James Bond w Polsce - prawdziwy agent

  Uwielbiam filmy o Jamesie Bondzie.  Bawią mnie one do łez.  W czasie wakacji TVP Kultura przypominała w każdy piątek najstarsze filmy z tej serii.  Oglądałam je z przyjemnością.  Zainteresowała mnie więc informacja z obecnego tygodnia o tym, że brytyjski agent o pseudonimie James Bond istniał naprawdę i działał w Polsce.  W czwartek, 24.09. 2020, czyli trzy dni temu na stronie Rp.pl ukazał się artykuł Marka Kozubala "Co robił James Bond w Warszawie?" {TUTAJ}.  Czytamy w nim:

  "Służby specjalne PRL rozpracowywały prawdziwego Jamesa Bonda. W latach 60. był on sekretarzem ambasady Wielkiej Brytanii w Warszawie - ustalił IPN.
James Albert Bond przyjechał do Warszawy w 1962 roku. Formalnie był sekretarzem ambasady brytyjskiej w Warszawie, w rzeczywistości - oficerem brytyjskiego wywiadu. Mieszkał przy ul. Obrońców 2. Co ciekawe właśnie w tym roku na ekrany kin wszedł pierwszy odcinek filmu o Bondzie "Dr No", a rok później "Pozdrowienia z Moskwy", i w 1964 "Goldfinger".
  Jak podaje IPN na podstawie dokumentów znalezionych w archiwum, prawdopodobnie Bond nie było jego prawdziwym nazwiskiem. "Jego przybycie nie uszło uwadze funkcjonariuszom komunistycznego kontrwywiadu PRL (podlegającego pod II Departament MSW). Założono sprawę operacyjnej obserwacji o kryptonimie „Samek" i poddano go ścisłej inwigilacji. Ustalono, że Bond był rozmowny, lecz bardzo ostrożny i „interesował się niewiastami". Kontaktów z obywatelami polskimi – nie stwierdzono. W październiku i listopadzie 1964 r. wyjeżdżał z dwoma pracownikami attachatu do województw białostockiego i olsztyńskiego aby „penetrować obiekty wojskowe" - czytamy w informacji podanej przez Instytut.
IPN dodaje, że informacje kontrwywiadu PRL na temat Bonda przekazywane były do Moskwy. "James Bond znajduje się na liście agentów obcych wywiadów, która przekazana została służbom sowieckim kontrolującym wywiad PRL" - dodaje IPN.".

     Cała ta sprawa jest wielce tajemnicza. "James Bond" przebywał w naszym kraju krótko i nie wiadomo, czy zdobył jakieś informacje.  Brytyjski wywiad musiał wiedzieć o tym, że imię i nazwisko "James Bond" są powszechnie znane z książek Iana Fleminga oraz ze wspomnianych wyżej filmów.  Po co więc użyto takiego właśnie pseudonimu?  Narzucającym się przypuszczeniem jest to, że ów agent miał za zadanie odwrócenie uwagi polskiego kontrwywiadu od innych operacji prowadzonych przez Brytyjczyków.  Szkoda, że nie mamy dostępu do archiwów brytyjskiego wywiadu.  Rzeczywistość mogła być ciekawsza od fikcji.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika cyborg59

28-09-2020 [02:17] - cyborg59 (niezweryfikowany) | Link:

Filmowy Bond dotarł do mnie w postaci opowiadanej. Byłem wtedy w podstawówce a opowiadającym był mąż mojej dużo starszej siostry - marynarz. Właśnie ze względu na wiek, opowiadania były pozbawione tego co potem parodiowali w "60 minut na godzinę" Maniek z kumplem, czyli słynnego : "a momenty były?". Małą, winylową płytę "Pozdrowienia z Moskwy" mam do dziś. Mam też kolekcję taśm VHS kupionych po złotówce z likwidowanej kopiarni. Wspomnienia, wspomnienia.....