Jak uniknąć zauroczenia potomstwa par homoseksualnych?

Jak uniknąć zauroczenia kazirodczego potomstwa par homoseksualnych?
 
Pewien obrotny, a wpływowy deweloper z Warszawy trafił w Wielkiej Brytanii na niewyczerpywalne źródło tanich samochodów, w miarę nowych i z małym przebiegiem. Ewentualny spory zysk obniżały, niestety, koszty przenosin układu kierowniczego z prawej na lewą stronę auta. Wprawdzie w ruchu prawostronnym można prowadzić brykę z prawego fotela, ale zmniejsza to zdecydowanie komfort jazdy.
Wiedziony wizją geszeftu życia obrotny handlarz postanowił pójść na całość. I stworzył lobby optujące za wprowadzeniem w Polsce ruchu lewostronnego. Argumentów za takim progresywnym rozwiązaniem dostarczyli spindoktorzy wprawieni w robieniu populacji wody z mózgu na polityczne, ideologiczne czy pseudo aksjologiczne zamówienie.
Ostatecznie jednak o tym czy deweloper zbije fortunę, miało rozstrzygnąć referendum. A sonda że jednoznacznie dowodziły, że ludzie nie życzą sobie takiej rewolucji. Ale biznesmen nie dawał za wygraną. I stworzył lobby antyreferendalne dowodzące, że o specjalistycznych zawiłościach inżynierii komunikacyjnej nie powinni decydować dyletanci, bo sam fakt jeżdżenia po sieci dróg krajowych i autostrad, tudzież po ulicach miast i miasteczek, nie czyni kierowców ekspertami.
Ku memu rozczarowaniu musiałem poniechać myśli o montypythonowskiej farsie, bo nim treatment: „Lewą gazu” nabrał rumieńców, skrzecząca pospolitość dała czadu i pomysł nadawał się jedynie na film obyczajowy. A w tym gatunku sprawdzają się raczej historie z życia wzięte, ma przykład związki partnerskie.

Ten enigmatyczny hasztag kryje wielkie pokłady ekwilibrystyki erystycznej opiewającej zalety małżeństw homoseksualnych. To oczywiście skrót myślowy, bo aktywiści LGBTitd i progresywne elyty unikają jak ognia określenia małżeństwo. Spróbuję enumeratywnie wypunktować argumenty przemawiające, zdaniem entuzjastów, za związkami partnerskimi.
Po pierwsze, niemal cały cywilizowany świat zaakceptował już takie związki. Ba, w Wielkiej Brytanii klepnęli je torysi. Po drugie, nikomu nie wolno odmawiać prawa do szczęścia. Po trzecie, prawo powinno być równe dla wszystkich. Tymczasem, po czwarte, pary żyjące w  związkach nieformalnych są poz bawione wielu przywilejów stadeł z papierami uprawniającymi do wspólnego życia. Po piąte, wbrew insynuacjom cieknącym z kruchty, we Francji na przykład ponad 80 procent par w związkach partnerskich, to heterycy. Po szóste wreszcie, w rodzinach jednopłciowych patologicznych zachowań jest znacznie mniej niż w tak zwanych tradycyjnych. Nie prezentuję tej wyliczanki, by polemizować z jej tezami, chociaż korci mnie obśmianie apoteozy związków homoseksualnych czy modernistycznego szpanu chrześcijańskiej demokracji, takiej szynki w koszernym barze udającej łososia. Pragnę natomiast zwrócić uwagę na zachowawczy charakter całego przedsięwzięcia.
Otóż agitatorzy stawiają w jego centrum debel osób ludzkich. A co z bardziej złożonymi formami związków pod symbolicznym patronatem trzech budrysów, chłopców z Placu Broni, Alibaby i czterdziestu rozbójników, dziewcząt z Nowolipek czy panien z Wilka? Co z narazie kontrowersyjnym, acz bezkompromisowym w dążeniu do doskonałości, modelem czterech pancernych i psa, trzech panów w łódce, nie licząc psa, z powieści Jerome K. Jeromego, aż po wszechogarniającą wizję Adolfa Dygasińskiego, wilków, psów i ludzi?

Na marginesie dodam, że rozbudowa ne struktury heteroseksualne nie dostarczają tylu okazji do rozważań egzystencjalnych, gdyż nawet te najbardziej awangardowe, swingerskie, mieszczą się we Fredrowskim zbiorze dam i huzarów.
Wracając do meritum, jeśli związki partnerskie, mimo żądań równościowych ze ślubną fetą, są ze swej istoty liberalną reakcją na okowy stadeł sakramentalnych, wyznaniowo, lub cywilnie, to dlaczego mają być dożywotnie? Prawo pracy podpowiada na przykład okresy próbne, staże, półetaty, umowy o dzieło, tu zaświntuszę, z dodatkiem za nocną zmianę. Zaś obyczaj zna turnusowe za uroczenia na wczasach, szkółki niedzielne, niedzielnych malarzy i kierowców… Dla uniknięcia skojarzeń religijnych, również z piątkiem i sobotą, mogłyby to być związki wtorkowe. Natomiast piątki pełniłyby rolę tęczowych narzeczeństw.
Odnoszę także wrażenie, że aktywiści LGBTitd. nie do końca przeanalizowali sytuację dzieci w deblach po pełnej akceptacji progresywnych struktur podstawowych komórek społecznych. Myślę przede wszystkim o wspólnych pociechach takich par, a nie o ich biologicznych latoroślach poczętych tradycyjnie w zamęcie labilności seksualnej, w zauroczeniu heteroseksualnym, lub o pociechach adoptowanych.
I tak geje pragnący wyprodukować osobę ludzką, musieliby korzystać z usług kobiet zrzekających się w kontrakcie praw do swego biologicznego dziecka i do wymazania go z pamięci. A już Mickiewicz kwestionował taką możliwość. „precz z mej pamięci! Nie, tego rozkazu moja i twoja panięć nie posłucha.” Coś w tym jest, bo nawet surogatki, czyli damy wynajmujące swe macice cudzym zygotom, po porodzie odczuwają tak silny instynkt macierzyński, że walczą o prawa do przywłaszczenia, wróć, do adopcji noworodka.

Z drugiej strony nie sposób także wykluczyć, że usługodawczynie z chęci zysku nie poprzestawałyby na kontrakcie z jednym klientem, co przy zachowaniu absolutnej dyskrecji mogłoby niekiedy przynosić opłakane konsekwencje. Myśl rozwinę poniżej.
Lesbijki z kolei musiałyby fundnąć sobie porcję plemników. Niby w inżynierii eugenicznej, zwanej In vitro, to żadne mecyje, ale nie do końca. Bowiem, nomen, omen, rodzi się pytanie Czy tabliczka znamionowa, nowoczesny odpowiednik metryki, wygenerowanej tym sposobem osoby ludzkiej nie musiałaby zawierać danych obydwojga producentów? Na przykład: macicodawczyni Anna Pryk, nasieniodawca nieznany.
Raczej nie. Bo gdyby kaprysem losu tak poczęta osoba okazała się heteroseksualna i zechciała w przyszłości spłodzić potomstwo archaicznym sposobem na misjonarza z osobą płci odmiennej, również dysponującą wyłącznie tabliczką znamionową, to nie wykluczone, że współproducentem pary mógłby być ten sam dawca. I konflikt serologiczny wywołany nieuświadamianym kazirodztwem przyrodniego rodzeństwa położyłby kres ich szczęściu.
Zatem dla uniknięcia takiej sytuacji producent musiałby mieć personalia, no, tożsamość typu pesel, na przykład: DN 69/XJ-23, gdzie DN oznaczałoby: Dystrybutor Nasienia.

Tu wstrzymam wodze, liczę, że wciąż fantasmagorii. I nie pospekuluję na temat istot hybrydowych, , amorficznych, z domieszką krwi naszych braci mniejszych, wilkołaków, centaurów, syren, elfów, krasnoludów, hobbitów, ogrów i niektórych polityków.
Tyle o fundamentalnych projektach lewicy. Wszak ku memu zaskoczeniu, jak gdyby na drugą nóżkę, awangarda progresu proponuje uczynić wigilię Bożego Narodzenia dniem wolnym od pracy. Ale opór stawiają Pracodawcy RP. Jeśli najmą mnie na lobbystę, będę przypominał, że praca uszlachetnia i niegdyś uczłowieczyła małpę. Zaś z obserwacji antropologiczno-socjologicznych wynika, że ów proces powinien być kontynuowany. No to: „hej ho, hej, ho…”, jak śpiewają krasnoludki.
Na koniec, jak ostatnio często mi się to zdarza, dorzucę zabawny przyczynek do ofensywy feminatywnej. Onegdaj wysłuchałem w zaciekle propagandowym radiowęźle dla elyty 3 RP, a dla mnie zasobnym źródle medialnej groteski, rozmowy gwiazdy tej stacji, weteranki frontu indoktrynacyjnego, mniejsza o nazwisko, z Katarzyną Kotulą, szefową resortu bodaj równości, a może braterstwa, wróć, siostrzeństwa. Od początku do końca tego dialogu pracownica radiowęzła zwracała się do gościni per pani ministro. Natomiast ta twardo obstawała przy formie: pani redaktor, a o sobie bez zająknięcia mówiła, że jest ministrem. I ta wymiana zdań miała w sobie coś z kolorytu rozmowy gęsi z prosięciem. Dla jasności dodam, że to porównanie nie jest inwektywą, lecz idiomem.
 
Sekator
 
Ps.

- Dlaczego księdza Michała Olszewskiego przedstawiano we wszystkich mediach pełnym nazwiskiem, tylko w tych zblatowanych z reżymem, zwłaszcza w amerykańskim telebimie PO, stacji TVN 24, nazywano go Michałem O.? - pyta mój komputer.
- By podkreślić, zaakcentować, że to, wedle kryteriów ministra Adama B., przestępca - wyjaśniam Eustachemu, który tak czy owak nie ma nazwiska.
 
 
 
 



Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Tomaszek

01-11-2024 [22:59] - Tomaszek | Link:

Tak jakoś pozazdrościli ludziom i w miejsce ślubu chcą brać nieślub . W końcu dzieci nieślubne będą nieślubne urzędowo . Ordnung muss sein . A jazda pod prąd będzie wyrazem różnorodności komunikacyjnej . 
 

Obrazek użytkownika u2

02-11-2024 [07:55] - u2 | Link:

"źródło tanich samochodów"

Z tego co się orientuję, to w UK tanie samochody to z kierownicą po lewej stronie, a nie po prawej. W UK samochody są tańsze, bo nie ma tych zaporowych ceł i marż. Podobnie na sąsiedniej Litwie :-)

Obrazek użytkownika Zofia

02-11-2024 [08:15] - Zofia | Link:

Świetny tekst. Mnie nurtuje jedna myśl - kiedy i co odczłowieczyło Człowieka. Komputeryzacja, hasła "róbta co chceta", umysłowo chorzy ludzie w edukacji młodego pokolenia czy wszechobecny dobrobyt. Jakieś przyczyny wariactwa tych czasów muszą być!