W pierwszej chwili nie bardzo rozumiałem, dlaczego ta informacja wywołała u mnie gwałtowny, wewnętrzny opór. „Mało niepełnosprawnych u premiera” - taki tytuł w Gazecie Wyborczej. No dobra, przyznaję, zatkało mnie po prostu. Jak to?! Po historii z ACTA, po ustawie refundacyjnej, kompromitacji z paktem fiskalnym i stadionem narodowym - jeszcze im za mało niepełnosprawnych u premiera?! W porę jednak złapałem kontakt z rzeczywistością Trzeciej RP i uświadomiłem sobie, że gazecie chodzi o osoby z tak zwaną orzeczoną niepełnosprawnością.
Okazuje się bowiem, że istnieje u nas ustawowy parytet – jeśli ktoś zatrudnia od 25 pracowników wzwyż, to 6 procent powinni stanowić niepełnosprawni. Jeśli tak nie jest, to pracodawca płaci na rzecz Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Taka przykrość spotkała właśnie kancelarię premiera i prezydenta także. Mają za niski procent orzeczonej niepełnosprawności i zapłacili za to jak za zboże.
Wtedy z kolei pomyślałem sobie, że jakkolwiek moje początkowe niezrozumienie problemu premiera było w najwyższym stopniu naganne, a nawet niepoprawne politycznie, to jednak wynikało z racjonalnych przyczyn. No, bo przecież ACTA, ustawa refundacyjna, itd., itp. I zaraz mi się nasunął wniosek, że skoro jest niepełnosprawność orzeczona, to musi istnieć również taka, której oficjalnie nigdy nie orzekano.
I to właśnie ten rodzaj „niepełnosprawności domyślnej” w kancelarii premiera oraz prezydenta, stanowi moim zdaniem nawet więcej niż ustawowe 6 procent, czego dowodzą sprawy, które wymieniłem na początku. Czyli ustawa refundacyjna, ACTA, itd., itp. A przecież ja się ograniczyłem tylko do najświeższych przykładów. Nikt mi nie powie, że ludzie, którzy prowadzili te projekty, są w pełni sprawni. Co najwyżej „sprawni inaczej”, ale na większe ustępstwa już nie pójdę, z góry zaznaczam.
Oni są przeważnie anonimowi, nie afiszują się, co nie dziwota zresztą. Ich przypadłości się nie orzeka, ją się poznaje po owocach. Pomimo anonimowości muszą się jednak w jakiś sposób porozumiewać i dogadywać, dzielić się doświadczeniami. Mam na to silne poszlaki. Oto premier najpierw podpisuje umowę ACTA, a dopiero potem zarządza konsultacje społeczne w tej sprawie. I co powiecie na to: niedługo później prezydent najpierw podpisuje ustawę o waloryzacji rent i emerytur, a potem posyła ją do Trybunału Konstytucyjnego. Czyli można powiedzieć kolokwialnie - odwrotnie niż w samolocie, a konkretnie - odwrotnie niż w konstytucji. Tam musi być ścisła kooperacja pomiędzy sprawnymi inaczej w obu tych kancelariach.
W każdym razie obaj nasi drodzy przywódcy popadli w kabałę z powodu swojego niefrasobliwego procederu zatrudniania zbyt wielu pracowników pełnosprawnych. Zmuszeni są zatem wyrównać procenty, żeby im się parytety zgadzały. W czasie kryzysu nie wypada im natomiast zatrudniać dodatkowo żadnych osób, nawet niepełnosprawnych. Powinni więc zwalniać osoby z domniemaną pełnosprawnością, bo sprawnych inaczej nie dadzą rady zwolnić - trudno zidentyfikować, tak sprytnie są zakamuflowani, że dopiero po owocach ich rozpoznacie. Innego wyjścia nie ma, chyba że premier z prezydentem chcą bulić i narażać się na zarzut marnotrawstwa w kryzysie.
Ale pomijając już przejściowe przecież trudności naszych szczerych przywódców, w tym kontekście wyłania się nowy problem. I też natury konstytucyjnej. Dlaczego parytety zatrudniania niepełnosprawnych mają dotyczyć tylko władzy wykonawczej? A co z parlamentarzystami, czyli wybrańcami narodu? Czy naród nie powinien pójść także drogą postępu i wybierać 6 procent swoich wybrańców z orzeczoną niepełnosprawnością? Bo jeśli chodzi o domyślną, to jestem pewien, że proporcje są dochowane.
Kolejna zagwozdka wyłania się, gdy pomyślę, że to może niekoniecznie jest wina kancelarii, że nie zachowują parytetu. A może niepełnosprawnych w Polsce jest za mało, żeby obdzielić wszystkie instytucje w ramach tych 6 procentów? Co wtedy? Dobrać z domniemanych pełnosprawnych, czy też ze sprawnych inaczej? Ale przecież żadnej grupy nie można dyskryminować, trzeba zatem dla nich także ustalić parytety według proporcji liczebności każdej z grup. Ale znaj tu proporcją, mocium panie! Szykuje się niezła harówa legislacyjna.
Z tym że trzeba oddać premierowi sprawiedliwość - nie można powiedzieć, żeby się w ogóle nie starał. Po ostatnich wyborach jego rząd wspaniałomyślnie odstąpił parlamentowi kilka osób sprawnych inaczej. I to nawet na najwyższe stanowiska. Tylko że oni nie spełnią na razie parytetu, bo nie mają jeszcze orzeczenia. Ale niektórzy twierdzą, że dla nich moment orzeczenia już się zbliża. Jest więc nadzieja, że te rachunki zostaną wyrównane.
http://wyborcza.pl/1,752…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4309
Pozdrawiam:)