Na pewno pamiętacie skecz Monty Pythona, z przewodnią myślą: „nikt się nigdy nie spodziewa Hiszpańskiej Inkwizycji”? Święta, jak historyczność Świętego Oficjum, prawda… Też się nie spodziewałam współczesnej, świeckiej jej odmiany, z którą spotkałam się w związku z opowieścią o koncepcji Życińskiego. Pozwólcie, jednak, że myśl swą, z poślizgiem niejakim, wynikającym m.in. z procesów trawiennych owego zaskoczenia, dokończę.
Za ostatniego człowieka, który wiedział wszystko (tzw. polihistora czy polimata) uważa się Newtona, albo nawet, jeszcze wcześniej – Arystotelesa… To duża ulga wiedzieć, że pozjadanie wszystkich rozumów, nie jest już więcej możliwe… Można teraz bez większych pretensji do samego siebie, o ile nie ma się na bakier z instytucją autorytetu, ufać wiedzy innych, inspirować się do woli i uzupełniać świadomie świeżymi perspektywami swój własny ogląd świata.
John A. Wheeler, fizyk, mentor Feynmana, ojciec terminu „czarna dziura” wyraził kiedyś przekonanie, iż ktoś, kto nie zna pojęcia „fraktal” nie ma prawa uważać się za wykształconą osobę… Ja na szczęście pojęcie to poznałam – zresztą tu, na NB, mogę więc procedować rozważania dalej.
Do tej pory obserwować można, jak na współczesną myśl wpływają założenia Koła Wiedeńskiego, które w 1927 roku, w swoim Manifeście stwierdzało, iż: nauki nie cechuje żadna głębia, a wszystko jest na powierzchni… Mroczne przestrzenie należy odrzucić, a nierozwiązywalne zagadki nie są przedmiotem naukowego namysłu… Filozofia miała według neopozytywistów zająć się tylko logiczną analizą języka składającego się na twierdzenia sformułowane przez naukę… Metafizykom i teologom tylko się wydaje, że o czymś orzekają… ich twierdzenia, jako nieweryfikowalne są bezsensowne i pozbawione treści.
Nie badałam, jak wyobrażano sobie rozwój nauki, który przecież powinien powodować redukcję mrocznych przestrzeni, gdyby się ich tylko uprzednio nie odrzuciło, ale wizja nauki tak zarysowanej przejmuje swoją sterylnością i impregnacją…
Chcąc podsumować zaś pozytywnie przeświecającą przez Manifest postawę, należy przede wszystkim pogratulować Carnapowi i reszcie kolegów optymizmu poznawczego, tj. pewności, że człowiek wyposażony jest w zdolności i aparat do adekwatnego poznania rzeczywistości… Plus, oczywiście, że tą rzeczywistość warto poznawać, bo nie jest ona ułudą (maya). Panowie w Manifeście utrzymują, że w przekonaniach swoich czerpią od sofistów i epikurejczyków (jednocześnie odżegnując się od inspiracji Platonem (bo świat idei poza doświadczeniem nie jest do przyjęcia) i Pitagorasem (bo misteria i tajemnica też do przyjęcia nie są), chociaż cytują przytoczone przez Platona zdanie przypisywane Protagorasowi, tj. człowiek miarą wszechrzeczy)… Czy panowie mieli świadomość, że cechujący ich rzeczony optymizm poznawczy, to podstawa kultury, w której wyrośli i jedno z głównych założeń chrześcijańskiej antropologii, śmiem wątpić...
W każdym razie – nawet gdyby wspomniana dostępna doświadczeniu powierzchnia nauki była maksymalnie pofałdowana i rozległa albo układała się we wstęgę, to odkrycia XX wieku wskazały właśnie na istnienie obydwu: i głębi i zakrytej rzeczywistości („veiled reality” – termin utworzył fizyk, Bernard d’Espagnat), dlatego też nazwałam onegdaj świat nasz dziwnym i powabnym – zanegowaną przez Wiedeńczyków głębię i zagadkowość podkreślając.
Skoro Schlick z kolegami mylili się co do tej kwestii, to może i pospieszyli się zbytnio z degradacją i włożeniem między bajki zdań wypowiadanych na gruncie filozofii i teologii. Frapujące dane, które otrzymujemy idąc chociażby w CERNie w głąb materii, każą się na nowo zastanawiać: co i w jaki sposób istnieje..? Pytania te zaś są domeną ontologii, czyli filozofii bytu, czyli metafizyki (przy czym ostatniemu z terminów, który zawdzięczamy Andronikosowi z Rodos, tak się wizerunkowo przez cały ambaras z idolatrią nauk przyrodniczych dostało, że używa się go coraz rzadziej, by nie narazić się na wyniosłą pobłażliwość względem zagadnień, które ontologia bada).
Mechanicystyczny i materialistyczny pogląd o jednym tylko typie tworzywa owszem, bywa jeszcze gdzieniegdzie spotykany, ale przekonanie, że umysł, to fenomen fizyczny mózgu, z którego ten, niczym wątroba żółć, wydziela świadomość nie dominuje raczej. Mamy przeczucie, że świadomość to coś więcej. Niesprowadzalne i nieredukowalne „coś więcej”.
Jak usprawiedliwić i uzasadnić istnienie tego „czegoś więcej” by nie wmieszać teologii w interpretację filozoficzną wyjaśniającą mechanizm ewolucji przyrody? Temu służy zaproponowana przez Życińskiego perspektywa emergentnego wszechświata, mówiąca, iż złożone struktury na wyższym stopniu organizacji wykazuje nowe, zaskakujące funkcje. Konsekwencją tak ujętego systemu wspierającego biologiczną teorię ewolucji jest antyredukcjonizm. Drugą ważną cechą i terminem dla tak ujętych układów jest superweniencja (łac. super – nad, ponad, venire – przebywać). Dla części uczonych, zajmujących się tematem emergencji, superweniencja jest synonimem emergencji, dla części – w tym Życińskiego superweniencja jest koniecznym lecz niewystarczającym warunkiem emergencji. W języku logiki zależność tę autor formułuje tak: Własność P superweniuje na podłożu L, charakteryzowanym przez własności L1, L2, , …, Ln, gdy wystąpienie L pociąga za sobą w sposób konieczny wystąpienie P. Superweniencja stanowi warunek konieczny, lecz niewystarczający emergencji. Stąd też, jeśli P pojawia się emergencyjnie w układzie charakteryzowanym przez parametry L1, L2, , …, Ln, to mimo, iż superweniuje ono z L, nie daje się jednak przewidzieć jego wystąpienia na podstawie znajomości L, tym samym zaś P nie jest również redukowalne do poziomu L1, L2, , …, Ln, L”. Przytoczyłam tę definicję celowo, by udowodnić, że „humanistyczny” umysł Życińskiego zmusił się do wypowiedzenia zakładanych zależności także w języku bardziej formalnym…
Na początku 2011 roku do redakcji Roczników Filozoficznych wpłynął najprawdopodobniej ostatni ukończony przez Życińskiego tekst (Życiński umiera w lutym 2011r.). Kontynuuje on w nim rozważania na temat roli nie tylko zależności oddolnej (elementy systemu wpływają na jego całość), ale i zależności odgórnej (całość wpływa na poszczególne części).
Jako zobrazowanie tej właściwości systemów otaczającej nas przyrody, podaje się często przykład roju pszczół lub szyku mrówek. Samotna mrówka dostawszy się na blat stołu, może snuć się po nim i błądzić bez celu, nie znajdując drogi, natomiast grupa mrówek, wykaże emergentne właściwości – utworzy falangę i na skutek komunikacji, w wyniku podjęcia zbiorowej decyzji, efektywnie wyjdzie z opresji… Za inne przykłady odgórnych zależności uchodzą: fermentacja cukru, reakcja Żabotyńskiego, czy też nukleosynteza we wczesnym wszechświecie.
Życiński zdaje sobie sprawę, że biologia czy fizyka za 50 lat będzie wyglądała inaczej niż dzisiaj, podobnie, jak dzisiejsza teologia różni się od tej sprzed Soboru Watykańskiego II… Jan Paweł II zachęcał, by teologia m.in. stworzenia zwróciła się w kierunku filozofii, by móc uczestniczyć we współczesnych dysputach, po to, aby, jak pisze Życiński: „poszukiwać ponadczasowej prawdy w kontekście nowych wyzwań naznaczonych przez czas i przemijanie”.
Woal rzeczywistości, który uchylił się przed nami w XX wieku odsłonił także część prawdy o nas - pouczył i uświadomił co do stosowanych w przeszłości błędów czy deficytów naukowej postawy, którymi są, według Życińskiego: uznawanie psychologicznego przyzwyczajenia do mniemań o rzeczywistości za kryterium prawdy czy też uzależnienie epistemologii od biologicznych ograniczeń naszego gatunku, które zostały w XX wieku w dużej mierze wspomożone przez zdobycze techniki, dzięki czemu zakres zjawisk, którymi możemy przypisać rangę danych poszerzył się znaczenie…
Założyciel wspomnianej na początku grupy Monty Python, John Cleese opowiadał, że gdy nad jakimś skeczem pracował kolektywnie, z przyjaciółmi, koncepty, które wynikały z tej współpracy były zaskakujące i nie do uzyskania w pojedynkę, bowiem – jak mówi, cechą i zaletą grupy jest właśnie to, że składa się nie z jednostek reprezentujących te same umiejętności, a różne…
Iain McGilchrist, szkocki neurofizjolog i psychiatra twierdzi, że w funkcji ilości dostępnych informacji poziom naszego ich rozumienia jest najniższy w historii…
Teologia i filozofia jest gotowa, by uformować falangę, a wy, Panowie naukowcy?
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 8852
Cieszę się, że się podobało :-)
Nie wiem, czy użyłabym akurat tego terminu, gdyby nie ciągle żywe w mojej pamięci takie właśnie przedstawienie mrówek w Pszczółce Mai :-)
To ciekawe, czy John Cleese wiedział, że zastosował metodę "burzy mózgów", czy odkrył ją ponownie, co się zdarza.
Ja na zaproszenie często biorę udział w tym eksperymencie, też sam go inicjuję, jest jakiś problem, najczęściej techniczny, określony jest cel i każdy z uczestników, bardziej lub mniej znający zagadnienie, opisuje swoje rozwiązanie osiągnięcia celu. Zdarza się, że z kilku pomysłów robi się "mix", analizuje się go, potem jest wdrażany, często z sukcesem.
Najpopularniejszą wersją 'burzy mózgów", jest rodzinna dyskusja na rozwiązaniem rodzinnych problemów, gdy w rozmowie bierze udział cała rodzina. Plusem takiej "burzy" jest to, że problem zostaje rozwiązany, nikt do nikogo nie ma pretensji, za złą decyzję, wszyscy ponoszą za wspólną decyzję.
Wobec tego zazdroszczę interpersonalnych umiejętności...
Ciekawe, czy gdybyście tak usiedli z u2, Tri, Władysławem Ludendorfem i Tomaszkiem, to czy dałby Pan radę moderować inżynierską dyskusję tak, by zmierzała do sukcesu i wdrożenia ;-)
Burzy Mózgów się nie moderuje, a szczególnie nikogo się nie krytykuje, choćby najbardziej niedorzeczne propozycje padły. Jeszcze szczegół, BM, to nie sympozjum naukowe, tam nie najczęściej ma miejsca na wnioski.
Proszę zauważyć, że wiele ciekawych rzeczy wymyślają ludzie, którzy nie są zawodowcami w danej dziedzinie, są wolni od rutyny, ale mają najpotężniejszą "broń" wyobraźnię.
Słyszałem o pewnym prostym człowieku, ledwo umiał czytać i pisać, rolnik na paru hektarach, ale pasjonowało go lotnictwo, postanowił zbudować samolot, ale nie rozumiał jak lata. Pojechał do pewnego obcego mu człowieka, ale inż. lotnictwa, rozmawiał jak samolot lata, inż. potem mówił, że najwięcej rozmawiali o śmigle. Rolnik zbudował samolot, ponoć nawet wzniósł się w powietrze, ale nie miał licencji, widziałem zdjęcie był to samolot dwupłatowy.
Jeszcze mały przykład BM z samej Japonii, opowiadał to Polak tam mieszkający.
Inżynierowie i konstruktorzy opracowują coś nowego (urządzenie, samochód itp), rozpisują o co chodzi i oczekują wniosków i propozycji całej załogi firmy, od sprzątaczki zaczynając, potem wszystkie propozycje załogi są zbierane i analizowane, co ciekawsze wdrażane, nikt nie jest za to nagradzany, tam kierują się zasadą, że "interes firmy, jest interesem pracownika".
Ponoć amerykański samochodzik dla kobiety KA, został skonstruowany na podstawie tego, czego oczekują kobiety, no i dostały co chciały :))
Z @tri czasami udawało mi się pogadać, ale drażni mnie jego pycha i prostactwo względem tych, co mu nic nie zawinili, tego nie potrafię tolerować, więc niejako wyręczam tych, których on "krzywdzi" swoimi prostackimi komentarzami, odpłacając mu tym samym.
Jakby wyglądała BM z w/w, trudno powiedzieć, zależy jaki byłby temat, do pewnych spraw może być potrzebna wiedza "nie z tego świata" :)))
Pzdr.
"ile takich mózgów zostało bezpowrotnie straconych przez aborcję."
W Afryce nie ma aborcji. Rodzą tam kobiety na potęgę. Ale to taki paradoks, tam gdzie są niekorzystne warunki do rodzenia i wychowania dzieci tam dzieci rodzi się najwięcej. Zaś w postępowej Europie, gdzie legalna jest aborcja na żądanie i przymusowa eutanazja, dzieci rodzi się jak na lekarstwo.
A moja teza jest taka, że Europejczyków nie da się prosto podmienić Afrykańczykami, czy Azjatami, bo to kompletnie inne kultury.
W USA w 20 wieku kastrowano osoby o niskim IQ, aby nie mogły płodzić dzieci. W końcu zaprzestano tej odrażającej praktyki. Ale widać wpływ postępowców. We Francji ponoć wpisano niedawno do ichniej konstytucji aborcję na żądanie jako prawo kobiety. Tam zaczęła się światowa rewolucja i przewrotne hasła typu liberte, egalite et fraternite ou mort. Był odwrót od rewolucji za Napoleona, który mianował się cesarzem i nieźle wystraszył całą Europę, ale w 20 wieku ponownie rewolucja doszła do głosu i zabiła miliony ludzi. Historia kołem się toczy i zatacza coraz większe kręgi :-)
nie twierdzę że Burza Mózgów gwarantuje odkrycia, wynalazki, nie słyszałem o tym, ta metoda raczej służy rozwiązywaniu zaistniałych problemów w już istniejącym projekcie, albo jego udoskonalenie.
Ciekawa sprawa, mój idol Leonardo da Vinci, ma na swoim koncie wiele rewolucyjnych rozwiązań, wyprzedzające o wieki jego epokę, nie widziałem, by je dokumentował matematycznie, może z racji że nie chciał by wpadły w niepowołane ręce? Jego wynalazki zawierały celowo wprowadzone błędy konstrukcyjne, a także opisy szyfrował, do tego pisał "lustrzanie"
Taki Edison głownie bazował na "burzy mózgów", z tym że potem wynalazki przypisywał sobie :)
Rozumiem, Ironezjuszu Drogi, że to tzw. komentarz dla zasięgu jest? :-)
Nie chciał Mahomet do Góry to Góra przyszła do Mahometa ;-)
Nie pror(w)okuj! ;-)