Elyty III RP na tropach ruskiej agentury w szeregach PiS

Z czasów sielskiego dzieciństwa pamiętam taką zagadkę: co to jest, wielkie jak słoń, wygląda jak słoń, a nic nie waży? Odpowiedź brzmiała oczywiście: cień. Dziś, gdy zbliżam się do kresu wieku męskiego, z niezamkniętym jeszcze bilansem sukcesów i klęsk, skrzecząca pospolitość weryfikuje tamto rozwiązanie. Bo są także cienie ciężkie niczym śmierć. I na Polskę pada od wieków właśnie taka złowieszcza pomroka, długi, przygniatający cień, widmo imperialnej Rosji.
Teraz muszę wzmóc baczenie, by moich refleksji tropiciele wszelakich symptomów antypolskiej dywersji, nie uznali za prorosyjską działalność agenturalną. Ostatnio bowiem szpiegowskie sejsmografy zaliczyły w poczet agentów wpływu… I już na starcie nadepnąłem na minę. W poczet to można zaliczyć naszych królów, zaś zdrajców wyłącznie do szemranej ferajny. Ale ad rem.
Zdaniem najczujniejszych z czujnych, za agentów wpływu mogą uchodzić już nie tylko euroscetpycy, nacjonaliści, zmanipulowane przez ojca Ryzyka mohery czy przeciwnicy zielonego ładu i w ogóle cała pisowska swołocz, którą Donald Tusk raczył był zdemaskować jako PZPR(płatnych zdrajców, pachołków Rosji), lecz także na przykład przeciwnicy posyłania do szkoły sześciolatków, mnożenia płci, zapłodnienia In vitro czy propagatorzy homeopatii.
Owa szpiegomania nie zmienia faktu, że wraz ze wzrostem napięcia między wolnym światem a wschodnią barbarią, rośnie w siłę rosyjska agentura, świadoma praktycznej bezkarności, gdyż w najgorszym przypadku zdrajcom grozi kilka lat odsiadki. A szpiegów i dywersantów można rekrutować na pęczki choćby pośród setek tysięcy Ukraińców. Nasz wywiad jest w znacznie gorszej sytuacji, bo zdemaskowanym na Wschodzie szpionom grozi pogrzebanie żywcem, vide „Akwarium” Suworowa.
I tak egzystencjalna obawa przed enigmą najbliższej przyszłości potwornieje w atawistyczną grozę przed unicestwieniem. Stratedzy szacują ile lat dzieli nas od wojny na naszym terytorium. Rząd zapowiedział budowę potężnych fortyfikacji na wschodniej granicy. I pomny zapewne blamażu Francuzów na Linii Maginota, zabiega o gwarancje Litwy, Łotwy i Estonii, że one także umocnią rubieże wilczymi dołami, zaporami przeciwczołgowymi, polami minowymi i bagienną naturą. Militarni dżentelmeni zapewniają wszak, że pola minowe zostaną uaktywnione jedynie w przypadku agresji na kraje sojuszu atlantyckiego. I być może wówczas NATO zezwoli Ukraińcom atakować zachodnimi rakietami cele w głębi Rosji. Bo międzynarodowe konwencje to rzecz święta.
Moim zdaniem cała ta defensywna strategia sprzyja Putinowi. Kreml od dawna ma niemal pewność, że atak sił NATO mu nie zagraża. I może spokojnie planować marsz ku Atlantykowi. Faktycznie, w skali globalnej równowaga sił sprawdza się od końca Drugiej Wojny Światowej. Jednak gdy Putinowi i Xi Jinpingowi troska o spokój na granicach nie spędza snu z powiek, natowskie siły szybkiego reagowania muszą trwać w ciągłym pogotowiu. A i tak w godzinie próby przedpola zachodniego świata staną w płomieniach. Pytanie czy Warszawa jest przedpolem, wydaje się retoryczne.
Przez chwilę zamarły mi palce nad klawiaturą. Czy ja przypadkiem nie sieję defetyzmu? A tym między innymi parają się agenci wpływu. Ale trudno. Co zacząłem, skończyć muszę. Uważam zatem, że jeśli zdecydowana przewaga militarna i gospodarcza potęga Zachodu są w stanie położyć Rosję na łopatki, to trzeba uderzyć z całą mocą, póki potwór drzemie.
Oczywiście ten skrót myślowy wymaga rozwinięcia. Na przykład jak sprawić, by Chiny przekształciły się z dominującego alianta Rosji w absolutnie samodzielną siłę, zdystansowaną zarówno wobec Waszyngtonu, jak i Moskwy. Albo jak, najpierw obudzić, a potem skłonić do współpracy miliard Hindusów, z których niegdyś wywodzili się Sipajowie, najbitniejsi wojownicy w służbie imperium brytyjskiego? I jak zminimalizować, a najlepiej wykluczyć putinowską groźbę rozpętania atomowego piekła. Jednak i tak najtrudniej byłoby wykorzenić rusofilstwo z takich dajmy na to Francuzów nadających swym dzieciom imiona, że zanucę: Iwan, Natasza, Borys i Sasza… O ludach bałkańskich nawet nie warto wspominać.
Snuję fantasmagorie małego Jasia po dużym piwie? Być może. Ale historia doktryn wojennych zna nie takie ekwilibrystyczne pomysły. W dodatku prorocy i prorocki(prorokinie?, prorokinki?) usiłując wyjść z, nomen, omen, cienia Nostradamusa, wieszczą zbliżającą się Apokalipsę. Pocieszam się tylko, że gdy zapukałem do drzwi pewnego wizjonera, na których wisiała tabliczka: „Jasnowidz”, z wnętrza padło pytanie: kto tam.
Wystarczy już biadolenia o perspektywie makabry, zwłaszcza, że bieżączka pulsuje groteską i farsą, których przesyt też zresztą wywołuje emocjonalną niestrawność. Dosyć mam więc zaśmiewania się z komicznego pars pro toto, czyli spektakli komisji śledczych, kwintesencji bylejakości agresywnego, wróć, progresywnego reżymu w tyleż komicznych, co niestrawnych pigułkach.
Niestety, przy moim żółwim tempie rozkminania bieżączki, jestem bez szans w polemicznej szermierce na wszelkie gatunki erystycznego oręża, od rzeczowych argumentów, po insynuacje i fejkniusy. Dlatego, nie siląc się na pionierskie zwischenrufy, świadomie, choć bez satysfakcji, dosypuję obroku do żłobu przemiędlonych na sieczkę w kółko tych samych treści, głoszonych przez najwybitniejszych arbitrów modernistycznej aksjologii. Na przykład taki Leszek Miller, nosilszczyk czemodanów z kremlowskim hajsem, potrafiłby zapewne w roli Katona oszukać każdy wariograf.
Wokół wirują przeżuwane po stokroć publicystyczne plewy. Czy Fundusz Sprawiedliwości był lewą kasą dla gangu Ziobry? Czy Obajtek poprosi o azyl na Węgrzech? Czy Szmydt został wydelegowany na Białoruś przez Macierewicza? Czy jakiś sędzia dysponuje nagraniem ostatniej rozmowy braci Kaczyńskich w trakcie lotu do Smoleńska? Czy prezydent Duda odpowie przed Trybunałem Stanu za swe haniebne decyzje? Ostatnio na przykład zawetował ustawę o języku śląskim.
Nawiasem pisząc nie wiem czy powoływanie się w tej materii na profesora Miodka, który również uważa śląski wyłącznie za dialekt, jest w dobrym tonie? Bo pamiętam dowcip z czasów demaskowania tajnych współpracowników SB. ”Mogę zrozumieć, duma Kubuś Puchatek, że donosił Tygrysek, kablował Prosiaczek, kapowała Kangurzyca, ale żeby miodek?”.
Lecz mimo kompleksów autsajdera, pociesza mnie świadomość, że czasami udaje mi się rozwinąć oryginalny, a przynajmniej niewyeksploatowany do imentu, wątek. Taki właśnie dostrzegam w swarach elyt III RP o jedną z regulacji, że zażartuję, naprawiających praworządność w nadwiślańskim landzie.
Myślę o ustawie dotyczącej Krajowej Rady Sądownictwa. Ponieważ prezydent słusznie zagroził, że nie podpisze żadnego gniota dyskryminującego sędziów zwanych przez nadzwyczajną kastę neosędziami, senat zdecydował się na kompromis i wprowadził poprawkę przyznającą neosędziom wszelkie prawa czynne i bierne w wyborach do KRS. I z powodu wściekłej reakcji nastojaszczych togomitów zrzeszonych w progresywnych konwentyklach, ustawa utknęła w sejmie. Pstrokata koalicja po cichu zlicza głosy i deliberuje czy odrzucić poprawkę senacką.
Aktyw unijnych sędziów, którzy niejako z przestarzałego rozdania są także sędziami polskimi, ma pełne gęby frazesów o niezawisłości, niezależności, etyce prawniczej i wierności konstytucji. A moim zdaniem prowodyrzy rewolty w królestwie Temidy drżą przed widmem marginalizacji. Bo stanowią garstkę zideologizowanych pieniaczy pośród większości normalnych sędziów. Ba, znaczny odsetek tej większości to właśnie neosędziowie. Na razie funkcjonują w środowisku jako wolne elektrony. Ale gdy zewrą szeregi, mogą obsadzić wszystkie miejsca w KRS i to zgodnie z prawem UE.
Pssyt! Rozczarowany własną naiwnością, gaszę utopijną iskierkę optymizmu. Już tam minister
Adam Bodnar, wzorzec prawniczej praworządności, znajdzie wytrych, wróć, stosowny paragraf pacyfikujący krnąbrnych neosędziów. A gdy kadukowe metody zawiodą, w pogotowiu czekają karki Tuska, którymi wódz straszył już wprost Adama Glapińskiego i aluzyjnie kilkoro innych pisowskich ostańców.
No i proszę, kto by pomyślał, że refren starej więziennej piosnki komunistów osadzonych w kryminałach Drugiej RP: „pan prokurator ma rację, mamy w Polsce demokrację”, pasuje na każdą pogodę polityczną? I dziś za panoszenia się, wróć, za panowania Adama Bodnara z szarą eminencją, Romanem Giertychem, w tle, wybrzmiewa równie donośnie, jak przed Pałacem Kazimierzowskim 8 marca 1968 roku, na strajkach w stanie wojennym czy za kadencji Zbigniewa Ziobry. Tyle, że chórzyści wciąż się zmieniają.
 
Sekator
 
Ps.

- Ani słowem nie wspomniałeś o wyborach do parlamentu europejskiego - dziwi się mój komputer.
- Ty lepiej przygotowuj się do wyborów miss i mistera sztucznej inteligencji, - studzę polityczne ciągoty Eustachego.
 
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

06-06-2024 [08:18] - NASZ_HENRY | Link:

 

Mam zagadkę dla mistera EUstachego i miss sztucznej inteligencji
Co to jest białe jak czarne a czarne jak białe? 😉