Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
PACEWICZ I INNI
Wysłane przez Rekontra w 27-01-2012 [20:57]
Jak to możliwe, że piloci z prezydentem i prawie setką pasażerów na pokładzie podjęli się lądowania, jakby to była wojenna misja, której cel uzasadniał najwyższe ryzyko? Jak doszło do tak absurdalnej decyzji? – lead artykułu Piotra Pacewicza.
„Trudno sobie wyobrazić, by Lech Kaczyński nie rozmawiał o sytuacji ze współpracownikami. I telefonicznie z bratem, bo wszystko z nim omawiał. Pozostaje do ustalenia godzina tej ostatniej rozmowy” – Piotr Pacewicz
To jest dzisiaj kluczowe pytanie, ważne w kontekście „niechlujnego” dokumentowania katastrofy. Czekam na odpowiedź: czy polscy eksperci uczestniczyli w czynnościach badania kokpitu?
W jaki sposób ustalono, kto stał, a kto siedział i gdzie. Czytam oto słowa Michała Fiszera, mówiącego o generale Błasiku, że był dla niego prawie jak brat. Gdy dowiedział się, że generał mógł być w kabinie pilotów pomyślał natychmiast: „stał w drzwiach, tyłem do kokpitu i wyganiał tych, którzy chcieliby przeszkadzać załodze”.
Naiwność mniej więcej na poziomie zaprezentowanym przez panią Kublik, zastanawiającą się czy generał zmieściłby się w kokpicie.
Ale narzuca się oczywiste pytanie. Dlaczego przyjaciel pozwolił na wielopiętrowe medialne kłamstwa? Dlaczego na samym początku, w kwietniu czy w maju nie huknął w studiu telewizyjnym pięścią w stół? Przestańcie opowiadać brednie ! A czy uwierzył w pijaństwo? W to, że Generał Błasik dowodził/pilotował samolotem?
Jarosław Kurski, pierwszy zastępca Michnika, twierdził, że polscy piloci zachowywali się tak, jakby „stracili instynkt samozachowawczy”, chcieli lądować „za każdą cenę”, pisał wręcz o szaleństwie”: „Piloci prowadzili maszynę pod potworną presją ("bo się wkurzy"), z przełożonym - dowódcą sił powietrznych - za plecami. Nie wiadomo, kto właściwie dowodził („prezydent nie podjął jeszcze decyzji, co dalej robić”)” - J. Kurski, 13 stycznia 2011.
a piloci byli według wicenaczelnego Wyborczej za młodzi „by zatrzasnąć drzwi i zawołać: A idźcie wy wszyscy do diabła!”.
Wróćmy na Czerską, zajrzyjmy do wczorajszej rozmowy Kublik. Niespodziewanie powołuje się na ekspertyzę psychologa. Ponoć świadomość dowódcy statku powietrznego znalazła się w tunelu: „Ważna jest skala tunelowania pierwszego pilota, dlatego twierdzę, że nie było nacisków, czy ingerencji, bo gdyby były to dowódca zostałby wybity z tego tunelu” – cytuje eksperta i puentuje „Przeczytałam to, dlatego, że z tego wynika, że właściwie czy generał Błasik tam był, czy go nie było to nie miało znaczenia”.
Przecieramy oczy ze zdumienia. Na co się powołuje? Na stwierdzenie psychologa, że nie było nacisków, bo gdyby były, gdyby generał Błasik był w kokpicie, to wybiłby z „z tego tunelu” dowódcę Protasiuka.
Najpierw przez dwa lata wciska się czytelnikom, że winien był pośpiech, presja, i bezpośrednie naciski generała Błasika (jedna z wypróbowywanych wersji mówiła, że siedział za sterami), a pośrednio presja prezydenta, a dzisiaj – dziennikarka Wyborczej powołuje się na opinię, że to nie miało znaczenia?
Nie wiemy, na ile wyraźna była ta grupowa decyzja, by lądować. Mogła przyjąć tylko (i aż!) postać prośby - by zrobić wszystko, co tylko możliwe (...) Winna byłaby nie specyficznie polska "fantazja ułańska", lecz prawidła grupowej komunikacji. ”- Piotr Pacewicz.
Kostki domina Wybiorczej
I ostatni artykuł, w budowaniu narracji kluczowy – „Smoleńskie domino”. Czytam w nim, że gdyby z przewracającego się szeregu udało się wyjąć którąkolwiek z "kostek" domina, kolejne nie upadłyby. Spróbujmy. Wyciągamy kostkę numer dwa. PRESJA. Czy na Czerskiej nie wiedzą, że jej nie ma? Presji nie było. Usuwamy tezy - „Niepotrzebna też była obecność w kabinie dowódcy sił powietrznych gen. Andrzeja Błasika. Jeżeli on tam był, to na pewno im nie pomagał, lecz jedynie przeszkadzał w koncentracji i podejmowaniu decyzji”. Kostka dziesiąta - „Ryzyko, jak zwykle”. Według dziennikarzy Wyborczej, dowódca samolotu prowadził „jednak maszynę na pas startowy”. Oczywista nieprawda. Samolot nie lądował. Kostka jedenasta. „Czekał Pospieszalski” – podstawowa teza, podpora kostki - „Biegli psychologowie nie mieli wątpliwości: piloci byli pod presją, działali w stresie spowodowanym nie tylko fatalną pogodą”.
„To był lot prezydenta, jego ekipy, jego gości. To prezydent był centralną postacią. Lech Kaczyński tak zresztą interpretował swoją rolę głowy państwa w powietrzu - w swoim tupolewie chciał być prawdziwym dowódcą, skoro był zwierzchnikiem sił zbrojnych” - Piotr Pacewicz
I ostatnia kostka - „Wąwóz”. Autorzy oparli ją na dwóch filarach. „Jar” oraz „tunel”. Obydwa po prostu nie istnieją. Kapitan Protasiuk wiedział o jarze (wbrew twierdzeniom autorów artykułu) i nie był w żadnym tunelu świadomościowym. Podobno nie zauważył komendy drugiego pilota „odchodzimy”.
Tymczasem cytowane - „odchodzimy”, było skwitowaniem (potwierdzeniem) komendy śp. kapitana Protasiuka - „odchodzimy na drugie”. Odczytanie tych słów z czarnej skrzynki jest druzgocące dla wersji GW. Dowódca w żadnym momencie lotu nie był i się nie znajdował w żadnym „tunelu świadomościowym”.
Natomiast w tunelu znalazła się dwuletnia narracja Gazety Wyborczej.
„Decyzja o lądowaniu była zatem rozpatrywana w kategoriach politycznych, narodowych, historycznych, godnościowych. Czynnik bezpieczeństwa był oczywiście ważny, ale jako jeden z wielu” – Piotr Pacewicz. Zatytułowałem artykuł „Pacewicz i inni” – gdyż właśnie ten artykuł, psychologa, wrażliwego humanisty, jest, a właściwie był, ukoronowaniem, wierzchołkiem, szczytem dwuletniej narracji.
Polecam lekturę tego artykułu, szczytu dziennikarskiej hańby.
„Trudno sobie wyobrazić, by Lech Kaczyński nie rozmawiał o sytuacji ze współpracownikami. I telefonicznie z bratem, bo wszystko z nim omawiał. Pozostaje do ustalenia godzina tej ostatniej rozmowy” – Piotr Pacewicz
„Tylko, że nie wiemy, gdzie był generał Błasik. Czy stał tam w tych drzwiach, on mógłby się zmieścić w kabinie, chyba nie?” – pyta swojego rozmówcę redaktorka Gazety Wyborczej. W odpowiedzi słyszy - „Myślę, że mógłby się zmieścić”.
Agnieszka Kublik, dwa lata po katastrofie w Smoleńsku wątpi, czy generał mógłby się zmieścić w kokpicie. Rozmawia z ekspertem, a jest nim wicenaczelny „Przeglądu Lotniczego’’ Michał Setlak. Rozmowę zatytułowano dość niefrasobliwie - „Nawet gdyby Tu-154M się nie rozbił, to i tak nie wylądowałby bezpiecznie”.
Jak skomentować, tę rozpaczliwą próbę obrony dwuletniego robienia czytelnikom Wyborczej wody z mózgu, jak ocenić wprost rozbrajające – naiwność i bezradność? Naiwność pytania oraz bezradność pytającej?
To powątpiewające „chyba nie” świadczyć ma o wzniesieniu się dziennikarki Gazety Wyborczej na kolejny poziom logiki?A może przespała dwa minione lata? A może jednakże, oczywiście za przeproszeniem, należy potraktować pytanie, jako struganie z czytelników Wyborczej głupków? Struganie z nich wariatów?
18 stycznia 2012 roku, należy zapytać o to - w jakim punkcie znalazła się smoleńska narracja dziennikarzy Gazety Wyborczej.
Dygresja. Dosłownie przed sekundą przeczytałem, że odnalazły się nagrania wideo z wieży w Smoleńsku. Pamiętamy? Najpierw Moskwa zaprzeczała, by w wieży była kamera, potem słyszeliśmy, że zepsuł się kabel od magnetowidu, a dzisiaj nagle w cudowny sposób taśmy się odnalazły. Zobaczymy, czy „samolot był na ścieżce i na kursie.
I możemy już czynić zakłady, czy kolejny raz (który to już raz?), Wyborcza będzie świeciła oczami za smoleńskie kłamstwa.
Na temat tragedii smoleńskiej pisze się codziennie setki artykułów, krótkich, ale i sążnistych, analitycznych, każdy aspekt narodowej tragedii będzie jeszcze wielokrotnie opisywany i zanalizowany, gdyż po dwóch latach sytuacja może opisać jednym zdaniem:
Nie wiemy, co jest prawdą, wiemy, co prawdą nie jest.
Mnie dzisiaj przede wszystkim interesuje los kokpitu – oryginalne zdjęcia, analiza „zabezpieczonych” śladów, a także mapka obrazująca miejsce znalezienia ciał członków załogi oraz najważniejszych osób, szczególnie śp. generała Andrzeja Błasika. (Uzupełnienie, tekst pisałem jeszcze w środę rano, przed nagle wybuchłą kwestią znalezienia kokpitu).
To jest dzisiaj kluczowe pytanie, ważne w kontekście „niechlujnego” dokumentowania katastrofy. Czekam na odpowiedź: czy polscy eksperci uczestniczyli w czynnościach badania kokpitu?
W jaki sposób ustalono, kto stał, a kto siedział i gdzie. Czytam oto słowa Michała Fiszera, mówiącego o generale Błasiku, że był dla niego prawie jak brat. Gdy dowiedział się, że generał mógł być w kabinie pilotów pomyślał natychmiast: „stał w drzwiach, tyłem do kokpitu i wyganiał tych, którzy chcieliby przeszkadzać załodze”.
Naiwność mniej więcej na poziomie zaprezentowanym przez panią Kublik, zastanawiającą się czy generał zmieściłby się w kokpicie.
Ale narzuca się oczywiste pytanie. Dlaczego przyjaciel pozwolił na wielopiętrowe medialne kłamstwa? Dlaczego na samym początku, w kwietniu czy w maju nie huknął w studiu telewizyjnym pięścią w stół? Przestańcie opowiadać brednie ! A czy uwierzył w pijaństwo? W to, że Generał Błasik dowodził/pilotował samolotem?
Arsenał środków erystycznych
Z czym mieliśmy do czynienia przez te dwa lata. Wciskanie kłamstw i półkłamstw, półprawd, czyli kłamstw, świadome i nieświadome, w różnej formie - cytowania anonimowych źródeł oraz źródeł osobowych, oczywiście anonimowych, przecieki z Moskwy i krakowskiego instytutu, z prokuratury i z komisji, medialne wrzutki – lądują debeściaki, patrzcie na nich, jak kozakują, mówią, że jak nie wylądują to ich zabiją, gdyż jego wkurzą.
Jarosław Kurski, pierwszy zastępca Michnika, twierdził, że polscy piloci zachowywali się tak, jakby „stracili instynkt samozachowawczy”, chcieli lądować „za każdą cenę”, pisał wręcz o szaleństwie”: „Piloci prowadzili maszynę pod potworną presją ("bo się wkurzy"), z przełożonym - dowódcą sił powietrznych - za plecami. Nie wiadomo, kto właściwie dowodził („prezydent nie podjął jeszcze decyzji, co dalej robić”)” - J. Kurski, 13 stycznia 2011.
a piloci byli według wicenaczelnego Wyborczej za młodzi „by zatrzasnąć drzwi i zawołać: A idźcie wy wszyscy do diabła!”.
Wróćmy na Czerską, zajrzyjmy do wczorajszej rozmowy Kublik. Niespodziewanie powołuje się na ekspertyzę psychologa. Ponoć świadomość dowódcy statku powietrznego znalazła się w tunelu: „Ważna jest skala tunelowania pierwszego pilota, dlatego twierdzę, że nie było nacisków, czy ingerencji, bo gdyby były to dowódca zostałby wybity z tego tunelu” – cytuje eksperta i puentuje „Przeczytałam to, dlatego, że z tego wynika, że właściwie czy generał Błasik tam był, czy go nie było to nie miało znaczenia”.
Przecieramy oczy ze zdumienia. Na co się powołuje? Na stwierdzenie psychologa, że nie było nacisków, bo gdyby były, gdyby generał Błasik był w kokpicie, to wybiłby z „z tego tunelu” dowódcę Protasiuka.
Najpierw przez dwa lata wciska się czytelnikom, że winien był pośpiech, presja, i bezpośrednie naciski generała Błasika (jedna z wypróbowywanych wersji mówiła, że siedział za sterami), a pośrednio presja prezydenta, a dzisiaj – dziennikarka Wyborczej powołuje się na opinię, że to nie miało znaczenia?
Jak walczyć z dominującą medialną narracją? Przez dwa lata wykorzystano cały arsenał erystycznych środków, pseudownioskowań zaprzeczających jakiejkolwiek logice. A dzisiaj w TU-154 następuje transfiguracja?
Zaglądam do rozważań o semiotyce politycznej Marka i Wojciecha Wareckich „Woda z mózgu”. Właśnie jako przykład podają tragedię smoleńską.
Najważniejsza i podstawowa kategoria wersji zdarzeń, a wiec opozycja prawda – fałsz, została zepchnięta na margines, przez inne następujące: kompetentni – nieudolni (polscy piloci), ufający – podejrzliwi (obserwatorzy), przyjaźni - wrodzy (ludzie, społeczeństwa), i w końcu umacniający – osłabiający (przyjaźń między narodami).
Czy można badać przyczyny katastrofy, nie psując przyjaźni między narodami?
Ponownie przejrzałem wszystkie artykuły zamieszczone na stronach internetowych Gazety Wyborczej, w swoim czasie pisałem dość dużo – teraz krótko zrelacjonuję.
Pierwszą wersję wydarzeń (narracji) Gazeta Wyborcza zaprezentowała 21 kwietnia. Czteroczęściowy artykuł przygotowywał grunt pod przyczynę/winę „presji prezydenta”. Pytano „Czy opóźnienie startu samolotu prezydenckiego mogło przyczynić się do katastrofy”. W artykule pojawia się wątek nacisków: „pilot mógł być naciskany, by mimo negatywnej rekomendacji lądować”.
4 czerwca Piotr Pacewicz, z wykształcenia psycholog, publikuje artykuł: „Nikt nie zawołał: Opamiętajcie się!”. Ilość nagromadzonych absurdalnych tez psychologicznych pokazuje, do czego może doprowadzić publicystyczne zaślepienie.
Piloci nie działali w próżni. Generał Błasik to zaufany człowiek prezydenta. Dowódca samolotu mógł jego obecność rozumieć, jako presję i na koniec pada pytanie: „Postanowił na oczach swego prezydenta i swego dowódcy pokazać, co potrafi polski pilot?”. No i mamy „myślenie grupowe” – Pacewicz podpiera się teorią naukową opisaną przez Irvinga Janisa.
„Nikt nie potrafił zawołać: - Opamiętajcie się, ryzyko jest zbyt duże!Nie wiemy, na ile wyraźna była ta grupowa decyzja, by lądować. Mogła przyjąć tylko (i aż!) postać prośby - by zrobić wszystko, co tylko możliwe (...) Winna byłaby nie specyficznie polska "fantazja ułańska", lecz prawidła grupowej komunikacji. ”- Piotr Pacewicz.
Kostki domina Wybiorczej
I ostatni artykuł, w budowaniu narracji kluczowy – „Smoleńskie domino”. Czytam w nim, że gdyby z przewracającego się szeregu udało się wyjąć którąkolwiek z "kostek" domina, kolejne nie upadłyby. Spróbujmy. Wyciągamy kostkę numer dwa. PRESJA. Czy na Czerskiej nie wiedzą, że jej nie ma? Presji nie było. Usuwamy tezy - „Niepotrzebna też była obecność w kabinie dowódcy sił powietrznych gen. Andrzeja Błasika. Jeżeli on tam był, to na pewno im nie pomagał, lecz jedynie przeszkadzał w koncentracji i podejmowaniu decyzji”. Kostka dziesiąta - „Ryzyko, jak zwykle”. Według dziennikarzy Wyborczej, dowódca samolotu prowadził „jednak maszynę na pas startowy”. Oczywista nieprawda. Samolot nie lądował. Kostka jedenasta. „Czekał Pospieszalski” – podstawowa teza, podpora kostki - „Biegli psychologowie nie mieli wątpliwości: piloci byli pod presją, działali w stresie spowodowanym nie tylko fatalną pogodą”.
„To był lot prezydenta, jego ekipy, jego gości. To prezydent był centralną postacią. Lech Kaczyński tak zresztą interpretował swoją rolę głowy państwa w powietrzu - w swoim tupolewie chciał być prawdziwym dowódcą, skoro był zwierzchnikiem sił zbrojnych” - Piotr Pacewicz
I ostatnia kostka - „Wąwóz”. Autorzy oparli ją na dwóch filarach. „Jar” oraz „tunel”. Obydwa po prostu nie istnieją. Kapitan Protasiuk wiedział o jarze (wbrew twierdzeniom autorów artykułu) i nie był w żadnym tunelu świadomościowym. Podobno nie zauważył komendy drugiego pilota „odchodzimy”.
Tymczasem cytowane - „odchodzimy”, było skwitowaniem (potwierdzeniem) komendy śp. kapitana Protasiuka - „odchodzimy na drugie”. Odczytanie tych słów z czarnej skrzynki jest druzgocące dla wersji GW. Dowódca w żadnym momencie lotu nie był i się nie znajdował w żadnym „tunelu świadomościowym”.
Natomiast w tunelu znalazła się dwuletnia narracja Gazety Wyborczej.
„Decyzja o lądowaniu była zatem rozpatrywana w kategoriach politycznych, narodowych, historycznych, godnościowych. Czynnik bezpieczeństwa był oczywiście ważny, ale jako jeden z wielu” – Piotr Pacewicz. Zatytułowałem artykuł „Pacewicz i inni” – gdyż właśnie ten artykuł, psychologa, wrażliwego humanisty, jest, a właściwie był, ukoronowaniem, wierzchołkiem, szczytem dwuletniej narracji.
Polecam lekturę tego artykułu, szczytu dziennikarskiej hańby.
Tekst ukazał się w Warszawskiej Gazecie
Komentarze
27-01-2012 [21:41] - VanGoche (niezweryfikowany) | Link: pacewicz
pacewicz to kurwa i szmaciarz
27-01-2012 [23:03] - zbych68 (niezweryfikowany) | Link: dobitnie powiedziane
Mocno i dobitnie powiedziane, ale trudno sie nie zgodzić! Jaki naczelny, taka Gazeta Wybiórcza.
28-01-2012 [03:04] - Gość (niezweryfikowany) | Link: To k...a rodzimego chowu ...
czy jakiś k....ski desant?
http://pl.wikipedia.org/wiki/P...
27-01-2012 [22:06] - Jawa (niezweryfikowany) | Link: Struganie z czytelników Wyborczej głupków
Nie dziwi zupełnie bo skoro kupują gazetkę stworzoną przez synów narodu wybranego dla ogłupiania Polaków.
28-01-2012 [11:46] - Bardzostarywyborca (niezweryfikowany) | Link: "Pacewicz" jak Szechtero-Michnikiewicz
Ten cały "Pacewicz" niech zmieni solidne i PO-hańbione nazwisko, bo tak się ma do Paców jak niejaki Szechtero-Michnikiewicz.
28-01-2012 [17:07] - Gość (niezweryfikowany) | Link: kŁAMSTWO
Każdy pasażer samolotu a jest ich wielu ma świadomość w jakich warunkach odbywa się lądowanie.W ciszy i w pasach.Teksty dziennikarzy są przeznaczone do tych którzy nie wiedzą bo nie latali lub mają kłopoty ze świadomością.