Rothschilda złoto.
...
Za to Europa w prochu powalona leży,
Że za Boga ginących tchórz uczył pacierzy
... 😉
No jeszcze jeden drobny problem. Gdyby nawet podjęto próbę reformowania państwa polskiego w ten sposób, to jak to przeprowadzić w sytuacji, gdy nasi politycy od prawa do lewa (w zasadzie powinienem napisać od lewa do lewa, bo prawica w naszym bantustanie jeszcze nie rządziła) oddali naszą suwerenność urzędasom z Brukseli? Wszak obowiązuje zasada wyższości prawa unijnego nad polskim, więc co - Bruksela będzie na ten proces patrzeć z założonymi rękoma? Nie sądzę.
Ale teraz najważniejsze: czy to oznacza, że plan naprawczy to utopia? Odpowiedź brzmi: tak – o ile oczekujemy, że ten plan zrealizuje obecny system polityczny. Tego się nie da naprawić „od środka”. To nie jest zepsute auto, to auto zaprojektowane tak, żeby się rozlatywało i żeby można było w nieskończoność fakturować naprawy.
Więc: realizacja takiego planu wymaga nowej siły. Nowego ruchu społecznego, politycznego i intelektualnego, który powstanie obok obecnych struktur, a nie z ich wnętrza. To nie musi być rewolucja z pochodniami, wystarczy masowe wycofanie społecznego przyzwolenia dla dotychczasowej fikcji. Musimy zrozumieć, że władza opiera się na zgodzie rządzonych. Przestaniemy udawać, że obecne wybory to demokracja, że to są „nasze” partie, „nasi” sędziowie, „nasze” media, i system zacznie się chwiać. Musimy wreszcie zrozumieć, że to my rozdajemy karty, że władza bez naszej legitymacji przestanie istnieć. Nauczmy się w końcu na błędach i skorzystajmy z demokracji. Nie dajmy im legitymacji!!!
Co do społeczeństwa ogłupionego pudelkiem, celebrytami i wojną plemion – zgoda. Ale nawet tu są symptomy przebudzenia. Zaufanie do wszystkich partii leci na łeb. Władze centralne i lokalne są wyszydzane. Polacy przestają się łudzić, że obecny układ „jakoś się ogarnie”. Oczywiście, większość wciąż nie wie, co zamiast. I tu wkracza potrzeba takiego planu, jak ten. Bo sama wściekłość bez kierunku nie prowadzi do naprawy, tylko do kolejnych populistów.
I wreszcie: Unia Europejska. Tak, to będzie przeszkoda. Bo każda próba odzyskania realnej suwerenności uderza w interesy Brukseli i Berlina. Ale nie jesteśmy bezbronni. Są mechanizmy prawne, są sojusze z państwami myślącymi podobnie (Węgry, Słowacja, częściowo Włochy). Nawet Unia nie może wiecznie tłamsić kraju, w którym obywatele masowo mówią: „dość”. Ale najpierw musimy mieć co im pokazać – gotowy plan, alternatywę, której nie da się zignorować.
Więc tak – to utopia. Ale tylko do momentu, w którym przestaniemy wierzyć, że „oni” to załatwią za nas.
Ale to nie znaczy, że nie ma ludzi, na których można dziś postawić. Są, nawet w istniejących partiach. Nie każdy, kto działa w ramach obecnych ugrupowań, jest automatycznie częścią układu. Niektórzy młodzi politycy, Grzegorz Płaczek z Konfederacji, Paulina Matysiak z Razem, Michał Woś czy Patryk Jaki z byłych środowisk Ziobry, to przykłady osób, które mimo różnych poglądów, mają cechy wspólne: niezależność, autentyzm i odwagę.
Oni są zbyt bezkompromisowi, by szybko „wkręcić się” w układ, ale zbyt niepokorni, by zdominować obecne szyldy. Dlatego nie chodzi o to, by nowy ruch całkowicie odciął się od partii, ale by wyciągnął z nich to, co wartościowe, i połączył z tym, co oddolne, obywatelskie, bezimienne.
Nie zbudujemy nowej siły na celebrytach ani wiecznych skoczkach partyjnych, ale też nie musimy tworzyć wszystkiego od zera. Trzeba zbudować mechanizm selekcji, w którym najpierw rozpoznajemy ludzi po ich działaniach, konsekwencji i odwadze – a dopiero potem pytamy, z jakiej są partii. Jeśli ktoś mówi rzeczy ważne, ale z lewej flanki, nie skreślamy go. Jeśli ktoś działa uczciwie w niszowej frakcji, warto dać mu przestrzeń.
Nowy ruch nie może być szyldem. To ma być platforma współpracy ludzi o różnych poglądach, ale wspólnych zasadach. Nie rozmyta ideologia, tylko konkretne minimum ustrojowe i etyczne, które musi być respektowane: niezależność Polski, przywrócenie prawa, likwidacja klientelizmu, silne instytucje, decentralizacja władzy, odbudowa wspólnoty.
Tak, trzeba uważać, żeby nie dali się podpiąć do tego kolejni cwaniacy z przeszłością. Ale to nie znaczy, że nie można zaufać nikomu. Trzeba zaufać rozsądnie, ostrożnie, na podstawie działań, nie deklaracji. Ludzie tacy jak Płaczek, Matysiak, Woś, Jaki – mogą być takimi punktami odniesienia. Jeśli dołączą do nich ci, którzy dziś są „poza sceną”, ale nie poza życiem publicznym, wtedy coś może się zrodzić.
To nie będzie łatwe. Ale jeśli mamy czekać aż wszyscy się wypalą, to wypalimy się razem z nimi.