Dzisiaj o sportowcach, którzy weszli do świata polityki i zostali posłami czy ministrami. Starali się, lepiej, czy gorzej, aby o sporcie mówić w parlamencie i bronić praw „Rzeczypospolitej Sportowej” w ramach Rzeczypospolitej Polskiej. Takich sportowców było, wbrew pozorom, sporo. Uzbierałoby się na pewno na piłkarską jedenastkę czy nawet drużynę rugby, w której jak wiadomo gra 15 zawodników. Żeby też było jasne : Polska nie jest tu żadnym wyjątkiem, bo w różnych krajach, na różnych kontynentach, pod różną szerokością geograficzną partie polityczne zapraszają czasem w charakterze „lokomotyw”, a czasem dla „zapełnienia listy" znanych sportowców.
Wspomnę tutaj, może trochę wybiórczo, nie pretendując do stworzenia „encyklopedii polskich sportowców-polityków” o tych, którzy z ringu, boiska, hali przenieśli się do polityki na szczeblu centralnym, choć przecież jest sporo sportowców, którzy z większym lub mniejszym powodzeniem działali w lokalnym samorządzie(np. żużlowcy).
Zacznę alfabetycznie, bo od boksu. Posłem na Sejm w latach 1993-1997 był legendarny polski pięściarz (ci z ringu raczej nie lubią, jak się o nich mówi: „bokserzy”, wolą: „pięściarze”) - Zbigniew Pietrzykowski, czterokrotny mistrz Europy i raz brązowy medalista ME, trzykrotny medalista Igrzysk Olimpijskich (raz był wicemistrzem, a dwukrotnie zdobywał brązowe medale). Został wybrany do Sejmu RP z Bielska-Białej, gdzie mieszkał.
Nieco później (w 2001 roku) posłem został inny legendarny wychowanek „Papy” Feliksa Stamma – Jerzy Kulej. Ten jedyny w historii polskiego boksu dwukrotny mistrz olimpijski, ale też dwukrotny mistrz Europy (i raz wicemistrz) był postacią ze świata pop-kultury, bo po części na kanwie jego życiorysu nakreślono fabułę „Przepraszam, czy tu biją?” (w której zresztą wystąpił). Był też konsultantem, co jest faktem mniej znanym, filmu, ale też serialu „Ogniem i mieczem”.
Obaj ci przedstawiciele „polskiej szkoły boksu” byli posłami przez tylko jedną kadencję. Skądinąd dla Kuleja zdobycie mandatu poselskiego udało się dopiero za trzecim razem. Wcześniej startował bez powodzenia, o czym pies z kulawą nogą już nie pamięta z list Polskiej Partii Przyjaciół Piwa (1991) oraz Samoobrony (1993).
Przejdźmy do piłki nożnej. Największy trener w historii polskiego futbolu Kazimierz Górski nigdy nie został parlamentarzystą – choć chciał. W 1991 roku kandydował na senatora z ramienia Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego (ZChN) – coś o tym wiem. Dwa lata później podobnie jak Kulej startował z listy Samoobrony, choć jako przedstawiciel Polskiej Partii Przyjaciół Piwa! Bardziej skuteczni byli sami piłkarze, napastnicy reprezentacji Polski – Roman Kosecki i Cezary Kucharski oraz bramkarz,nasz krajan z Wrocławia - Jan Tomaszewski.
„Kosa” wszedł do Sejmu RP w 2005 roku i był w nim aż przez cztery kadencje, co wśród sportowców czyni z niego prawdziwego rekordzistę. Mandat poselski łączył przez cztery lata z wiceprezesura PZPN. Może nie był specjalnie aktywnym parlamentarzystą, ale podporą piłkarskiej reprezentacji Sejmu był na pewno.
Kolejny poseł z boiska to Cezary Kucharski. Dziś znany bardziej z jego procesu sądowego z Robertem Lewandowskim oraz, w mniejszej mierze, z krytyki trenera Santosa. Posłem na Sejm był tylko jedną kadencję – latach 2011-2015 zasiadając w ławach razem z Koseckim. Po zakończeniu kadencji sam podjął decyzję, że polityka nie jest dla niego. Czarek (piszę tak, bo jesteśmy po imieniu) jest potwierdzeniem reguły, że sportowcy zwykle „cumowali” w parlamencie na jedną kadencję(to przykład również Janka Tomaszewskiego). Z kolei starszy od niego o sześć lat „Kosa” jest od tej reguły wyjątkiem, bo był w parlamencie lat czternaście. I chciał być dłużej, ale przegrał wybory w 2019 roku.
Kolejnym wyjątkiem od reguły „jednokadencyjności" sportowców, jest siatkarz Paweł Papke. Jest trzecią kadencję posłem na Sejm i ma zapewne szansę na czwartą. Funkcję parlamentarzysty godził przez rok (2015-2016) z funkcją prezesa PZPS. Skądinąd to, co miało być niedopuszczalne w moim przypadku, w jego przypadku było jakoś akceptowalne…
Do tej subiektywnej wyliczanki dodajmy jeszcze dwóch europarlamentarzystów. Mowa o rajdowcu Krzysztofie Hołowczycu oraz piłkarzu ręcznym i trenerze Bogdanie Wencie. Ten pierwszy, mistrz Europy z 1997 roku, dziesięć lat później został eurodeputowanym. Na krótko, bo tylko raptem na dwa lata. Wszedł za koleżankę z listy, która została ministrem nauki i szkolnictwa wyższego. Drugi był dłużej, bo cztery lata, ale też niepełną kadencję – zrezygnował z mandatu, aby w 2018 roku wystartować w wyborach na prezydenta Kielc i wygrać je.
Znacznie dłuższa jest lista tych, którzy próbowali swych sił w polityce, kandydowali na przykład do europarlamentu, ale nie zdobyli poparcia wyborców. Tak było z trenerem narciarskim Apoloniuszem Tajnerem - w 2004 roku kandydował do europarlamentu - czy naszą mistrzynią olimpijską w pływaniu i trzykrotną rekordzistką mistrzostw świata - Otylią Jędrzejczak, która kandydowała też do europarlamentu tyle, że w roku 2014.
Sportowców w polskiej polityce (lub takich, którzy starali się w niej być) było oczywiście więcej, ale ja tutaj wymieniam w większości tych, których miałem okazję poznać. Może jeszcze napiszę o innych, tak samo, jak o sportowcach z zagranicy, którzy skutecznie zaistnieli w świecie polityki...
*tekst ukazał siew „Słowie Sportowym” (14.08.2023)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 364
Na ojro nie, ale na europosła jak najbardziej się nadaje. Zna języki, nawet ostatnio mówił do Niemców po niemiecku, czym wzbudził u nich aplauz. No i pilnuje polskich spraw w europarlamencie. Co prawda dzięki chytremu donosowi Róży von Hohenstein z d. Woźniakowskiej utracił stanowisko wiceprzewodniczącego na rzecz bodajże Evy Kaili :-)