Przypadkiem w ostatnim czasie dwa razy byłam w Ossowie - zawoziłam koleżanki by obejrzeć pomnik Sowieta, odsłonięty przez Pama Prezydęta 15 sierpnia 2010, w 4 miesiące po katastrofie smoleńskiej i w 90. rocznicę Cudu nad Wisłą.
Tam można się wyżywać, jeżeli kto chce czcić Sowietów.
Pusto, głucho, parę potłuczonych zniczy. Odczyszczony z czerwonej farby wylanej latem zeszłego roku i z napisu "nasi oprawcy" biały granit, bagnety usunięte, tylko ten napis wstrząsa za każdym razem: ku pamięci tych, co zginęli tu w 1920 roku, „idąc na Warszawę". Niezwykłe jest umiejscowienie pomnika, mało kto tam dotrze. Choć jest niby blisko. Od najbliższych domów jak beretem rzucić, pomnik rysuje się na wyciągnięcie ręki. Ale żeby dojść, trzeba iść serpentyną ponad kilometr i pokonać mostek nad kanałem melioracyjnym. Autem – dziki wertep, można połamać resory. Pustkowie, krowa nie zaryczy, ryba nie pluśnie. Z dala, z jakichś 800 metrów, dochodzą odgłosy turystów, zwiedzających pomnik kaplicę pamięci Polaków poległych w 1920 roku, pomnik gen. Hallera itd.
I tylko przykry jest widok prawosławnego, chrześcijańskiego w końcu krzyża, z całą świadomością narażonego przez organizatorów tego pomysłu na bezczeszczenie. To w końcu też Krzyż.

POZDRAWIAM SERDECZNIE!!! ironiczny anglosas
Pani była dwa razy w Ossowie przy tym pomniku "w ostatnim czasie", a mój znajomek wybierał się tam wczesną wiosną. Zrezygnował, gdy od miejscowych usłyszał:
- Panie... Tam, tam dopiero jak obeschnie. Teraz to tam nie dojdzie, nie dojedzie. Tam bagna, panie... [badania terenowe dowiodły, że miejscowi mówili prawdę]
Pozdrawiam
Pozdrawiam