Polska nie gra w tej samej lidze co USA, ale powinniśmy znać swoją wartość. Za „pierwszego Trumpa” dzięki z jednej strony postawieniu przez naszego prezydenta i nasz rząd na budzącego niechęć w UE Donalda Trumpa, ale też z drugiej strony z powodów od nas niezależnych : Brexitu i amerykańskiej konieczności znalezienia dla Waszyngtonu partnera „numer 1” w UE, którym stała się- zapełniając lukę po Londynie- Polska - mieliśmy świetne relacje z Białym Domem. Inna sprawa czy potrafiliśmy tę koniunkturę właściwie wykorzystać. Chyba jednak nie, bo w polskiej naturze nie leży, niestety, targowanie się z sojusznikami. Rzeczpospolita jest pod tym względem kuriozalnym wyjątkiem w świecie- a musi się to, w trosce o nasz interes narodowy, zmienić.
Stany Zjednoczone Ameryki są światowym mocarstwem „numer 1”. Polska raptem tylko- albo aż!- państwem „numer 1” w Europie Środkowo - Wschodniej i „nowej Unii”. A jednak mimo oczywistych dysproporcji polityczno- gospodarczo- militarno- demograficznych nasze relacje nie mogą wyglądać jak stosunki wasala z panem. Tak potrzebujemy Ameryki ,ale też ona potrzebuje nas- chociaż oczywiście „miej proporcje Mocium Panie”.
Waszyngton potrzebuje Warszawy szczególnie teraz, gdy zawiera dla wielu kontrowersyjny, a na pewno trudny i niepopularny „deal” z Rosją. Polska może okazać się głównym kandydatem do roli "przyzwoitki", ale wolałbym widzieć dla nas rolę gwaranta dla Starego Kontynentu, a zwłaszcza dla naszego, szczególnie doświadczonego przez najnowszą historię, regionu, iż porozumienie Waszyngton- Moskwa nie będzie układem ponad europejskimi głowami i wbrew interesom europejskich narodów. Dlatego ciesząc się z potrzebnej i ważnej- choć o jej długofalowych skutkach dopiero się przekonamy- wizyty nowego sekretarza obrony USA Petera Hegsetha nie uważam, że sam jej fakt był dla Polski, jak oznajmił wicepremier i szef MON Władysław Kosina-Kamysz „wielkim sukcesem”. Wolałbym mówić o obustronnych korzyściach i o wspólnym interesie a nie snuć narrację, że sam fakt przyjazdu do Polski ministra odpowiedzialnego za obronność kraju, który sprzedaje nam -nie daje !- sprzęt wojskowy za miliardy dolarów jest sam w sobie jakimś szczególnym wyróżnieniem. Odtrąbić sukces należy dopiero po tym jak pojawią się wymierne korzyści z tej wizyty dla polskiego bezpieczeństwa, polskiej armii, czy polskiego przemysłu zbrojeniowego.
A sprawiającemu sympatyczne wrażenie sekretarzowi obrony Hegsetowi, który wzbudził moją solidarność od momentu huraganowego ataku na niego ze strony amerykańskiego liberalno-lewicowego establishmentu, gdy tylko ogłoszono plan jego nominacji - życzę, aby odtąd wiedział (nauczył się), że jest w Polsce dużo amerykańskich żołnierzy. Mówię o tym nie bez kozery: gdy pierwszego dnia urzędowania nowego amerykańskiego ”ministra wojny” rozmawiał on z dziennikarzami w Pentagonie to wymijając miejsca, gdzie są bazy jego rodaków w mundurach wymienił Niemcy, a nie wymienił Polski. Wierzę, że tego wybryku już nie powtórzy...
*Artykuł ukazał się na portalu "Wprost"
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 833
Ale tak wyglądają i takie są.
Do wasala Niemiec jeszcze dużo brakuje choć wasalem gospodarczym już jesteśmy od dawna.
Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow stwierdził, że komunikacja ze stroną amerykańską była bardzo przydatna. „Nie tylko słuchaliśmy, ale także słyszeliśmy siebie nawzajem. „Wydaje się, że Amerykanie lepiej nas rozumieją” – zauważył minister spraw zagranicznych.
Fałszerstwa, spotkania i wojna
Oprócz ogólnych słów o determinacji w dążeniu do rozwoju wzajemnych relacji, padły także konkretne słowa. Najpierw ambasadorowie otrzymają wreszcie swoje agréments. „Zgodziliśmy się usunąć przeszkody, jakie administracja Bidena postawiła w zakresie pracy misji dyplomatycznych - niekończące się wydalenia naszych dyplomatów, na które byliśmy zmuszeni odpowiadać, konfiskaty majątku, ograniczenia dotyczące przelewów bankowych. Nasi deputowani spotkają się w najbliższym czasie, aby rozważyć zniesienie ograniczeń, nie skupiając się na konkretnym przejawie przeszkód, ale stosując podejście systemowe” – zaznaczył szef departamentu dyplomacji na konferencji prasowej.
Po drugie, okazało się, że plan rozwiązania konfliktu na Ukrainie, o którym trąbiła stacja Fox News, był mistyfikacją. „Zapytałem o to sekretarza stanu USA Marco Rubio, a on powiedział, że to fałszerstwo” – powiedział Ławrow.
Podkreślił, że działania Sojuszu Północnoatlantyckiego na terytorium Ukrainy nie odpowiadają Rosji w żadnych okolicznościach. „Prezydent Putin wielokrotnie podkreślał, że wchłonięcie Ukrainy przez NATO stanowi bezpośrednie zagrożenie dla naszej suwerenności. „Pojawienie się sił zbrojnych krajów NATO niczego w tej kwestii nie zmienia” – powiedział dziennikarzom szef rosyjskiego MSZ. (...)
Tak o dzisiejszych spotkaniach piszą w Rosji. U nas nikt nie przytaczał słów Ławrowa, jakby ich nie było. Jaka jest prawda i czy chłopcy przewidują jakieś działania wojenne na terytorium Polski - nie wiemy.
Przy okazji pomijany jest Zełenski w rozmowach o losach Ukrainy między Rosją a USA. Nikt nie mówi, że oba mocarstwa korzystają z tej okoliczności, że jest to prezydent "przeterminowany" i niejako samozwańczy, bo od kilku miesięcy powinien być wybrany nowy. Może i to jest sprawa do ustalenia na najbliższą przyszłość. Może nowy kandydat już jest ustalony?