Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Lekcja pragmatyzmu, czyli polityka Berlina…
Wysłane przez ryszard czarnecki w 04-11-2020 [08:07]
Oto pragmatyzm w polityce zagranicznej. Jeszcze przed chwilą Niemcy, wraz z innymi krajami Europy Zachodniej, beształy Turcję z powodu, a może pod pretekstem praworządności i praw człowieka, a teraz nie dość, że niemiecki minister spraw zagranicznych Heiko Maas składa wizytę w Ankarze, to jeszcze Niemcy – zupełnie inaczej niż Francja – w praktyce popierają Turcję w jej sporze na Morzu Śródziemnym z Cyprem i Grecją. Berlin po raz kolejny udowodnił, że jest do bólu pragmatyczny, a hasła „praworządności” są przez niego, owszem, używane, ale wtedy, kiedy trzeba, a nie wtedy, kiedy nie trzeba…
Ktoś powie, że to cynizm. Może, ale taka jest właśnie współczesna polityka międzynarodowa. Nie tylko zresztą współczesna, bo taka była wtedy, gdy brytyjski lord Curzon chciał odbudowanemu po przeszło 120 latach państwu polskiemu odebrać Kresy Wschodnie RP, taka była ponad 200 lat temu, gdy Kongres Wiedeński stał się powszechnie uznanym międzynarodowym gwoździem do trumny Polski, tak była, gdy Rosja, Prusy i Austria dzieliły polskie terytorium, skądinąd używając do tego „argumentu” o … ochronie praw mniejszości (sic!).
Tak było za czasów Talleyranda, Richelieu, w okresie średniowiecza i czasach starożytnych. Persowie, Hannibal, Imperium Rzymskie, antyczna Grecja, przez czasy Karola Młota, okres hiszpańskiego Imperium, nad którym nie zachodziło słońce i I Rzeczypospolitej z jej milionem kilometrów kwadratowych – największego w swoim czasie państwa Europy,przez wiek XVIII – te równię pochyłą polskiej państwowości, gdy w Europie wzrastały już inne potęgi, aż po ostatnie 200 lat i dwie dekady – zmieniały się ustroje, formy uprawiania polityki, sposób prowadzenia wojen, ale mechanizmy funkcjonujące w polityce międzynarodowej są tak naprawdę te same, ponadczasowe, czasem tylko ubierane w inne kostiumy historyczne.
Jestem historykiem, ale nie są to rozważania historyka. Jestem polskim politykiem i niniejszy tekst jest apelem o bezwzględny pragmatyzm w polskiej polityce zagranicznej. Bywało z tym różnie. Naiwność, idealizm, brak rozróżniania między różnymi grami sojuszników i wrogów, wreszcie uznanie, że „historia przyzna nam rację”. To były różnorodne odmiany tego samego fatum wiszącego nad naszą polityką zewnętrzną.
Uczmy się od tych, którzy są racjonalni i pragmatyczni. Chodzi o te państwa, które są od nas większe, silniejsze politycznie i mocniejsze gospodarczo...
Tyle. Kto mądry, też zrozumie.
*tekst ukazał się na portalu Wprost.pl (31.08.2020)
Komentarze
04-11-2020 [10:26] - Zygmunt Korus | Link: Przekleństwem świata od dawna
Przekleństwem świata od dawna jest tzw. real politik. Bez moralności żaden uzurpator daleko nie zajechał (-dzie). Bo zawsze przyjdzie cynik cwańszy i silniejszy. Dlatego trzeba robić wszystko, apelować i postępować jak najusilniej po ludzku, etycznie, oczywiście z głową. Te "realne sojusze" zawsze się kończą frycowym. Dlatego Pański wywód i zapewne postępowanie jest mi zupełnie obce. Jak zresztą ta pełna hipokryzji współczesna polityka, w której Pan pływa jak ryba w wodzie... O Niemcach to nawet szkoda sobie strzępić języka, bo oni sami, wskutek bestialstwa podczas II WŚw., automatycznie wypisali się z ligi narodów.
04-11-2020 [10:45] - Jabe | Link: Ja bym raczej pomstował na
Ja bym raczej pomstował na sojusze nierealne i generalnie na marzycielstwo w polityce.
05-11-2020 [08:36] - Marek1taki | Link: Prawo silniejszego,
Prawo silniejszego, geopolityka, ludzka małość determinują bieg historii. Nie wspomina Pan o spiskach. Niemiecka realpolitik osiągnęła apogeum przed I wojną światową i od tego czasu jest maszynką do mielenia niemieckiego mięsa armatniego. Ich sukces skądś wynikał, ktoś to finansował, ktoś wspierał zakulisowo, ktoś realizował serię przypadków w rodzinie Habsburgów chociażby. Gdyby chodziło o stabilność polityczną Europy i sukcesy jej cywilizacji Trójmorze i Międzymorze nie byłoby zawadą.
A w tej grze wśród drobnych ruchów oczywistym było, że tolerowanie w Polsce niebezpiecznych, i jawnie wrogich ambasadorów kończy się w sposób znany z historii.
Rola polityków w Polsce XX/XXI wiecznej jest analogiczna do tej z XVIIIwieku.