Kreślę te słowa jeszcze przed wyborami, ale poruszam sprawę, która – jak się obawiam – może się niewiele zmienić, nawet jeśli wygramy. Bo jeśli przegramy – a tej myśli nie dopuszczam - to nie zmieni się na pewno. Chodzi o udział Polaków na kluczowych stanowiskach w European External Action Service (EEAS) czyli Europejskiej Służbie Działań Zewnętrznych. Pod ta nieco skomplikowaną nazwą ukrywa się, jak sama siebie szumnie określa, unijna dyplomacja. UE na szczęście, póki co, nie jest państwem, a wiec nie jest to klasyczny MSZ
A jednak Unia ma ambasady w bardzo wielu państwach na wszystkich kontynentach, w tym także w krajach, gdzie wiele członków UE, choćby Polska, nie mówiąc już o mniejszych krajach – ambasad nie posiada.
Tymczasem polski kawałek tego unijnego tortu jest więcej niż skromny. Jest po prostu skandalicznie mały, jak na kraj, który jest piątym co do wielkości w Unii Europejskiej i jest liderem tzw. „Nowej Unii”, czyli państw, które weszły do UE począwszy od roku 2004.
Hiszpanie – nacja niesłychanie sprawna, gdy chodzi o zajmowanie stanowisk i w ESDZ (EEAS) i w ogóle w strukturach unijnych ma aż 25 ambasadorów, Włochy maja ich 20. Oba te kraje maja ich nieproporcjonalnie dużo względem liczby ludności (zwłaszcza Madryt). Gdyby brać pod uwagę względy demograficzne to Polsce należy się – jak za przeproszeniem : psu zupa – 10-11 stanowisk ambasadorskich. Tymczasem mamy ich raptem połowę z tego, czyli 5 (właśnie w ostatnich tygodniach mianowano piątego). Warto powiedzieć, że przy całym szacunku dla osób sprawujących te zaszczytne funkcje – poza jednym krajem bardzo ważnym dla unijnej polityki wschodniej i polityki rozszerzenia UE - pozostałe państwa maja jednak, sorry, mniejsze znaczenie.
Polacy są ambasadorami w następujących państwach: Gruzja (i to jest ten najważniejszy kraj, w którym mamy „swojego” człowieka), Senegal, Zambia, Tajwan (gdzie ze względu na stosunki Bruksela-Pekin nie ma formalnie ambasady, tylko przedstawicielstwo handlowe), wreszcie Barbados...
Żeby było jasne : unijna dyplomacja nie jest żadnym wyjątkiem, gdy chodzi o wyraźny brak proporcjonalnej polskiej reprezentacji. Podobna sytuacja jest w NATO, gdzie od dawna żaden z naszych ludzi, nie miał szans na „dwójkę” czy „trójkę” - o stanowisku sekretarza generalnego nie mówiąc. Zaś w ONZ, w najważniejszym departamencie - politycznym pracuje raptem dwóch Polaków. Okazuje się, że obywateli maleńkiego - choć używającego oficjalnej nazwy „Wielkiego Księstwa” - Luksemburga jest tam więcej!
To będzie ważne zadanie dla nowego-starego rządu (wierzę, że wygramy): zapewnić w końcu poważną reprezentację Polski i Polaków w instytucjach międzynarodowych.
*tekst ukazał się w dwutygodniku „Prawda jest Ciekawa” (16.10.2023)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1261
PSL chce zjeść ciastko, którego nie da się ugryźć.
Gdzie wojujący rolnik, dochrapał się stołka i nic się nie odzywa.
Nie chcę wyjść na męskiego szowinistę, ale my mężczyźni uwielbiamy takie męskie sporty jak żużel, czy boks. Więc ciesz się droga sake, że pan europoseł nie jest fanem boksu :-) :-) :-)
Dzięki reklamie na NB oglądam Cobra Kai na Netfliksie, występują tam bohaterowie słynnego filmu Karate Kid. Co prawda zaciąłem się na którymś z kolei sezonie, ale na pewno powrócę do oglądania kolejnych odcinków :-)
Przypomnę, że gorąco agitował Pan za przyjęciem tegoż traktatu. O, jak choćby tu, z niejakim panem Borowskim:
https://tvn24.pl/polska/…
A teraz nieustannie wylewa pan krokodyle łzy nad skutkami swojej decyzji. Toż to hipokryzja czystej wody.
Przecież Polacy chcą być w UE, nie chcą do ZBiR. Dlatego PLK podpisał Traktat Lizboński wraz z protokołem brytyjskim, a ty udajesz, że Polsce byłoby lepiej w ZBiR. Jedź przekonaj się, czy jest tam tak różowo jak opisuje Izabela na NB :-)
Sejm przyjął ustawę przy 384 głosach "za", 56 "przeciw" i 12 wstrzymujących się. Większość posłów przyjęło wyniki owacją na stojąco, nie wstali Anna Sobecka i Bogusław Kowalski, oboje z PiS. Premier (tj. Donald Tusk) dostał kwiaty. Wymagana do uchwalenia ustawy większość 2/3 głosów wynosiła 302. W głosowaniu nad ustawą nie było jednomyślności w PiS-ie. Za ustawą zagłosowało 89 posłów, w tym m.in. Jarosław Kaczyński, Przemysław Gosiewski, Elżbieta Jakubiak, Joanna Kluzik-Rostkowska, Paweł Kowal, Jan Ołdakowski, Krzysztof Putra. Wstrzymali się: Jan Dziedziczak, Elżbieta Kruk, Jacek Kurski, Nelli Rokita. Przeciw ustawie zagłosowali między innymi Tadeusz Cymański, Zbigniew Girzyński i Antoni Macierewicz.
Z PiS-u na "nie" byli jeszcze między innymi Andrzej Dera, Artur Górski, Krzysztof Jurgiel, Jan Filip Libicki, Anna Sobecka, Jan Szyszko, Adam Abramowicz, Piotr Babinetz, Antoni Błądek, Jacek Bogucki, Jan Bury, Aleksander Chłopek, Piotr Cybulski.
Nikt z Platformy, PSL ani LiD-u nie głosował przeciw ani nie wstrzymał się od głosu.
Przypomnę, że w tym wiekopomnym dniu nie decydowała się przynależność Polski do UE, bo byliśmy w niej od prawie 5 lat (bez miesiąca). Więc gadki o jakimś ZBiR są bez sensu. Po prostu politycy posłusznie wykonali zalecenia z Brukseli. Politycy WSZYSTKICH opcji w ówczesnym sejmie. I tyle.
"nie decydując się na referendum w tej sprawie"
Jak wyglądają referenda w Bolanda to każdy widzi. Piekielnie trudno uzyskać próg frekwencyjny. Progi są ustawione absurdalnie wysoko. Może dlatego, aby nie wybrano Hitlera, jak w Republice Weimarskiej się przydarzyło.
PS. Porównanie ze ZBiR nie jest przypadkowe. Bolanda ma wybór, albo iść razem z UE, albo się polexitować i wpaść w łapki ZBiR. Bolanda to nie odizolowana wyspa jak UK, tylko leży między młotem a kowadłem.