Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Prokurator B. ma rację, mamy w Polsce demokrację!
Wysłane przez Sekator w 20-09-2024 [07:58]
W minioną sobotę wiecem pod Ministerstwem Sprawiedliwości przypomniała o sobie opozycja. Tylko dwie stacje telewizyjne, „Republika” i „Trwam” przekazywały na żywo obraz demonstracji, solidnej, żeby nie napisać solennej, z hymnem i Rotą, ze zgrabnymi hasłami piętnującymi patowładzę, lecz bez scenariuszowych fajerwerków.
Mnie zabrakło budzącej wspomnienia z 8 marca 1968 roku piosenki z jeszcze starszym rodowodem: „Pan prokurator ma rację, mamy w Polsce demokrację”. Pasowałaby jak ulał do śmiałych poczynań Adama Bodnarenki, wróć, Bodnara. Tak czy owak, ważne, że prawica powoli zwiera szyki.
Nim jednak do butnej koalicji 13 grudnia dotarł choćby cień refleksji, że żadna władza nie trwa wiecznie, w środowy poranek niewyspany progres strzelał korkami od szampana. Bowiem wedle fokusowego przepytania garstki widzów przez najbardziej obiektywną w kosmosie stację telewizyjną CNN, Kamila Harris zdruzgotała w debacie przed listopadowymi wyborami prezydenckimi w USA Donalda Trumpa.
Super fanką kandydatki była w tym starciu Taylor Swift, jak sama siebie nazwała, bezdzietna kociara, co stanowiło ironiczny komentarz do sugerowanego przez republikanów genotypu feministek, zwolenniczek Partii Demokratycznej. Przyznam, że mimo łatwych do memowania skojarzeń, nigdy nie spotkałem podobnego określenia na polskim gruncie.
Gdy niedawno w Warszawie ta światowa gwiazda popu, Madonna, Presley, Doda i Zenek Martyniuk w jednym, wystąpiła ciurkiem na trzech koncertach przed publicznością wypełniającą po kokardę Stadion Narodowy, zacząłem wierzyć w jej polityczną moc sprawczą. Ale eksperci twierdzą, że ponieważ niemal cały amerykański show-biznes popiera demokratów, to ponad standardowe zaangażowanie panny Taylor niewiele zmieni.
Co innego uznanie dla Trumpa samego Elona Muska, bo jego wpływ na media społecznościowe jest nie do przecenienia. I ten właśnie wizjoner stwierdził, że gdyby Kamila Harris została prezydentem, ludzie nigdy nie wylądowaliby na Marsie.
U nas na razie aspiracje na fotel po Andrzeju Dudzie zgłosił jedynie konfederata Sławomir Mencel. Zaś wolne media, zgodnie z dyrektywą Donalda Tuska, odradzają taki krok Szymonowi Hołowni i całej reszcie koalicyjnych blotek z poza platformerskiej triady dżokerów: Tusk, Trzaskowski, Sikorski. PiS wciąż twardo trzyma karty przy orderach. I trudno dociec czy zawistuje Asem czy Waletem.
Dlaczego trudno? Przecież jeśli boss koalicji 13 grudnia zdecydowanie postawi na Akcję Bezpośrednią, wróć, na Demokrację Walczącą, w skrócie demolkrację, to rezultat głosowania, a ściślej wyborów, już dziś jest oczywistyl. Wygra najlepszy!
Tu przypomnę, że filozoficzną koncepcję demokracji walczącej, czyli zwalczania totalitaryzmów metodami konstytucyjnymi, wymyślił Karl Loewenstein
do walki z reżymem Hitlera. Widać zatem jasno, że szermowanie analogiami między sytuacją polityczną nad Wisłą w roku 2024, a atmosferą w Trzeciej Rzeszy zadomowiło się na wicher w naszej skrzeczącej pospolitości. Sieg heill!
A propos fokusów, sondaży i wyborów, wspomnę, że od dawna zachodzę w głowę, czemu lewica jak diabeł święconej wody, że przywołam adekwatny idiom, obawia się referendum w sprawie aborcji? Bo argumentacyjny bełkocik o pryncypiach światopoglądowych, w lewackim wolapiku zwanych reprodukcyjnymi, które nie podlegają takim procedurom, zatrąca obłudą na kilometr, a może i na pięć. Jednocześnie bowiem wojujące aborcjonistki w dyskusjach o unicestwianiu przed narodzeniem życia człowieka poczętego, wymachują danymi z przepytywania respondentów sondażowni, wspierającymi ponoć ich racje. Socjologiczna próba tysiąca ankietowanych kontra powszechne referendum… Ciekawa hierarchia.
Chociaż z drugiej strony, z ekonomicznego punktu widzenia zastąpienie wszelkich wyborów sondażami, przyniosłoby wymierne korzyści, nie tylko finansowe, między innymi likwidację zgranego kolektywu państwowej Komisji Wyborczej. Tropicielom wątków insynuacyjnych wyjaśniam, że określenia zgrany używam w znaczeniu sportowym, jako perfekcyjny, czego nie sposób napisać na przykład o naszej reprezentacji piłkarskiej.
Zatem, gdyby zgodnie z zaproponowaną przeze mnie ordynacją, sondażownie zadały dziś pytanie zaczynające się od standardowej frazy: „jeśli wybory odbyłyby się jutro” i wynik byłby korzystny dla pstrokatej koalicji, wystarczyłoby po jutrze zapytać ankietowanych czy życzą sobie właśnie nowego, starego, rozdania w parlamencie. I gra gitara, jak zwykł był mawiać Ferdynand Kiepski. Podobny proceder, wróć, identyczna procedura obowiązywałaby także przy wyborze Donalda Tuska, wróć, prezydenta.
Malkontentom usiłującym podważać akuratność mojego pomysłu radzę, by przeanalizowali, że zażartuję, prawne koncepcje prokuratora Bodnara, z wziętym z kanonu chrześcijańskiego żalem za grzechy i mocnym postanowieniem poprawy.
Ja tu sobie dworuję z filarów patowładzy, a tu główny maszt tej konstrukcji wyrasta na twardziela stającego okoniem osamotnionemu politycznie, wróć, samemu kanclerzowi Niemiec. I zdecydowanie protestuje przeciw kontrolom na naszej zachodniej granicy. I chyba dlatego nie stawi się w Berlinie, by z rąk Olafa Scholza odebrać nagrodę za walkę o demokrację. Formalności załatwi Adam Bodnar ze swym niemieckim odpowiednikiem. Szkoda, że uroczystość w stolicy kraju, którego naród ma we krwi umiłowanie pokoju, nie odbędzie się na najwyższym szczeblu.
A pisząc serio, należy liderowi KOPO pogratulować piarowskiego prężenia bicepsów. Bo zamieszanie na Odrze i Nysie oraz na pozostałych rubieżach Bundesrepubliki skończy się zapewne za kilka tygodni, po lokalnych wyborach w tym kraju, a premier kulturysta może zyskać w oczach części labilnego elektoratu spoza liberalnej bańki czy raczej zlewni.
Premier korzysta zresztą ze znacznie bogatszego repertuaru piarowskich umizgów. Ot, dla przykładu, zwolenników szlachetnej sztuki cyrkowej próbował niedawno zjednać żonglowaniem kontrasygnatą w niezbyt istotnej sprawie. Najpierw złożył swoją parafkę obok podpisu prezydenta, potem ją wygumkował… Ale w tej politycznej rozgrywce, podobnie jak w teleturnieju „Jeden z dziesięciu”, liczy się pierwsza odpowiedź. Co ja plotę?! Jurystyczni talmudyści dowodzą, że ostatnia.
A już medialna odsłona zaangażowania elyt władzy w akcję przeciwpowodziową to istny piarowy cymes. I wcale nie piszę tego złośliwie, tylko z podziwem. Jedynie podświadomie czekam na analizę błędów, zaniechań i niedociągnięć organizacyjnych, strukturalnych i każdych innych, które, nomen, omen, pogłębiły skutki kataklizmu. Ciekawe kogo nowy reżym obarczy winą? Ponieważ ulewy nie ustają, na wszelki wypadek zaczynam budować arkę, no, tratwę.
Sekator
Ps.
- A co sądzisz o Czarneckim? - pyta mój komputer.
- Stefanie? Upewniam się.
- Tamten to był Czarniecki, A mnie chodzi o zięcia polskiego kosmonauty - doprecyzowuje Eustachy.
- Chyba słusznie został zredukowany publicznie do Ryszarda C. - rzucam refleksyjnie.
Komentarze
19-09-2024 [20:25] - NASZ_HENRY | Link: NIE
Chyba NIE słusznie został zredukowany publicznie do Ryszarda C. - podpowiadam refleksyjnie Eustachemu 😉
19-09-2024 [20:31] - u2 | Link: ***uznanie dla Trumpa samego
***uznanie dla Trumpa samego Elona Muska***
Jeden oligarcha wspiera drugiego oligarchę. Przeciętny Amerykanin może woleć 60-letnią bezdzietną Kłamalę, wspieraną przez bezdzietną kociarę i cały szoł-biznes, który w USA jest potęgą.
Na podobnej zasadzie w Bolanda agit-prop jest realizowany przez wrzutki celebrytów, którzy wstydzą się Polski, obleśnych Polek i obleśnych Polaków i są prawdziwymi światowcami, kosmopolitami-antypisowcami :-)
PS. Przyznaję bez wstydu, że nie słyszałem ani jednego kawałka tej bezdzietnej kociary, więc nie wypowiadam się o zdolnościach muzycznych tej bezdzietnej kociary. Znacie choć jeden jej dobry kawałek? :-)
19-09-2024 [21:05] - Edeldreda z Ely | Link: A ja dzisiaj natknęłam się na
A ja dzisiaj natknęłam się na taki artykuł:
https://www.salon24.pl/u/qqc19...
20-09-2024 [09:03] - u2 | Link: Lewackie brednie:
Lewackie brednie:
***krainy wiecznej szczęśliwości, bez żadnej własności i wszystkich nieszczęść przez nią niesionych. Zwłaszcza, że zapanujemy nad klimatem i będziemy go mogli kształtować regulując "emisje".***
Takie Imagine Johna Lennona i globalne ocipienie Gretynek :-)